Duży Format: Takich ludzi jest w SLD wielu. Milczą, podpisują się pod marką SLD i zaciskają zęby. Bo myślą, że nie ma innego wyjścia.
Rozmowa z Robertem Biedroniem*, działaczem Kampanii przeciw Homofobii.
SLD pana zawiódł, bo Grzegorz Napieralski, pański kolega, zaoferował panu tylko czwarte miejsce na liście wyborczej do Sejmu?
- Zaufałem Grzegorzowi Napieralskiemu. Uważałem, że trzeba dać mu szansę, bo to dopiero początek drogi politycznej jego i jego współpracowników, z którymi się przyjaźniłem. Dlatego, choć formalnie wystąpiłem z SLD już w 2005 r., zaangażowałem się w budowę nowej lewicy.
Czyli zawiódł pana Grzegorz Napieralski?
- Budowanie lewicy przerosło go intelektualnie. On się na początku dużo uczył, wydawało mi się, że nawet jeśli on dzisiaj czegoś nie umie, dobierze sobie dobrych współpracowników. Nawet jeśli nie ma pewnej wrażliwości, to będzie ją miała prof. Magda Środa, Wanda Nowicka [liderka Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny], ja czy związki zawodowe z Biedronki. Ale Napieralski te środowiska porzucił.
Przeczytałem właśnie list Barbary Kramarz z dolnośląskiego OPZZ, która rezygnuje z udziału na listach wyborczych SLD i protestuje przeciwko niesprawiedliwemu traktowaniu związkowców. Dlaczego to "Solidarność", a nie SLD wniosła do Sejmu projekt o płacy minimalnej? Kurczę, przecież lewica jest na ulicy, a nie w gabinetach na Rozbrat.
SLD podpisał pakt o gospodarce z organizacją przedsiębiorców BCC.
- Dzisiaj SLD woli się bratać z Business Centre Club, czyli z bogaczami. Im jest bliżej do ludzi, którzy mają duże pieniądze, a nie do ludzi wykluczonych. To kompletna aberracja lewicy.
Grzegorz nie ma koncepcji, ale też nie nadaje się na lidera. Nie jest przywódcą, jakiego dzisiaj potrzebuje lewica.
Wiele osób zarzuca Napieralskiemu brak charyzmy.
- Proszę popatrzeć na jego życiorys. Napieralski nie ma zawodu, prawie żadnego doświadczenia zawodowego, nigdy nie pracował z ludźmi wykluczonymi. Potrafi rozdawać jabłka, ale nie potrafi zapracować na te jabłka. Dlatego ci robotnicy, którym on te jabłka rozdawał, patrzyli na niego jak na kosmitę. Salonowa lewica z poselskimi dietami wyszła do ludu z jabłkiem. I tacy są ludzie wokół Napieralskiego, nie chcę wymieniać ich po nazwisku, ale to często zwykli aparatczycy.
Dawnych PZPR-owskich działaczy zastąpili aparatczycy nowej generacji?
- Ci nowi, młodzi ludzie weszli w buty swoich starszych kolegów, a pewne typy zachowań wręcz twórczo rozwinęli. Bo jak chcieli wyciąć starsze pokolenie, musieli być od nich lepsi w te klocki, bardziej bezwzględni.
Panu zależy np. na ustawie o związkach partnerskich. Na czym zależy Napieralskiemu?
- Dzisiaj zależy mu na tym, żeby zostać ministrem, powołać ministerstwo ds. nowych technologii. Tylko Napieralski na technologii się nie zna, sam nawet nie odpisuje na maile, nie odpowiada na SMS-y. Jego wpisy na portalach społecznościowych to robota współpracowników.
Miesiąc temu miał pan tę samą wiedzę o SLD, a jednak szykował się pan do startu z listy Sojuszu. To osłabia pańską wiarygodność. Uderzył pan w stół dopiero, gdy nie znalazło się dla pana dobre miejsce na liście.
- Ależ tak, zgadzam się. Takich ludzi jest w SLD wielu. Oni milczą, podpisują się pod marką SLD i zaciskają zęby. Bo myślą, że nie ma innego wyjścia. Taka jest cena, którą trzeba zapłacić za to, że chce się realizować swoje cele. Albo kontestujemy, pracujemy w organizacji społecznych, wspieramy wykluczonych, albo zaciskamy nos, by nie czuć tego fetorku, zakładamy maskę hipokryzji i poddajemy się często patologicznym partyjnym regułom.
Co w pana przypadku przesądziło o tym, że powiedział pan "dość"?
- Zostałem oszukany. Zaproponowano mi start z pierwszego lub drugiego miejsca gwarantującego mandat. To była oferta SLD, z którą sami się do mnie zgłosili. Powiedzieli: "Robert, chcemy, żebyś miał jedynkę w Gdyni, po Izabeli Jarudze-Nowackiej, która walczyła o prawa seksualne ludzi wykluczonych. Chcemy, abyś kontynuował to, co ona robiła przez tyle lat, żebyś był w naszej drużynie w parlamencie, bo się na tym znasz jak nikt inny".
A wylądował pan na czwartym miejscu w Warszawie.
- To wszystko była ściema. Chodziło o to, by ogłosić: "Biedroń kandyduje z SLD", by przypodobać się środowiskom, które do tej pory Sojuszem się brzydziły. Uważały, że to partia betonu postkomunistycznego. Ja miałem ich wybielić, przyciągnąć wyborców po to, by na moich plecach partyjny beton wszedł do Sejmu.
A potem Sojusz degradował pana, krok po kroku?
- Oni tak łowią ludzi. Wiedzą, że jak ktoś już się zgodzi, to potem będzie trudno się wycofać. Już samo to, że się startuje do Sejmu, jest nobilitujące. A potem mówi się takiemu kandydatowi: "No nie, Robert, musimy cię usunąć, bo Leszek Miller musi być jedynką w Gdyni. Damy ci jakieś inne miejsce, np. w Gdańsku". Jakiś czas później okazuje się, że w Gdańsku też nie, bo inny działacz musi tam startować. I tak dalej. Aż w końcu Grzegorz przestał odbierać moje telefony i odpowiadać na moje SMS-y.
Na pana miejsce wchodzi Krystian Legierski i SLD może powiedzieć, że ma dyżurnego działacza, który chce promować idee równościowe, prawa dla gejów, związki partnerskie.
- W jakim stylu on to robi? Wchodząc na miejsce Wandy Nowickiej i wyrzucając Agnieszkę Grzybek, swoją partyjną koleżankę, z tego miejsca. Ona pewnie będzie startowała z dalekiego 6. lub 7. miejsca. To zresztą dobry przykład, jak faceci w partii Zielonych ograli kobiety. Inny skandaliczny przykład - Zieloni mają dwóch przewodniczących - kobietę i mężczyznę. Mężczyzna dostał jedynkę na liście, a kobieta nic.
Układanie list to zwykle jest ostra przeprawa. A Napieralski pewnie myśli tak: SLD nie ma szans na bycie partią rozgrywającą w nowym parlamencie, lepiej mieć wokół siebie ludzi, którzy pójdą za mną jak w dym. Nie będą mnie rozliczać, zaakceptują nawet kontrowersyjne decyzje, jak koalicja z PiS.
- Więc po co ludzi oszukiwać, że chce się budować szeroką lewicę, a potem otaczać się pretorianami? Podobnie zrobił kiedyś Roman Giertych - otoczył się wszechpolakami i dostał się z nimi do parlamentu. Skończyło się na jednej kadencji. Bo nie da się zbudować szerokiej partii, okopując się w twierdzy.
To samo spotka SLD, które zamyka się na różne środowiska. Albo - albo. Biedroń, Nowicka, Partia Kobiet, Zieloni to są dla Napieralskiego ozdobniki, kwiatki do kożucha.
SLD jest bezideowe? Ma w nosie sprawy równościowe czy walkę o aborcję z powodów społecznych?
- Byłbym niesprawiedliwy, gdybym powiedział, że wszyscy ludzie w SLD są bezideowi.
Jednak SLD zwykle przypomina sobie o pewnych kwestiach tuż przed wyborami. Katarzyna Maria Piekarska pokazywała nam projekt ustawy o związkach partnerskich kilkanaście miesięcy temu, a zgłoszono go tuż przed wyborami. Wystawę o skutkach nielegalnych aborcji też zaplanowano na kampanię.
- To był blef, manipulacja. Ale te środowiska o tym wiedzą, jednak zaciskają zęby i mówią: nie ma żadnej alternatywy. Jeśli nie SLD, to co? Wszyscy liczą na to, że wejdą do Sejmu, jakoś się przebiją. Te małe partie mówią: kto nam da pieniądze, by przetrwać kolejne cztery lata?
SLD podtrzymuje Partię Kobiet czy Zielonych na finansowej kroplówce?
- Są pewne środowiska, które są zmuszone iść z SLD, by utrzymać się przy życiu.
Był pan zaskoczony powrotem do SLD takich osób jak Leszek Miller?
- Tak, ponieważ Napieralski obiecywał nowe SLD. Mówił, że pozbywa się betonu, a w Sojuszu będzie rządzić nowe pokolenie. Ulokowanie Millera w Gdyni, moim okręgu wyborczym, po Izabeli Jarudze -Nowackiej jest błędem. Ten elektorat jest wrażliwy społecznie, rozumie problemy kobiet i mniejszości. Uczyła ich tego Iza, ale też prof. Joanna Senyszyn. A start Leszka Millera w tym okręgu to pokazanie temu elektoratowi czterech liter. Bo Miller twierdził, że szkoda czasu na ustawę o związkach partnerskich, słynął z seksistowskich wypowiedzi wobec kobiet. To policzek i świństwo dla rodziny, środowiska i wyborców Izabeli Jarugi-Nowackiej.
Zmroził nas "ludyczny" żart posła SLD Marka Wikińskiego, który zakpił, że był tak delikatny wobec pana, że aż bał się adoracji z pana strony. Zna pan ankietę przeprowadzoną wśród działaczy SLD, z której wynikało, że w sprawach obyczajowych działacze lewicy są bardzo konserwatywni?
- Była też Anita Błochowiak ze słynną ripostą o czerwonych skarpetkach i pedałach. Był kandydat SLD na prezydenta Kielc, który porównywał nas do zwierząt. Wikiński przeprosił mnie tylko za mówienie o zarzutach karnych, on kompletnie nie rozumiał niestosowności tego dowcipu. Takie jest SLD. I ja, idąc tam, wiedziałem, że tak jest, ale uważałem, że to da się zmienić.
Dziś jest o wiele lepiej. Tematyka równouprawnienia istnieje w debacie publicznej. Jeszcze kilka lat temu nikomu nie przychodziło do głowy, by zajmować się problemami gejów i lesbijek.
Poseł Węgrzyn wyleciał z PO za obrzydliwy żart o lesbijkach, a Donald Tusk popiera pomysł związków partnerskich.
- Prawica przejmuje tradycyjnie lewicowe postulaty, bo zmienia się społeczeństwo, a SLD nie ma pomysłu na siebie. Prawica zmienia się także dzięki naszej pracy i mediom. To dobry znak. Kibicuję zmianom Tuska w stronę tolerancyjności, bo na tym wszyscy zyskamy. Czekam jeszcze na Jarosława Kaczyńskiego (śmiech).
Głośna rezygnacja ze startu z list SLD pana i pani Wandy Nowickiej stawia SLD w niekorzystnej sytuacji. Nadszarpnęliście wizerunek Sojuszu jako partii, dla której sprawy światopoglądowe są ważne. To może zniechęcić wiele środowisk, np. młodych ludzi, do głosowania na SLD.
- Uważam, że w nadchodzących wyborach nie możemy głosować na SLD. Na zgliszczach tej partii trzeba zbudować coś nowego. Game over.
Mówi pan, jak wiele lat temu prof. Tomasz Nałęcz. Nikomu się to jednak nie udało.
- Ale to jest wina systemu partyjnego, który faworyzuje takie partie jak SLD, także finansowo. Napieralski wie, że dostanie się do Sejmu, i to wszystko, czego mu dzisiaj potrzeba. To też wina nas samych. Zorganizujmy się, idźmy do wyborów. Stwórzmy coś nowego, bo dzisiaj się okazało, że król jest nagi, że te jabłka, które Napieralski rozdawał, były zatrute.
Wystartuje pan z list Ruchu Janusza Palikota?
- Długo się zastanawiałem.
Dlaczego?
- Nie chcę podejmować kolejnej ważnej decyzji w emocjach. To, co się stało w ostatnich dniach, jest także moją osobistą tragedią. Całe życie byłem lewicowy. Tak mnie wychowano. To trudny okres dla moich rodziców, przyjaciół i znajomych. Ale wiem, że im niższy wynik SLD, tym lepsza przyszłość lewicy w Polsce. Smutne, prawda?
Więc?
- Wystartuję z bliskiego mi okręgu w Gdyni. Już 20 minut po tym, gdy w Radiu TOK FM powiedziałem, że rezygnuję, Palikot zadzwonił i zaoferował start. Dzisiaj to jedyna alternatywa dla SLD i PO. Jak pokazują ostatnie badania, prawie 30 procent Polaków chce iść na wybory, ale nie chce głosować na PO, PiS czy SLD. To ogromna rzesza ludzi, którym można dać szansę na nowoczesną, europejską i tolerancyjną Polskę. Warto ją wykorzystać.
Rozmowa z Wandą Nowicką**, szefową Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. na stronie
Duży Format
Dla mnie Palikotowi chodzi wykorzystać środowisko LGBT później wypruje. Jemu chodzi o szum przez swoją kadencję sejmu robił to szum i nic dobrego nie zrobił. Kilka razy kłamał miedzy innymi żądał żeby polacy wypisali się z kościoła, ale sam powiedział nie zrobi to i inne kłamstwa jego.
Na temat Platformy jest na ogół członków PO zwolennicy można podzielić na lewicowych liberałów i konserwatywnych liberałów. Lewicowi liberałowie występują przede wszystkim w sprawie praw obywatelskich, natomiast konserwatyści są przede wszystkim za neoliberalizmem, kładąc nacisk na sprawy gospodarcze. Elementem ich łączącym jest idea wolności niepodzielnej. Wspólne dla nich jest krytyczne nastawienie wobec państwa, a zwłaszcza biurokracji. Ich najczęściej motto - Państwa tylko tyle, ile niezbędne - mówi o ograniczeniu ingerencji państwa w życie jednostki.
Wśród liberałów gejów jest najbardziej znany niemiecki polityk Guido Westerwelle. Który przez środowisko LGBT jest krytykowany bardziej interesuje gospodarką niż LGBT sprawami, czy krytykowany za urlop w Egipcie mieli niemieckie środowisko LGBT za złe jemu że to.
Najczęściej liberałowie głosują za prawami LGBT, jak demokracji w Ameryce partia łącząca amerykańskie środowiska centrowe i centrolewicowe oraz też liberałów.
Obecnie jest wyrazicielką myśli umiarkowaniem liberalizmu, czyli, w znaczeniu amerykańskim, lewicowej, choć początkowo to raczej właśnie ona była bardziej konserwatywna od konkurencyjnej Partii Republikańskiej; cały czas pewne wpływy mają głównie na Południowe stany. Z niej wywodzą się tacy liberalni politycy, jak prezydenci Franklin D. Roosevelt, John F. Kennedy, Lyndon B. Johnson czy Bill Clinton, choć także tacy konserwatyści jak Andrew Johnson czy Grover Cleveland, a także do pewnego stopnia Woodrow Wilson. Konkurencyjni Republikanie są programowo i jeżeli idzie o większość ich przedstawicieli na szczeblu władzy konserwatywni. Wedle najprostszej definicji, Demokraci to amerykańska centrolewica, zaś Republikanie - centroprawica.
U nas partie chcą być nie mamy wzorów rządzenia, tak na prawdę nie pamiętamy większość pamięta partię komunistyczną. Przez to u nas jak jest dana partia chcę być daną partią jak na zachodzie ale szybko zmieniają zdanie po okazuje się że są inni np jak konserwatyści brytyjscy jakiś stopnia wpierają środowisko LGBT wśród tej partii są jawni geje. Nawet próbowali edukować PIS coś nie wyszło im.
Często konserwatyści prawica nie który krajach wspierają LGBT członkami rządu jak do jest minister finansów w Holandii. Też osoby jawne homoseksualne są najczęściej wspierają lgbt np Ken Melhen kiedy ukrywał się był pzeciwko, kiedy powiedział jest gejem zaczął wspierać i przez w polityce jest ważne być jawny, a nie krypto gejem po do często się zdarza są anty gejowscy.
U nas lewica jak jest to sami nie wiedzą jaką chcą partią być po chcą wyborców komunistycznej partii z lat polski ludowej i chcą nowy wyborców prawicowy i przez to boją się w prosto wypowiedzieć za kim są żeby nie zaszkodzić. Też same partie lewicowe za granicą mają problemy Anglia, Niemcy lewica dziś nie rządzą u nich.
Polaków trudno nauczyć nowego i mieć inne zdanie z powodu tak nas uczy się i uczono czasach polski ludowej. Boimy się nowego i wmawiano co zachodnie jest złe i przez duża część homoseksualizm kojarzy się że do coś złego przynieśli z zachodu.
Przez na nasza demokracja jaka jest ale pracujemy nad nią nie jest gorzej mogło by gorzej wpaść do innej dyktatury. Czy będzie lepiej wiesze w tak i kilka razy polacy nie dali sobie pluć w twarz jak wstąpienie do unii. Teraz nie tylko polska ma problem z demokracją inni też przez kryzys gospodarczy pojawiają szarlatany którzy chcą dojść na piękny hasła, później będą mieć i zaczyna koszmar.
Polityka dla zwykłego obywatela jest skomplikowana i przez zdarza się że emocję i strach bieszę głosuje się jak głosuje. Partie używają psychologie żeby zdominować i zastraszyć jak np straszy się przed gejami że mogą zarażać się homoseksualizmem. Najczęściej prawda wyjdzie na jaw ale czy ile będzie ofiar tej chorej nagonki nie policzy, tak naprawdę większość chodzi o sławę i zdominować polaków.
PIS już próbowało wyszło jak wiemy zakazy parad itp. Nie dajmy zdominować można ładnie mówić czyny jak to czyny najważniejsze pamiętamy. Polska jest i będzie dla każdego my LGBT walczyliśmy i umieraliśmy za ten tak samo przysługuje nam bycie polakiem/polką jak innym. Osoby które dzielą polaków nie chcą dobro dla polski tylko zaszkodzić i żeby sobie tylko pomóc nie dla polaków obywateli.