sobota, 8 sierpnia 2020

Polsko-niemieckiej przyjaźni o homofobii, tolerancji, walka o prawa LGBT



Tekst Jerzego Szczęsnego w niemieckim magazynie „Queer.de”.

Szczęsny (na zdjęciu w koszulce z tęczowym orłem) pracuje dla klubu parlamentarnego Zielonych w Bundestagu jako konsultant ds. przeciwdziałania dyskryminacji i ds. polityki społecznej oraz zasiada w zarządzie berlińskiego stowarzyszenia „Schwulenberatung” (Poradnictwo dla gejów). Urodził się w Polsce, od 2002 roku mieszka w Berlinie.

Ohydna wrogość wobec ludzi wymaga wyraźnej reakcji!

Nie potrzebujemy partnerstwa ze „strefami wolnymi od LGBT”, aby kontynuować polsko-niemiecką przyjaźń. Nie milczenie, ale presja pomoże ludziom cierpiącym z powodu nienawiści w Polsce.

Z wielką irytacją przeczytałem gościnny komentarz Carstena Schatza, przewodniczącego grupy parlamentarnej DIE LINKE w Izbie Reprezentantów w Berlinie, dotyczący tzw. „stref wolnych od LGBT” w Polsce. Autor polemizuje tam z postawą, której tak naprawdę nikt nie reprezentuje. Nikt nie postuluje - jak sugeruje Schatz - zakopywania kanałów komunikacyjnych lub odwracania wzroku z obrzydzeniem. To, czego domagają się niektórzy, w tym przedstawiciele polskiego społeczeństwa obywatelskiego, to zerwanie lub zawieszenie partnerstwa miast.

Zasadniczo pojawiają się trzy pytania: Jak powinno wyglądać partnerstwo między Niemcami a Polską? Jakie działania najbardziej pomogą lesbijkom, gejom, osobom biseksualnym i transpłciowym w Polsce? I wreszcie, czy Unia Europejska jest wspólnotą wartości?

Są granice partnerstwa.

Partnerstwo jest podejmowane przez co najmniej dwóch równych partnerów, których łączy pewna przyjaźń. I tak jak w życiu, między miastami partnerskimi powinniśmy traktować się nawzajem z szacunkiem i troską. Nie wyklucza to jednak wzajemnej krytyki, jeśli jedna strona przekracza jakieś granice. Istnieją też granice, poza którymi partnerstwo nie może być kontynuowane.

Czy nieludzkie decyzje, takie jak ogłoszenie „stref wolnych od LGBT” i dyskredytowanie queerowych osób jako zagrożenia dla dzieci, nie jest taką granicą? Powinno to być jasne zwłaszcza tam, gdzie już istniały „strefy wolne od Żydów”. Protekcjonalna reakcja - wystarczy z nim porozmawiać, a wtedy zrozumieją, jakie robią bzdury - jest w zasadzie arogancka. Politycy, którzy głosowali za tymi faszystowskimi rezolucjami, naprawdę wiedzieli, co robią. Powinniśmy więc traktować Polskę poważnie i nasza reakcja musi być równie poważna. That’s what friends are for...
Tylko jasne komunikaty i jasne działania dotrą do opinii publicznej.

Wpływ na polską społeczność LGBTI w Polsce powinien być również kluczowy dla określenia sposobu reagowania. Cisza niemieckich miast (z wyjątkiem miasta Schwerte) do tej pory nie przyniosła absolutnie nic. Żadna lesbijka, żaden gej, żadna osoba biseksualna czy transpłciowa w Polsce nie zauważyła, że były jakieś rozmowy, lub że uchwolono jakieś rezolucje.

Natomiast powszechnie dyskutowano, gdy francuska gmina Saint-Jean-de-Braye zerwała partnerstwo z gminą Tuchów, Nogent-sur-Oise z miastem Kraśnik, Lambres-Lez-Douai z miastem Stary Sącz, Schwerte z Nowym Sączem czy od niedawna Holenderskie miasto Nieuwegein zakończyło współpracę z Puławami. Odrzucenie sześciu wniosków o dofinansowanie polskich gmin w ramach programu miast bliźniaczych ze względu na ich stanowisko anty-LGBTI, ogłoszone 28 lipca br. przez komisarz UE ds. równości Helenę Dalli, było jedną z najważniejszych wiadomości. Można narzekać na medialną rzeczywistość, ale tylko jasne komunikaty i jednoznaczne działania są zauważane przez media i mają szansę, że ludzie dowiedzą się o nich również poza granicami kraju. W przeciwnym razie uspokajamy tylko nasze sumienie. That’s what friends are not for...

To, w jaki sposób reagujemy na głęboko antychrześcijańskie i antyhumanistyczne rezolucje, ostatecznie decyduje o tym, czy jako Unia Europejska będziemy żyć we wspólnocie wartości. Dopóki w UE są miejsca, w których postuluje się wypędzanie z przestrzeni publicznej lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transpłciowych, co jest równoznaczne z rodzajem licencji na pogromy LGBTI, nie mamy wspólnych wartości. Jeśli nie odetniemy się na serio od tej ohydnej mizantropii, także na poziomie instytucjonalnym, UE stanie się tylko nihilistyczną wspólnotą gospodarczą.

Wymiana jest możliwa nawet bez zakłamanych struktur miejskich

Do kontynuacji polsko-niemieckiej przyjaźni nie jest nam potrzebne partnerstwo z miastami rządzonymi przez mizantropów. Nie potrzebujemy pełnych obłudy struktur komunalnych do wymiany społecznej, dialogu i wzajemnego szacunku. Lesbijki, geje, osoby biseksualne i transpłciowe w Polsce cierpiące z powodu nienawiści i agitacji przeciw nim powinny otrzymać jasny sygnał, że dla Niemiec i Unii Europejskiej przekonanie, że wszyscy rodzą się wolni i równi pod względem godności i praw, nie podlega negocjacjom.

Marian Turski, żydowsko-polski ocalały z Auschwitz w 75. rocznicę wyzwolenia Auschwitz mówił do pokolenia swoich wnuków: „Uwaga, uwaga, zaczynamy się oswajać z myślą, że można kogoś wykluczyć, że można kogoś stygmatyzować, że można kogoś wyalienować. I tak powolutku, stopniowo, dzień za dniem ludzie zaczynają się z tym oswajać (…) ”. Słowa te zostały zrozumiane również w kontekście homo- i transfobicznej agitacji, która już wtedy zatruwała Polskę. Jako apel do głośnego protestu przeciwko rosnącej nienawiści. Ponieważ po słownych atakach na człowieczeństwo przychodzą ataki na ludzi.

Należy przynajmniej zawiesić partnerstwa miast

Więc wyślijmy jasny sygnał i przynajmniej wstrzymajmy współpracę miast partnerskich. Nie wyklucza to wyjazdu do Polski, wzięcia udziału w Marszach Równości, poznania tam ludzi, porozmawiania o prawach człowieka z naszymi polskimi przyjaciółmi, kolegami, krewnymi, zaproszenia do Niemiec aktywistów, w szczególności z mniejszych miast, nie wyklucza partnerstwa pomiędzy nie tylko queerowymi organizacjami, może nawet wsparcia finansowego. To jest Solidarność.

Na koniec chciałbym zgodzić się z Carstenem Schatzem, że lekceważenie przez rząd Niemiec dyskryminacji osób queer lub ignorowanie problemów osób transpłciowych i interseksualnych, czyni politykę rządu dotyczącą praw człowieka mniej wiarygodną. Ale tutaj radzę przewodniczącemu grupy DIE LINKE, aby nie wskazywał zbytnio palcem na innych. Jego partia ma również problem z wiarygodnością polityki w zakresie praw człowieka ze względu na niejasne stanowisko wobec reżimu Putina i reżimu w Wenezueli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz