Po zakończeniu marszu jego organizatorka Monika Drubkowska powiedziała, że "przepełnia ją radość". - Dziękuje policji i mieszkańcom Gorzowa, bo machali, pozdrawiali nas. Nic się złego nie stało. Ja nie wiem, czemu nie ufacie naszej policji - dodała. Przed marszem Drubkowska mówiła, że jest on wyrazem walki środowisk LGBT o swoje prawa w naszym kraju.
Dlaczego przyszła tu w sobotnie upalne popołudnie? – Zależy mi bardzo na tym, żeby wszyscy mieli równe prawa do zawarcia związku małżeńskiego. Żeby móc kochać, móc czuć się bezpiecznie. Żeby nikt nie musiał stąd wyjeżdżać tylko dlatego, że czuje się aktywnie zwalczany. Jestem tu dlatego, że wierzę w miłość. Wszelką miłość - tłumaczy. Przypomina też sobie, że takiego marszu wprawdzie w Gorzowie nie było, ale w 2005 r. protestowano, kiedy Lech Kaczyński zakazał w Warszawie parady równości. – Odbyła się taka minimanifestacja przy Studni Czarownic, solidaryzowali się licealiści, ale wtedy może nie było ich nawet dziesięcioro – wspomina.
– Musimy zatrzymać ten potok kłamstwa, który choćby tu jest przekazywany z megafonów na ulicy. Przykro mi, że ludzie, którzy deklarują się jako wierzący, mówią fałszywe świadectwo przeciw swemu bliźniemu. Jestem tu, bo każdy ma prawo do tego, aby żyć według własnego wyboru i nie musieć się z tego tłumaczyć. Osoby LGBT nie chcą przecież nic więcej, niż mają inni, nie chcą też pozbawiać innych ich praw. Ale chcą normalnie funkcjonować, jak każdy. Chcą móc wyjść na ulicę z partnerem czy partnerką, trzymając się za ręce, jak każdy inny, bez obawy, że dostaną za to po głowie. I musimy tu być, bo nawet często nie wiemy, kto z naszego sąsiedztwa jest LGBT, bo ci ludzie się nas boją. A nie może być tak, że w XXI wieku ludzie boją się czegoś innego niż choroby i żywioły – mów Dorota Markiewicz. (TVN24/GazetaWyborcza)
Tweet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz