niedziela, 8 marca 2020

Działacz Bart opowieść o dorastaniu bycia sobą


To będzie bardzo osobisty i jeden z najważniejszych dla mnie postów w social mediach. Kiedy byłem młodym chłopakiem, miałem około 14 lat myślałem, że jestem jedynym gejem na świecie. Uczyłem się w zespole szkół im. Orląt Lwowskich w Lublinie. Z nikim nie rozmawiałem o tym kim jestem, bardzo późno zwierzyłem się z tego dwóm kolegom, którzy mnie zaakceptowali. Przez długi czas miałem myśli samobójcze, długą depresje, ciemność była obok mnie. Wieczorami wyglądałem przez otwarte okno i myślałem, że to byłoby takie proste… Byłem sam jeden przeciwko całemu światu, który mnie nie rozumiał a ja nie wiedziałem co ze mną nie tak. Miałem różne teorie - to krzyż (lub grzech jak mówili na lekcjach religii), więc muszę być księdzem, lub druga trwająca całkiem długo „że mi przejdzie”. Długo nie akceptowałem siebie, myślałem, że wszyscy ci "obnoszący się geje w rurkach są źli". Ja będę lepszym bo miłość do mężczyzn schowam gdzieś głęboko w sobie (a rurek na pewno nigdy nie założę). W tym samym czasie uciekłem do ojca do Szwecji i zostałem tam na dwa lata. To był trudny okres, żyłem z człowiekiem uzależnionym od leków. Po latach nakręciłem o tym swój pierwszy film dokumentalny Tableciarze - Pill Junkies.

W Szwecji musiałem pokonać swoje lęki (przede wszystkim przed wychodzeniem z domu i rozmowy z obcymi ludźmi). Oduczyć się patrzenia w ziemię kiedy idę po ulicy. Musiałem stać się samodzielny i zadbać o siebie… ale nie zadbałem. Depresja pożerała mnie dzień po dniu, samotność pochłaniała co raz bardziej i bardziej. Do tego pojawiła się jeszcze złość, na to, że jestem imigrantem w kraju w którym nie umiem się nawet dobrze wysłowić. Podczas zajęć wyrównawczych w szwedzkiej szkole zauroczyłem się po raz pierwszy – w koledze z grupy– nazywał się Ibrahim i pochodził z Iraku. Miał czarne, kręcone włosy i piękne, urocze spojrzenie. Uciekł z rodziną podczas Wojny w Iraku, podczas bitwy o Mosul. Był bardzo opiekuńczy. Kiedy wyjeżdżałem ze Szwecji chciałem mu powiedzieć o sobie. Nie odważyłem się.

Kiedy wróciłem do Polski zacząłem chodzić na siłownie, ćwiczyć Krav Magę w Lublinie. Jednym z moich trenerów był były kandydat na Prezydenta Marian Kowalski – wtedy dosyć sympatyczny, markotny gościu. Podczas treningów pokonywałem swoje bariery, starałem się być jak najlepszy. Wtedy zaczęła się też moja fascynacja nacjonalizmem – na szczęście nie było nikogo kto by to zauważył (Marian nigdy nie był bystry) i wykorzystał. Wkrótce w Internecie poznałem chłopaka w którym się zadurzyłem. Miałem już osiemnaście lat i postanowiłem powiedzieć o sobie mamie. To był wzruszający moment, wszyscy się przytuliliśmy.

Z zauroczenia wyrosła miłość – wyjechałem do Warszawy. To była burzliwa, toksyczna relacja pełna wzlotów i potwornych upadków. Pierwszy raz tak bardzo kochałem i nienawidziłem jednocześnie, z każdym dniem ta relacja wypalała mnie do reszty. Wróciła depresja, samotność, brak umiejętności radzenia sobie z własnymi emocjami. Rollercoaster emocji. Tutaj pomógł mi czas i przyjaciele – z chłopakiem się rozstałem i powoli pracowałem sam, nad sobą.

Znalazłem pracę – pracowałem przez krótki czas na ochronie w Oxford Tower, następnie pracując na pełen etat w call center i studiując dziennie. Nie pytajcie jak to robiłem ale dało się (poza studiami które ciągnęły się latami). Przez lata w korporacji obserwowałem że moi koledzy i koleżanki z pewną wyższością patrzyli na ludzi spoza Domaniewskiej –tą wyższość pielęgnowali w sobie i w drobnych gestach starali się ją podkreślać (torby po markowych perfumach wykorzystywane do noszenia przygotowanych posiłków). Wyścig szczurów w którym nie liczy się nic innego. To założenie ”,nam się udało – pani na kasie nie” było często czuć. Od razu podkreślę, że nie wszyscy tacy byli. Ukryci w szafach geje, którzy „do wszystkiego sami doszli” byli powszechnością. Nie czuli żadnego związku ze społecznością LGBT .

Pewnie dnia przy wsparciu mojego chłopaka zostawiłem korpo i zacząłem rozwijać własną firmę -realizować swoją największą pasję – film zacząłem robić co raz więcej i więcej dla swojej społeczności. Wtedy nie rozumiałem, że po prostu wykorzystuje swój przywilej - pracuję jako freelancer w stolicy, wszyscy moi zleceniodawcy znają mnie i kibicują w moim aktywizmie. Moja rodzina o mnie wie, mam kochającego chłopaka, który nie dość że mnie wspiera to ze mną wszystko planuje. To przywilej jaki mają nieliczni. Ale dla mnie jest wystarczający aby działać. Znam szwedzki, mam uniwersalną pracę i w każdej chwili mógłbym wyjechać albo zostać tutaj i tylko liczyć pieniądze. Dlaczego zostaję? Bo tak pojmuję wymaga przyzwoitość, bo jak będę siedział cicho to przyjdą po mnie, bo jak pali się dom to się robi co się dam aby go ugasić. Jeśli mam chwile zawahania to przypominam sobie wszystkie te dzieciaki, które popełniają samobójstwa z powodu systemowej homofobii w Polsce. Przypominam sobie też te o których się nigdy nie dowiemy. Przypominam sobie jak ja się czułem kiedy byłem młodszy.

Jak skłonić bogatych gejów, biseksów i lesbijki na eksponowanych stanowiskach aby dorzucili się do społeczności? Nawet jeśli nie czują się jej częścią? „Bo do wszystkich doszli sami, przetrwali i niech każdy innych przejdzie też tą szkołę życia”? Nie wiem – wiem, że jeśli dalej będą bierni to świetnie finansowane prawicowe organizacje wygrają, kolejne dzieciaki do których nie dotrzemy z pomocą będą popełniać samobójstwa a kolejni aktywiści będą cierpieć na wypalenie z powodu przeciążenia pracą i żebrząc o kolejny gorsz na projekt.

Na zdjęciu ja kiedy mam 14 lat ukrywający depresje i myśli samobójcze, myśląc, że to ze mną jest coś nie tak.