poniedziałek, 17 czerwca 2019
Samotność jak tortura. Bliskość z innymi ludźmi jest nam niezbędna do życia
Potrzeba kontaktu z drugim człowiekiem jest atawistyczna. Nie da się jej wykastrować, tym bardziej że wpływa na obniżenie poziomu stresu, wydziela się oksytocyna, człowiek zdrowieje. Dlatego tak ważnym elementem terapii są grupy wsparcia - mówi psychoterapeuta i trener rozwoju osobistego Robert Rutkowski.
- Przychodzi mi do głowy stwierdzenie, że potwierdzeniem nas samych jest drugi człowiek. Podświadomie mamy zakodowane funkcjonowanie w grupie, bycie zwierzęciem stadnym, bo instynktownie czujemy, że wtedy jest łatwiej, lżej. Człowiek nie miałby szans na przetrwanie w pojedynkę, w zetknięciu z silniejszymi i szybszymi zwierzętami. Kiedy jesteśmy sami, włączamy instynkt samozachowawczy i jednocześnie podnosi nam się poziom lęku. Pomijając samą dolegliwość, braku kontaktu ze światem zewnętrznym, karcer czy izolatka same z siebie wytwarzają ból na poziomie fizycznym. Odosobnienie jest karą niewyobrażalną.
- Do mojego gabinetu trafili ludzie po nieudanych próbach samobójczych - wybrali samobójstwo, bo czuli się niedostrzegani, przezroczyści. Mieli zerowe kontakty z bliskimi i fatalne relacje społeczne. Czuli wdzięczność wobec człowieka wyciągającego do nich rękę z ulotką, bo cieszyli się, że ktoś ich zauważył. Dlaczego młody człowiek bierze kamień i wybija nim szybę albo demoluje przystanek? Bo całym sobą krzyczy: niech mnie w końcu ktoś zauważy! Ja nie jestem powietrzem! Młodzi ludzie wolą być narkomanem, złodziejem, przestępcą niż nikim.
- Niezwykle wysublimowana forma torturowania drugiego człowieka. Taka izolacja sprawia oczywiście, że robotnik czuje się inny, gorszy. Nie uczestniczy w pewnym misterium, jakim jest jedzenie. Ludzie, którzy teraz, dobrowolnie, nie potrafią się spotkać przy stole choćby raz w tygodniu, w weekend, sami pozbawiają się korzyści płynących ze wspólnej konsumpcji. A ludzie, którzy wspólnie jedzą, są szczęśliwsi, mają lepsze samopoczucie. Poza tym, gdy ludzie dzielą się jedzeniem, są bardziej skłonni czuć się częścią grupy i dążyć do kompromisowego rozstrzygania konfliktów. Ta idea jest podstawą biznesowych lunchów.
- Korzenie kojarzą się z fundamentem. Ich brak, brak więzów rodzinnych powoduje, że ludzie po pięćdziesięciu latach emigracji potrafią wracać w miejsce, gdzie się urodzili. Niewidzialna więź ciągnie nas do tej "oryginalnej" bliskości - geograficznej, kulturowej, psychologicznej. Do wspólnego stołu, obchodzenia uroczystości tak, jak celebrowało się to w dzieciństwie.
W nas przede wszystkim zanika potrzeba więzi. Jesteśmy tak przebodźcowani, że kiedy na horyzoncie pojawia się możliwość odwiedzin kuzyna, to ta propozycja przegrywa z tym, co mamy pod ręką. Unikamy relacji, bo boimy się odcięcia od bodźców, które są na pstryknięcie palcami. A nikt z nas nie zastanawia się, czym jest ekran telewizora, monitor laptopa czy smartfona. To źródła światła i każdy piksel uderza w nasze gałki oczne, co pobudza, hipnotyzuje i powoduje zanik produkcji melatoniny. Jesteśmy oślepiani milionem świateł jak w kasynie. Można się od tego uzależnić do tego stopnia, że kiedy będziemy wstawać o drugiej w nocy do toalety, to będziemy sprawdzać, czy ktoś nam lajka nie postawił, a pierwszą rzeczą, na którą będziemy patrzeć rano po przebudzeniu, będzie nasz smartfon. (...) - Gazeta.pl
Tweet
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz