niedziela, 6 maja 2018

200 lat temu urodził się Karol Marks


Razem: 200 lat temu w Trewirze urodził się Karol Marks. Instytut Pamięci Narodowej i Wiadomości TVP, Ryszard Petru i Paweł Kukiz, narodowi konserwatyści i twardogłowi wolnorynkowcy – wszyscy próbują obrzydzić Polkom i Polakom tego dziewiętnastowiecznego filozofa. Z pogardą wobec logiki stawiają znak równości pomiędzy Marksem a Stalinem, Bierutem czy Jaruzelskim. Na wieść o uczczeniu okrągłej rocznicy urodzin Marksa przez władze Unii Europejskiej i niemieckich socjaldemokratów polska prawica - ta zamordystyczna, i ta podobno liberalna - dostała histerii. Warto więc wyłożyć otwarcie, dlaczego Razem nie bierze udziału w tej absurdalnej nagonce.

Według polskiej prawicy totalitarne zbrodnie są wpisane w myśl Marksa, stanowią ich logiczną konsekwencję. Tezie tej przeczy rzeczywistość. Na idee Marksa powoływały się i powołują ruchy demokratyczne, antytotalitarne. Najostrzejszymi krytykami radzieckiego totalitaryzmu byli uczniowie i kontynuatorzy Marksa. Karl Kautsky, najwybitniejszy z nich, od samego początku ostro zwalczał antydemokratyczne zapędy bolszewików i pokazywał, że ich przewrót ma niewiele wspólnego z myślą Marksa. Z demokratycznych pozycji krytykowała bolszewizm Róża Luksemburg. Marksistami byli PPS-owcy, którzy z bronią w ręku opierali się sowieckiemu imperializmowi. W powojennej Polsce to czerpiąca z myśli Marksa krytyka PRL autorstwa Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego stała się punktem wyjścia dla budowy demokratycznej opozycji. Obarczanie Marksa winą za Berię i Pol Pota jest równie zasadne, jak obarczanie historycznego Jezusa odpowiedzialnością za krucjaty, inkwizycję czy pedofilię w Kościele katolickim. Jest to po prostu bez sensu.

Z Marksa pełnymi garściami czerpała cała demokratyczna lewica. Bez Marksa nie byłoby niemieckiej SPD, hiszpańskiej PSOE czy francuskiej Partii Socjalistycznej. To austriaccy marksiści odpowiadają za rozkwit "czerwonego Wiednia": potężne programy mieszkaniowe, edukacyjne i zdrowotne. W Szwecji uczniowie Marksa rozpoczęli budowę państwa dobrobytu, rozwiniętego następnie dzięki planowi reform Rehna i Meidnera.

Dla demokratycznej lewicy w Polsce myśl Marksa też była niezwykle ważna. Prawicowi publicyści lubią karmić opinię publiczną farmazonami o tym, że "kiedyś to była lewica, nie to co teraz; gdyby tylko była w Polsce lewica taka jak PPS!". W ich bajaniach Polska Partia Socjalistyczna jawi się jako skrzyżowanie patriotycznego kółka dyskusyjnego z chadeckim związkiem zawodowym. Nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością. PPS łączył walkę o niepodległą Polskę z samoorganizacją robotników, radykalnym programem gospodarczym, nieprzejednanym antyfaszyzmem i postępowymi poglądami na kwestie kultury i praw człowieka. W siedzibach socjalistów wisiały portrety Marksa, pisano o nim w socjalistycznych periodykach, urządzano uroczystości z okazji rocznic urodzin i śmierci. Marksizm w PPS nie miał oczywiście nic wspólnego z PRLowską siermięgą - był krytyczny, otwarty i niedogmatyczny. Jak pisał Mieczysław Niedziałkowski: "My nie jesteśmy sektą, której twórca raz na zawsze wszystko przewidział, wszelkie problematy rozstrzygnął i do wierzenia podał niby dogmaty kościoła".

Marks był zdecydowanym zwolennikiem odbudowy niepodległej Polski. W jego czasach mało kto, poza lewicą, upominał się o sprawę polską. Sam Marks pisał: "Gdziekolwiek klasa robotnicza występowała samoistnie w ruchu politycznym, jej polityka zagraniczna, od samego początku, wyrażała się w słowach – odbudowanie Polski". Gromił tych, którzy Polskę chcieli spisać na straty: "Nie brak ludzi naiwnych, którzy sądzą, że dziś wszystko się zmieniło, że Polska przestała być «potrzebnym narodem», jak napisał pewien Francuz, i pozostała tylko sentymentalnym wspomnieniem. (...) Ślepota intelektualna klas rządzących w Europie doszła do swego zenitu". To osoby takie jak on czy włoski rewolucjonista Garibaldi, a nie książeta, arystokraci czy fabrykanci, przypominali Europie, że jeszcze Polska nie zginęła.

Marks, obok Durkheima i Webera, położył fundamenty pod współczesne nauki społeczne. Jego myśl do dziś pozostaje użyteczna w badaniach nad historią, społeczeństwem i gospodarką. Należy do najczęściej cytowanych autorów w czasopismach naukowych na całym świecie. Do Marksa odwołują się te historyczki, które w historii interesują raczej wielkie procesy, stosunki społeczne oraz materialne i technologiczne podstawy produkcji i bytu, a nie opowieści o życiu osobistym władców czy potyczkach wojskowych.

Marks był w swoich czasach przenikliwym krytykiem kapitalizmu i znawcą ekonomii. Po dwóch stuleciach w jego pismach jest całkiem sporo oczywistych dziś dla nas błędów i naiwności. Teoria wartości opartej na pracy, przejęta od Ricarda, ma dziś raczej znaczenie historyczne. Marksowi zdarzyło się tez sporo przestrzelonych prognoz - jak choćby w przypadku wysokości płac robotników. Paradoksalnie jego przewidywania nie sprawdziły się w dużym stopniu dzięki działalności zorganizowanego ruchu robotniczego, pod który położył fundamenty. Aktualność zachowała analiza dynamiki systemu rynkowego. Marks był pionierem badań nad cyklem koniunkturalnym i kryzysami gospodarczym, nad konsumpcją i inwestycjami na skalę całej gospodarki. Brodacz z Trewiru słusznie odrzucił prawo Saya, wówczas w zasadzie niekwestionowane. Do dziś ekonomisci spierają się o teorię malejącej stopy zysków. Idee Marksa twórczo rozwijali i interpretowali postkeynesisci – jak Michał Kalecki i Joan Robinson. Odwołują się do niej najwybitniejsi współcześni ekonomiści, od Galbraitha po Varoufakisa.

Obrzydzanie przez polską prawicę Marksa nie ma nic wspólnego z realną dyskusją nad tym, co pisał i robił Marks. Żenujące ataki na autora "Kapitału" to próba wypchnięcia z debaty publicznej jakiejkolwiek lewicy. Prawicę uwiera sprzeciw wobec wyzysku, koncentracji majątku i dyskryminacji. W 2018 roku nie potrzeba laurek ani pomników dla Marksa. Najlepszy hołd dla tego wielkiego krytyka to krytyczna lektura jego dzieł i działanie: w związku zawodowym, na proteście opiekunów osób z niepełnosprawnością, w walce o lepszy, sprawiedliwszy świat.

W końcu, jak pisał wiosną 1845 roku pewien młody, rozczarowany liberalizmem były liberał, "filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić".

Warunki pracy w fabrykach nie tylko krajów peryferii dowodzą, że postulat zakończenia wyzysku człowieka przez człowieka jest wciąż aktualny.

Dopiero co we wrześniu 2017 obchodziliśmy 150 rocznicę wydania Kapitału, a dziś mija dwieście lat od urodzenia Karola Marksa. Po kryzysie finansowym zainteresowanie jego twórczością po raz kolejny już w historii przeżywa renesans. Do tego okrągłe rocznice w oczywisty sposób prowokują do zastanowienia się nad znaczeniem Marksa dla rozwoju ekonomii. Czy jego prace faktycznie były przełomowe? Czy zachowują aktualność również dziś? Sam fakt zadawania tych pytań w odniesieniu do naukowca zmarłego blisko sto pięćdziesiąt lat temu potwierdza, że jego dorobek przetrwał próbę czasu.

Chyba żaden z ekonomistów nie wzbudza równie silnych kontrowersji. Google Scholar klasyfikuje go jako najczęściej cytowanego ekonomistę w historii. Analiza treści ponad miliona uniwersyteckich sylabusów wskazuje, że Manifest Komunistyczny pojawia się w nich nie tylko częściej od dowolnego podręcznika ekonomii, ale że ze wszystkich książek wszech czasów wyprzedzają go jedynie Państwo Platona oraz podręcznik literacki The Elements of Style Williama Strunka. Z drugiej strony John Maynard Keynes już w 1925 roku pisał o Kapitale jako przestarzałym podręczniku, który jest naukowo błędny i pozbawiony zastosowania we współczesnym świecie. Inny z gigantów XX-wiecznej ekonomii Paul Samuelson lekceważąco nazywał z kolei Marksa „pomniejszym ekonomistą postricardiańskim” zaznaczając równocześnie, że sam David Ricardo jest najbardziej przereklamowanym ekonomistą w historii. Jak to zatem jest z Marksem jako ekonomistą?

Zacznijmy od teorii wartości opartej na pracy, która stanowiła centrum twórczości niemieckiego ekonomisty i filozofa (a wcześniej również Adama Smitha czy Davida Ricardo, ojców-założycieli ekonomii klasycznej). Nie stanowi ona dziś w ekonomii żadnego punktu odniesienia. Już sam Marks zauważył, że wyjaśnienie, w jaki sposób wartość produktów wynikająca z wartości pracy koniecznej do ich powstania przekłada się na ceny rodzi poważne trudności. Problemu tej transformacji nie udało się również wyjaśnić kolejnym pokoleniom marksistów. Joan Robinson np. teorie wartości opartej na pracy uważała za tautologię, raczej metafizyczną ideę niż opis rzeczywistości. Koniec teorii wartości opartej na pracy już w końcu XIX wieku zapoczątkowała zresztą tzw. rewolucja marginalistyczna; dziś zajmuje ona miejsce niemal wyłącznie w podręcznikach historii myśli ekonomicznej.

Upadek teorii wartości opartej na pracy sprawia zatem, że analiza wyzysku dokonana przez Marksa staje się raczej postulatem społecznym niż naukowym opisem rzeczywistości. Wiele z obserwacji Marksa na temat relacji pomiędzy pracownikiem i pracodawcą wciąż jednak może zostać uznane za przełomowe oraz zachowuje aktualność. Autor Kapitału pisząc o uprzywilejowanej pozycji pracodawców jako jeden z pierwszych zauważył problem niekompletności kontraktów na rynku pracy. Stworzył przy tym podwaliny pod teorię pana i sługi opisującą konflikty interesów pomiędzy podmiotami zlecającymi wykonanie jakiegoś zadania, a tymi, którzy mają je wykonać. Podobnie, ekonomiczna analiza działania przedsiębiorstwa przeprowadzona blisko sto lat później przez Ronalda Coase’a i Herberta Simona traktująca firmę jako minigospodarkę planową także stanowi pewnego rodzaju kontynuację dorobku niemieckiego ekonomisty. Do tego samo pojęcie „wyzysku” po przyjęciu nowej formy, a więc jako opis sytuacji, kiedy płaca nie odpowiada wartości produktu krańcowego pracownika, również pozostało trwałym elementem ekonomii. Nawet zresztą gdyby nie były one w ogóle elementem języka nauki, to warunki pracy w fabrykach nie tylko krajów peryferii dowodzą, że postulat zakończenia wyzysku człowieka przez człowieka jest wciąż aktualny.

Najważniejszym wkładem jednego z najsłynniejszych brodaczy w rozwój ekonomii jest chyba jednak analiza dynamiki systemu kapitalistycznego. Sformułowana przez Marksa teoria wzrostu gospodarczego postrzegana jest jako poprzedniczka późniejszej, endogenicznej teorii wzrostu gospodarczego (rozwiniętej przez Demseya i Romera), według której wzrost produkcji jest konsekwencją wzrostu dostępnych w gospodarce czynników produkcji, co oznacza, że dynamikę systemu kapitalistycznego można wyjaśnić bez odwoływania się do zjawisk zewnętrznych. Odrzucenie prawa Saya, zgodnie z którym podaż tworzy popyt i analiza ryzyka niewystarczającej konsumpcji globalnej, w rozbudowanej formie znajduje odzwierciedlenie w modelu keynesowskim. Wreszcie, badania Marksa nad kryzysami gospodarczymi stawiają go w pierwszym szeregu ekonomistów zajmujących się tym zagadnieniem.

Niewielu naukowców wpłynęło na ekonomię w takim stopniu jak Karol Marks. Jego postaci nie można jednak ograniczyć do roli ekonomisty, czy nawet szerzej naukowca. Pozostaje on inspirujący przede wszystkim ze względu na rolę krytyka społecznego i przekonanie, że możliwa jest budowa lepszego, sprawiedliwszego świata. Jest to ważne szczególnie dziś, kiedy można odnieść wrażenie, że nadzieja przestała być jedną z kluczowych emocji dla lewicy. Ważną lekcją dla lewicy płynącą z lektury Marksa powinno być również to, że przedstawienie trafnych diagnoz rzeczywistości bez konkretnego programu jej zmiany to zdecydowanie za mało - krytyka polityczna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz