piątek, 20 maja 2011

Zniewolona przez płeć

Onet.pl: Pamiętam, że będąc dzieckiem ciągle sygnalizowałam mamie, że źle czuję się jako chłopak. Nie lubiłam grać w piłkę, bawić się samochodami. Wolałam grać w gumę lub w klasy. Dużo rozmawiałyśmy, ale to pod jej wpływem wypierałam Anię ze swojej głowy, starałam się o niej nie myśleć. Kiedy byłam mała, w Polsce prawie nikt nie wiedział o transsekualizmie.

Damian Gajda: Jesteś prezeską fundacji Trans-fuzja, sama kilka lat temu zdecydowałaś się na zmianę płci. Czy w Polsce transseksualizm wciąż dotyczy mniejszości czy przeciwnie – jest coraz więcej osób, które nie czują się w swoim ciele dobrze?
Anna Grodzka: Zarówno w Polsce, jak i w kulturze judeochrześcijańskiej problem transpłciowości był zawsze nieobecny. Myślę, że jest wiele osób mających negatywny stosunek do płci, która jest im przypisana kulturowo i prawnie. Nadal bardzo często o sytuacji osób transpłciowych wie tylko najbliższe otoczenie – rodzice, żona, mąż, partner, partnerka. Wiele z nich, po ujawnieniu swoich preferencji, rezygnuje z przyjacielskich relacji, usuwa się w cień, by nie zostać napiętnowanym. Bardzo często osoby transpłciowe dowiadują się o nieakceptacji w toku życia, kiedy otoczenie zaczyna zwracać uwagę na ich nietypowe zachowania. Inaczej jest w kulturze Dalekiego Wschodu, gdzie transseskualizm nie jest problemem. Człowiek przekraczający granice płci, nie budzi zdziwienia. Rozmawiałam kiedyś z pewną transseksualistką, Tajką, która żyje w Holandii. Opowiadałam jej o problemach prawnych zmiany płci w Polsce. Ona zupełnie tego nie rozumiała, bo w jej kraju, ludzie transpłciowi nie mają powodu, by ukrywać swoją naturę. Nikomu nie przeszkadza, że oznaczenie płci w dokumentach jest inne od społecznego, płciowego wizerunku. U nas to wciąż jedna z podstawowych bolączek, uniemożliwiająca normalne życie.

Zdecydowałaś się na zmianę płci późno. Kiedy pomyślałaś, że czujesz się jednak kobietą, a nie mężczyzną, że ciało to klatka?
Jeżeli w wieku 11 lat nadałam sobie imię Ania, to znaczy, że w tamtym czasie już miałam świadomość, że nie czuję się chłopakiem a dziewczyną.

Ale kiedy jest się dzieckiem, te granice płci są bardzo płynne.
Dzieci póki nie wejdą w okres dorastania, mają liberalny stosunek do swojej płci. Kultura, w której żyjemy, uczy nas, co powinniśmy robić, będąc chłopcem czy dziewczynką. Często jest tak, że dzieci zgłaszają problem, że płeć im nie odpowiada, ale później okazuje się, że wszystko jest w porządku. Transseksualizm to inklinacja, a nie determinanta. Tożsamość kształtowana jest zarówno na bazie wewnętrznych, wrodzonych skłonności, jak i wpływów otoczenia czy środowiska.

A Ty od dziecka chciałaś być kobietą?
Ja nawet nie pomyślałam wtedy, że będę kobietą, bo nie wiedziałam, że mogę, ale bardzo tego chciałam. Czułam, że przynależę do świata dziewczynek, choć one nie uważały, że przynależę do ich grupy. Podobnie chłopcy. Byłam zepchnięta na margines dziecięcej społeczności.

Pamiętasz swoją pierwszą rozmowę z mamą, kiedy przedstawiłaś jej Anię?
Pamiętam, że będąc dzieckiem ciągle sygnalizowałam jej, że źle czuje się jako chłopak. Nie lubiłam grać w piłkę, bawić się samochodami. Wolałam grać w gumę lub w klasy. (śmiech) Dużo rozmawiałam z mamą, ale to pod jej wpływem wypierałam Anię ze swojej głowy, starałam się o niej nie myśleć. Kiedy byłam mała, w Polsce prawie nikt nie wiedział o transsekualizmie.

Mama nie starała Ci się tłumaczyć, że powinnaś zaakceptować siebie taką, jaka jesteś?
Mama chciała dla mnie jak najlepiej, ale wiedziała, że ta skłonność może mnie narazić na wiele przykrości ze strony rówieśników. Miałam 9 czy 10 lat. To czas, kiedy chłopcy przestają się bawić z dziewczynkami i na odwrót. Jedna grupa nie ma dostępu do drugiej. Otoczenie wymagało ode mnie czegoś zupełnie innego, niż chciałam. Nie umiałam tak żyć. Nie interesowała mnie piłka nożna czy chłopięce sporty. Wolałam bawić się w dom z dziewczynami. Czułam, że jestem wykluczona. Byłam kimś dziwnym, zepchniętym przez okrutny świat dzieci na margines. Przyjaźniłam się z dziewczynami, ale one też zrezygnowały ze znajomości ze mną, bo zaczęły zwracać uwagę na chłopców. Od tej pory byłam dla nich raczej kłopotem, nie mogłam liczyć na wsparcie. Wiele razy słyszałam:, 'frajer', 'lebiega', 'babski król', 'pedał'. Zepchnęli mnie poza nawias.

Już wtedy odczuwałaś wrogość do swojego ciała?
Nie użyłabym słowa 'wrogość'. To był początek, ale już wtedy musiałam się pogodzić z tym, że jestem wyższa, rosną mi bary, porastam sierścią. Nienawidziłam tego. Potem zarost, głos... Te zmiany fizyczne były niemiłe, one potwierdzały, że nie mam szans normalnie żyć.

Wtedy pomyślałaś, że musisz to tłamsić.
Tak. Ania zeszła do podziemia. Starałam się odzyskać pozycje wśród rówieśników. Kiedy skończyłam podstawówkę. Wtedy było całkiem nieźle. Rodzice świadomie, po to, bym miała szansę zaistnieć w nowym środowisku, posłali mnie do szkoły po przeciwległej stronie miasta. Mieszkałam na Mokotowie, a rodzice wysłali mnie do liceum aż na Wolę. Chyba czuli, że to może mi pomóc w rozpoczęciu nowego życia.

Jak wyglądały Twoje pierwsze związki?
Zakochałam się w dziewczynie w szkole średniej. To był pierwszy taki wzlot, ale wcześniej też blisko przyjaźniłam się z pewnym chłopakiem. On nie pozwolił na nic więcej. Przez całe życie spotykałam się z kobietami.

Miałaś żonę.
Tak, którą zresztą bardzo kochałam.

Ona wiedziała o Twoich skłonnościach?
Nie, nie wiedziała, bo gdybym jej to powiedziała, nie zdecydowałaby się być ze mną. Jeśli czegoś żałuję, to tego, że jej nie powiedziałam. Odebrałam jej szansę wyboru. Trudno – straciłabym ją – ale nie skrzywdziła. Zrobiłam to, bo wierzyłam, że będę mężczyzną na zawsze. Nie oszukiwałam ani siebie, ani jej – po prostu byłam pewna, że poradzę sobie jako facet. Realizowałam swój plan bycia 'normalnym' człowiekiem, nie miałam innego wyjścia. Ania była we mnie cały czas. Gdybym nie była napiętnowana przez swoją społeczno-prawną płeć, gdybym mogła żyć w zgodzie ze sobą, gdyby świat akceptował ludzi takimi, jakimi są, gdyby… nie skrzywdziłabym ani jej, ani siebie.

Jak układa się Twoje życie zawodowe? Straciłaś poprzednią pracę?
Na razie nie żałuję swojej decyzji, choć nie wszystko układa się po mojej myśli. Niestety, muszę sobie radzić z wieloma przeciwnościami i jest ich chyba więcej niż wcześniej. Kiedy dzisiaj dzwonię do kolegi i proszę go o numer telefon do znajomego dyrektora firmy, który jeszcze kilka lat temu dostałbym bez żadnego problemu, słyszę: 'podam ci, ale proszę cię, nie mów, że to ode mnie'. Wiele osób się ode mnie odwróciło, oczywiście, ale są też takie, które mnie wspierają.

Masz jakiś kontakt z rodziną?
Nie. Najbliżsi nie odpowiadają na świąteczne życzenia, nie zapraszają na imieniny czy urodziny jak kiedyś. Oni trochę boją się tego, co powiedzą inni. To jest konformizm wynikający ze społecznego lęku.

Twoja fundacja pomaga osobom transseksualnym. Kto się do Ciebie zgłasza?
Jestem psycholożką, prowadzę grupy wsparcia dla osób transsesksualnych. Zgłaszają się do nas bardzo różne osoby. Przychodzą 14-latkowie z rodzicami i opowiadają o swoich problemach. Niestety, jest też dużo samobójstw wśród osób, które nie mogą pogodzić się ze swoją tożsamością. My staramy się pomóc im zrozumieć, co dzieje się w ich głowie.

Przekonujecie ich do zmiany płci?
Broń Boże! To jest potwornie trudny proces! Wręcz zniechęcamy. Jeżeli ktoś, jest zdecydowany i świadomy trudności, które mogą się pojawić, uświadamiamy go, jak może to zrobić.

Powiedziałaś mi, że teraz czujesz się spełniona. A czy nie jest tak, że te przeciwności przysłaniają szczęście osób transseksualnych?
Jasne, że pojawiają się jakieś trudności. Ale wyobraź sobie, że nagle stajesz się tym, kim zawsze chciałeś być, wychodzisz z szafy i mówisz: 'Tak, to ja'. Kiedy ludzie zwracają się do mnie z prośbą o pomoc, staram się pokazać im, że walka o ochronę prawdziwej tożsamości to droga przez mękę, prawdziwe wyzwanie. Ja też boję się tego, co mogą zrobić mi inni. Mam tu na myśli przede wszystkim agresję fizyczną. Kilka razy dochodziło już do takich sytuacji, które mroziły krew w żyłach. Ale mam nadzieję, że mój przykład uświadomi innym, że warto powalczyć o siebie.

1 komentarz:

  1. ohh to trzeba mieć tyle w sobie siły, podziwiam, ''warto powalczyć o sobie'' myślę że tak właśnie jest :>

    OdpowiedzUsuń