niedziela, 26 maja 2019

Wojtek i Michał - 15 lat wspólny lat


Wojtek i Michał, poznali się 15 lat temu w maju. Tak, dokładnie wtedy, gdy ulicami Krakowa przechodził pierwszy Marsz, a politycy i dziennikarze grzmieli, że to skandal i profanacja, żeby obnosić się ze swoją seksualnością w trakcie corocznych uroczystości ku czci Św. Stanisława.

Michał był wówczas w trakcie ciągnącego się latami rozwodu, był nieujawniony i jego życie w wieku 41 lat stawało właśnie na głowie. Dorastał w latach 70-tych jako "jedyny gej we wsi". Pierwszego "współgeja" poznał świadomie dopiero w połowie lat 80-tych. Wojtka przedstawił mu wspólny znajomy... no i zaczęło się. Czy zaiskrzyło? "Bardziej się rozkręcało", opowiada Wojtek. Wspólne wycieczki, wyjście na piwo i wzajemne wizyty szybko ich do siebie zbliżyły. Najpierw Wojtek zostawił u niego swoją szczoteczkę do zębów, potem rower no i "zalęgłem się" - dodaje. Od tego czasu mieszkają razem.

Wojtek miał już "te sprawy" przerobione. Miał wówczas 32 lata, był ujawniony i od kilku lat "w środowisku" (bo tak się wtedy mówiło). Na pierwszy Marsz Równości poszedł z walącym sercem. Dlaczego poszedł? "To była wielka mobilizacja naszej społeczności i sojuszników. Chciałem po prostu zasilić ten marsz moim uczestnictwem". Wspomina o tłumach ciągnących przez miasto (ponad 2.000 osób) i o sojusznikach: o koleżance, która na marsz przyszła z dzieciakiem oraz o dziennikarzu "Gazety Wyborczej", który brał udział w demonstracji. Pamięta też te negatywne obrazki: agresywne twarze kontrmanifestantów i zakrwawioną twarz chłopaka, który oberwał butelką. Mimo tego do domu wracał wzmiocniony świadomością, że w Krakowie jest tak dużo ludzi, które podzielają nasze idee. Poczuł się uskrzydlony.

Dopiero w 2010 podczasu Europride w Warszawie odważył się przyjżeć paradzie z bliska. Najpierw jako widz. Szedł chodnikiem i obserwował uczestników. To był przełom. Od tego momentu na marsze chodzili już razem, "choć na początku z kapturem na głowie" - żartuje.

W 2013 roku Michał poważnie zachorował: problemy z kręgosłupem, niedowład jednej ręki. "Zrozumiałem, że nie jestem wieczny" - wspomina. Pozbierał się. Operacja, długa rehabilitacja i wreszcie świadomość, "że życie jest tylko jedno". O tym, że wg prawa są dla siebie nikim, wiedzieli od dawna. Teraz poczuli, że to może być dla nich rzeczywistym problemem. Gdyby Michał nie dał sobie rady ze swoimi problemami zdrowotnymi, Wojtek zostałby sam i musiałby liczyć na przychylność rodziny swojego partnera. W tym czasie KPH szukała par, które chciałyby przystąpić do Koalicji na Rzecz Związków Partnerskich i Równości Małżeńskiej i planowanej litygacji strategicznej1. Postanowili, że zawalczą. W 2014 roku udali się do USC w Bochni, aby... zawrzeć małżeństwo. Sprawa nabrała biegu przewidywanego w procesie litygacji strategicznej. Urząd Stanu Cywilnego wydał odmowną decyzję, decyzję zatwierdził Sąd Rejonowy w Bochni a następnie Sąd Okręgowy w Tarnowie otwierając tym samym drogę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, gdzie sprawa Wojtka i Michała, oraz innych par, które brały udział w litygacji strategicznej nadal czeka na rozstrzygnięcie.

Po co to wszystko? "Godność i bezpieczeństwo" - odpowiadają zgodnie. Obaj zdają sobie doskonale sprawę z tego, co może się wydarzyć, gdy "coś pójdzie nie tak". Rozmawiamy o podatku, który trzeba zapłacić za spadek po zmarłej "drugiej połówce", o problemach z dostępem do hospitalizowanego partnera, o tym, że partnerowi tej samej płci nie przysługuje zasiłek opiekuńczy. "Zresztą dlaczego mam chodzić na pocztę z jakimś świstkiem od natariusza, skoro odbieram pocztę dla nabliższej mi osoby?" - denerwuje się Michał. Wiedzą, że wiele rzeczy można obejść, że można kombinować, ale obaj mają dosyć kombinowania. Chcieliby żyć w kraju, w którym w zamian za opłacane podatki mogą liczyć na przychylność państwa, tak jak inni obywatele.

Od trzech lat jeżdzą po całej Polsce i przekonują ludzi do swoich racji. Opowiadają o swoim życiu i poznają historie innych osób LGBT. Przeszli w tym czasie więcej niż 20 marszów. Na pewno widzieliście ich, bo starają się wyróżniać tęczowymi muchami, szelkami i innymi gadżetami. Dzięki temu poznają także Polskę. Są zaskoczeni, że również w mniejszych miastach jest wiele osób, które bardzo przychylnie reagują na tęczowe marsze. "Oczywiście w mediach widzisz tylko konfrontację, bo to się lepiej sprzedaje" - mówi Wojtek - "a te marsze pokazują ci pozytywny świat wspierających się ludzi, niestłamszonych ciasnym światopoglądem" - dodaje. (...)  - Queer.pl

Jesteśmy razem od 15 lat, na dobre i na złe. W razie utraty przytomności jednego, drugi nie ma prawa do kontaktu, podobnie w razie śmierci. W razie ciężkiej choroby nie dostaniemy “opieki”. Można do nas bezkarnie wołać “pedały do gazu”, nie ma na to paragrafu. Publiczne osoby zrównują nas z pedofilami, jak ostatnio pisowska kuratorka Nowak. A teraz PIS (w lubelskim wspólnie z PSL) rozkręca na nas nagonkę. “Małopolska wolna od LGBT”. Czyli co? Będą czystki? Policja założy nam kartoteki? Będą kary za wywieszenie tęczowej flagi, pałowanie na Marszu Równości, areszt za złapanie się za ręce? Obozy koncentracyjne dla LGBT, jak w Czeczenii. To wszystko właśnie się dzieje we współczesnej Rosji. Putin zaciera ręce, Polska robi kolejny krok w jego stronę. Ludzie, apelujemy do Was - idą wybory, zatrzymajmy wspólnie to ZŁO. Jeśli nawet macie “wyjechane” na nas - dwóch starzejących się pe*ałów, pomyślcie o swoich bliskich, dzieciach, młodych osobach wchodzących w dorosłość, słuchających szykan gdzieś tam za szkolnym śmietnikiem. Niektóre nie wytrzymają, powieszą się na sznurówkach od trampek, jak 14 letni Dominik z Bieżunia. Pomyślcie o wszystkich “nienormatywnych”, pisowskich „kozłach ofiarnych”. Żydzi, uchodźcy, LGBT+...co dalej? Ziarno nienawiści na sterydach 500+ może być zabójcze dla nas wszystkich, dla naszego człowieczeństwa. Nie dajmy się z niego odrzeć - Wojtek i Michał.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz