sobota, 29 września 2012

Leczenie z homoseksualizmu - Marta Abramowicz.


Znów coraz częściej w naszym kraju mówi się, że gejów i lesbijki należy leczyć. Ludzie, którzy dobrowolnie poddali się różnym terapiom rzekomo leczącym z homoseksualizmu, opowiadają o swoich doświadczeniach.

Mamy kilka stron internetowych, na których można przeczytać, że nie ma szczęśliwych gejów i lesbijek i dlatego bezzwłocznie należy poddać się terapii. W Lublinie działa grupa "Odwaga", która uczy jak oddalać od siebie grzeszne myśli. Zmienić czyjąś orientację seksualną - to rzecz która od tej pory się nie zdarzyła. Nie ma ani jednego naukowo potwierdzonego przypadku zmiany orientacji seksualnej ani z homoseksualnej na heteroseksualną, ani odwrotnie.

Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne wydało w 1997 roku specjalne oświadczenie, w którym nawołuje wszystkich profesjonalistów do zaniechania tej metody terapii jako nieetycznej i niebezpiecznej dla życia i zdrowia pacjentów - terapia mająca na celu orientację seksualną na skutek braku efektów często pogłębiała depresję u osób się jej poddających, nierzadko kończyła też się próbami samobójczymi. A mimo to wciąż znajdują się ludzie, którzy głoszą, że każdy może przestać być gejem czy lesbijką, jeśli tylko bardzo chce "z tego" wyjść.

Posłuchajmy więc historii ludzi, którzy bardzo chcieli "z tego" wyjść. Ludzi, którzy sami, z własnej woli, próbowali się "wyleczyć z homoseksualizmu", ponieważ nie umieli odnaleźć się w świecie, który ich nie akceptował.

Pod prąd rzeki

Krzysztof, Boston: Był 1978 rok. Miałem 20 lat. II rok studiów, Olsztyn, medycyna weterynaryjna. Na fizjologii zwierząt omawiamy centralny układ nerwowy. Słyszę nagle: róg hipokampa, to róg hipokampa odpowiada za wszelkiego rodzaju zboczenia seksualne. Olśnienie: Teraz już wiem, co jest odpowiedzialne za mój stan, mogę to wyciąć! Tak bardzo nie chciałem być homoseksualistą, że byłem gotowy chirurgicznie usunąć część swojego mózgu.

Poszedłem do psychiatry, renomowany seksuolog prof. dr Maślanka. Przedstawiłem sprawę: chcę pozbyć się swojego homoseksualizmu. On był bardzo optymistyczny - bo sam się dobrowolnie zgłosiłem. Przepisał mi testosteron, kazał ssać tabletkę pod językiem.

- Ale co z tym rogiem hipokampa? - pytam.

- Nie, to jest raczej niemożliwe - odpowiedział. - Nikt tego nie robi. Niech Pan lepiej spróbuje treningu wyobraźni.

I kazał mi zdobyć jakoś pornograficzne zdjęcia, co w tych czasach nie było łatwe, zasłonić kartką mężczyznę i masturbować się. Zrobiłem to ze dwa razy, kartka mi zleciała, bardziej mnie ten facet interesował niż kobieta. To było poniżające. Coś mi nie pasowało. Do czego to miałoby mnie doprowadzić? Niby ten testosteron miał wzbudzić mój popęd, ale ja przecież miałem dość własnego testosteronu w tym czasie! Tabletki tylko zatrzymywały moją produkcję... Na szczęście nie brałem testosteronu tak długo, żeby mi zaszkodził.

Na sesjach doktor Maślanka zachęcał mnie do kontaktów z dziewczynami. Zgodnie z jego zaleceniem próbowałem - miałem trzy dziewczyny. On był bardzo zadowolony, a dla mnie to było tak, jakbym szedł pod prąd nurtu rzeki. On mówił, że tak ma być, że to będzie takie stopniowe. Ale nie miał pojęcia o ludzkiej seksualności.

Jak o tym dziś myślę, to nie wiem jak poważny wykształcony człowiek może coś takiego zalecać swoim pacjentom. To jakaś metoda rodem ze średniowiecza! Jak o tym opowiadam, to tutaj w Stanach ludzie się z tego śmieją!

Chodziłem do niego około roku. Potem zakochałem się w chłopaku. Pierwszy raz. Opowiedziałem o tym Maślance. A on na to, że to jest złe, że on już nic ze mną nie ma więcej do roboty, że terapia idzie w złym kierunku i przekazuje mnie do swojej żony - też psychiatry. Poszedłem do niej, ale nie czułem, żeby była mi przyjazna, Opowiadałem jej podekscytowany o tym chłopaku, mojej pierwszej miłości, ale ona nie była zadowolona. Nie było sensu tam dalej chodzić.

Zorientowałem się, że to nie działa, że ta terapia nie ma żadnej szansy na sukces. Wewnątrz wiedziałem to już wcześniej, ale nie chciałem się do tego przyznać. A moje zakochanie - to był przełom. Olśnienie. Wszystko było tak romantycznie, czułem się tak świetnie, że to nie mogło być żadnym złem. Przestałam się zastanawiać, czy to co czuję, jest zgodne z prawem natury. Nie zależało mi już na tym, co ludzie mówili.

Pierwsza miłość odeszła. Człowiek spadł na ziemię. Nienawiść do siebie powróciła. Już jak miałem 5-6 lat, pociągali mnie chłopcy, mężczyźni. Kiedy miałem 10 lat poczułem, że to nie jest "normalne". Byłem bardzo samotny, bałem się spytać kogokolwiek, co mi jest. Myślałem, że jestem potworem, jedyny taki na świecie. Bałem się.

Potem znalazłem w encyklopedii, że to jest zboczenie, dewiacja. Dla dziecka, które dorasta, coś takiego jest tak straszne, to jest taka krzywda! To jest jak "child abuse", molestowanie, znęcanie się nad dzieckiem. To zostaje na całe życie. Trzeba wiele lat pracować nad sobą, żeby te krzywdy zaleczyć.

W Polsce nie wiedziałem co ze sobą robić, nie miałem wsparcia przyjaciół, nie znałem innych gejów, nie mogłem rozmawiać z rodzicami. Nie chciałem takiego życia. Zdecydowałem się wyjechać do Stanów, do Los Angeles.

Pamiętam jak pierwszy raz poszedłem na Gay Pride. Wahałem się czy pójść, nie miałem dobrego zdania o paradach. I nagle tam zobaczyłem maszerujących strażaków, policjantów, lekarzy, nauczycieli, pielęgniarki. Mnóstwo ludzi, radosnych, uśmiechniętych, wspaniała atmosfera. Dusiłem łzy, czułem ich smak w gardle. Każdy z nas ma inny los, inną historię. A tutaj się wszyscy spotykają. Wcześniej nie mogłem tego pojąć: jak możesz być dumny z bycia gejem? Teraz to zaczęło mieć sens.

W Stanach nie miałem rodziny, nie musiałem udawać. Byłem tym, kim byłem. Zacząłem pracować - uczyłem tańca dzieci przy polskiej parafii, wszyscy rodzice wiedzieli, że jestem gejem. Nikomu to nie przeszkadzało. Ci sami Polacy, ale inna mentalność.

6 lat temu zawarłem ze swoim partnerem związek cywilny. Kiedy przyjechałem do Polski, pokazaliśmy album ojcu. Ojciec dumny, gratulował. Brat też.

Czy żałuję, że wyjechałem z Polski? Żałuję, że nie miałem możności życia w moim kraju, wolnym kraju, jako gej i być traktowanym jak każdy inny człowiek.

Daleki, egzotyczny temat

Elżbieta, Płock: Po raz kolejny zakochałam się w kobiecie. Nie mogłam pracować, źle się z tym czułam. Chciałam wyleczyć się z tej miłości. Wyrzucić to z siebie, odrzucić. I znów żyć tak, jak żyłam.
Nie miałam z kim o tym porozmawiać - wybór padł na psychologa. Firma z polecenia, renomowany warszawski ośrodek, terapeuci szkoły gestalt.

W ciągu 15 spotkań przez większość czasu rozmawiałyśmy o moim zakochaniu się w kobiecie, mimo to podczas całej terapii słowo "homoseksualizm" padło może dwa razy, a słowo "lesbijka" ani razu. Pani psycholog unikała tego tematu. Zapytała mnie co prawda, jak czułam się w obecności mężczyzn.

Mam 39 lat, męża i moje małżeństwo z boku może wyglądać na udane. Między mną a mężem jest przyjaźń, ale nie ma żadnej bliskości. Na tej podstawie terapuetka orzekła, że z całą pewnością nie jestem homoseksualna. A ja o niczym innym nie myślałam, tylko żeby poznać inne kobiety, które mają takie same przeżycia i doświadczenia. Jeszcze nie uświadamiałam sobie tego, że jestem lesbijką, nie umiałam tego nazwać i zapytać: "Czy ja jestem homoseksualna?"

To nie było moje pierwsze zakochanie się w kobiecie. Pierwszy raz zakochałam się w koleżance na studiach. Wtedy wybiłam to sobie z głowy. Później też. Bałam się nawet myśleć o tym, że mogłabym realizować moje potrzeby.

Przez całe lata nie dopuszczałam tego do siebie. Nie znałam żadnej osoby homoseksualnej. W rodzinie nigdy się nie mówiło na ten temat. Bardzo daleki, egzotyczny temat, coś co właściwie nas nie dotyczy. A jednak... Dziwi mnie to, że pani psycholog nie zwróciła na to uwagi. Zachowywała się tak, jakby nie słyszała tego, co mówiłam. Nie widziała lub nie chciała zobaczyć we mnie osoby homoseksualnej.

Wyleczyłam się z mojej miłości do kobiety, ale zdecydowanie nie podczas terapii. Powiedziałam kobiecie, w której byłam zakochana wprost, co czuję. Zaskoczyło ją to, powiedziała, że mnie lubi, ale nie było z jej strony żadnej zachęty i nie odzwierciedliła moich uczuć i tak była dla mnie nieosiągalna. Dla niej też pewnie była to sytuacja trudna, może niezrozumiała.

Postanowiłam zerwać tę znajomość. Choć było ciężko, ale wytrwałam.Natychmiast po zakończeniu terapii, nie myślałam o niczym innym jak tylko o znalezieniu osób podobnych do mnie, tak samo jak ja czujących, myślących, doświadczających tego samego, co ja. To było silniejsze niż zdrowy rozsądek, niż wszystko inne. To była realizacja potrzeb psychicznych, a nie seksualnych.

Weszłam na portal Kobiety-Kobietom. Poczułam, że to moje miejsce. Poczułam się rozumiana. Zobaczyłam, że jestem normalna, że te uczucia do kobiet, które ja przeżywam, inni też przeżywają. Po pół roku zdecydowałam się, że chcę poznać kogoś, kto będzie blisko, z kim będę mogła się spotkać, porozmawiać, zaprzyjaźnić. Poznałam kobietę, z która się związałam. Mam nadzieję wkrótce zakończyć moje małżeństwo. I pomimo przeciwności losu, jest mi bardzo dobrze.

Dobra żona i matka

Barbara, Warszawa: Pamiętam jak w 1984 do kin weszło "Inne spojrzenie" z Szapołowską. Kiedy zobaczyłam ten film, to się przestraszyłam. "Nie chcę taka być" - myślałam. - "Nie chcę tego wszystkiego przeżywać." Postanowiłam się wyleczyć z homoseksualizmu. Miałam męża i dzieci. Zdecydowałam wszystko poświęcić rodzinie.

Razem z mężem wybraliśmy się do seksuologa, pojechaliśmy do Warszawy, do docenta. Zaczął nam tłumaczyć, że homoseksualizm to nie choroba, że ludzie się tacy rodzą, tak jak się rodzą z blond włosami albo z niebieskimi oczami i że on nie widzi sposobu, żeby mnie można było z tego leczyć.

Nie uwierzyłam mu. Nie uwierzyłam mu, że nad tym nie da się panować. Tak strasznie chciałam się zmienić; pomyślałam, że facet gada bzdury, że kto jak kto, ale ja na pewno sobie z tym poradzę. Nie takie rzeczy się robiło. I tak zaczęłam autoterapię.

Przede wszystkim odcięłam seks - sobie i mojemu mężowi. Żyliśmy jak białe małżeństwo. Wierzyłam, że jeśli się nie myśli o seksie, to można sobie z tym poradzić. W 1986 wstąpiłam do Świadków Jehowy. Potrzebowałam wsparcia w moim "leczeniu", a oni mi je dali.

Chciałam być dobrą żoną, matką, gospodynią, bardzo się starałam, a oni byli ze mnie zadowoleni. Pracowałam też na rzecz zboru - 1000 godzin rocznie, za darmo, jako wolontariuszka. Oczywiście nie powiedziałam im o sobie - Świadkowie Jehowy za homoseksualizm wykluczają ze zboru.

To było jak wejście w sektę. Po kilku latach takiego życia wpadł mi w ręce artykuł na temat ludzkiej seksualności, który na nowo obudził we mnie wszystko, o czym chciałam zapomnieć. Wiedziałam już, że muszę iść do psychologa.

Nie wiedziałam gdzie, więc znalazłam Poradnię Wychowawczo-Zawodową dla Młodzieży. Pani psycholog nie czuła się na siłach rozmawiać ze mną o moich problemach i poleciła mi inną terapeutkę. Trafiłam do siostry zakonnej, która leczyła mnie za pomocą wchodzenia w trans. Leżałam na tapczanie otulona kocem, rozluźniałam całe ciało i wchodziłam w stan relaksu. Dzięki temu znikły moje problemy z bezsennością. Kiedy jednak doszłyśmy do najważniejszego problemu, siostra powiedziała, że nie może ze mną prowadzić dalej terapii, bo na nią oddziałuję seksualnie. Ja oczywiście odczytałam to tak, że jestem zła, popsuta i trzeba mnie leczyć.

Trafiłam do następnej terapeutki, ale z nią w ogóle nie rozmawiałam o seksie. Bałam się. Po półtora roku zostałam skierowana na grupę, ale tam zupełnie nie było warunków, aby mówić o sobie. Przestałam więc kontaktować się z psychologami. Musiałam poradzić sobie sama.

Po 30 latach małżeństwa postanowiłam odejść od męża. W 2001 roku odeszłam też od Świadków. Przeprowadziłam się do Warszawy. I tak powolutku zaczęłam stawać na nogi. Godzić się ze sobą, akceptować siebie - jako kobietę i jako lesbijkę. Bardzo pomogła mi w tym moja aktualna partnerka.

Agencje towarzyskie i wieczorki dla samotnych

Marcin, Gdynia: O tym, że jestem gejem, wiedziałem od zawsze. Jednak przyznanie się do tego, nawet przed samym sobą było dla mnie czymś strasznym. Od zawsze więc próbowałem z tym walczyć.

Stosowałem coś, co jak się potem dowiedziałem, nazywa się technikami masturbacyjnymi. Oglądałem pornografię heteroseksualną i usiłowałem wzbudzić w sobie popęd w kierunku kobiet. Bezskutecznie, bo na tych filmach przede wszystkim interesowali mnie mężczyźni. To jeszcze bardziej mnie przygnębiało i pogarszało mój nastrój.

Postanowiłem więc zająć się tym problemem profesjonalnie i zacząć się leczyć z homoseksualizmu. Starannie wybrałem gabinet seksuologiczny. Długo się jednak wahałem czy pójść. Powiedzieć: "podobają mi się osoby tej samej płci" - to nie przechodziło mi przez gardło. W końcu jednak stwierdziłem, że kto jak kto, ale doktor ze specjalizacją z psychiatrii, neurologii, interny i seksuologii musi mi pomóc. Nie ma większego autorytetu w Trójmieście.

Tak bardzo się bałem przyznać, że podobają mi się tylko mężczyźni, że ostrożnie zacząłem od tego, że jestem biseksualny. Doktor jednak nie dopytywał. Powiedział, że on posługuje się metodą diagnostyczną zwaną irydologią, która polega na badaniu tęczówki. (Irydologia jest zaliczana do medycyny niekonwencjonalnej, naukowcy nie znaleźli dotychczas przekonujących dowodów jej użyteczności w diagnostyce medycznej - przyp.MA).

Wziął więc wielką lupę i zajrzał mi w oko. Następnie orzekł, że z całą pewnością brakuje mi męskich hormonów. Przepisał mi więc metanabol, pochodną testosteronu, środek dostępny tylko na specjalną receptę, powszechnie stosowany przez kulturystów. Dostawałem też zastrzyki, jakąś mieszankę hormonów, ale nie wiem dokładnie co mi podawano, doktor nigdy nie powiedział.

Płaciłem za każdą wizytę 70 złotych, a zastrzyki dostawałem 3 razy w miesiącu, każdy zastrzyk - 60 zł. Wszystko to miało wzmocnić mój popęd seksualny. Doktor zabronił mi się masturbować i dawał kontakty do agencji towarzyskich. Wysyłał mnie też do osiedlowych klubów, gdzie odbywały się wieczorki dla samotnych. Zachęcał mnie też do pójścia do łóżka z koleżanką.

Kiedy protestowałem, że to nieetyczne, wyśmiewał się ze mnie. Radził, żebym powiedział: "skoro jesteś moją przyjaciółką, to chodź ze mną do łóżka i wylecz mnie".

Na skutek kuracji mój popęd seksualny wzrastał i... coraz bardziej chciałem kontaktu z mężczyzną. Czułem się więc coraz gorzej, zacząłem mieć depresję. Brałem testosteron ok. 10 miesięcy i nie miało to żadnego wpływu na mój homoseksualizm. Natomiast zaczęły mi wypadać włosy i pojawił się silny łojotok.

Na czacie poznałem studenta medycyny, który szczegółowo mi objaśnił, co się dzieje, pod wpływem metanabolu: oprócz łojotoku i wypadania włosów, zanikają jądra, pojawiają się liczne stany zapalne układu moczowo-płciowego, dochodzi do uszkodzenia narządów wewnętrznych, przede wszystkim wątroby, począwszy od żółtaczki a skończywszy na nowotworze. Mnie zaczęły zanikać jądra - kiedy przyjmuje się przez dłuższy czas testosteron z zewnątrz, jądra przestają być potrzebne.

W końcu zdesperowany poszedłem do psychiatry. Opowiedziałem mu o mojej depresji, ale jego dużo bardziej przestraszyła terapia testosteronem, której byłem poddawany. Kazał mi natychmiast odstawić leki i zaczął tłumaczyć, że homoseksualizmu się nie leczy. Zaproponował mi kilka sesji polegających na hipnozie, wzmacniających moje poczucie wartości i akceptację siebie. Na depresję przepisał prozac. Na kolejną wizytę do gabinetu seksuologicznego już po prostu nie poszedłem.

Wizyty u psychiatry bardzo mi pomogły: zacząłem bardziej w siebie wierzyć, przestałem uważać homoseksualizm za chorobę. Poszedłem też w końcu pierwszy raz do klubu gejowskiego, poznałem fajnych ludzi. Zobaczyłem, że geje to normalni ludzie, z którymi mam wiele wspólnego, a nie tylko, jak sobie wyobrażałem wcześniej, osoby uprawiające seks w toaletach publicznych. Przestałem się bać, że inni się dowiedzą, że jestem gejem. Zacząłem mówić moim znajomym o sobie i okazało się, że to nic nie zmienia w naszych relacjach.

Po terapii u seksuologa o czterech specjalizacjach mój organizm już nie wrócił do pełnej sprawności. Jestem pod stałą opieką lekarską. Choć jądra z powrotem zaczęły pracować, doszło już do zwłóknień i grozi mi nowotwór - co pół roku muszę sobie teraz robić specjalne badania i sprawdzać czy nie ma zmian. Poza tym, jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że na skutek "leczenia" stałem się bezpłodny, nie wiem tego, bo nie robiłem odpowiednich badań.

Kiedy o tym myślę, czuję wielki gniew: "Jak on mógł mi coś takiego zrobić?! Jak można coś takiego robić ludziom?" Każdy lekarz przecież wie, że testosteron wpływa na wzrost popędu seksualnego, a nie na zmianę jego kierunku! Nie widzę innego wytłumaczenia jak chęć zysku: długa terapia, bez efektów, więc jeszcze dłuższa.

Podczas terapii rośnie niechęć do siebie, pojawia się depresja - kolejne powody, aby przedłużać terapię. Każda wizyta, każdy zastrzyk kosztuje.

Chciałbym, żeby już nigdy nikogo nie spotkało to, co mnie.

Homoseksualizm został skreślony z listy zaburzeń i chorób Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego w 1973 roku, a z klasyfikacji zaburzeń i chorób Światowej Organizacji Zdrowia w 1991 roku. Homo- czy biseksualizm nie jest więc chorobą i nie leczy się go. Choć mechanizm tworzenia się orientacji seksualnej nie został jeszcze szczegółowo rozpoznany, zdecydowana większość naukowców jest zgodna, że kształtuje się ona jeszcze przed urodzeniem, w okresie prenatalnym. Inne teorie mówiące o wpływie środowiska czy wychowania na orientację seksualną nie zyskały żadnego naukowego potwierdzenia.

Autorka: Marta Abramowicz

Wywiad ukazał się w 18. numerze wydawanego przez KPH magazynu "Replika". Pismo dostępne jest za darmo w klubach gej/les na terenie całej polski oraz w prenumeracie.

źródło comingout.ueuo.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz