Teolożka Marie Kortenbusch wraz z swoją żoną Moniką Schmelter należą do inicjatywy #OutinChurch. Przed rokiem 125 osób pracujących w służbie kościelnej publicznie przyznało się do swojej tożsamości seksualnej. Była nauczycielka religii Kortenbusch musiała przez 40 lat ukrywać miłość do swojej żony. Obecnie jest na emeryturze i w wywiadzie dla katholisch.de opowiada o tym okresie, swoim cierpieniu i tym, co dziś dodaje jej odwagi w Kościele.
Pytanie: Czy chciałaby Pani teraz, gdyby było to oficjalnie możliwe, doświadczyć kościelnego błogosławieństwa?
Kortenbusch: Nie, to byłoby absurdalne. Dlaczego mielibyśmy teraz jeszcze raz oficjalnie błogosławić nasz związek w Kościele? Przeżyliśmy nasze nieoficjalne ślubowanie w 1990 roku. Tam został nam udzielony Boży Błogosławieństwo. To błogosławieństwo jest niezrównane.
Pytanie: Napisała Pani książkę zatytułowaną "Jak Bóg mnie stworzył". Co Pani do tego skłoniło?
Kortenbusch: Po ogólnonarodowym coming-outcie ja i moja żona zostaliśmy zaproszeni jako dwie z twarzy naszej inicjatywy na wiele wydarzeń, na których mówiło się o żądaniach #OutInChurch. Chodziło nam o konieczną zmianę myślenia w Kościele. Ludzie byli także bardzo zainteresowani naszymi osobistymi historiami życia. Zadawali pytania dotyczące naszych trudnych i wyzwalających doświadczeń, na przykład: Jakie to uczucie być przerażonym w kościele, w którym się wierzy i działa, tylko dlatego, że ktoś ukrywa swoje relacje? Jak wasza miłość przetrwała? Jak w końcu pokonaliście swoje obawy? Te spotkania zainspirowały mnie do napisania książki. Chodziło o pogłębienie mojego coming-outu poprzez opowiadanie mojej historii. Długo przed tym, zanim pojawiło się pytanie o moją tożsamość, doświadczenie to już kształtowało moje dzieciństwo: "Tak, jaki jesteś, nie możesz być". Taka deprecjonizacja spotkała mnie później także jako lesbijkę w kościele, zwłaszcza ze względu na jego nauczycielskie wypowiedzi. Wychodząc od tych doświadczeń deprecjonizacji, była to wymagająca droga do przyjęcia siebie.
Pytanie: Czy pisanie było dla Pani jakimś rodzajem przetwarzania swojego życia?
Kortenbusch: Nie, ta wewnętrzna praca została już wykonana, inaczej nie mogłabym tak skondensować mojej historii życia, miłości, wiary i kościoła. Rozumiem swoje życie w kontekście Boga, dlatego podoba mi się, że tak jest również w tytule książki. Oczywiście, tytuł jest również nawiązaniem do filmu dokumentalnego "Jak Bóg mnie stworzył". Napisałam książkę "coram deo", czyli jako część rozmowy o życiu z Bogiem. Były dla mnie duchowe ćwiczenia w ośrodku pisarskim.
Pytanie: Uważam, że to odważne, że opowiedziała Pani swoją historię. Czy kiedykolwiek tego żałowała?
Kortenbusch: Potrzebowałam odwagi, aby ujawnić moje osobiste doświadczenia, to prawda. Jednocześnie jestem przekonana, że warto wyjść z tabuizacji, milczenia i destrukcyjnej ciszy. Czymże byłoby bardziej biblijne, niż pokazanie swoich ran? Ponadto, książka nie tylko ukazuje bolesne doświadczenia, ale także źródła mojej siły i moje kroki w kierunku uzdrowienia i wyzwolenia. Moja historia możstrować jedno z przee zilukonań #OutInChurch: "Podejścia życiowe i doświadczenia życiowe osób queer są miejscami poznania wiary i miejscami działania Bożego." Wierzę, że moja książka może wzmocnić i zachęcić niektórych czytelników na ich własnych drogach. O tym świadczą także otrzymane ode mnie informacje zwrotne.
Pytanie: W książce opowiada Pani także bardzo osobiście o odrzuceniu i upokorzeniach, jakie Pani i Pani żona doświadczyły. Co Panią najbardziej dotknęło?
Kortenbusch: Przychodzi mi do głowy wiele rzeczy. Na przykład komentarz odnośnie naszego zaproszenia na ceremonię błogosławieństwa: "Skoro już jesteście tacy, nie musicie tego jeszcze świętować". Siostra zakonna, która widziała boską karę w naglej śmierci jezuitów, którzy nas poślubili, lub zakaz przyjmowania Eucharystii przez naszą wspólnotę queer. To, że na pogrzebie teścia nie mogłam być przy boku Moniki, bo jej szef, który przyszedł z szacunku, nie mógł nas dostrzec jako parę. To, że później w miejscu pracy Moniki oficjalnie sprawdzano, czy jej związek ze mną nie stanowi "publicznego zgorszenia", a eksplicitnie domagano się dalszego ukrywania naszego związku. Wreszcie, usłyszeć od Rzymu, że osoby homoseksualne nie mogą budować trwałych związków. O tym myślę.
Pytanie: W minionym roku wiele się zmieniło w Kościele, a prawo pracy kościelnej zostało zmienione na korzyść związków jednopłciowych. Czy jest Pani zadowolona?
Kortenbusch: Jestem bardzo zadowolona, że dzięki kampanii #OutInChurch staliśmy się siłą napędową dla nowego prawa pracy kościelnej. Nawiasem mówiąc, nie chodzi tylko o związki jednopłciowe, ale na przykład również o osoby trans- i interseksualne (osoby LGBTIQA*+-owe), ważne jest podkreślenie tego. Także na Synodalnej Drodze uważałam za bardzo dobrze, że temat różnorodności seksualnej był omawiany. Bardzo poruszyło mnie, jak osobiste i konfrontacyjne były zaangażowanie młodych synodalistów. Wzbudzili w wielu uczestnikach procesy uczenia się. Jednocześnie dostrzegłam też ciężki trud wokół tych tematów. W końcu bardzo mnie zasmuciło, że tekst o udanych związkach został odrzucony.
Pytanie: Podczas Synodalnej Drogi zagłosowano również za możliwością udzielania kościelnych błogosławieństw. To był duży krok?
Kortenbusch: Tak, był to krok, który od dawna powinien zostać zrobiony. Takie błogosławieństwa były już faktycznie udzielane wcześniej. Ale pozostawały zawsze w ukryciu, tak że księża, którzy błogosławili pary jednopłciowe, nie mogli zostać ukarani. Ale będzie jeszcze długo trzeba czekać, zanim pary homoseksualne zostaną oficjalnie błogosławione kościelnie, i dodatkowo jestem pod wrażeniem tego, co dzieje się w Kościele starokatolickim i ewangelickim, gdzie możliwe są nie tylko błogosławieństwa, ale także kościelne śluby dla par jednopłciowych.
Pytanie: Czego Pani sobie życzy od Kościoła katolickiego?
Kortenbusch: Niedawno przeczytałam wyznanie winy wydane przez Synod Ewangelickiego Kościoła w Hesji i Nassau wobec osób queer, które zostało przedstawione na Ewangelickim Zjeździe Kościelnym. Ten tekst bardzo mnie wzruszył. W nim władze kościelne oficjalnie proszą o przebaczenie i przyznają się do winy. Płakałam, kiedy to czytałam. Tym samym poczułam, jak bardzo brakuje mi przyznania się do winy w moim kościele. Wprawdzie wtedy, po publicznym coming-outcie wielu pracowników kościelnych, zawieszono tęczowe flagi i instytucje katolickie i ich przedstawiciele okazali przyjaźń osobom queer, również wielu biskupów. Ale to było za szybko, zbyt gładko, tu omijano coś istotnego; kościół musi uporać się ze swoją historią winy. Jesteśmy daleko od celu. Zmiany muszą dotyczyć nie tylko prawa pracy kościelnej, ale również nauczycielskich punktów widzenia na osoby LGBTIQA*+-owe.
Pytanie: Jakie jest Pani przesłanie dla młodych osób, które są queer i chcą nadal iść w Kościele swoją drogą?
Kortenbusch: Chciałabym zachęcić do słuchania swojego wnętrza, do stanowienia za tym, co jest dla nich cenne. Każda osoba queer, która żyje otwarcie i autentycznie w Kościele, przyczynia się do tego, że "nasza różnorodność czyni Kościół bardziej bogatym, twórczym, przyjaznym ludziom i bardziej żywym", jak to wyraziliśmy w #OutInChurch. Tak, chodzi o żywotność, o pełnię życia, o którą mówi Ewangelia. Nasza tożsamość, nasza miłość jest głęboko Bożym darem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz