Onet.pl: Czy lesbijki są lepszymi matkami? Według opublikowanych w tym roku
badań, dzieci wychowywane przez dwie matki mają lepsze wyniki w szkole,
wyższe poczucie własnej wartości i mniej problemów osobowościowych niż
ich rówieśnicy dorastający w rodzinach heteroseksualnych.
W
badaniu, którego wyniki opublikowano w amerykańskim czasopiśmie
„Pediatrics” naukowcy przez 25 lat śledzili losy 78 par, które
zdecydowały się na dziecko, wykorzystując nasienie dawcy. Przeprowadzili
rozmowy z matkami w ciąży, a potem z nimi i ich dziećmi w wieku 2, 5,
10 i 17 lat. Okazało się, że dzieci wychowywane przez pary lesbijskie
rozwijały się podobnie jak ich rówieśnicy dorastający w
heteroseksualnych rodzinach, ale lepiej radziły sobie w szkole i miały
wyższe poczucie własnej wartości oraz pewności siebie.
Czy to
oznacza, ze lesbijki są lepszymi matkami? A może to przekazywana od
małego wiedza o różnorodności, seksualności i tolerancji jest kluczem do
wychowania emocjonalnie inteligentnych, pewnych siebie dzieci?
O
rozmowę na ten temat poprosiliśmy trzy rodziny, wychowujące dzieci w
Wielkiej Brytanii. W każdej z nich dało się zauważyć, że obie matki są
tak samo zaangażowane we wszystkie aspekty życia swoich dzieci i że
uważają komunikację za kluczową kwestię.
Ashling Phillips (32
lata) i Natalie Drew (35 lat) są razem od dziewięciu lat. Mieszkają w
Birmingham. Wychowują dwójkę dzieci – pięcioletnią Gianę i dwuletniego
Kaia.
Natalie: Moja rodzina nie przyjęła zbyt dobrze wiadomości,
że jestem lesbijką. Byli tak homofobiczni, że w wieku 17 lat
postanowiłam wyprowadzić się z domu. Dopiero kiedy związałam się z
Ashling, zaczęli mnie trochę bardziej akceptować. Pojawienie się dzieci
na powrót nas do siebie zbliżyło. Moja rodzina zdała sobie sprawę, że
czasy się zmieniły i zaakceptowała mój wybór.
Ashling: Przyjaźniłyśmy się od lat. Obie wyjechałyśmy na studia, a kiedy wróciłam do Birmingham, zostałyśmy parą.
Natalie:
Zawsze chciałam mieć dzieci. Kilku zaprzyjaźnionych gejów proponowało
mi, że mogą zostać dawcami spermy. Uznałyśmy jednak, że takie
rozwiązanie tylko by skomplikowało całą sprawę. Przez internet
zaczęłyśmy szukać agencji, która pośredniczy pomiędzy przyszłymi matkami
a dawcami. Okazało się, że wszystkie pobierają ogromne sumy za swoje
usługi. Poza tym nie budziły naszego zaufania: skąd miałybyśmy wiedzieć,
że dostaniemy to, co zamówiłyśmy?
Ashling: W końcu zdecydowałyśmy się same znaleźć dawcę. Bena poznałyśmy
przez internet. Umówiliśmy się na spotkanie. Było sympatycznie. Po
wykonaniu wszystkich niezbędnych badań to on został ojcem dwójki naszych
dzieci. Jest obecny w ich życiu, spotyka się z nimi dwa, trzy razy do
roku. Dzieci mówią na niego „tatuś Ben” – staramy się mówić im o
wszystkim szczerze.
Ashling: Z początku nie było nam łatwo.
Ludzie w naszym mieście nie mieli wcześniej do czynienia z
homoseksualnymi rodzinami i minęło trochę czasu, zanim nas
zaakceptowali. Cały czas jednak pojawiają się sytuacje świadczące o tym,
że ludzie nadal nie wiedzą, jak traktować taką rodzinę jak nasza. Na
przykład tydzień przed Dniem Ojca dzieci w klasie Giany rysowały kartki
dla swoich tatusiów. Giana nie rozumiała, dlaczego tylko ona ma
przygotować kartkę dla brata. W jej szkole wiedzą, że ja i Nathalie
jesteśmy razem, ale cały czas nie bardzo potrafią sobie poradzić z
kwestią braku ojca.
Natalie: Nasze dzieci są jeszcze za małe, by w
pełni zdawać sobie sprawę, że nie jesteśmy tradycyjną rodziną. Wiedzą,
że ja i Ash się kochamy i że przyszły na świat dzięki pomocy tatusia
Bena.
Ashling: Wiele osób twierdzi, że brak silnej figury ojca
będzie miał wpływ na nasze dzieci, szczególnie na Kaia. Staramy się
jednak, by w naszym towarzystwie byli obecni mężczyźni, którzy mogą
dostarczyć mu wzorców.
Natalie: Obie jesteśmy nauczycielkami i na
co dzień spotykamy się z dziećmi porzuconymi czy zaniedbywanymi przez
ojców. Wiemy dokładnie, czego chcemy uniknąć.
Ashling:
Uzgodniłyśmy już, co będziemy mówić dzieciom w miarę jak będą dorastać.
Chcemy być z nimi tak szczere, jak tylko to możliwe.
Lara Farnham
(41lat) i Ruth Overton (45 lat) są razem od 10 lat. Wychowują
siedmioletnie bliźniaki, Bell i Isaaca, oraz trzyletnią Ross. Mieszkają w
północnym Londynie.
Lara: Obie chciałyśmy zajść w ciążę.
Ponieważ Ruth jest trochę starsza, uznałyśmy, że to ona będzie pierwsza.
Od razu wiedziałyśmy też, że chcemy znać dawcę – anonimowy nie wchodził
w grę. Znalazłyśmy odpowiedniego mężczyznę. Zanim Ruth zaszła z ciążę,
spędziliśmy razem trochę czasu, żeby lepiej się poznać. Kiedy przyszła
kolej na drugie dziecko, nie mógł nam pomóc, więc skorzystałyśmy z
pomocy zaufanego przyjaciela.
Ruth: Chciałyśmy, żeby dzieci znały
tych mężczyzn. Nie mówimy o nich „ojcowie” – to są dawcy, chociaż to
słowo nie oddaje dokładnie roli, jaką pełnią w życiu naszych dzieci.
Lara:
Spotykamy się co parę miesięcy; między nami a dawcami nawiązała się
szczególna więź, oparta na miłości, zaufaniu i szacunku. Poza tym, że
faktycznie przyczynili się do powstania naszych dzieci, spełniają w ich
życiu ważną rolę, zapewniając – obok dziadków, wujków i przyjaciół –
męskie wzorce. Ta męska energia wokół naszych dzieci jest ważna,
zapewnia równowagę.
"Ruth: Jestem przekonana, że szczęście dziecka zależy od opieki, jaką
zapewniają mu rodzice. Wyniki, jakie dzieci osiągają w szkole, to w 95
proc. zasługa wsparcia, jakie dostają w domu. Możliwe, że pary
lesbijskie, które muszą pokonać wiele przeszkód, by mieć dzieci, później
równie ciężko pracują nad ich wychowaniem. Uważam, że dzieci
najbardziej potrzebują bezwarunkowej miłości i wsparcia. To, że mają
dwie mamy, nie ma tu nic do rzeczy.
Lara: Staramy się robić
wszystko, żeby nasze dzieci potrafiły sobie poradzić z presją ze strony
rówieśników. Najważniejsze, by miały poczucie, że mogą się ze wszystkim
do nas zwrócić.
Ruth: Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie
uprzedzony wobec rodziny takiej jak nasza. Staramy się z Larą spojrzeć
na takie sytuacje oczami siedmiolatka, żeby lepiej nauczyć nasze dzieci,
jak sobie radzić w takich przypadkach.
Laura Marakowits (43
lata) i Natalie Buschman (35 lat) są razem od siedmiu lat. W 2006 roku w
Belgii wzięły ślub. Mają dwójkę dzieci: trzyletnią Sanne i
siedmiomiesięcznego Quintena. Mieszkają w południowym Londynie.
Natalie:
Poznałyśmy się na wakacjach w RPA. Ja pochodzę z Belgii, ale od kilku
lat mieszkałam w Londynie, a Laura jest Amerykanką. Na początku nic nie
wskazywało na to, że wydarzy się między nami coś poważniejszego – przede
wszystkim dlatego, że zanim poznałam Laurę, byłam w samych
heteroseksualnych związkach.
Laura: Dla naszych rodzin nie było to łatwe. Natalie nigdy wcześniej nie
spotykała się z kobietą, nie mówiąc już o planowaniu z nią ślubu.
Pochodzi z małej wioski w Belgii, gdzie małżeństwa homoseksualne są
uznawane. Ja z kolei wychowałam się w konserwatywnym miasteczku w
Wirginii, więc kiedy powiedziałam rodzicom, że zamierzamy się pobrać,
mój ojciec potrzebował trochę czasu, zanim zgodził się przyjechać na
ślub. Spodziewał się protestów i demonstracji, ale nic takiego nie
nastąpiło. Być może obawiał się, jak będzie wyglądało nasze życie. Teraz
nie ma już z tym najmniejszego problemu, szczególnie odkąd pojawiły się
dzieci – kto nie kochałby swoich wnuków?
Natalia: Od początku chciałam mieć dzieci. Wiedziałam, że jeśli Laura się nie zgodzi, będziemy musiały się rozstać.
Laura:
Ja nie byłam aż tak zdeterminowana, ale nie miałam nic przeciwko temu –
szczególnie, że od razu było jasne, że to nie ja je urodzę. No i byłam
przekonana, że Natalie będzie świetną matką.
Natalie: Na początku
rozważałyśmy skorzystanie z pomocy naszego przyjaciela ze Stanów, ale
potem uznałyśmy, że to za bardzo skomplikuje całą sprawę. Zdecydowałyśmy
się więc na anonimowego dawcę.
Laura: Nawet dwojgu rodziców nie
jest łatwo porozumieć się w kwestii wychowania dziecka. Nie chciałyśmy
mieszać w to jeszcze jednej osoby. Dlatego anonimowy dawca wydał się nam
najlepszym rozwiązaniem. Ale kiedy dzieci skończą 18 lat, dostaną od
nas nazwisko i adres tego mężczyzny – oczywiście, jeśli będą tego
chciały.
Laura: Myślę, że mamy wszystko dużo bardziej zaplanowane
niż pary heteroseksualne. Jeszcze zanim Natalie zaszła w ciążę,
zastanawiałyśmy się, jak opłacimy edukację dzieci.
Natalie: Nie
chcemy ukrywać naszej seksualności i zamierzamy odpowiadać szczerze na
wszystkie pytania naszych dzieci. Cały czas dajemy im odczuć, jak ważne
są dla nas. Sanne ma dopiero trzy lata, ale dzieci w przedszkolu już
zaczynają zadawać jej pytania – na przykład, gdzie jest jej tatuś i
dlaczego rysuje dwie mamy. Chcemy, żeby czuła się w naszej rodzinie na
tyle bezpiecznie, by móc na nie szczerze odpowiedzieć.
Laura:
Oczywiście martwimy się, że rówieśnicy będą dokuczać naszym dzieciom.
Myślę jednak, że bycie dzieckiem jest zawsze stresujące, niezależnie od
tego, jakiej płci są twoi rodzice. Każdy 10-latek spotyka się z takimi
czy innymi docinkami ze strony rówieśników. Chciałabym wierzyć, że
naszym dzieciom nie będzie się dokuczać tylko dlatego, że pochodzą z
homoseksualnej rodziny.
Natalie: Słyszałyśmy o lesbijskich
matkach, które mówią swoim dzieciom, że jeśli wstydzą się powiedzieć
prawdę o swojej rodzinie, mogą udawać, że „druga” matka jest tylko
ciocią albo przyjaciółką. My mamy nadzieję, że Sanne i Quinten nie będą
czuli takiej potrzeby.
Laura: Na razie miałyśmy raczej pozytywne
doświadczenia: nastawienie [do homoseksualnych rodzin] bardzo się w
ostatnim czasie zmieniło. Większość społeczeństwa chyba uznała, że
jesteśmy zwykłą, nudną rodziną i nie spędzamy czasu na dzikich
imprezach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz