niedziela, 30 lipca 2023

Słowo na niedziele - Sumienie odsłania tożsamość osób LGBTQ+, Katolicy czytają jaką Biblie, Biskup John P. Dolan do katolików LGBT ...


Rozmowa z Magdą i Uschi z warszawskiej grupy Wiary i Tęczy z Piotrem Żyłką. 

Oto co pisze o nich Piotr Żyłka:"Magda i Uschi są katoliczkami. Od 18 lat żyją w pięknym związku.

Mówi Magda: „Dzięki Uschi doświadczyłam nawrócenia” Mówi Uschi: „Bóg postawił Magdę na mojej drodze. I to jest najlepsze, co mi się mogło przydarzyć w życiu” (...)

Jak żyje im się w Polsce? Co je najbardziej boli? Jakie mają marzenia? (...) Dawno nie słyszałem tak poruszającego świadectwa o wierze i miłości."

Ogromne poruszenie wywołała wystawa zatytułowana „Jezus kocha”, którą zorganizowano w ramach obchodów dni równości środowisk LGBT+ w Norymberdze (CSD). W luterańskim kościele św. Idziego w centrum miasta zaprezentowano wystawę, na której pojawiły się pornograficzne obrazy 80-letniego artysty Rosa von Praunheim. Wystawę wpierw tymczasowo zawieszono, by ostatecznie ją zamknąć. 

20 lipca w kościele św. Idziego odbył się wernisaż wystawy „Jezus kocha”, która miała być częścią regionalnych obchodów Dni Równości (dosł. Pride Week). Ewangelicki kościół św. Idziego nazywany jest również Kościołem Kultury (Kulturkirche), którego ideą jest dialog ze środowiskami artystycznymi, niekoniecznie związanymi z Kościołem ewangelickim czy chrześcijaństwem w ogóle. I tak np. w pandemiczną Wielkanoc 2020 kościół zorganizował nabożeństwo wielkanocne w rytmie muzyki klubowej. W Polsce informował o tym portal ewangelicy.pl, który opublikował rozmowę z duszpasterzem św. Idziego.

Tym razem Kościół Kultury poszedł dalej, a według wielu wiernych i komentatorów, za daleko. Otwarta 20 lipca wystawa zawierała obrazy o treści homo-erotycznej, w tym także pornograficznej, ukazując dorosłych mężczyzn w trakcie stosunku seksualnego lub obnażonymi genitaliami. Niejednokrotnie obrazom towarzyszyły motywy religijne, w tym wizerunek Serca Jezusowego czy podobizna papieża Benedykta XVI, a także wulgarne słowa.

Najostrzejsze obrazy o treści zdecydowanie pornograficznej umieszczono w miejscu oddzielonym kotarą z adnotacją, że wstęp mają jedynie osoby dorosłe. W zamyśle Rosy von Praunheim wystawa miała być impulsem do dyskusji nt. stosunku do miłości, seksu i homoseksualizmu w Kościele.

Po inauguracji wystawy oprócz pozytywnych głosów pojawiało się coraz więcej opinii krytycznych oraz potępiających, zarówno ze strony środowisk ewangelickich, także innych wyznań, ale również osób innych religii i bezwyznaniowców. Sprawa wywołała tak wielkie oburzenie, że rada parafialna zdecydowała się na tymczasowe zamknięcie wystawy, celem głębszego przedyskutowania problemu, tym bardziej, że nie tylko w Bawarii, ale i w całych Niemczech oraz poza ich granicami, wystawa było szeroko dyskutowana (...) - ekumenizm.pl

Dzisiejszy wpis pochodzi od gościnnego współpracownika M. Hakes. M. jest członkiem Społeczności Loaves and Fishes Catholic Worker w Duluth, w stanie Minnesota. 

„Błogosławiony jesteś, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że objawiłeś to małym dzieciom tajemnice królestwa.” (Ewangelia według Mateusza 11,25)

Jako osoba queer w Kościele katolickim, czasami siedzę na Mszy Świętej i zastanawiam się, czy nasi przywódcy kościelni czytają te same Pisma Święte, co ja. Dzisiejsze czytania to jeden z takich momentów.

Kiedy Jezus pyta tłumy o Jana, pisarz Ewangelii podaje, że Jezus używa drugiej osoby liczby mnogiej ("wy"): "Czego wyszliście na pustynię oglądać? [...] Proroka? Tak, powiadam wam, i to nawet więcej niż proroka" (11,7.9).

Następnie, gdy Jezus wyjaśnia swoje przypowieści dotyczące "tego pokolenia", przechodzi od drugiej osoby liczby mnogiej ("wy") do trzeciej osoby liczby mnogiej ("oni"): "Bo Jan przyszedł, nie jedząc i nie pijąc, a mówią: «Jest opętany demonem». Syn Człowieczy przyszedł, jedząc i pijąc, a mówią: «Oto łakomczuch i pijak, przyjaciel celników i grzeszników»!" (11,18-19).

Dlaczego ta zmiana gramatyczna? Kim są ci nieznani krytycy? Kim są "oni" ?!

Na pewno nie mogą to być słuchający tłum, którzy w Ewangelii Mateusza są najczęściej opisywani jako otwarci i chętni do przyjęcia nauk Jezusa. Jednak wcześniej w rozdziale 9 i później w rozdziale 12, autor Ewangelii Mateusza odnosi się do faryzeuszów w ten sposób.

Przez całe Ewangelie, Jezus ma mało cierpliwości dla religijnej hipokryzji. Jego najbardziej surowe słowa są często skierowane do przywódców religijnych gotowych do teologicznej walki, skupionych na detalu ortodoksji czyli prawidłowych wierzeń i ortopraksji, czyli prawidłowego postępowania, zamiast współczucia i pasterskiego towarzyszenia wiernym. Jezus nalega na prawdziwą wiarę i posłuszeństwo Bogu ponad prostym przestrzeganiem tradycji religijnych czy praktyk legalistycznych. Prawdziwa prawość i duchowa władza wynikają nie z tytułów religijnych ani teologicznych referencji, ale z głębokiego, kochającego związku z Bogiem, a objawia się w tym, jak dbamy o innych i świat wokół nas, zwłaszcza tych najbardziej marginalizowanych. 

W obliczu wzrostu retoryki i polityk przeciwnych osobom transpłciowym i osobom queer w kręgach katolickich i w społeczeństwie jako całości, mogę tylko wnioskować, że czytam inną Ewangelię niż niektórzy z naszych przywódców religijnych. Sztyletowi rygorystycznym teologiom i legalistycznym praktykom wydaje się, że zapomnieli o tym, że wszechogarniająca wielkość Boga i Jego miłość nie podlegają nauczaniu Kościoła. W rzeczywistości nauczanie Kościoła powinno być dostosowywane do naszego coraz głębszego zrozumienia i doświadczenia Boga, Jego miłości oraz różnorodności Jego stworzenia.

Jak zmieniłby się nasz świat, gdybyśmy zaczęli skupiać się na ludziach zamiast na ideologiach, na jednostkach zamiast na instytucjach, na doświadczeniach życiowych zamiast na sztywnych oczekiwaniach? Co by się stało, gdybyśmy zaczęli słuchać głosu Boga wokół nas, zwłaszcza w najbardziej niespodziewanych miejscach.

Nigdy nie było łatwo dla tych, którzy odrzucają społeczne normy, by przyjąć swoją od Boga stworzoną wyjątkowość. Ci, którzy odrzucają społeczne normy, by zaakceptować swoją od Boga stworzoną wyjątkowość, zawsze napotykają przeszkody. Kiedy przyjmujemy naszą prawdziwą tożsamość, zawsze spotykamy się z oporem. Ale gdy zaczynamy żyć pełnią naszego misternie utkanego "ja", mamy obowiązek pomagania innym w dokonywaniu tego samego: akceptacji ich wyjątkowości i rozbiórki ideologii, moralności i systemów ucisku. To jest droga Jezusa. To jest droga, o której śpiewała Maria w Magnificat. Aktualizowana wersja tego hymnu ewangelicznego mogłaby brzmieć:

Bóg rozproszył pychę ich serc. Bóg obalił potężnych z tronów i wywyższył pokornych; Bóg nasycił głodnych dobrami, a bogatych odprawił z pustymi rękami.

Bóg usiadł na środku autostrady śpiewając o końcu brutalności policji. Bóg zablokował budowę rurociągu, przypominając nam, że woda to życie.

Bóg przyjął jej transpłciową córkę w dniu, gdy zmiana imienia stała się prawem, świętując coraz pełniejszy sposób, w jaki żyje jako siebie.

Kiedy skupimy się na miłości Boga i wyzwalającej łasce, zachodzi przemiana.

Pod koniec dzisiejszego czytania Ewangelii, Jezus zaprasza wszystkich, którzy są obciążeni i zmęczeni, aby przyszli do Niego, obiecując odpoczynek i ulgę. Naprawdę, jarzmo Jezusa, które jest miłością i wyzwoleniem, jest znacznie łatwiejsze do zniesienia niż ciężkie ciężary narzucone przez religijny legalizm i oczekiwania świata.

Módlmy się, abyśmy wybrali lżejszy ciężar, zwłaszcza nasi przywódcy kościelni, którzy nie tylko obciążają innych, ale również siebie, ograniczając swoje wyobraźnie i rozumienie miłości Boga - New Ways Ministry,

Artykuł Outreach od Jamesa Alisona - W maju tego roku, były gospodarz Fox News, Tucker Carlson, opisał w wiadomościach tekstowych, jak oglądał wideo online, na którym zwolennicy Trumpa biją protestującego w okolicach zamieszek na Kapitolu w styczniu 2021 roku.

"Mężczyzna był atakowany przez co najmniej trzy osoby... skakanie na kimś w takim stylu jest haniebne, oczywiście. To nie jest sposób, w jaki walczą biali mężczyźni. Jednak nagle poczułem, że jestem po stronie tłumu, wspierając ich w napaści na tego człowieka, życząc, żeby go mocniej uderzyli, zabili. Naprawdę chciałem, żeby skrzywdzili tego chłopaka. Smakowałem to" - przyznał Carlson. Jednak wkrótce po tym "w jego mózgu zadzwonił alarm", a on sam zrozumiał, że staje się kimś, kim nie chce być.

To właśnie działanie sumienia wydaje mi się interesującym elementem w tej historii. Carlson nie uczestniczył w bijatyce, widział ją tak, jak wielu z nas, przez internet. Choć wątpił w odpowiedniość takiego zachowania, to jednak utożsamiał się z napastnikami.

Podczas oglądania wideo odczuł współczucie dla ich agresji, pragnął skrzywdzenia ofiary - faktycznie tego doświadczał. Jego sumienie włączyło się w odpowiednim momencie, ostrzegając, że staje się kimś, kim nie chce być - kimś, kto brałby udział w linczu.

Jak działa sumienie?

Oświadczenie Tuckera Carlsona o świadomości samego siebie wydaje się dobrym punktem wyjścia do rozmowy o sumieniu. Sumienie pojawia się, gdy to, co możemy zrobić, może poważnie przepisać naszą historię osobistą. Wszystko, co robimy i kim jesteśmy, związane jest z naszymi relacjami z innymi ludźmi. Chodzi o to, kim zostaliśmy dzięki naszym relacjom oraz kim się stanęlibyśmy, pozwalając tym relacjom wpływać na nas na jeden lub inny sposób.

Oczywiście, kim jesteśmy, zawsze jesteśmy zależni od relacji z innymi. To od naszego poczęcia zależy nasza całkowita zależność od sposobu, w jaki traktują nas inni ludzie, i nie stajemy się niezależni po osiągnięciu dorosłości. To, kim jesteśmy, przynajmniej prawnie, jest równe innym dorosłym, poruszając się w naszych różnych formach zależności, podejmując decyzje i przyjmując ich konsekwencje. Moje "ja", moje "ja" to sposób, w jaki to ciało, urodzone w określonym czasie i miejscu, funkcjonuje w społeczeństwie, które je stworzyło.

Większość czasu podążamy za sposobem, w jaki społeczeństwo nas prowadzi. Przyjmujemy jego język, gesty, obyczaje i stabilność zapewnianą przez system prawa, które pomagają nam istnieć i nadają tożsamość. Uczymy się pragnień przez to, co widzimy w naszym otoczeniu. I czasami, w określonych momentach, podejmujemy decyzje odrzucając sugestie pewnego rodzaju pozornego autorytetu, po prostu dlatego, że podobają nam się inne sposoby działania (np. wybierając wino białe do mięsa lub czerwone do ryby). Ale trudno byłoby nazwać to kwestią sumienia.

Problemy sumienia pojawiają się w stosunkowo rzadkich sytuacjach, gdy rozpoznajemy, że "stawiamy swoją skórę na szali" wobec jakiegoś zagadnienia, które się nam przedstawia. Jeśli będziemy kontynuować naśladowanie i pójście za tym, jak dotychczas, nagle przekroczymy granicę, stając się kimś innym. Oto to, czym był opis Tuckera Carlsona: jego w pełni funkcjonujące "neurony lustrzane" pozwoliły mu na naśladowanie ludzi, z którymi w dużej mierze się zgadzał, prowadząc go do zaangażowania się w takie same pragnienia, emocje i namiętności, jakie widział w innych, do tego stopnia, że nawet "smakował" ekscytację związaną z uczestnictwem w linczu. Następnie jego sumienie powiedziało mu: "Widzę, kim się stajesz, i oho, nie chcę być taką osobą".

Odkrywamy, że nie wiemy, jak postępować zgodnie z oczekiwanym zachowaniem. Odkrywamy, że nie dzielimy oczekiwanych pragnień i emocji większości wokół nas.

Sumienie a osoba LGBTQ+

Podnoszę tę kwestię w kontekście społeczności LGBTQ+, w szczególności dla czytelników gejów i lesbijek oraz ich przyjaciół i sojuszników, ponieważ podejrzewam, że kwestia stania się tym, kim jesteśmy (i czucie się "na linii" w podejmowanych decyzjach), jest mocno obecna od najmłodszych lat. Nawet w najlepszych warunkach kochającej rodziny odkrywamy, że nie wiemy, jak postępować zgodnie z oczekiwanymi zachowaniami. Odkrywamy, że nie dzielimy oczekiwanych pragnień i emocji większości wokół nas. I może odkrywamy to w dość młodym wieku, zanim będziemy mogli o tym mówić.

Może mamy lub nie mamy wzorców, innych ludzi podobnych do nas, którzy mogą nam pomóc wyobrazić sobie osiągnięcie dojrzałości. Możemy być w miejscach lub rodzinach, gdzie nasza tożsamość jest przedmiotem pogardy. W końcu "kim mamy być" jest związane z "kogo kochamy", a to, w okresie dojrzewania, będzie miało konsekwencje związane z czynnością seksualną.

Wielu z nas, zwłaszcza tych, którzy dorastali w silnie religijnych środowiskach, od najmłodszych lat jest uczone wątpić w swoje uczucia i emocje. Zgadzamy się, że te uczucia są naszym wrogiem i nie można im ufać jako wskazówkom prawdziwego stanu naszego ja.

I w środku tego wszystkiego chrześcijanie znają mocne fragmenty Pisma Świętego, gdzie Jezus mówi nam, że lepiej jest stracić życie, ale ocalić duszę, niż ocalić życie, ale stracić duszę (Mt 16,25). Innymi słowy, biblijny odpowiednik "bycia na linii", egzystencjalnych problemów związanych z rozróżnianiem, kim mamy być, pojawia się bardzo silnie w naszej młodości i zajmuje wiele lat, aby je przepracować.

W tym miejscu istnieje różnica między pewną kulturą ewangelikalną, taką jak ta, w której zostałem wychowany, a katolickim podejściem, które poznałem wielokrotnie wiele lat temu. Kultura ewangelikalna, nauczając o naszej radykalnej deprawacji po upadku, efektywnie utrwala naszą niezdolność do ufać naszym uczuciom, postrzegając nasze ciała jako źródło kłamstw i wywołując radykalny brak pewności siebie.

Mówi nam, że nie możemy ufać żadnym naturalnym czy naukowym twierdzeniom. Nosiciele niepatologicznej mniejszościowej odmiany są automatycznie podejrzani jako "mądrość tego świata", diabelska iluzja. Jedynym godnym zaufania jest Pismo Święte. Oznacza to, że dla osób LGBTQ+ pochodzących z tła ewangelikalnego cała walka o ocalenie duszy toczy się wokół "tych fragmentów": tekstów, które wydają się wyklinać homoseksualność.

Katolicka kultura teologiczna jest subtelnie, ale znacząco inna. Wszystko, co jest stworzone, jest dobre, nawet po upadku. Możemy być zdezorientowani, ale wciąż jesteśmy zasadniczo dobrzy. Pożądanie jest w swojej istocie rzeczą dobrą, pomimo zniekształceń wynikających z naszej i cudzych błędnych dróg. Nasze ciała są w zasadzie mówcami prawdy, nośnikami chwały Bożej, na obraz i podobieństwo której zostaliśmy stworzeni, choć wielokrotnie stawiamy je w kłamstwa.

Nasza dobroć jest realizowana w sposób często nieświadomy i zawsze zaburzony, z którymi musimy zmagać się przez całe życie. I jest to nasza narażoność na łaskę stwarzającą przebaczenie Boga, którą dzielimy z każdym, więc nikt z nas nie może być sędzią dla drugiego.

Sumienie jest skoncentrowane na tym, co jest naprawdę

Z tego powodu kwestia sumienia w kręgach katolickich LGBTQ+ nie dotyczy tak bardzo interpretacji "tekstów potępiających" jako tego, co jest naprawdę. Rozumiemy, że w naszej ludzkiej egzystencji istnieje coś, co jest zgodne z naturą, jest inherentnie związane z tym, co jest prawdziwe. Sumienie jest ściśle związane z tym, co jest prawdziwe, a nasza podróż polega na wyjściu z plotek i fałszu w wolność prawdy.

Zatem pytanie brzmi: Czy to, co odkrywam o sobie, jest rzeczywiste, czy tylko przejściowe? Następnie, po pewnym czasie, gdy już nie jest to przejściowe, pytanie brzmi: Czy to, co odkrywam o sobie, jest pewnego rodzaju wadą, której należy "naprawić"? Czy jest to, kim zostałem stworzony i obdarowany, i czy należy żyć z entuzjazmem i wdzięcznością, odkrywając, o co w tym wszystkim chodzi? Co jest prawdziwe w tej sytuacji?

W przypadku, gdyby to była jakaś "wada", każdy kochający się związek homoseksualny, który obejmuje czynności seksualne, skierowałby mnie ku czemuś, kim naprawdę nie jestem - osobą homoseksualną. I musiałbym się sprzeciwić temu, ostrzeżony przez pewien rodzaj "alarmu mózgu". Jeśli zrobisz "y", staniesz się "x".

Jednak w tej chwili nie ma wiarygodnych dowodów na to, że bycie osobą homoseksualną jest rodzajem wady u człowieka, który powinien być heteroseksualny. Na podstawie wszystkiego, czego nauczyliśmy się przez ostatnie 150 lat lub około tego, wydaje się dużo bardziej prawdopodobne stwierdzenie, że jesteśmy nosicielami regularnie występującej, niepatologicznej odmiany mniejszości w warunkach ludzkiej egzystencji.

I to nie jest coś, co zostało "wydedukowane" przez naukowców w zamkniętym laboratorium. Konieczne było wprowadzenie specyficznych zmian społecznych i historycznych, aby umożliwić uznawanie grupy, która tradycyjnie ukrywała się, a jej członkowie często byli ofiarami przemocy, jako nosicieli tej niepatologicznej odmiany mniejszościowej.

Jednak gdy to zaczęło się wyraźnie ukazywać, stało się coraz bardziej oczywiste publiczności, że osoby homoseksualne i lesbijki, których spotykają i które mogą być coraz bardziej otwarte w kwestii tożsamości, nie są wadliwymi osobami heteroseksualnymi. Osoby LGBTQ+ mają tendencję do rozkwitania tak samo jak inni, gdy są traktowani z tą samą godnością jak wszyscy inni.

Poruszając się w kierunku tego, co jest "autentycznie dobre"

Dlaczego to jest tak ważne dla sumienia z perspektywy katolickiej? Ponieważ z perspektywy katolickiej nie ma specyficznej nauki moralnej chrześcijaństwa. Istnieje jedynie nauczanie o tym, co jest autentycznie dobre dla ludzi. Oznacza to, że w dużej mierze już zrealizowaliśmy nauczanie katolickie, pozwalając sobie kierować tym, co prawdziwe w odniesieniu do osób LGBTQ+: to po prostu jesteśmy takimi, jakimi jesteśmy.

Następnym krokiem w formowaniu sumienia katolickiego byłoby uznanie, że w kwestiach etycznych "jak się zachowujemy płynie z tego, kim jesteśmy" (w łacinie agere sequitur esse). I oczywiście jest to związane z katolickim rozumieniem tego, że łaska doskonali naturę, zamiast jej znosić lub zastępować czymś innym. Nasz rozkwit, który jest tym, czego Stwórca dla nas chce, musi zostać wypracowany przez nas wszystkich, zaczynając od tego, kim jesteśmy, a nie pomimo tego, kim jesteśmy.

To wszystko jest dostępne sumieniu katolickiemu od momentu, gdy staje się jasne, że jesteśmy nosicielami tej prawie banalnej rzeczy: regularnie występującej, niepatologicznej odmiany mniejszościowej w warunkach ludzkiej egzystencji.

Czy jest coś jeszcze? Czy Kościół katolicki ma coś jeszcze do powiedzenia na temat tej odmiany? Osobiście uważam, że formalnie mówiąc, nie ma. Nie ma żadnych dowodów na to, że homoseksualność to rodzaj wady u człowieka, który powinien być heteroseksualny. Wszystko, co posiadamy, to wiarygodne źródła mówiące nam, że jesteśmy nosicielami tej niepatologicznej odmiany mniejszościowej.

A to nie jest coś, co zostało "wydedukowane" przez ekspertów w zamkniętym laboratorium. Konieczne było wprowadzenie specyficznych zmian społecznych i historycznych, aby umożliwić uznawanie grupy, która tradycyjnie ukrywała się, a jej członkowie często byli ofiarami przemocy, jako nosicieli tej niepatologicznej odmiany mniejszościowej.

Jednak gdy to zaczęło się wyraźnie ukazywać, stało się coraz bardziej oczywiste publiczności, że osoby homoseksualne i lesbijki, których spotykają i które mogą być coraz bardziej otwarte w kwestii tożsamości, nie są wadliwymi osobami heteroseksualnymi. Osoby LGBTQ+ mają tendencję do rozkwitania tak samo jak inni, gdy są traktowani z tą samą godnością jak wszyscy inni.

Poruszając się w kierunku tego, co jest "autentycznie dobre"

Dlaczego to jest tak ważne dla sumienia z perspektywy katolickiej? Ponieważ z perspektywy katolickiej nie ma specyficznej nauki moralnej chrześcijaństwa. Istnieje jedynie nauczanie o tym, co jest autentycznie dobre dla ludzi. Oznacza to, że w dużej mierze już zrealizowaliśmy nauczanie katolickie, pozwalając sobie kierować tym, co prawdziwe w odniesieniu do osób LGBTQ+: to po prostu jesteśmy takimi, jakimi jesteśmy.

Następnym krokiem w formowaniu sumienia katolickiego byłoby uznanie, że w kwestiach etycznych "jak się zachowujemy płynie z tego, kim jesteśmy" (w łacinie agere sequitur esse). I oczywiście jest to związane z katolickim rozumieniem tego, że łaska doskonali naturę, zamiast jej znosić lub zastępować czymś innym. Nasz rozkwit, który jest tym, czego Stwórca dla nas chce, musi zostać wypracowany przez nas wszystkich, zaczynając od tego, kim jesteśmy, a nie pomimo tego, kim jesteśmy.

To wszystko jest dostępne sumieniu katolickiemu od momentu, gdy staje się jasne, że jesteśmy nosicielami tej prawie banalnej rzeczy: regularnie występującej, niepatologicznej odmiany mniejszościowej w warunkach ludzkiej egzystencji.

Czy jest coś jeszcze? Czy Kościół katolicki ma coś jeszcze do powiedzenia na temat tej odmiany? Osobiście uważam, że formalnie mówiąc, nie ma. Nie ma żadnych dowodów na to, że homoseksualność to rodzaj wady u człowieka, który powinien być heteroseksualny. Wszystko, co posiadamy, to wiarygodne źródła mówiące nam, że jesteśmy nosicielami tej niepatologicznej odmiany mniejszościowej.

Co więc może powiedzieć Kościół? Cóż, jego nauczanie moralne dotyczy tego, co jest dobre dla człowieka jako takiego. To, co naprawdę powinniśmy zastanawiać się, to jak przystosować nasze zachowanie do tego, kim naprawdę jesteśmy. To jest jedyna "linia" w sumieniu, która ma znaczenie. Nie powinniśmy podążać za sugestiami, które nie mają podstaw w rzeczywistości naszego bytu, bo skończy się to brakiem autentycznego rozwoju i szczęścia.

Podsumowując, sumienie odgrywa kluczową rolę w naszym życiu, pozwalając nam oceniać, czy nasze działania i wybory są zgodne z naszą wewnętrzną prawdą. W kontekście tożsamości LGBTQ+ sumienie pomaga w określeniu, co jest autentycznie dobre i prawdziwe dla każdej osoby, a także w akceptacji siebie i swojej tożsamości. Warto podkreślić, że nauka moralna Kościoła katolickiego odnosi się do tego, co jest dobre dla ludzi jako takich, a nie do potępiania samej tożsamości LGBTQ+. Dlatego ważne jest, aby kontynuować rozwijanie wiedzy i zrozumienia na ten temat, aby stworzyć społeczeństwo bardziej wspierające i szanujące różnorodność tożsamości i orientacji seksualnych.

Artykuł Outreach W wywiadzie tego miesiąca kardynał-nominat Víctor Manuel Fernández, przyszły prefekt Dykasterii Nauki Wiary, powiedział: "Bez doświadczenia żyjącego Chrystusa, który miłuje i zbawia, nie możemy kształtować naszego 'bycia chrześcijaninem', a skupianie się na kłótniach i sporach z każdym nie pomoże w dojrzewaniu tego rozwoju u ludzi".

Po przeczytaniu tego oraz zważywszy na moją skromną rolę w działaniach na rzecz innych, chciałem rozwinąć znaczenie "bycia chrześcijaninem". Dla katolików z LGBT pragnę potwierdzić Waszą świętą tożsamość. Jesteście chrześcijanami - nie tylko w nazwie, ale w rzeczywistości.

To "bycie chrześcijaninem" rozpoczyna się od Ducha Bożego, który został wylany na was przez wiarę i chrzest. Jesteście przystosowani do Chrystusa i oznaczeni jako chrześcijanie, mimo że niektórzy chcieliby was przemalować i potraktować jako przedmioty do odrzucenia, a nie jako ukochanych członków wspólnoty Ciała Chrystusa.

Dla katolików z LGBT pragnę ponownie potwierdzić waszą świętą tożsamość. Jesteście chrześcijanami - nie tylko w nazwie, ale w rzeczywistości.

Zawsze byłem poruszony filozofią Gabriela Marcela (1889-1973), który skupiał się na naturze istnienia, gdy rozważał świat osoby. Opisywał nasze wspólne wyzwanie w osiągnięciu wspólnoty z innymi i w końcu z Bogiem.

Urodzony w Paryżu, Marcel był filozofem, dramaturgiem i muzykiem. Uważany za egzystencjalistę chrześcijańskiego, choć odrzucał taki tytuł, ukuł zdanie: "Esse est co-esse!" ("Być to być z innymi!").

Stanowczo sprzeciwiał się filozofiom rozpaczy i lęku promowanym przez niektórych swoich ateistycznych współczesnych, filozofiom, które nawet dzisiaj wielu przyjmuje w naszej własnej wierze. Marcel proponował alternatywne cnoty nadziei i wdzięczności, które miały wspólnotę jako swój cel i podporę.

Własna nadzieja i wdzięczność Marcela wynikała z jego zrozumienia, że Bóg najpierw pokłada nadzieję w nas, a następnie z wdzięcznością się cieszy z nas. Modlił się mocno: "Mam nadzieję w Tobie dla nas".

Zastanawiam się, ile osób z LGBT znajduje taką nadzieję w życiu naszego kościoła. Jeśli czujecie, że zostaliście przemalowani przez tych, którzy się wam przeciwstawiają, czy potraficie w sobie odnaleźć punkt wyjścia nadziei, który zaczyna się od Boga, który ma dla was wielką nadzieję? Wierzę, że każdy chrześcijanin, zanim poprosi Pana o wzrost w cnocie wiary, nadziei i miłości, powinien spytać Boga: "Czy masz we mnie wiarę? Czy masz dla mnie nadzieję? Czy mnie kochasz?" Jeśli pozwolicie Panu odpowiedzieć twierdząco, to poznacie, kim jesteście: umiłowanymi dziećmi Boga w Chrystusie.

Społeczne poczucie "bycia" Marcela obejmowało zrozumienie, że życie i istnienie to tajemnica, a nie problem czy zagadka do rozwiązania. Traktowanie Boga, siebie czy drugiego człowieka obiektywnie (a nie wspólnotowo) oznacza odejście od naszej własnej istoty.

Kiedy ludzie przemalowują katolików z LGBT jako grzeszników... nie tylko niszczą "bycie" drugiej osoby, ale także swoje własne chrześcijańskie ja.

Kiedy ludzie przemalowują katolików z LGBT jako grzeszników, wrodzenie nieporządku albo osobami skłonnymi do nieporządku, jednocześnie zapominając, że są chrześcijanami, niszczą nie tylko "bycie" drugiej osoby, ale także swoje własne chrześcijańskie ja.

Uważam, że niszczenie naszego "bycia chrześcijaninem" jest źródłem grzechu i nieporządku. Z pewnością rozumiemy, że życie jest chaotyczne i pełne nieporządku. Nawet nasza stuletnia katolicka nauka o pożądliwości przyznaje, że ze względu na grzech pierworodny nasza istota dobra uległa nieładowi i skłaniamy się ku grzechowi.

Wracając do "to być to być z innymi" Marcela, możemy zobaczyć, że grzech jest faktycznie przerwaniem bycia. Chybimy, gdy traktujemy siebie, Boga lub innych jako przedmioty lub zagadki. To nasz uniwersalny nieład i, pozwolcie mi powiedzieć, wrodzony nieład. Nawet nasze skłonności do grzechu, które pochodzą z nieładu, są skutkiem naszego zakłóconego "ja".

W jednym z ostatnich artykułów dla czasopisma "America" twierdziłem, że "opierając się na naszych teologicznych i moralnych konstrukcjach pożądliwości i poziomów winy, powinniśmy zacząć od założenia, że wszyscy jesteśmy zakłóceni do pewnego stopnia: teologicznie, społecznie, fizycznie, seksualnie itd. Nikt nie jest wolny od nieładu".

Idę o krok dalej wraz z Marcelem i uważam, że źródłem tego nieładu jest zniszczenie naszego "bycia". Wskazując na Prolog Ewangelii według św. Jana, Marcel argumentuje, że "na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo". Dlatego musimy dojść do wniosku, że być stworzonym na obraz Boga oznacza, że "być to być z innymi". Cokolwiek mniej niż to, chybia cel.

Lekarstwem na to jest Emanuela, co oznacza "Bóg z nami". Chrystus Emanuel urodził się z nami, cierpiał z nami, umarł z nami i tchnął w nas swojego ożywiającego ducha. Obdarował nas swoją boską obecnością, abyśmy mogli z nim zmartwychwstać. To odnowienie i odkupieńczy dar powinien być "celem", który musimy osiągnąć i przyjąć.

Jedynym sposobem, aby osiągnąć cel, jest przyjęcie Chrystusa samego. On jest drogą, prawdą i życiem.

Kiedy ludzie mówią, że musimy bronić depozytu wiary, chcę im przypomnieć, że prawdą jest Chrystus. Wiara (fides) to Chrystus, który jest z nami. On jest z nami nie tylko zdalnie, ale blisko, intymnie i sakramentalnie.

Często możemy być jak Pontiusz Piłat, pytając "Czym jest prawda?", nie dostrzegając fundamentalnej prawdy - Chrystusa Emanuela - który stoi przed nami (Jn 18:38). Wyświechtany i maltretowany Chrystus stojący przed Piłatem, czy tożsamość obiektowo postrzeganych i pozbawionych praw członków Ciała Chrystusa stojących przed oskarżającą masą, to ta sama prawda ukryta w zasięgu wzroku.

Kiedy w naszej próbie określenia lub obrony prawdy nie zadajemy pytania, "Kto jest prawdą pośród nas?", traktujemy drugiego jako zagadkę, a nie jako tajemnicę, którą należy celebrować.

Nasz najgłębszy grzech, nasz grzech pierworodny, chybia cel, gdy nie celebrujemy naszego poczucia "bycia". Kardynał-nominat Fernández ma rację. Faktycznie musimy doświadczyć i celebrować tajemnicę żyjącego Chrystusa, który jest z nami, aby kształtować nasze "bycie chrześcijaninem".

Katedra Hope


Metropolitan Community Church San Diego


Metropolitan Community Church Tampa


Metropolitan Community Church of Toronto


Metropolitan Community Church Washington DC


Parafia Ewangelicka Opatrzności Bożej we Wrocławiu 


Liturgia Eucharystii Reformowanego Kościoła Katolickiego 


Dominikanie Wrocławscy 


Dominikanie w Łodzi


Nabożeństwo z kościoła ewangelicko-augsburskiego w Krakowie


Nabożeństwo parafii ewangelicko-reformowanej w Warszawie.


Nabożeństwo z kościoła ewangelicko-augsburskiego Świętej Trójcy w Warszawie 


Codziennik biblijny


Parafia Ewangelicko-Augsburskiej Wniebowstąpienia Pańskiego w Warszawie.


Middle Church


Katedra Narodowa w Waszyngtonie (Washington National Cathedral)


Metropolitan Community Church - Resurrection Houston

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz