poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Mam homoseksualne dziecko. Spójrz mi w oczy i powiedz, że jest "chorym zboczeńcem"


Marsz Równości w Gdańsku. Telewizja Trwam tego dnia relacjonowała: "W Gdańsku odbył się skandaliczny i obsceniczny festyn, w samo południe z kolei odbyła się Manifestacja Normalności". Manifestanci normalności rozwiesili plakaty. "Zakaz pedałowania". "Budyń do więzienia". Pedały, zboczeńcy, dewianci...

- Bardzo chciałabym, żeby te osoby poznały moje dziecko - mówi mi Bożena. Szła wtedy w marszu równości nie pierwszy raz. Wspiera syna. Osobę homoseksualną, nie zboczeńca. - Ci, którzy tak głośno krzyczą o dewiacji, być może nigdy nie poznali osoby homoseksualnej. Nie dopuszczają do siebie wiadomości, że może tak właśnie żyje sąsiad za ścianą, a może nawet ktoś bliski, może ksiądz, u którego się spowiadają. Poznaj moje dziecko, a potem je oskarżaj.

Coming out Michała był dziełem przypadku. Nie planował, że zwierzy się Bożenie. To było kilka lat temu. Zobaczyli się akurat tuż po spotkaniu Michała z chłopakiem, w którym się zakochał. Błyszczały mu oczy, poliki miał rozpalone. Wiedziała, że coś musiało się stać. Tak tylko zapytała syna, czy coś się wydarzyło.

- Wie pani, każdy rodzic jakoś wyobraża sobie życie dziecka. I tu nagle trzeba się z tym pożegnać. Było mi może łatwiej, bo miałam w swoim otoczeniu osoby homoseksualne. Ale co innego mieć koleżankę nieheteronormatywną, a co innego, gdy jest nią twoje dziecko. Krew z krwi. Jedyne dziecko - przyznaje Bożena.

- Rodzice są starszymi ludźmi... Myślałam, że może to będzie dla nich ciężkie do zaakceptowania, bo są z zupełnie innego pokolenia. Okazało się, że trzeba było im to wcześniej powiedzieć. Do tej pory jest im z tym trudno, ale bardzo kochają Michała. To wymaga czasu. Moja mama mówi, że nie chce rozmawiać z wnukiem o jego orientacji, bo boi się go zranić - opowiada.

- Wydaje się, że trzeba wybrać. Albo zostaję w swoim Kościele, który wyklucza ze wspólnoty żyjące w zgodzie ze sobą osoby homoseksualne - co za tym idzie - trzeba odwrócić się od własnego dziecka. Albo druga opcja. Wspieram swoje dziecko i jestem w konflikcie z naukami Kościoła. To nie jest łatwe. Każdy chciałby, żeby jego dziecko miało dobrze w życiu. W naszym kraju będzie miało lepiej, jeśli będzie hetero - przyznaje Bożena.

- Paradoksalnie mamy poczucie zagrożenia w kraju katolickim, gdzie religia opiera się na miłości bliźniego. Kochamy cię, jeśli jesteś taki sam jak my. Różnisz się - nie należysz do naszej wspólnoty - mówi Bożena.

To, co rodzic przede wszystkim czuje, to lęk. Usłyszycie to zarówno od Bożeny, jak i Anny, jak i wielu innych rodziców osób nieheteronormatywnych. Boją się o szczęście dziecka, o jego zdrowie i życie. Szczególnie, jeśli słyszy się obelgi od ludzi, którzy powołują się na Boga.

- Lęk i sprzeciw. Podoba mi się fragment filmu "Moje jest inne", w którym dziadek jednego z bohaterów mówi o naszych dzieciach: "to są czterolistne koniczyny". Tak, nasze dzieci są skarbami. Bo urodzić się w tym kraju i być tak innym, odkryć to w sobie, mieć odwagę mówić o tym głośno - nie jest łatwo. Nasze dzieci często mają dużo większą świadomość siebie samych niż osoby heteroseksualne. To są naprawdę czterolistne koniczyny. (...) - całość na Wirtualnej Polsce.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz