sobota, 26 listopada 2016

25. rocznica śmierci Freddiego Mercury’ego


Nie dawno minęła 25. rocznica śmierci Freddiego Mercury’ego, frontmana Queen. Plotki, że Freddie „ma AIDS” krążyły wtedy od dawna. Od pięciu lat już nie koncertował. Był bardzo szczupły i mocno przypudrowany w clipie do „I’m going slightly mad”, swym, jak się okazało, ostatnim. Potem gruchnęła wiadomość, że Freddie wydał oświadczenie: tak, choruje na AIDS. Wtedy takie wyznanie równało się też homoseksualnemu coming outowi, którego Freddie nigdy wcześniej nie zrobił.
I dzień po oświadczeniu zmarł.

Nawet dziś wielu rockandrollowcom z trudem przychodzi przełknąć, że jeden z największych idoli rocka w historii nie był hetero. Wyszło właśnie u nas drugie wydanie wspomnień ostatniego faceta Freddiego – Jima Huttona („Freddie Mercury i ja” – polecamy!). Jim pisze rozbrajająco szczerze.

Typowy wstępny tekst Freddiego na podryw? „Cześć, dużego masz ptaka?” Tak właśnie poderwał Jima.

Imię Freddiego dla wtajemniczonej paczki? Melina. Elton John był Sharon. Rod Stewart – Phyllis.

U siebie w domu miał gejowską rodzinę, którą zatrudniał – kucharza geja, szofera geja i asystenta geja. Oraz ogrodnika i fryzjera geja, ale na specjalnych prawach, bo to był właśnie jego Jim.
Wszystko to było tajemnicą poliszynela.

Freddie, gdybyś tylko zobaczył, co się w tej Wielkiej Brytanii – i w innych krajach też - przez te 25 lat nawyrabiało, to byś zaśpiewał „WE ARE THE CHAMPIONS” jeszcze mocniej, niż kiedykolwiek. (Replika)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz