W kościele w Hull, w północnej Anglii, postawiono płot elektryczny. To instalacja Annabel McCourt. Wszystko po to, by rzucić światło na rzeczywistą sytuację osób LGBT na świecie. Sztuka ma prowokować i oburzać, a jednocześnie zmusić ludzi do refleksji. Ma także przybliżyć ich do świata, w którym czasem żyją geje i lesbijki w wielu krajach - są zamykani, separowani, żyją w strachu przed więzieniem czy publiczną chłostą.
Pomysł zrodził się po wysłuchaniu homilii jednego z amerykańskich pastorów, Charlesa L. Worleya z Karoliny Północnej, który postulował w 2012 roku stworzenie dwóch obozów ogrodzonych właśnie murem pod napięciem. W jednym miałyby być lesbijki, w drugim – homoseksualiści i inni dewianci. I to jest jego recepta na usunięcie „tej plagi z ziemi” – „oni wyginą, bo nie mogą się rozmnażać”. W kościele słychać entuzjastyczne okrzyki „Amen!”.
Dla artystki brzmiało to jak najgorszy koszmar: „Mamy ‘koalicję chaosu’, której paliwem jest strach i podważanie ledwie osiągniętej równości małżeńskiej, wolności LGBT. Granice, przeszkody, terror i fałsz… Jesteśmy w spirali nienawiści, gdzie ludzie i instytucja strachu nieźle współpracują” - Queer.pl
Fot: Dan Creighton, Fordham University |
Czego się nie dotknie, zamieni w bestseller. Tym razem James Martin, jezuita, autor licznych książek i wieloletni redaktor magazynu „America” zajął się tematem katolików LGBT, pisząc niewielką książeczkę „Building a Bridge”. Książka ma imprimatur jezuickiego prowincjała i bardzo dobre okładkowe recenzje kard. Kevina Farrella, prefekta Dykasterii Świeckich, Rodziny i Życia, oraz kard. Josepha Tobina, arcybiskupa Newark – obu nominowanych na te stanowiska niedawno przez papieża Franciszka - Tygodnik Powszechny.
Szacunek należy się każdemu, kto świadomie i odpowiedzialnie dokonuje wyboru, nawet jeśli sam go nie rozumiem czy nie podzielam danej decyzji. Związki osób homoseksualnych, heteroseksualnych, o różnym kolorze skóry i w różnym wieku mają dokładnie tę samą wartość.
Bez względu na to, czy akt homoseksualny uznamy za zgodny, czy za niezgodny z prawem naturalnym, każda osoba homoseksualna ma prawo do miłości i szacunku. Za tym lobbuję.
Ocena cudzych wyborów życiowych, np. tego, czy ktoś wybiera sobie na małżonka osobę dużo starszą, dużo młodszą czy tej samej płci itp., może wywoływać różne emocje i nie ma w tym nic dziwnego. Uważam natomiast, że szacunek należy się każdemu, kto świadomie i odpowiedzialnie dokonuje wyboru, nawet jeśli sam go nie rozumiem czy nie podzielam tej decyzji. Związki osób homoseksualnych, heteroseksualnych, o różnym kolorze skóry i w różnym wieku mają dokładnie tę samą wartość, choć rozumiem, że mogą wywoływać różne emocje. Zalecam jednak przyglądać się tym emocjom bardziej krytycznie, bo zazwyczaj więcej mówią one o nas samych niż o tych związkach.
Zwłaszcza obecnie, kiedy tak dużo mówi się o kryzysie małżeństwa, rodziny i wierności. W związku z tym dążenia niektórych ruchów LGBT w kierunku umocowania i utrwalenia tych relacji postrzegam raczej jako przejaw konserwatyzmu, hołdowania tradycyjnym wartościom takim jak wierność, trwałość i rodzina.
Jako konserwatysta uznaję zarówno związki partnerskie, jak i małżeństwa homoseksualne za wyraz troski o tradycyjne wartości, takie jak wierność, stałość, rodzina. Tak też traktuję swój własny związek z moim partnerem. I podobnie jak dwoje heteroseksualnych ludzi w urzędzie stanu cywilnego lub kościele ślubuje sobie dozgonną miłość i wzajemną troskę w różnych sytuacjach, tak i my również potrzebujemy stabilności i bezpieczeństwa. Chcemy mieć pewność, że w sytuacji gdy któryś z nas zacznie chorować, straci pracę lub gdy nasz związek będzie przechodził kryzys, nie zostaniemy sami, a i państwo wyciągnie do nas rękę.
Każdy konserwatysta i każdy chrześcijanin przyznają, że lepszą sytuacją jest budowanie trwałej relacji opartej na wierności i trosce niż takiej, w której dwie osoby żyją ze sobą bez ślubu, bez związku, bez zobowiązań - Paweł Dobrowolski
Mówimy o adopcji dzieci, to mówimy o sytuacji, w której u podstaw jest już jakieś nieszczęście. Zarówno tych dzieci, które z jakichś powodów nie mają opieki rodziców heteroseksualnych, jak i tych par, które z jakiegoś powodu dzieci mieć nie mogą. Pojawia się więc pytanie: co jest mniejszym złem, a większym dobrem? Wychowywanie dziecka w domu dziecka, czy wychowywanie przez dwie osoby tej samej płci? Moim zdaniem odpowiedź jest oczywista – druga opcja jest lepsza i dla tych dzieci, i dla dobra pary, która może rozwijać się w miłości poprzez dzielenie się nią z kimś trzecim. Oczywiście, najlepszą sytuacją jest, gdy dziecko ma dwoje kochających się biologicznych rodziców i jest owocem ich wzajemnej miłości, ale to akurat w przypadku osób tej samej płci jest – póki co – niemożliwe. Na adopcję dzieci patrzę przede wszystkim jako na wyraz miłosierdzia i wrażliwości, dlatego nie rozumiem, dlaczego parom – również tej samej płci – można odmawiać zrobienia dobrego uczynku. (...) Kultura Liberalna.
Zakon - 6. Niedziela po Trójcy Świętej - Jam jest Pan Bóg twój, którym cię wywiódł z ziemi Egipskiej, z domu niewoli. (2 Mż 20,2)
Katedra Hope
Kościół Middle Church
Metropolitan Community Church Cathedral SunCoast, Floryda
Kościół św Stanisława Kostki w St. Louis
Metropolitan Community Church
Franciszek: nazwijmy po imieniu nasze przywary
Tweet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz