środa, 10 sierpnia 2011

Gazeta Wyborcza: Sołtys ma chłopaka

Gazeta Wyborcza: Ma 26 lat i ludzie we wsi wiedzą, że jest jawnym gejem. W lutym wybrali go na swojego sołtysa.

Jak jeszcze Marcin Nikrant nie był sołtysem i szedł wsią, nie mógł znieść, że przystanki autobusowe zbudowane z pustaków są brudne i zaniedbane. Że zamykają się sklepy. Że każda ulica ma innego rodzaju tabliczkę z nazwą. Że chodniki są niezamiatane. Że drogi gruntowe i asfaltowe są dziurawe. Że staw przy remizie jest zaniedbany.

A widział zdjęcia przedwojennego, kaszubskiego, Leśniewa. Wszędzie bruk, zieleń, staw otoczony słupkami połączonymi łańcuchem. I każdy słupek pomalowany na biało.

Z tego wszystkiego wystartował w wyborach sołeckich już cztery lata temu. Bo, chociaż zabrzmi to jak z ulotki wyborczej, naprawdę chciał zrobić coś dla swojej wsi. Zatrzymać jej degradację. Przegrał wtedy z kretesem. Ludzie mu potem dali do zrozumienia, że był za młody i mieszkał w Leśniewie dopiero od dwóch lat. Nie ufali mu.

Tylko że we wsi działo się coraz gorzej. Zamknięto jedyną aptekę. Wycięto kilka drzew, żeby zrobić miejsce dla nowego chodnika. Kiedy więc kilka miesięcy przed lutowymi wyborami mieszkańcy zaczepiali go i pytali, czy tym razem znowu wystartuje, postanowił, że tak zrobi.

Baba strzelił gola!

- Mnie wyzywali: gej, pedał, ciota, baba, babiarz. Tak codziennie. To była wiejska, zbiorcza podstawówka w Łebczu - też na Kaszubach. Początek lat 90. Kilkaset dzieci. Jeden chłopak szczególnie się na mnie uwziął, bił mnie, szarpał, dręczył. Dziś jest mężem mojej koleżanki z klasy.

Raz, w siódmej klasie, pozwolili mi zagrać w nogę. Trafiłem do bramki. 'Baba strzelił gola!' - wołali. Pożaliłem się mamie przy śniadaniu. Powiedziała, że nikogo nie wolno przezywać.

Jak słyszałem za sobą 'pedał!', to dziwna rzecz, ale wiedziałem, co to znaczy, choć w domu i szkole o homoseksualizmie się nie rozmawiało. Byłem samotny. Książki i siedzenie w domu. Bałem się jakiegokolwiek kontaktu z facetami. Bałem się, że dostanę od nich w mordę za nic, na prostej drodze. Kolegowałem się z dziewczynkami. Grałem z nimi w gumę, skakałem przez skakankę, spacerowaliśmy wokół szkoły.

216 głosów na 270

Nie jest żadnym miastowym, który przeniósł się na wieś niedawno i próbuje tu rządzić. Kaszub od pokoleń, ze wsi od zawsze. Tata stolarz pracował w Stacji Hodowli Roślin w Łebczu. Mama wychowywała czworo dzieci (sołtys ma młodszą siostrę i dwóch młodszych braci).

Leśniewo to rodzinna wieś jego ojca. Kiedy upadła komuna, upadła Stacja Hodowli Roślin i zaczęła podupadać wieś Łebcz, tata wyjechał do pracy za granicę. Wrócił, kupił ziemię w Leśniewie. Sześć lat temu na obrzeżach wsi stanął nowy, zielony dom, do którego przeniosła się rodzina.

Jakbym stanęła na łóżku w pokoju sołtysa i uchyliła okno w dachu, na prawo zobaczę kawałek piaszczystej drogi, kilka nowych domów i las. Za to na lewo będzie widok na ceglaną wieżę kościoła, remizę strażacką i całą rozległą wieś. Około 300 domów, 1600 mieszkańców, 1100 uprawnionych do głosowania.

W niejawnych wyborach sołeckich w lutym 2011 roku głosowało 270 mieszkańców. 216 oddało głos na niego. Reszta głosowała na jedną z mieszkanek Leśniewa.

Dlaczego się bronisz?

- Coś musi być we mnie, że daję znać o swojej orientacji seksualnej. Bo pierwsza klasa ogólniaka była koszmarem. Znów byłem szkolnym 'pedałem'. Miałem oddanego prześladowcę. Do dziś pamiętam jego imię - Jerzy. Potem było już lepiej. Znalazłem przyjaciół poza klasą. Zajmowałem się trochę buddyzmem i cztery lata temu pojechałem na kurs Art of Living w miejscowości Taraska. Jednego dnia mieliśmy wyjść przed pół setki ludzi i zdradzić swoją największą tajemnicę. Wyszedłem: 'Mam 22 lata i do końca nie wiem, czy jestem homo'. Chociaż tak naprawdę wiedziałem, tylko się wciąż broniłem. To było bardzo trudne, płacz, zero chęci do życia. Ale wytrzymałem. Był tam chłopak, miał 16 lat, jawny gej, któremu kompletnie zwisało, co ludzie o nim sądzą. Powiedział mi: 'Słuchaj, dlaczego ty się bronisz?'.

Ludzie przychodzą i skarżą się

Sołtys nie ma swojego biura. Trudno byłoby przyjąć interesantów w małym pokoju ze skośnym sufitem na piętrze zielonego domu. Mieści się tu łóżko, biblioteczka, fotel i szklany stolik. Drukarka stoi na podłodze. Telewizora nie ma. Na ścianach zdjęcia przodków.

Z powodu ciasnego pokoju organizuje godziny przyjęć dla mieszkańców w remizie albo w wiejskim klubie kultury. Na początku myślał, że to bez sensu, bo nikt nie przyjdzie i strata czasu, a on i tak jest zajęty studiami i pracą na etacie zastępcy kierownika dużego marketu w Pucku. Jednak się pomylił.

Ludzie przychodzą. Skarżą się, że drogi dojazdowe do ich domów są pełne wyrw i nie da się nimi jeździć (kilka z nich udało się już naprawić). Proszą o dostarczenie worków na liście, bo idzie jesień i zaraz zaczną spadać do ogródków. A skoro sołtys jest taki przeciwny wycinaniu drzew, to niech poradzi, co z tymi liśćmi potem robić?

Na razie nie wie.

Mama zamarła, odezwał się tata

Pierwszy coming out był przed moją szefową, pracowałem w punkcie informacji turystycznej w Pucku. Wspaniała kobieta, nazywam ją 'moją drugą mamą'. Chciała mnie wyswatać ze swoją córką. Po kursie w Tarasce powiedziałem jej:'Nici ze swatania, bo ja wolę facetów'.

Drugi coming out był przed znajomymi. Na imprezie, na luzie, powiedziałem: 'Słuchajcie, mam superinformację' Zapytali: 'Że jesteś gejem? Dawno o tym wiemy'.

W grudniu, w Boże Narodzenie, brat powiedział, że jeden jego znajomy to raczej gej. Ja to potwierdziłem. Na to brat: 'Ale ty chyba gejem nie jesteś?'. Powiedziałem, że jestem. Wstał, wyszedł. Nie odzywał się do mnie przez kilka miesięcy, bo był zły, że trzymam to w tajemnicy przed rodzicami.

Przed Wielkanocą 2009 roku, w marcu zszedłem do salonu. Mama siedziała w fotelu, tata wrócił z pracy i brał prysznic. Na dworze już się ściemniało. 'Mamo, chcę ci coś powiedzieć' - zacząłem i usiadłem na kanapie. 'A może chcesz sam ze mną najpierw porozmawiać?' - spytała. Ale wolałem z obojgiem. Obgryzałem z nerwów paznokcie. Przyszedł tato. Zacząłem płakać. W końcu wykrztusiłem, że jestem gejem. W tamtym momencie brzmiało to koszmarnie.

Pamiętam ich reakcję. Mama zamarła wpatrzona w jeden punkt. Odezwał się tata: 'To niczego w naszych relacjach nie zmienia. Jesteś naszym synem i kochamy cię'. Potem zaczęliśmy rozmowę. Ojciec pytał, czy jestem pewien, skąd wiem, i tak dalej. Nagle powiedział do mamy: 'A ty nic nie powiesz?' Odezwała się: 'Jestem jego matką. Co on myśli, że ja nic nie wiedziałam?'.

Mój chłopak - Przemek

Trzy lata temu pierwszy raz pocałowałem mężczyznę. Poznaliśmy się na portalu internetowym. Teraz mam chłopaka od półtora roku. Mieszka daleko ode mnie, w mieście. Nasi rodzice znają nas i akceptują. Czasem ktoś zapyta: 'A ty co, masz kogoś?'. 'Tak' - odpowiadam. 'Jak ona ma na imię?' - dociekają. Mówię od razu, że Przemek.

Mój chłopak był ostatnio u nas na wsi, na urodzinach taty. Zaparkował przed domem. Wuj, którego miałem odwieźć do domu, spytał, czy to moje auto. 'Nie, wujku. Mojego chłopaka' - powiedziałem. Wujek wrócił do domu, wypił jeszcze jeden kieliszek i wsiadł ze mną do samochodu Przemka.

'Do roboty!' - chętnych brak

Myślał, że jak wywiesi przed Wielkanocą ogłoszenia na murach i w internecie, żeby wszyscy leśniewianie stawili się do sprzątania swojej wsi - przyjdą tłumnie z grabiami i miotłami. A tu figa. Z ogłoszenia nie przyszedł nikt. Zamiatał więc chodniki w towarzystwie kilku osób namówionych osobiście. Gdy jedna z pań, które sprzątały, odpoczywała przez chwilę oparta o miotłę, przechodzący obok ludzie i zaganiali ją: 'Do roboty!'.

Wydawało mu się, że jak w kwietniu wymyślił, żeby zmienić ohydne wiaty przystanków autobusowych na nowe, drewniane, 'wiejskie', to w czerwcu już staną. Tymczasem sierpień przyszedł, a on od czterech miesięcy załatwia robotę papierkową, żeby móc je postawić. Ale ma pomysł - jak już w końcu otrzyma wszystkie pozwolenia i pieniądze, to namówi leśniewian, żeby sami pomogli zbudować wiaty. Chociaż trochę się boi, że będzie wbijał gwoździe jedynie w towarzystwie ojca.

Po stronie plusów wpisuje sobie kurs pierwszej pomocy, jaki zorganizował we wsi dla dzieci. Chce jeszcze przeszkolić dorosłych.

Gej: Żywa książka

- Rok temu, na sopockim Monciaku, ludzie z Kampanii Przeciw Homofobii zorganizowali Dzień Milczenia. Poszedłem pomilczeć z nimi. Na przekór tym wszystkim, którzy nie chcą zauważyć, że istnieję. Dwa razy byłem żywą książką, podczas akcji Żywa Biblioteka. Razem ze mną siedział czarnoskóry, niepijąca alkoholiczka, ateista, feministka, lesbijka, wegetarianka, Żydówka, były katolicki ksiądz i osoba, która wyszła z bezdomności. Można było nas 'wypożyczyć', żeby porozmawiać.

Mój 'czytelnik' mnie wtedy spytał, skąd wiem, że wolę być z mężczyzną, skoro nie spróbowałem z kobietą. Odparłem: 'A skąd wiesz, że wolisz kobiety, skoro nie byłeś nigdy z facetem?'.

Trafiła do mnie też para przeciwna adopcjom przez gejów. 'Dwóch facetów wychowa dziecko na geja' - argumentowali. Uśmiechnąłem się: 'Gdyby tak było, musiałbym mieć homoseksualnych rodziców'. Chyba coś do nich dotarło.

Dlaczego opowiadam swoje życie? Żeby udowodnić sobie, że nie muszę się już bać i dla innych gejów i lesbijek. Nikt nie może mi powiedzieć: Tobie to dobrze, jesteś z Warszawy, tam ludzie są bardziej tolerancyjni. Otóż ja z Warszawy nie jestem.

1 komentarz:

  1. Wieś powinna zmienić nazwę na Sodomka.
    I takiż będzie ich koniec na koniec...

    OdpowiedzUsuń