piątek, 3 czerwca 2011

Mama, mama i ja

Onet.pl: Czy lesbijki są lepszymi matkami? Według opublikowanych w tym roku badań, dzieci wychowywane przez dwie matki mają lepsze wyniki w szkole, wyższe poczucie własnej wartości i mniej problemów osobowościowych niż ich rówieśnicy dorastający w rodzinach heteroseksualnych.

W badaniu, którego wyniki opublikowano w amerykańskim czasopiśmie „Pediatrics” naukowcy przez 25 lat śledzili losy 78 par, które zdecydowały się na dziecko, wykorzystując nasienie dawcy. Przeprowadzili rozmowy z matkami w ciąży, a potem z nimi i ich dziećmi w wieku 2, 5, 10 i 17 lat. Okazało się, że dzieci wychowywane przez pary lesbijskie rozwijały się podobnie jak ich rówieśnicy dorastający w heteroseksualnych rodzinach, ale lepiej radziły sobie w szkole i miały wyższe poczucie własnej wartości oraz pewności siebie.

Czy to oznacza, ze lesbijki są lepszymi matkami? A może to przekazywana od małego wiedza o różnorodności, seksualności i tolerancji jest kluczem do wychowania emocjonalnie inteligentnych, pewnych siebie dzieci?

O rozmowę na ten temat poprosiliśmy trzy rodziny, wychowujące dzieci w Wielkiej Brytanii. W każdej z nich dało się zauważyć, że obie matki są tak samo zaangażowane we wszystkie aspekty życia swoich dzieci i że uważają komunikację za kluczową kwestię.

Ashling Phillips (32 lata) i Natalie Drew (35 lat) są razem od dziewięciu lat. Mieszkają w Birmingham. Wychowują dwójkę dzieci – pięcioletnią Gianę i dwuletniego Kaia.

Natalie: Moja rodzina nie przyjęła zbyt dobrze wiadomości, że jestem lesbijką. Byli tak homofobiczni, że w wieku 17 lat postanowiłam wyprowadzić się z domu. Dopiero kiedy związałam się z Ashling, zaczęli mnie trochę bardziej akceptować. Pojawienie się dzieci na powrót nas do siebie zbliżyło. Moja rodzina zdała sobie sprawę, że czasy się zmieniły i zaakceptowała mój wybór.

Ashling: Przyjaźniłyśmy się od lat. Obie wyjechałyśmy na studia, a kiedy wróciłam do Birmingham, zostałyśmy parą.

Natalie: Zawsze chciałam mieć dzieci. Kilku zaprzyjaźnionych gejów proponowało mi, że mogą zostać dawcami spermy. Uznałyśmy jednak, że takie rozwiązanie tylko by skomplikowało całą sprawę. Przez internet zaczęłyśmy szukać agencji, która pośredniczy pomiędzy przyszłymi matkami a dawcami. Okazało się, że wszystkie pobierają ogromne sumy za swoje usługi. Poza tym nie budziły naszego zaufania: skąd miałybyśmy wiedzieć, że dostaniemy to, co zamówiłyśmy?

Ashling: W końcu zdecydowałyśmy się same znaleźć dawcę. Bena poznałyśmy przez internet. Umówiliśmy się na spotkanie. Było sympatycznie. Po wykonaniu wszystkich niezbędnych badań to on został ojcem dwójki naszych dzieci. Jest obecny w ich życiu, spotyka się z nimi dwa, trzy razy do roku. Dzieci mówią na niego „tatuś Ben” – staramy się mówić im o wszystkim szczerze.

Ashling: Z początku nie było nam łatwo. Ludzie w naszym mieście nie mieli wcześniej do czynienia z homoseksualnymi rodzinami i minęło trochę czasu, zanim nas zaakceptowali. Cały czas jednak pojawiają się sytuacje świadczące o tym, że ludzie nadal nie wiedzą, jak traktować taką rodzinę jak nasza. Na przykład tydzień przed Dniem Ojca dzieci w klasie Giany rysowały kartki dla swoich tatusiów. Giana nie rozumiała, dlaczego tylko ona ma przygotować kartkę dla brata. W jej szkole wiedzą, że ja i Nathalie jesteśmy razem, ale cały czas nie bardzo potrafią sobie poradzić z kwestią braku ojca.

Natalie: Nasze dzieci są jeszcze za małe, by w pełni zdawać sobie sprawę, że nie jesteśmy tradycyjną rodziną. Wiedzą, że ja i Ash się kochamy i że przyszły na świat dzięki pomocy tatusia Bena.

Ashling: Wiele osób twierdzi, że brak silnej figury ojca będzie miał wpływ na nasze dzieci, szczególnie na Kaia. Staramy się jednak, by w naszym towarzystwie byli obecni mężczyźni, którzy mogą dostarczyć mu wzorców.

Natalie: Obie jesteśmy nauczycielkami i na co dzień spotykamy się z dziećmi porzuconymi czy zaniedbywanymi przez ojców. Wiemy dokładnie, czego chcemy uniknąć.

Ashling: Uzgodniłyśmy już, co będziemy mówić dzieciom w miarę jak będą dorastać. Chcemy być z nimi tak szczere, jak tylko to możliwe.

Lara Farnham (41lat) i Ruth Overton (45 lat) są razem od 10 lat. Wychowują siedmioletnie bliźniaki, Bell i Isaaca, oraz trzyletnią Ross. Mieszkają w północnym Londynie.

Lara: Obie chciałyśmy zajść w ciążę. Ponieważ Ruth jest trochę starsza, uznałyśmy, że to ona będzie pierwsza. Od razu wiedziałyśmy też, że chcemy znać dawcę – anonimowy nie wchodził w grę. Znalazłyśmy odpowiedniego mężczyznę. Zanim Ruth zaszła z ciążę, spędziliśmy razem trochę czasu, żeby lepiej się poznać. Kiedy przyszła kolej na drugie dziecko, nie mógł nam pomóc, więc skorzystałyśmy z pomocy zaufanego przyjaciela.

Ruth: Chciałyśmy, żeby dzieci znały tych mężczyzn. Nie mówimy o nich „ojcowie” – to są dawcy, chociaż to słowo nie oddaje dokładnie roli, jaką pełnią w życiu naszych dzieci.

Lara: Spotykamy się co parę miesięcy; między nami a dawcami nawiązała się szczególna więź, oparta na miłości, zaufaniu i szacunku. Poza tym, że faktycznie przyczynili się do powstania naszych dzieci, spełniają w ich życiu ważną rolę, zapewniając – obok dziadków, wujków i przyjaciół – męskie wzorce. Ta męska energia wokół naszych dzieci jest ważna, zapewnia równowagę.

"Ruth: Jestem przekonana, że szczęście dziecka zależy od opieki, jaką zapewniają mu rodzice. Wyniki, jakie dzieci osiągają w szkole, to w 95 proc. zasługa wsparcia, jakie dostają w domu. Możliwe, że pary lesbijskie, które muszą pokonać wiele przeszkód, by mieć dzieci, później równie ciężko pracują nad ich wychowaniem. Uważam, że dzieci najbardziej potrzebują bezwarunkowej miłości i wsparcia. To, że mają dwie mamy, nie ma tu nic do rzeczy.

Lara: Staramy się robić wszystko, żeby nasze dzieci potrafiły sobie poradzić z presją ze strony rówieśników. Najważniejsze, by miały poczucie, że mogą się ze wszystkim do nas zwrócić.

Ruth: Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie uprzedzony wobec rodziny takiej jak nasza. Staramy się z Larą spojrzeć na takie sytuacje oczami siedmiolatka, żeby lepiej nauczyć nasze dzieci, jak sobie radzić w takich przypadkach.

Laura Marakowits (43 lata) i Natalie Buschman (35 lat) są razem od siedmiu lat. W 2006 roku w Belgii wzięły ślub. Mają dwójkę dzieci: trzyletnią Sanne i siedmiomiesięcznego Quintena. Mieszkają w południowym Londynie.

Natalie: Poznałyśmy się na wakacjach w RPA. Ja pochodzę z Belgii, ale od kilku lat mieszkałam w Londynie, a Laura jest Amerykanką. Na początku nic nie wskazywało na to, że wydarzy się między nami coś poważniejszego – przede wszystkim dlatego, że zanim poznałam Laurę, byłam w samych heteroseksualnych związkach.

Laura: Dla naszych rodzin nie było to łatwe. Natalie nigdy wcześniej nie spotykała się z kobietą, nie mówiąc już o planowaniu z nią ślubu. Pochodzi z małej wioski w Belgii, gdzie małżeństwa homoseksualne są uznawane. Ja z kolei wychowałam się w konserwatywnym miasteczku w Wirginii, więc kiedy powiedziałam rodzicom, że zamierzamy się pobrać, mój ojciec potrzebował trochę czasu, zanim zgodził się przyjechać na ślub. Spodziewał się protestów i demonstracji, ale nic takiego nie nastąpiło. Być może obawiał się, jak będzie wyglądało nasze życie. Teraz nie ma już z tym najmniejszego problemu, szczególnie odkąd pojawiły się dzieci – kto nie kochałby swoich wnuków?

Natalia: Od początku chciałam mieć dzieci. Wiedziałam, że jeśli Laura się nie zgodzi, będziemy musiały się rozstać.

Laura: Ja nie byłam aż tak zdeterminowana, ale nie miałam nic przeciwko temu – szczególnie, że od razu było jasne, że to nie ja je urodzę. No i byłam przekonana, że Natalie będzie świetną matką.

Natalie: Na początku rozważałyśmy skorzystanie z pomocy naszego przyjaciela ze Stanów, ale potem uznałyśmy, że to za bardzo skomplikuje całą sprawę. Zdecydowałyśmy się więc na anonimowego dawcę.

Laura: Nawet dwojgu rodziców nie jest łatwo porozumieć się w kwestii wychowania dziecka. Nie chciałyśmy mieszać w to jeszcze jednej osoby. Dlatego anonimowy dawca wydał się nam najlepszym rozwiązaniem. Ale kiedy dzieci skończą 18 lat, dostaną od nas nazwisko i adres tego mężczyzny – oczywiście, jeśli będą tego chciały.

Laura: Myślę, że mamy wszystko dużo bardziej zaplanowane niż pary heteroseksualne. Jeszcze zanim Natalie zaszła w ciążę, zastanawiałyśmy się, jak opłacimy edukację dzieci.

Natalie: Nie chcemy ukrywać naszej seksualności i zamierzamy odpowiadać szczerze na wszystkie pytania naszych dzieci. Cały czas dajemy im odczuć, jak ważne są dla nas. Sanne ma dopiero trzy lata, ale dzieci w przedszkolu już zaczynają zadawać jej pytania – na przykład, gdzie jest jej tatuś i dlaczego rysuje dwie mamy. Chcemy, żeby czuła się w naszej rodzinie na tyle bezpiecznie, by móc na nie szczerze odpowiedzieć.

Laura: Oczywiście martwimy się, że rówieśnicy będą dokuczać naszym dzieciom. Myślę jednak, że bycie dzieckiem jest zawsze stresujące, niezależnie od tego, jakiej płci są twoi rodzice. Każdy 10-latek spotyka się z takimi czy innymi docinkami ze strony rówieśników. Chciałabym wierzyć, że naszym dzieciom nie będzie się dokuczać tylko dlatego, że pochodzą z homoseksualnej rodziny.

Natalie: Słyszałyśmy o lesbijskich matkach, które mówią swoim dzieciom, że jeśli wstydzą się powiedzieć prawdę o swojej rodzinie, mogą udawać, że „druga” matka jest tylko ciocią albo przyjaciółką. My mamy nadzieję, że Sanne i Quinten nie będą czuli takiej potrzeby.

Laura: Na razie miałyśmy raczej pozytywne doświadczenia: nastawienie [do homoseksualnych rodzin] bardzo się w ostatnim czasie zmieniło. Większość społeczeństwa chyba uznała, że jesteśmy zwykłą, nudną rodziną i nie spędzamy czasu na dzikich imprezach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz