wtorek, 23 sierpnia 2011

Robert Biedroń, czyli gej zawodowy. „Doskonale pamiętamy, co wyrządził gejom”. Robert Biedroń o inicjatywie Palikota

Fot: Newsweek/PAP
Newsweek: Czy Robert Biedroń reprezentuje polskie środowiska homoseksualne, czy Roberta Biedronia? Zdaniem wielu gejów – wyłącznie siebie.

Jego krytycy nie przebierają w słowach. – Przegięta ciota – mówi o Robercie Biedroniu jeden z byłych znajomych, także gej. – Przestaliśmy chodzić do niego na imprezy, bo na czterdzieści osób nie ma ani jednej heteroseksualnej. Oni chodzą do fryzjerów gejów, do knajp prowadzonych przez gejów, sami tworzą getto, a potem krzyczą, że są dyskryminowani.

Inny ma mu za złe, że właśnie z tego głośnego krzyczenia o swojej orientacji seksualnej zrobił sposób na życie, jest gejem z zawodu. Z tych samych powodów Jacek Adler, szef portalu randkowego Gaylife.pl, nazwał go wampirem, który „wysysa energię z gejów”, a Kampanię przeciw Homofobii, której Biedroń był prezesem – „marnotrawiącą pieniądze spółdzielnią”. Szymon Niemiec, działacz gejowski, który przez lata toczył z Biedroniem wojny, dziś mówi tylko: – To człowiek bardzo trudny we współpracy. Więcej nie mówi, bo nie chce włączać się w kampanię wyborczą.
Szoł z SLD W ostatnim tygodniu Pierwszy Gej III RP, jak go ochrzciły kolorówki, prywatnie kolekcjoner figurek Matki Boskiej i wielki fan biegania, znów miał swoje pięć minut – rozstał się z SLD, bo start z innego miejsca niż obiecane pierwsze, był poniżej jego ambicji. Kiedy tylko decyzję ogłosił publicznie, zadzwonił do niego Janusz Palikot i zaproponował mu jedynkę w Gdyni. – Przez lata skutecznie walczył o swoje sprawy. Jest bardzo inteligentny i sprawny językowo, takich ludzi trzeba w polityce – mówił Palikot na ich wspólnej konferencji prasowej.

I rzeczywiście, rozmowa z Robertem Biedroniem to przyjemność, bo nie tylko potrafi mówić, ale też słuchać. A kiedy mówi, umie błysnąć kąśliwą metaforą. Choćby taką, jak o Stefanie Niesiołowskim: „To jest polityk, który bzyczy dużo, a mało z tego wychodzi. Współczuję jego żonie, bo myślę, że bardziej skupia się na bzykaniu, czyli swojej profesji profesorskiej, a mniej na realnym działaniu” czy zaskakującym porównaniem: „Palikot to jest taki nowoczesny Lepper, też walczy z establishmentem”.

Jako rozmówca ma jeszcze jedną ważną cechę, która zjednuje mu tylu przyjaciół, co wrogów – jest bezpośredni i otwarty do bólu. Biedroniowi można zadać każde pytanie i mieć pewność, że na nie odpowie. Nawet to o seksie – z wyjątkiem jednego: kim jest jego partner, który jeszcze nie odważył się na publiczne ujawnienie orientacji. – Nie cierpi moich płatków na śniadanie na ciepłym mleku – śmieje się Biedroń. – Ale zawsze mogę liczyć na jego wsparcie, gdy jestem obiektem niewybrednych ataków.

Fot: Newsweek/PAP
 Takich jak choćby Marka Wikińskiego, byłego kolegi z SLD, który jego rezygnację z kandydowania z list Sojuszu skomentował słowami: „Jestem tak taktowny wobec pana Roberta Biedronia, że aż się obawiam, żebym nie stał się obiektem adoracji z jego strony”. Biedroń nie został mu dłużny: „Połowę swojego życia przeznaczyłem na zmianę SLD. Moja misja się nie udała. Nie wygrała tam twarz tolerancyjnej partii, ale twarz posła Marka Wikińskiego. Homofobiczna gęba, która w sposób naturalny po moim odejściu została pokazana społeczeństwu polskiemu” – powiedział.

Trudne dzieciństwo

Takie „homofobiczne gęby” prześladowały go od dzieciństwa spędzonego w niewielkim Krośnie. – Myślałem, że jestem sam na świecie, kiedy chodziłem do miejscowej biblioteki i wypożyczałem książki o homoseksualizmie – wspomina. Był koniec podstawówki, dotarło do niego, że zakochał się w koledze. Kolega tę miłość brutalnie odrzucił, a on pobiegł do pani psycholog, która zaczęła go pocieszać, że mu szybko minie. To tylko utwierdziło go w przekonaniu, że jest zboczony i chory.

O tym, że jedno z jej czworga dzieci jest gejem, matka Biedronia dowiedziała się przez telefon. Zakochany w jej synu kolega ze studiów, którego uczuć Robert nie odwzajemniał, postanowił się zemścić. – Dziś jest ze mnie dumna, choć na początku bała się, co powiedzą ludzie. Miała nadzieję na zaleczenie tej choroby. Teraz zdarza się, że dostaje anonimy, ale mam dużo szczęścia, bo zarówno dwaj bracia, jak i siostra bardzo mi kibicują – mówi Biedroń. Kiedy studiował politologię w Olsztynie na Uniwersytecie Warmińskim-Mazurskim, wstąpił do Lambdy, by walczyć ze stereotypami. Tam odkrył w sobie żyłkę działacza, który chciał zmienić Polskę, a jak twierdzą złośliwi – awanturnika, który chce zwrócić na siebie uwagę.

W 2005 roku wypowiedź Doroty Ekes, działaczki Stowarzyszenia Rodzina Polska, że homoseksualizm jest chorobą, a homoseksualiści powinni być odsunięci od wykonywania zawodu nauczyciela, Biedroń określił jako faszystowsko-nacjonalistyczno-katolicką. Sąd Rejonowy w Elblągu skazał go za to na karę grzywny (wyrok uchylił sąd drugiej instancji). W ankiecie tygodnika „NIE” wypowiedział się o liderze PiS: „Kaczyński nie kończy. Podobno jest już seksualnym impotentem”. Wyniki ankiety zostały określone przez środowiska bliskie PiS jako barbarzyńskie i zaskarżone w Radzie Etyki Mediów. Z walką o uzyskanie poselskiego mandatu szło mu już znacznie gorzej. W 2005 roku kandydował z listy SLD w wyborach do Sejmu i zdobył 1686 głosów (0,22 proc. wszystkich oddanych w okręgu warszawskim).

Kampania Roberta Biedronia

Od początku istnienia, od 11 września 2001 roku do 22 lutego 2009 roku, był prezesem Kampanii przeciw Homofobii – organizacji pozarządowej zajmującej się promowaniem postaw tolerancji wobec lesbijek, gejów, osób biseksualnych oraz transgenderowych. Ta promocja polegała m.in. na manifestowaniu poglądów podczas demonstracji. 11 listopada 2010 roku Biedroń został zatrzymany i – jak twierdzi – pobity przez policjantów w czasie marszu zorganizowanego na znak protestu przeciw demonstracji narodowców i Młodzieży Wszechpolskiej.


Ale ta walka, czasem nawet wręcz, nie zawsze przekonuje innych homoseksualistów. Coraz częściej jest postrzegany przez środowisko jak przerysowany gej, który bardziej szkodzi, niż pomaga, bo zwyczajnie ich ośmiesza. Biedroń uważa jednak, że to między innymi dzięki jego działaniom wiele się w Polsce zmieniło. – Proszę sobie wyobrazić, że dziesięć lat temu jakiś poseł wylatuje z partii za wypowiedziany publicznie homofobiczny żart. To było wręcz niemożliwe – mówi.

Krystian Legierski, inny znany działacz gejowski, przyznaje, że Biedroniowi udało się sporo zrobić dla środowiska. Jednak jego ostatnich ataków na SLD i Napieralskiego nie rozumie. – Wiele osób ma za złe Robertowi ten jego przerysowany wygląd – mówi. – Ale ja uważam, że to urocze. On jest, jaki jest, i nie próbuje niczego korygować, nie próbuje udawać macho. W końcu o prawo do bycia sobą walczy od lat – dodaje. Legierski startuje do Sejmu z warszawskiej listy SLD. Zajął na niej miejsce zwolnione przez Biedronia. Może dlatego krytykuje jego ataki na ludzi, z którymi przecież wcześniej przez tyle lat pracował. – Nie rozumiem jego tłumaczenia, że teraz przejrzał na oczy. Wydaje mi się, że poniósł w SLD osobistą porażkę, że nie udało mu się zbudować na tyle silnej pozycji, by zdobyć pierwsze miejsce na liście, więc urażony próbuje wciągać w tę porażkę sprawy całego środowiska – mówi Legierski.

Jednak taka postawa Roberta Biedronia nie dziwi – przekuwać porażki w sukces próbowało przed nim wielu polityków.
****
Rok temu Robert mówił o Palikocie coś innego niż dziś, czy Robertowi chodzi o nas czy tylko aspirację   zostać politykiem.

Fot: Newsweek/PAP
Newsweek.pl: Ostatnio Janusz Palikot wspomina o założeniu własnej partii. Ma szansę na zdobycie waszego poparcia? Robert Biedroń: Nie wydaje mi się, żeby mógł pociągnąć za sobą moje środowisko. My cały czas pamiętamy mu pewne ekscesy, które dla nas były zupełnie niezrozumiałe. Na przykład jeszcze kilka lat temu wspierał finansowo tygodnik „Ozon”, który słynął z zaangażowanej, pełnej nienawiści homofobii. Była taka okładka – „Wszyscy jesteśmy homofobami” – na której młoda para dumnie trzymała przekreślony znak „Zakaz pedałowania”. To było coś, co wstrząsnęło naszym środowiskiem.

Newsweek.pl: No ale Janusz Palikot się zmienia. Ozonu też już dawno nie ma. Robert Biedroń: Oczywiście Palikot się zmienił jako człowiek. Pamiętam jak zakładał koszulkę „Jestem gejem”. Myślę jednak, że to tylko deklaracje, które bardziej mają poprawić wizerunek samego Palikota. W jego działalności jest wciąż za mało czynów w porównaniu do deklaracji.

Newsweek.pl: Jakich czynów pan oczekuje? Robert Biedroń: Nie słyszałem, żeby Palikot przedstawił projekt ustawy o rejestrowaniu związków partnerskich, czy namawiał premiera Donalda Tuska do przygotowania takiego projektu. Przypomnę, że Palikot jest członkiem Platformy, która słynie również z homofobii, ma w swoich szeregach minister Elżbietę Radziszewską czy Stefana Niesiołowskiego. Trzeba pamiętać, że przynajmniej dotychczasowe doświadczenia związane z Platformą Obywatelską pokazują, że jest to ugrupowanie konserwatywne, i z liberalizmem światopoglądowym nie mające nic wspólnego.

Newsweek.pl: Co musiałby zrobić, aby zdobyć wasze poparcie? Robert Biedroń: Żeby przyciągnąć nas do tego projektu, musiałby zagwarantować nam realne działanie, a nie tylko deklaracje. Jeżeli Palikot przygotuje projekt ustawy o związkach partnerskich, jeżeli zaangażuje się w zmianę kodeksu karnego związaną z homofobiczną mową nienawiści, jeżeli zacznie realnie wspierać nasz środowisko to jestem przekonany, że ta partia ma szanse zdobyć nasz poparcie. A jest o co walczyć bo elektorat LGBT szacowany jest na ok. 5 proc. społeczeństwa, czyli ok. 2 mln głosów.

Newsweek.pl: Partia Palikota będzie miała jakąś szansę w ogóle? Ma szansę na odbicie elektoratu np. SLD? Robert Biedroń: Być może udałoby mu się zagospodarowanie pewnych środowisk lewicowych, czy lewicujących. Być może mógłby zagrozić SLD, ponieważ aparat partyjny Sojuszu jest tak naprawdę konserwatywny. Ma on szansę sięgnąć po ludzi, którzy z tego powodu nie chcą się angażować w SLD.

*****
Mam pytanie co zaproponował Palikot nam fakty? miejsce na listach członkom LGBT, do nie wszystko dla mnie. Narażę tylko postawi krzyczeć, na krzyku i konferencja nie zbudujemy nic. Realna praca i ustawy, można mówić pięknie ale czyny do są ważniejsze.

 Na temat pumy żartował "Nie jest puma, przypadkiem, homoseksualistą?". "Czy Kaczyński jest gejem".

Dominika Wielowieyska
 Gazeta Wyborcza: "Palikot oświadczył w "Polska the Times", że szukał dowodów homoseksualizmu Ziobry, ale "niestety" nie udało mu się nic znaleźć.

"Ale co Panu do tego? - pytają Anita Werner i Paweł Siennicki.

Palikot: - Jak na niego patrzę, to widzę, że zachowuje się jak kobieta, nie jak mężczyzna. Nie wymaga to jakiejś szczególnej wiedzy psychologicznej. Jego usta, mimika, pewien rodzaj trzymania ręki, nawet chód, pośladki.

Patrzy pan na pośladki Ziobry?

- Codziennie widzę go przecież w Sejmie.

Co to Pana obchodzi? Dlaczego w ogóle Pan o tym mówi?

- Przecież nie mam nic przeciwko homoseksualistom. Tak długo, jak ktoś z nich nie staje na czele formacji zwalczającej homoseksualizm, bo to jest zwykłe zakłamanie" - mówi poseł.

Zakłamany jest przede wszystkim Janusz Palikot. Ćwierka, że nie ma nic przeciwko homoseksualizmowi, ale jednocześnie gra na niechęci ludzi do homoseksualistów. Bo o czym marzy tropiciel orientacji seksualnej Ziobry? By go skompromitować.

To nie walkę z gejami Ziobro wypisywał sobie na sztandarach. Raczej walkę z układem. Obnażanie rzekomej obłudy polityka PiS jest więc raczej żałosnym usprawiedliwieniem lustracji seksualnej, uprawianej przez Palikota."

Uważajcie drodzy działacze. Walka się zaostrza, Palikot walczy o władzę tylko, a nie o zwykły obywateli problemy on tylko wykorzystuje problemy do swoi celów.