wtorek, 14 marca 2017

Najsłynniejszy wolontariusz ŚDM był gejem - Maciej Szymon Cieśla zmarł przed ŚDM. Papież wspominał go


Chory na nowotwór Maciek porzucił pracę, by stworzyć oprawę graficzną na Światowe Dni Młodzieży. Tych niestety nie doczekał, bo zmarł przed przyjazdem papieża do Polski. Mimo to jego poświęcenie nie przeszło bez echa, bo Franciszek wspomniał o Maćku z papieskiego okna, a Kościołowi wystarczyło to, by uczynić z chłopaka wzór do naśladowania. Hierarchowie starają się jednak zapomnieć o jednym: Maciek był gejem, a w chorobie i pracy na rzecz ŚDM wspierał go partner – Grzesiek.

– Życie takie właśnie jest. Problem polega na tym, by wybrać dobrą drogę życia, tak jak on to zrobił. Podziękujmy Bogu, że daje nam przykład tak odważnych ludzi, przede wszystkim młodych, którzy pokazują nam, jak iść naprzód w naszym życiu – mówił z papieskiego okna Franciszek.

Kiedy słowa papieża o zmarłym wolontariuszu obiegły świat, Grzesiek, życiowy partner Macieja, postanowił zniknąć. Napisał na Facebooku: „Proszę nie przedobrzyć, jak to zrobił kościół. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu”. Osiem miesięcy po Światowych Dniach Młodzieży pisze, że wciąż za wcześnie na rozmowę o ich życiu. Może kiedyś, nie wyklucza. Na razie jednak wysyła na wystawę „Nothing will be the same again” (Nic już nie będzie takie samo) w podziemiach krakowskiej ASP. „Byliśmy parą, wystawa to potwierdzi” – pisze.

Iwona Demko, kuratorka wystawy i asystentka na wydziale rzeźby ASP (gdzie studiował Maciek), jako jedna z niewielu wiedziała o jego orientacji i poszukiwaniach religijnych. Z innymi dzielił się niechętnie. – Był zrażony do Kościoła, ale pragnął jego akceptacji – przyznaje Iwona. – Przez lata był ministrantem. Potem nie mógł się pogodzić z potępianiem homoseksualizmu przez duchownych. (...) - Newsweek.pl

Papież mógł wspomnieć o tylu osobach, ale wybrał Maćka Cieślę, 27-latka, który przygotował oprawę graficzną na ŚDM. I który marzył tylko o jednym: żeby żyć. Maciej Szymon Cieśla zmarł na raka 25 dni przed przyjazdem papieża Franciszka do Krakowa.

Skąd papież się o nim dowiedział? Od koleżanki Maćka, która wiosną wybrała się do Watykanu. Jako świeża mężatka czekała na błogosławieństwo papieża Franciszka. Gdy wreszcie przyszła jej kolej, trzy minuty rozmowy poświęciła historii Maćka. Papież obiecał, że o nim nie zapomni.

Nie zapomniał. Z okna mówił do pielgrzymów: "Życie takie właśnie jest. Problem polega na tym, by wybrać dobrą drogę życia, tak jak on to zrobił. Podziękujmy Bogu, że daje nam przykład tak odważnych ludzi, przede wszystkim młodych, którzy pokazują nam, jak iść naprzód w naszym życiu".

A Michał mówi: - To było piękne. Papież mógł wybrać tyle osób, o których mógł opowiedzieć, ale wybrał Maćka, bo był jednym z nas, zwykłym człowiekiem. Z jednej strony poczułem radość, że praca Maćka jest doceniona. Z drugiej chciałbym, aby te słowa nigdy nie musiały paść.

Nowotwór kości udowej, o którym dowiedział się w listopadzie, okazał się złośliwy. Były przerzuty do płuc. Mimo to Maciek nie tracił pogody ducha i chęci walki. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak mocno walczył. Mówili nam to sami lekarze: że gdyby nie jego ogromne pragnienie życia i siła, umarłby kilka miesięcy wcześniej - opowiada Michał, brat Maćka.

Wspomina też, że Maciek był tak skoncentrowany na pracy, że nie zwracał uwagi na bolące kolano, migreny. Gdy otrzymał diagnozę, nie zwolnił tempa. Brat Maćka przyznaje, że nie z powodu jego religijności. - Oddzielał sprawy boskie od kościelnych. Do tych drugich było mu dość daleko. Ale z Bogiem miał szczególną relację. Odpowiedzi na to pytanie, czy jest coś więcej po życiu, szukał w swojej sztuce - opowiada Michał.

- Gdy Maciek zachorował, zredefiniował sobie wszystkie priorytety. Zbliżył się do Boga, ale i tak przede wszystkim zastanawiał się, jak przygotować nas na śmierć. Gdy już gasła nadzieja, mówił: spokojnie, zajmijcie się ważnymi sprawami, ja sobie dam radę. I wciąż zachowywał dystans i pogodę ducha - wspomina brat Maćka. (...) - Gazeta Wyborcza.