Do braci i sióstr Sodomitów, czyli łydka Lota
Drodzy bracia i siostry katolicy, kiedy tak na Was patrzę ostatnimi czasy, naprawdę nie wiem, co Wam powiedzieć, żeby nie użyć słów uważanych powszechnie za obelżywe. Wiem, że się powtarzam, ale czytaliście Biblię i wiecie, jak to było z prorokami: mówią prawdę, nikt ich nie słucha, więc powtarzają prawdę i nadal nikt ich nie słucha. Ale powtarzać muszą. Na Waszych oczach Wasza wspólnota dzień po dniu idzie coraz dalej ścieżką trochę przedwojennego antysemityzmu, trochę dzisiejszego putinizmu, wylewając fundamenty pod kolejne fazy prześladowań osób LGBT, a Wy nic. Wysoko postawiony polityk partii, rządzącej pod rękę z Waszym kościołem, napisał wprost, że Polska byłaby najpiękniejsza bez LGBT, arcybiskup krakowski wzywa do walki z „tęczową zarazą”, w Białymstoku jest eksplozja religijnej przemocy, Wasi współbracia wnoszą bombę na marsz równości, a Wy nic. Coś tam czasem napiszecie na fejsie, że przykro i tak być nie może, ale generalnie to prawdziwą ofiarą jest tu kościół, bo to wszystko mu „szkodzi”.
Parę dni temu pewna katolicka teolożka tak się zapędziła w dyskusji ze mną, narzekając na piętnowanie homofobów, że napisała coś w rodzaju: „wy to byście chcieli ich palić na stosie”. Jakoś tam odpowiedziałem, zwyczajnie, ale jednak mnie to ruszyło. Poszedłem na spacer, wróciłem. Szukałem słów, osoba jest niegłupia, empatyczna. Może coś do niej trafi – myślałem. Próbowałem jej tłumaczyć: że przecież to tak, jakby polski prawicowiec mówił dziś do polskiego Żyda „bo wy to byście nas chcieli zamykać w gettach ławkowych”, albo jakby biały republikanin mówił do Afroamerykanina „bo wy byście chcieli nas linczować.” OK, nie musicie się cały czas kajać za lincze czarnych, getto ławkowe dla Żydów i palenie gejów na stosie, ale miejcie to minimum, naprawdę, MINIMUM przyzwoitości, żeby się miarkować w retorycznej histerii. Grochem o ścianę, obraziła się jeszcze.
Mało co mnie tak irytuje, jak to powszechne posykiwanie, przywoływanie do porządku, ocenianie „złych manier”, kiedy walczymy o swoje podstawowe wolności i godności. Z okazji Bożego Ciała krążył dziś żarcik, w którym typowy argument umiarkowanej homofobii („nie mam nic przeciwko gejom, ale niech się nie obnoszą na ulicy”) został przepisany na „obnoszenie się” katolików. Proste ćwiczenie z empatii. Ale internautka się oburzała, że to strasznie konfrontacyjne i nie wypada tak brutalnie atakować. A przypominam: nie jest to argument homofobów najgroźniejszych, ale raczej tych, którzy z prostotą ducha mówią: „nie jestem homofobem, ale; nie mam nic przeciwko LGBT, ale”! Nie macie tam z czasem czegoś o belkach i drzazgach w Ewangelii?
Są też takie dobre panie i tacy redaktorzy, co nie widzieli dymiącej strzelby: przychodzą z wielkim smutkiem, bo nie wiedzą, o co tak naprawdę chodzi, o co tyle szumu, proszę się miarkować, bo nikomu tu się przecież krzywda nie dzieje, nikogo na ulicach nie mordują, nie macie może jakichś specjalnych przywilejów, ale naprawdę bez przesady, co jest złego w Karcie Rodziny, przecież rodzina to dobra rzecz, proszę uzbroić się w cierpliwość, nie od razu Kraków zbudowano, bez tego przeczulenia i „czy ktoś mógłby mi tak wreszcie wytłumaczyć, że niby jaka krzywda się dzieje w Polsce tym homoseksualistom i jakich to praw niby nie mają?”.
Przede wszystkim jednak mam powyżej uszu tych dobrych zatroskanych katoliczek, tych miłych jowialnych otwartystów, którzy przychodzą się żalić. Że tak im jest niedobrze, że przez jakąś tam garstkę biskupów i niedobrych ludzi „uderza się” w całą tę niewinną wspólnotę. Że przecież nie wszyscy wierzący są tacy, że nie wolno uogólniać, że religia to miłość, tutusrutu. I że czemu oni się mają czuć winni, skoro sami są przeciwko prześladowaniom i w ogóle to za związkami partnerskimi, a ich dzieci to może kiedyś nawet będą za równością małżeńską.
Otóż powiem Wam, czemu – bo również w Waszej religii grzeszy się nie tylko myślą, mową i uczynkiem, ale również ZANIEDBANIEM. I jesteście, niemalże wszyscy, winni zaniedbania. Nie protestujecie, nie ochrzaniacie swojego proboszcza ani swojego biskupa, nie maszerujecie w milionowych marszach przeciwko łajdakom, którzy chronili gwałcicieli dzieci, albo którzy ramię w ramię z politykami szczują na nas z ambon, przez co potem katolickie bojówki z różańcami w ręku rzucają w nas kamieniami albo kopią nas i opluwają. Krew nasza na Was i na dzieci Wasze.
W Polsce jest ponad 30 mln katolików. Są rozmaite listy protestacyjne przeciwko nagonce na osoby LGBT, wzywające do dymisji episkopatu, są protesty przed kuriami. Największa inicjatywa, o jakiej wiem, zgromadziła nieco ponad 3600 podpisów (w tym takie tuzy jak Turnau, Sosnowski, Dudkiewicz, Komorowska, Wujec, i tak dalej – elita, która powinna mieć rząd dusz, kiedy biskupi mają nierząd dusz). Trzy i pół tysiąca podpisów, rozumiecie? Taki podpis to dziesięć sekund, cztery kliknięcia. Żaden wysiłek, nic nie trzeba zrobić, nawet ruszyć dupy z miękkiego fotela.
Może znacie taką starożytną wschodnią opowieść o złym mieście, którego mieszkańcy krzywdzili bezbronnych i niewinnych ludzi? Miejscowe bóstwo się tym bardzo zdenerwowało, postanowiło rzecz należycie zbadać i przyszło pogadać z jednym sprawiedliwym. I zaczynają się targi: sprawiedliwy chce ocalić miasto, a bóstwo jednak planuje zrobić armagedonik. Targują się na statystykę: że jak będzie pięćdziesięciu przyzwoitych, to miasto ocaleje. Że jak czterdziestu pięciu, to miasto ocaleje. Czterdziestu, trzydziestu, dwudziestu, dziesięciu. Przy dziesięciu sprawiedliwy jest już spokojny (niesłusznie). O jakim procencie mówimy? Otóż populacja biblijnej Sodomy, czyli stanowiska archeologicznego Bab edh-Dra, liczyła w szczycie tysiąc osób. Abraham, targując się z bóstwem, zaczynał zatem od 5% sprawiedliwych, a skończył na 1%. Ale sprawiedliwe były tylko cztery osoby, Lot z żoną i córkami, czyli poniżej pół procenta i Sodoma została spalona.
Te trzy tysiące z kawałkiem, ci katolicy, którym się chce działać, to jakaś jedna dziesiąta promila. Procent procenta. W tej ludnej Sodomie, jaką jest kościół katolicki w dzisiejszej Polsce, jest Was znacznie mniej, niż w tej biblijnej. Jedna dziesiąta Lota – może przedramię, może łydka.
Przestańcie jojczyć, że się Wam dzieje krzywda, kiedy jesteście obwiniani o milczenie. Bo jesteście winni. Raczej cieszcie się, że w rzeczywistości żadne bóstwa nie istnieją, bo w przeciwnym razie wszystkie Wasze domy i kościoły, Wasze katedry i seminaria, biskupie pałace i kapliczki przydrożne, Wasze salki parafialne i domy pielgrzyma, Wasze domy księży emerytów z jabłuszkiem dla księdza kanonika, Wasze redakcje katolickich pism i duszpasterstwa akademickie, w których nie ma nawet procenta sprawiedliwych, dawno by zostały spalone deszczem siarki i ognia.
Tweet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz