poniedziałek, 8 października 2018

Wrocławski Marsz Równości 2018


Jubileuszowy, 10. Wrocławski Marsz Równości za nami! Było nas 7 tysięcy. - Marsz gromadzi od kilku lat tysięczne tłumy, które idą ramię w ramię po równość, po szacunek dla różnorodności i mniejszości – mówi rzecznika Marszu Równości Piotra Buśko. - Osoby LGBT+ to od 5 do 10% każdej społeczności, także tej miejskiej. We Wrocławiu jest nas zatem ponad 30 tys. Nie jesteśmy grupą anonimową, choć nie wszyscy jesteśmy ujawnieni - to należy się nam szacunek i gwarancja podstawowych praw człowieka.

Wśród postulatów 10 Marszu Równości były żądania walki z mową nienawiści, ustawy dotyczące zmiany płci, równości małżeńskiej, czy potępienia środowisk faszystowskich.

Przemawiający do tłumu manifestantów aktor Konrad Imiela, dyrektor wrocławskiego Teatru Capitol, nawiązał do kontrmanifestacji krucjaty różańcowej. Prowadzonej przez baner z napisem "Dziś homoseksualizm, jutro pedofilia" oraz spotykany wcześniej w mieście samochód z czarnymi bilbordami na których przeczytać można że wśród homoseksualistów było "do 20 razy więcej pedofili". - Jezus, byłby tutaj z nami na tej scenie - powiedział Konrad Imela. - A czarne bilbordy są do 20 razy mniej skteczne niż miłość.

Jedna z uczestniczek sobotniego Marszu Równości we Wrocławiu została napadnięta w drodze powrotnej przez kilku zamaskowanych napastników. Jak opowiada, niespodziewanie poczuła mocne szarpnięcie, po czym jeden z napastników zabrał jej sześć flag, baner oraz megafon. Doszło do szarpaniny, po czym sprawcy - "sześciu, może ośmiu", jak relacjonowała - uciekli.

- Wracaliśmy z marszu równości, w którymś momencie poczuliśmy szarpnięcie - opowiadała Anna Kowalczyk-Derlęga, uczestniczka marszu. - Wyszarpnięte zostały przez jednego z napastników wszystkie nasze flagi, straciliśmy ich sześć, i baner strajkowy - dodała.

- Rzuciłam się za nim, ale on znów mi go wyrwał i ja się przewróciłam, ciągnął mnie, przewrócił się sam. Potem wstał, kopnął mnie w plecy, zwyzywał i uciekli. Byli zamaskowani było ich sześciu, może ośmiu, szybko się to wszystko działo - opowiadała Kowalczyk-Derlęga.

Uczestnicy marszu protestowali przeciwko mowie nienawiści i przemocy motywowanej uprzedzeniami, domagali się stanowczego reagowania na wszelkie przejawy homofobii, ksenofobii, rasizmu w przestrzeni publicznej oraz żądali bezwzględnego potępiania środowisk faszystowskich, neonazistowskich i nacjonalistycznych.

Marsz równości próbowali, zakłócić nacjonaliści i kibice Śląska Wrocław na czele byłym księdzem Jackiem Międlarem, Piotrem Rybakiem i Romanem Zielińskim, oraz grupami pro life. (TVN24/Gazeta Wrocławska)

Tamara Olszewska "Wczoraj we Wrocławiu odbył się 10 Marsz Równości. I właśnie wczoraj, po jego zakończeniu, ośmiu zamaskowanych osiłków zaatakowało dwójkę koderów, którzy wracali do wrocławskiego biura KOD. Wyrwali banner Strajku Kobiet, flagę z platformy, a jeden z nich rzucił się na Annę Ania Kowalczyk Derlęga, usiłując wyrwać jej torbę z rzeczami osobistymi i megafon. Wywrócił ją, ciągnął po bruku, wyzywał, groził, a na koniec kopnął w plecy. Dostało się też jej koledze.

Czy dziwi mnie taka sytuacja? Nie. Czy jest ktoś, komu mogę podziękować za ten atak? Tak.

Kiedy gdzieś na świecie, ktoś atakuje Polaków, partia rządząca aż bucha z oburzenia. Natychmiast chce wysyłać na miejsce zdarzenia polskich śledczych, żąda prawa do nadzorowania śledztwa i wrzeszczy z oburzenia, że gdzieś, ktoś śmiał, kogoś z naszych ruszyć.

Jakże inaczej wygląda to u nas, w Polsce. Stoi sobie taki prezes, premier czy ktoś inny z celebrytów pisowskich i bajdurzy, jak to oni chcą Polski bez podziału, jak im na sercu leży zgoda narodowa, przyjaźń i miłość obywatelska. Walą pięknymi słówkami, a za plecami ręce mają zaciśnięte w pięść, a w oczach nienawiść.

To dzięki nim nie możemy się czuć bezpieczni we własnym Kraju. Wypuścili na ulice rozpasane stada narodowców, wyraźnie pokazując im, kto może być obiektem ich agresji. Dają swoje przyzwolenie na atakowanie każdego, kto myśli inaczej, wygląda nieco inaczej, inaczej nazywa swego Boga, kocha inaczej. To ta władza, swoją postawą, sankcjonuje bezprawie. To ona daje tym gówniarzom kije do łap, swoje przyzwolenie na chamstwo i przemoc.

Aspirant szt. Łukasz Dutkowiak, oficer prasowy dolnośląskiej policji mówi - „Otrzymaliśmy zgłoszenie na numer 112 z informacją, że doszło do utarczki słownej i przepychanek”. Utarczka słowna i przepychanka???? To już z marszu zminimalizowanie znaczenia tego wydarzenia. To nie utarczka słowna i przepychanka, ale chamski, prymitywny atak na obywateli.

Obawiam się, że takie będzie właśnie podejście do sprawy. Prokuratura przez ileś tam miesięcy będzie grzebać w tym wydarzeniu, będzie miała „ogromne problemy” z identyfikacją sprawców, a gdy w końcu może jakiegoś z nich dopadnie to szczeniaki dostaną karę w postaci pracy społecznej zawieszoną na kilka lat, ewentualnie ustne upomnienie bądź też sprawa zostanie umorzona z powodu niskiej szkodliwości czynu. Jest jeszcze jedna możliwość, że to zaatakowani uznani zostaną za sprawców i to oni będą oskarżeni.

Trzeba postawić sprawę jasno i mówić o tym najgłośniej jak się da. To PiS odpowiada za narastający brak bezpieczeństwa w polskich miastach i miasteczkach. To PiS ponosi winę za narastające zagrożenie i agresję społeczną. To PiS, chronią bandziorów, prowadzi do sytuacji, gdy ludzie będą bali się wychodzić z domów. Jeszcze trochę, a poleje się krew, będzie coraz więcej ofiar polityki „miłości” tej partii. Granica za którą już tylko bezprawie, chaos i anarchia, została przekroczona."




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz