poniedziałek, 21 marca 2011

Religia kontra seks

We-dwoje.pl: Ludzkość potrzebowała religii, aby się rozwinąć i stworzyć społeczeństwo ładu i moralności. Ale w takim miejscu jak sypialnia religijność bywa balastem wstecznym…

Statystyczny człowiek sam w sobie wytwarza bariery i kompleksy, które często utrudniają cieszenie się pełnią Kamasutry. Bo wstydzimy się swoich ciał, swoich fantazji, nie potrafimy wyjść z inicjatywą albo, co gorsza, rozgrywamy w łóżku małżeńskie konflikty o brudne naczynia. I jakby tego było mało, jest jeszcze nad nami ręka sprawiedliwości, która każe za rozwiązłość i wszystkie odchylenia od normy.

Katolicyzm słynie już cynizmem i księżmi wykorzystującymi młodych chłopców do zaspokojenia ludzkich potrzeb, które kościół ze względów czysto ekonomicznych zakazał. Ale na dobrą sprawę większość systemów religijnych na świecie w jakiś sposób seksualność człowieka stara się kontrolować i zwykle ograniczać. W judaizmie nie można mieć pożądliwych myśli, nie można patrzeć się na czyjeś genitalia ani żadne pobudzające obrazki, nie można erotycznie ściskać się z własną żoną na oczach sąsiadów, ani nawet zawieszać wzroku na kopulujących zwierzętach. Jak cierpi na tym hodowla nie wiem, ale otwartość w kwestii zmysłów na pewno dosadnie.

Islam zakazuje współżycia podczas menstruacji, analnych kontaktów nawet w związku małżeńskim („Przeklęty kto dosiada żony przez odbyt”) oraz wszelkich oznak choroby zwanej homoseksualizmem - sodomia karana jest w Iranie, Arabii Saudyjskiej, Jemenie, Sudanie i Mauretanii karą śmierci. Hindusi i Buddyści są mniej restrykcyjni, ale zachęcają mnichów do powstrzymywania się, a małżonków do wierności i skromności.

Gdzie tu jest miejsce na pornografię, fantazje seksualne, gry sado-maso i generalnie radość z bycia jednostką otwarcie seksualną? W naszej wierze robi się z Onana kryminalistę i zboczeńca, podczas gdy każdy wiejski seksuolog wie, że nic tak nie poprawia zdrowia i relacji partnerskich jak regularna masturbacja. Dalej jest problem zakazywania seksu przed małżeństwem, co mówiąc szczerze ma taki sens jak kupowanie zabudowy do kuchni bez mierzenia ścian. Z tego są sfrustrowane związki, które po 5 latach bycia razem dowiadują się, że seks im razem nie wychodzi, ale religia zabrania się rozwieść, więc albo można ją w końcu zignorować albo cierpieć do końca życia z nadzieją na zbawienie.

Kościół ma kłopot z antykoncepcją zalecając szklankę wody, więc ludzie mniej wiedzą, częściej się zarażają i produkują niechciane dzieci na potęgę. Wszystkich, którym metoda kalendarzykowa zniszczyła plany na przyszłość zachęcamy do przesyłania swoich relacji.

Na koniec pozwolę sobie przytoczyć cytat amerykańskiej seksuolożki, Emily Nagoski, która na podstawie własnej praktyki uważa religię za czynnik destrukcyjny, jeśli chodzi o erotyczność. Według jej obserwacji głęboka religijność w 90% powoduje szkodę na seksualności człowieka.

„Religia szkodzi zarówno na poziomie indywidualnym, jak i kulturalnym. Indywidualnie wywołuje w ludziach zahamowania, wstyd, poczucie winy, strach, uprzedzenia względem odmienności oraz akceptację płciowych stereotypów. W ujęciu kulturowym objawia się dyskryminacją kobiet i mniejszości seksualnych, rozprzestrzenianiem się chorób wenerycznych oraz obstrukcją naukowych studiów na seksualnością.”

Ja zapytam inaczej - czy w religijnym społeczeństwie osoba homoseksualna może szczęśliwie cieszyć się życiem z partnerem? Chyba nie bardzo. Czy w takim razie nasze zacne bogobojne społeczeństwo odmawia prawa do szczęścia gejom i lesbijkom? Czemu katolicka Hiszpania to epicentrum przemocy domowej? Czy to nie dlatego, że kobieta jest tylko żebrem i nawet się na księdza nie nadaje?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz