Kampanie Społeczne: O perypetiach związanych z prowadzeniem kampanii na rzecz związków
partnerskich pisze Wojciech Szot, rzecznik kampanii „Miłość nie
wyklucza”.
--------------------------------
„Społeczeństwo nie
jest gotowe na oglądanie takich plakatów. Ludzie zniszczyliby je,
połamali ramki. A moja firma poniosłaby straty. Wolałbym, żeby akcje
uczyły młodzież ustępowania miejsca w autobusach” – mówi Ireneusz
Iwański, właściciel tablic reklamowych w inowrocławskich autobusach. Co
jest na plakatach? Homoseksualne pary, które postanowiły walczyć o prawo
do zawierania związków partnerskich.
Kampania
„Mam 8 miesięcy
i jeszcze nie umiem chodzić. Ale już trzymam główkę i pewnie siadam.
Bawię się zabawkami, wkładam je do buzi. Wszystko do niej wkładam. „ –
tym zdaniem, na łamach „Dużego Formatu”, dodatku do Gazety Wyborczej,
rozpoczęła się kampania społeczna pt. „Miłość nie wyklucza”. Piętnaście
osób, gejów, lesbijek, osób biseksualnych, pokazało swoje zdjęcia z
dzieciństwa aby przypomnieć, że gdy byli mali ich problemy był podobne
do problemów wszystkich maluchów, a przyszłość wydawała się prosta i
radosna. Zmąciło ją uświadomienie sobie oraz otoczeniu odmiennej
orientacji seksualnej.
Dorastanie jako gej/lesbijka jest trudne. A
kiedy już się dorośnie, równie trudna jest świadomość braku regulacji
prawnych, które pozwolą zalegalizować i ustabilizować najszczęśliwszy
nawet związek z ukochaną osobą. Mało mówi się o tym czym są związki
partnerskie i czemu mają służyć, jakie są konkretne konsekwencje braku
możliwości ich zawierania. O edukację i zaangażowanie osób ze środowiska
LGBT w walkę o własne prawa chodziło nam – twórcom kampanii „Miłość nie
wyklucza”.
Chcieliśmy również - jako grupa nieformalna –
pokazać, że można walczyć bez grantów, sponsoringu, dotacji. Całość
funduszy z których zrealizowano kampanię pochodzi od prywatnych firm
LGBT oraz indywidualnych darczyńców.
Kampania ruszyła w Warszawie
i Łodzi. Na bilbordach pojawiły się dziecięce fotografie z rodzinnych
albumów i hasło „Gdy dorosną nie będą miały równych praw”. W drugiej
odsłonie kampanii, te same osoby ale już dorosłe wystąpili parami. Tym
razem towarzyszące im hasło brzmiało: „Żądamy ustawy o związkach
partnerskich”.
Już w trakcie warszawskiego etapu kampanii,
docierały do nas głosy osób z mniejszych miejscowości całej Polski,
czasem wręcz z wiosek, że kampania powinna pojawić się u nich, że chcą
się zaangażować, pomóc w promocji. Odzew z kraju był dużo większy niż w
samej stolicy. Dlatego uruchomić akcję pt. „Miłość nie wyklucza … w
Polsce”.
Internauci wybrali 16 miast, po jednym z każdego
województwa. Głosy można było oddawać wyłącznie na miasta liczące od 20
do 100 tysięcy mieszkańców. Kampanię „Miłość nie wyklucza... w Polsce”
postanowiliśmy zrealizować jednoetapowo, posługując się tylko plakatem z
dorosłymi bohaterami/bohaterkami.
Inowrocław
Firma Autobox,
która jest właścicielem nośników reklamowych w inowrocławskich
autobusach odmówiła nam sprzedaży powierzchni reklamowej. Szef firmy,
Ireneusz Iwański , w rozmowie z dziennikarzem „Gazety Wyborczej”
tłumaczył, że: ”Społeczeństwo nie jest gotowe na oglądanie takich
plakatów. Ludzie zniszczyliby je, połamali ramki. A moja firma
poniosłaby straty. Wolałbym, żeby akcje uczyły młodzież ustępowania
miejsca w autobusach. I nie namówi mnie pan, żebym publicznie się
wypowiedział, co sądzę o treści tych plakatów.” „Proszę umieścić na
swojej stronie reklamę agencji towarzyskich, zobaczymy jak zareagują
słuchacze w Radiu PIK” – mówił natomiast reporterowi radia PIK.
Dzięki tej wypowiedzi wiemy już z czym kojarzą się pary homoseksualne panu Iwańskiemu.
Co
gorsza, przytaczane przez niego usprawiedliwienie, okaże się
leitmotivem wypowiedzi przeciwników kampanii: „Dbam o nośniki, o swój
biznes i nie mam ochoty do niego dopłacać. Społeczeństwo tak nie inaczej
reaguje, to już nie jest moja wina”.
Przerzucanie
odpowiedzialności na „społeczeństwo” jest o tyle ryzykowne, że jak
pokazała przeprowadzona przez stację PIK sonda uliczna w Inowrocławiu –
opinie mieszkańców były podzielone. Finalnie, kampania „ Miłość nie
wyklucza … w Polsce” została zrealizowana w formie reklamy prasowej w
„Kurierze Inowrocławskim”.
Przemyśl, Kołobrzeg, Wałbrzych
Kolejnym
przystankiem kampanii był Przemyśl, gdzie pojawiły się bilbordy. Tutaj
- co nas zaskoczyło – nie dość, że nie było żadnych kontrowersji, to
też zainteresowanie mediów lokalnych było bliskie zeru. Podobnie było w
Kołobrzegu. Dzięki wsparciu lokalnego Kampanii Przeciw Homofobii plakaty
kampanii „Miłość nie wyklucza w Polsce” pojawiły się w wałbrzyskich
autobusach (miasto spoza listy). Zniszczeń nie było, autobusy ocalały,
podobno plakaty też.
- Na początku miałem wątpliwości, ale
obejrzałem zdjęcia i jakoś mnie nie zszokowały. Przedstawiono nam dwie
wersje, damską i męską. Wspólnie zdecydowaliśmy, że będą wisieć te z
paniami. – powiedział dziennikarzowi Gazety Wyborczej prezes
wałbrzyskiego MPK. Wniosek prosty - lesbijki wydają się być reklamowo
„bezpieczniejsze” od gejów. W Wałbrzychu zainteresowanie prasy lokalnej
było duże – ale nasze materiały prasowe wykorzystano żadnych obiekcji i
nikt nie poszedł „w teren” sprawdzić jakie były reakcje „społeczeństwa”.
Ełk, Suwałki,
MZK w Ełku odmówiło nam sprzedaży
powierzchni reklamowej, stwierdzając, że organizatorzy kampanii nie mogą
zadeklarować, że ich treści nie są „uwłaczające jakiejkolwiek grupie
społecznej, kampanią polityczną i wyborczą oraz hasłami wywołującymi
duże kontrowersje w społeczeństwie”.
A wszystko to z troski o...
osoby starsze. Alicja Chorąży, prokurent w ełkckim MZK dla „Gazety
Wyborczej”: - Mnie te plakaty nie przeszkadzają. Ludzie na zdjęciach
prezentują się bardzo dobrze. Ale musimy dbać o pasażerów. A nimi są
głównie osoby starsze, konserwatywne. Nie możemy dopuścić do tego, żeby
podróżując naszymi autobusami, wpadły w zły nastrój, zdenerwowały się.
Tomasz
Łazarski z Zakładu Usług Komunalnych w Suwałkach, które były kolejne na
naszej liście, na pytanie dziennikarza Gazety Współczesnej czy można
powiesić plakaty na słupach ogłoszeniowych, którymi zarządza: -
Absolutnie. Nie zgodzę się na żadne plakaty. Dlaczego? Bo mogłyby
naruszyć dobra osobiste suwałczan. (...) Regulamin zabrania umieszczania
plakatów, których treść mogłaby naruszyć cudze uczucia. Suwałczanie to w
90 procentach katolicy. Na pewno poczuliby się dotknięci.
Dotknięci
tą wypowiedzią zostali niektórzy mieszkańcy miasta, którzy dzwonili i
przekonywali, że nie wszyscy myślą podobnie jak dyrektor Łazarski. Przy
okazji wyszło na jaw, że jest on znanym w regionie działaczem SLD, co
tylko dodało sprawie pikanterii i sprowokowało kolejne media do
przyjrzenia się problemom kampanii.
„Nowa Trybuna Opolska”
sprawdziła, czy mamy szansę na zakup nośników zarządzanych przez władze
Kędzierzyna-Koźle. - No to mamy problem – westchnął Artur Widłak,
wiceprezydent Kędzierzyna-Koźla ds. społecznych. - Obojętnie, jaką
decyzję byśmy podjęli, to wzbudzi ona wiele kontrowersji. Albo będą
protestować mieszkańcy, którym się to nie spodoba, albo organizacje
walczące o prawa homoseksualistów.
Cała Polska
Media
wyprzedziły samą kampanię i niedługo zapewne dowiemy się co sądzą o
naszych kreacjach włodarze kolejnych miejscowości. Następne w naszej
internetowej ankiecie są: Piotrków Trybunalski, Żary, Sopot. Już
niebawem kampania pojawi się w tych miastach. W Sopocie plakaty pojawią
się na słupach reklamowych, w Piotrkowie i Żarach na bilbordach.
Dostaliśmy
list z Wadowic. „Jestem prawie 18 letnim gejem mieszkającym w
Wadowicach. Pragnę wyrazić podziw i zadowolenie wobec akcji, jakiej się
podjęliście! To wspaniałe móc oglądać, że wreszcie zaczyna ktoś działać,
walczyć o nas. Piszecie o możliwości przesłania plakatów oraz jakichś
materiałów. Wspólnie ze znajomymi moglibyśmy zająć się akcją
rozwieszenia takowych plakatów. W Wadowicach przydałby się również
bilboard. Jest nas tu wielu!”
Zatem jesteśmy potrzebni – w
Wadowicach, Gnieźnie, Lesznie, dziesiątkach miast i miasteczek, w
których – czyli w praktyce wszędzie – żyją geje i lesbijki, a których
chciano by wymazać ze społecznej świadomości. Kampania dowiodła tego, że
w całym kraju silny jest homofobiczny opór przed „innym” i w całym
kraju warto się mu sprzeciwiać.
Dzięki temu, że temat jest ciągle
kontrowersyjny kampania zaistniała zarówno w mediach ogólnokrajowych
jak i lokalnych. Nigdy nie byłoby stać nas na taką promocję.
Okazało
się jednak, że to nie instytucja „związków partnerskich” drażni
najbardziej, ale widok dwóch osób tej samej płci. Może dyskusji o
zmianach w prawie powinno towarzyszyć przyzwyczajanie ludzi do widoku
par tej samej płci? W niektórych krajach przyjęto ustawę o związkach
partnerskich mimo sprzeciwu „większości” społeczeństwa. Także jest o co
walczyć. Tym bardziej, że ta większość, szybko stała się mniejszością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz