Świadectwo ukończenia liceum bez chodzenia do szkoły? Taką możliwość
miał dawać prywatny Zespół Szkół Katolickich im. Świętej Teresy w
Lublinie. Świadectwa miały być wystawiane za pieniądze. Jak dowiaduje
się TOK FM, trwa właśnie zakrojone na bardzo dużą skalę śledztwo w tej
sprawie. Od Prokuratury Rejonowej przejęła je Prokuratura Okręgowa. Jest już jest kilkanaście tomów akt - mówi Rzeczniczka Prokuratury
Okręgowej, Beata Syk-Jankowska. - W szkole została zabezpieczona bardzo
szeroka gama dokumentów. Wymaga to żmudnej, benedyktyńskiej pracy, aby
zweryfikować kwestię ewentualnych świadectw wystawionych niezgodnie z
prawdą - mówi Syk-Jankowska. Znowu afera z kościołem katolickim.
Premier Donald Tusk jest zdania, że w sprawie sytuacji w Libii Polska
powinna prezentować 'rozsądek i powściągliwość'. Jak deklarował, w
ramach swoich możliwości nasz kraj może rozważyć udział w humanitarnej
akcji ogólnoeuropejskiej dla ludności cywilnej w Libii.
Deutsche Welle: Rada Bezpieczeństwa ONZ wprowadziła natychmiastowy zakaz lotów nad
Libią. Za przyjęciem rezolucji głosowało dziesięciu członków Rady;
pięciu, w tym Niemcy, Rosja i Chiny, wstrzymało się od głosu.
Tym
samym Rada Bezpieczeństwa upoważniła kraje członkowskie do zastosowania
'wszystkich koniecznych środków' potrzebnych do ochrony ludności
cywilnej w Libii przed atakami z powietrza wojsk dyktatora tego kraju,
Muammara Kaddafiego. Oznacza to także zgodę na ataki z powietrza. Mandat
nie obejmuje użycia wojsk lądowych. Decyzja ONZ została przyjęta przez
libijskich powstańców z radością. Wiceminister spraw zagranicznych
Libii, Chalid Kaim, zasygnalizował gotowość do rozmów na temat
zawieszenia broni.
Stany Zjednoczone, Francja i Wielka Brytania
chcą natychmiast przystąpić do egzekwowania zakazu lotów. Premier
Francji, Francois Fillon, powiedział, że Paryż przystąpi do działania 'w
ciągu kilku godzin'. Także politycy w Londynie dają do zrozumienia, że
brytyjskie siły powietrzne gotowe są do bombardowań. Bardziej
powściągliwi są Amerykanie. Z informacji z kręgów rządowych w
Waszyngtonie wynika, że pierwsze samoloty będą gotowe do akcji w
najbliższą niedzielę (20.03) lub poniedziałek (21.03). Szef
amerykańskich sił powietrznych gen. Norton Schwartz powiedział, że
wyegzekwowanie zakazu lotów może potrwać nawet około tygodnia.
Obserwatorzy spodziewają się, że także wiele państw arabskich pomoże
Amerykanom i Europejczykom w akcji.
Zawieszenie broni?
Po ogłoszeniu decyzji Rady Bezpieczeństwa ONZ
media cytują wiceministra spraw zagranicznych Libii. Według niego
Trypolis gotowy jest do zawieszenia broni w walce z powstańcami.
Najpierw muszą zostać jednak wynegocjowane warunki rozejmu. Na kilka
godzin przed sesją Rady Bezpieczeństwa w sprawie Libii Kaddafi
oświadczył, że jest zdecydowany w krótkim czasie odbić z rąk rebeliantów
zajęte przez nich tereny. W czwartek wieczorem (17.03.11) dyktator
oświadczył w telewizji, że decyzja w tej sprawie zapadła.
UE zadowolona, Niemcy sceptyczni
Unia Europejska z zadowolenie powitała rezolucję ONZ w sprawie Libii.
Daje ona 'jednoznaczny mandat członkom wspólnoty międzynarodowej, by
zapewnić ochronę ludności cywilnej' - oświadczyli wspólnie prezydent
Rady Europejskiej Herman van Rompuy i szefowa dyplomacji UE Catherine
Ashton.
Sceptyczni wobec rezolucji pozostają natomiast Niemcy.
Szef niemieckiej dyplomacji Guido Westerwelle oświadczył w piątek rano
(18.03.11) w Berlinie, że niemieccy żołnierze nie wezmą udziału w akcji
wojskowej w Libii. Niemcy popierają zaostrzenie sankcji wobec Libii, ale
'jesteśmy sceptyczni co do przewidzianej w tej rezolucji opcji
interwencji wojskowej w Libii' - powiedział Guido Westerwelle.
Stanowisko
to poparł także przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Bundestagu
Ruprecht Polenz. Odrzucił przy tym zarzuty, jakoby Niemcy byli
odpowiedzialni za zwłokę w podjęciu decyzji w sprawie strefy zakazu
lotów. 'Gdyby Zachód chciał na własną rękę utworzyć taką strefę,
zostalibyśmy oskarżeni o kierowanie się naszymi interesami'. Polityk CDU
dodał, że przy uchwaleniu rezolucji decydującą rolę odegrało stanowisko
innych państw arabskich.
Deutsche Welle: Lecz dynamika operacji wojskowej - nawet jeżeli byłaby to tylko operacja powietrzna - narzuca kilka pytań.
Które
z państw, które popierają interwencję zbrojną, gotowe jest do
wojskowego zaangażowania w Afryce Północnej na dłuższą metę? Ze strefy
zakazu lotów nad Północnym Irakiem, która chronić miała Kurdów, Francja
wycofała się dość szybko w latach 90. XX wieku. W Stanach Zjednoczonych
nawet w kręgach wojskowych nie odczuwa się większego zapału do
prowadzenia nowej wojny, także po nauczkach trudnych misji w Iraku i
Afganistanie, tym bardziej, że skomplikowane wycofanie się z misji na
Hindukuszu dopiero się rozpocznie.
Już kilkakrotnie fatalną
omyłką okazywały się nadzieje, że operacje wojskowe można ograniczyć do
kilku 'chirurgicznych' ataków powietrznych. Każda interwencja zbrojna -
nawet jeżeli uzasadniona jest moralnie - powoduje śmierć niewinnych
ludzi.
A co stanie się, kiedy oddziały żołdaków Kaddafiego
przypuszczą atak na powstańców tylko na lądzie. Pomimo wszelkich sankcji
wobec libijskiego reżimu wojenna kasa Kaddafiego jest wciąż jeszcze
nabita. A mandat ONZ wyklucza interwencję wojsk lądowych dla ochrony
libijskich rebeliantów.
Czy kraje arabskie naprawdę na serio chcą
wspierać tę misję? Jak do tej pory do ewentualnego udziału w niej
gotowe są tylko Emiraty Arabskie i Katar. Jeżeli doszłoby do podziału
Libii, na wschodzie tego pustynnego kraju musiałby powstać swego rodzaju
protektorat dla powstańców - enklawa wolności, którą można byłoby
utrzymać tylko poprzez zmasowane wsparcie z zewnątrz.
Lecz dynamika operacji wojskowej - nawet jeżeli byłaby to tylko operacja powietrzna - narzuca kilka pytań.
Które
z państw, które popierają interwencję zbrojną, gotowe jest do
wojskowego zaangażowania w Afryce Północnej na dłuższą metę? Ze strefy
zakazu lotów nad Północnym Irakiem, która chronić miała Kurdów, Francja
wycofała się dość szybko w latach 90. XX wieku. W Stanach Zjednoczonych
nawet w kręgach wojskowych nie odczuwa się większego zapału do
prowadzenia nowej wojny, także po nauczkach trudnych misji w Iraku i
Afganistanie, tym bardziej, że skomplikowane wycofanie się z misji na
Hindukuszu dopiero się rozpocznie.
Już kilkakrotnie fatalną
omyłką okazywały się nadzieje, że operacje wojskowe można ograniczyć do
kilku 'chirurgicznych' ataków powietrznych. Każda interwencja zbrojna -
nawet jeżeli uzasadniona jest moralnie - powoduje śmierć niewinnych
ludzi.
A co stanie się, kiedy oddziały żołdaków Kaddafiego
przypuszczą atak na powstańców tylko na lądzie. Pomimo wszelkich sankcji
wobec libijskiego reżimu wojenna kasa Kaddafiego jest wciąż jeszcze
nabita. A mandat ONZ wyklucza interwencję wojsk lądowych dla ochrony
libijskich rebeliantów.
Czy kraje arabskie naprawdę na serio chcą
wspierać tę misję? Jak do tej pory do ewentualnego udziału w niej
gotowe są tylko Emiraty Arabskie i Katar. Jeżeli doszłoby do podziału
Libii, na wschodzie tego pustynnego kraju musiałby powstać swego rodzaju
protektorat dla powstańców - enklawa wolności, którą można byłoby
utrzymać tylko poprzez zmasowane wsparcie z zewnątrz.Lecz dynamika operacji wojskowej - nawet jeżeli byłaby to tylko operacja powietrzna - narzuca kilka pytań.
Które
z państw, które popierają interwencję zbrojną, gotowe jest do
wojskowego zaangażowania w Afryce Północnej na dłuższą metę? Ze strefy
zakazu lotów nad Północnym Irakiem, która chronić miała Kurdów, Francja
wycofała się dość szybko w latach 90. XX wieku. W Stanach Zjednoczonych
nawet w kręgach wojskowych nie odczuwa się większego zapału do
prowadzenia nowej wojny, także po nauczkach trudnych misji w Iraku i
Afganistanie, tym bardziej, że skomplikowane wycofanie się z misji na
Hindukuszu dopiero się rozpocznie.
Już kilkakrotnie fatalną
omyłką okazywały się nadzieje, że operacje wojskowe można ograniczyć do
kilku 'chirurgicznych' ataków powietrznych. Każda interwencja zbrojna -
nawet jeżeli uzasadniona jest moralnie - powoduje śmierć niewinnych
ludzi.
A co stanie się, kiedy oddziały żołdaków Kaddafiego
przypuszczą atak na powstańców tylko na lądzie. Pomimo wszelkich sankcji
wobec libijskiego reżimu wojenna kasa Kaddafiego jest wciąż jeszcze
nabita. A mandat ONZ wyklucza interwencję wojsk lądowych dla ochrony
libijskich rebeliantów.
Czy kraje arabskie naprawdę na serio chcą
wspierać tę misję? Jak do tej pory do ewentualnego udziału w niej
gotowe są tylko Emiraty Arabskie i Katar. Jeżeli doszłoby do podziału
Libii, na wschodzie tego pustynnego kraju musiałby powstać swego rodzaju
protektorat dla powstańców - enklawa wolności, którą można byłoby
utrzymać tylko poprzez zmasowane wsparcie z zewnątrz.Lecz dynamika operacji wojskowej - nawet jeżeli byłaby to tylko operacja powietrzna - narzuca kilka pytań.
Które
z państw, które popierają interwencję zbrojną, gotowe jest do
wojskowego zaangażowania w Afryce Północnej na dłuższą metę? Ze strefy
zakazu lotów nad Północnym Irakiem, która chronić miała Kurdów, Francja
wycofała się dość szybko w latach 90. XX wieku. W Stanach Zjednoczonych
nawet w kręgach wojskowych nie odczuwa się większego zapału do
prowadzenia nowej wojny, także po nauczkach trudnych misji w Iraku i
Afganistanie, tym bardziej, że skomplikowane wycofanie się z misji na
Hindukuszu dopiero się rozpocznie.
Już kilkakrotnie fatalną
omyłką okazywały się nadzieje, że operacje wojskowe można ograniczyć do
kilku 'chirurgicznych' ataków powietrznych. Każda interwencja zbrojna -
nawet jeżeli uzasadniona jest moralnie - powoduje śmierć niewinnych
ludzi.
A co stanie się, kiedy oddziały żołdaków Kaddafiego
przypuszczą atak na powstańców tylko na lądzie. Pomimo wszelkich sankcji
wobec libijskiego reżimu wojenna kasa Kaddafiego jest wciąż jeszcze
nabita. A mandat ONZ wyklucza interwencję wojsk lądowych dla ochrony
libijskich rebeliantów.
Czy kraje arabskie naprawdę na serio chcą
wspierać tę misję? Jak do tej pory do ewentualnego udziału w niej
gotowe są tylko Emiraty Arabskie i Katar. Jeżeli doszłoby do podziału
Libii, na wschodzie tego pustynnego kraju musiałby powstać swego rodzaju
protektorat dla powstańców - enklawa wolności, którą można byłoby
utrzymać tylko poprzez zmasowane wsparcie z zewnątrz.
Onet.pl: Tydzień po potężnym trzęsieniu ziemi, które nawiedziło
północno-wschodnią Japonią, powoli przywracana jest niezbędna
infrastruktura. Policja informuje o 17 603 ofiarach śmiertelnych i
osobach zaginionych, a premier wzywa rodaków do pomocy przy odbudowie
kraju.
Osoby ewakuowane, ratownicy oraz przedstawiciele władz w
najbardziej dotkniętych trzęsieniem ziemi prefekturach Miyagi, Iwate i
Fukushima uczcili minutą ciszy pamięć ofiar trzęsienia ziemi, które
tydzień temu o godz. 14.46 czasu miejscowego (godz. 6.46 czasu
polskiego) nawiedziło północno-wschodnią część Japonii. Po minucie
ocaleli z katastrofy złożyli ręce na piersiach i głęboko się pokłonili.
Oficjalna
liczba ofiar wstrząsów, najsilniejszych jakie odnotowano w historii
Japonii, wynosi już 6911, co oznacza, że przekroczyła liczbę zabitych w
trzęsieniu ziemi w Kobe w 1995 roku, kiedy zginęło 6434 ludzi. Ponad 10
tys. ludzi wciąż uznaje się za zaginionych.
Tymczasem ok. 90 tys. ratowników, w tym policjantom i przedstawicielom sił samoobrony, udało się dotrzeć do 26 tys. ocalałych.
Jak
wynika z badań Instytutu Badań Japońskich Portów i Lotnisk,
opublikowanych w piątek w dzienniku 'Yomiuri Shimbun', fala tsunami,
która zdewastowała północno-wschodnie wybrzeże Japonii, w leżącym w
prefekturze Iwate mieście Ofunato osiągnęła wysokość 23 metrów.
Wcześniej informowano, że fala miała wysokość 10 metrów.
Władze informują, że w wyniku tsunami pod wodą znalazł się teren o powierzchni co najmniej 400 km kwadratowych.
Powoli
w rejonach najbardziej dotkniętych trzęsieniem przywracana jest
niezbędna infrastruktura. Otwarta dla pojazdów ratunkowych jest
autostrada łącząca północno-wschodni region Tohoku z regionem Kanto oraz
aglomeracją Tokio. Lotnisko w mieście Sendai, które zostało podtopione
przez falę tsunami, przyjmuje już samoloty oraz śmigłowce uczestniczące w
akcji ratunkowej. Superszybki pociąg 'Shinkansen' ponownie połączył
północne miasta Morioka i Akita. Linia kolejowa przez tydzień - po raz
pierwszy w historii - była nieczynna.
Jednak w związku z brakiem
paliwa i niewystarczającą liczbą pojazdów transportowych dostarczanie
podstawowych artykułów dla osób ewakuowanych oraz ocalałych nadal jest
trudne. Ok. 380 tys. ludzi wciąż pozostaje w ponad 2 tys. schronisk.
Brak prądu spowodował, że władze lokalne w prefekturze Miyagi pozwoliły na chowanie ofiar kataklizmu bez kremacji.
Gubernator Miyagi zaapelował do mieszkańców, by w związku z trudnymi
warunkami mieszkaniowymi na kilka miesięcy - aż do wybudowania nowych
domów i mieszkań - przenieśli się do innych prefektur.
Japoński
parlament postanowił o dwa do sześciu miesięcy przesunąć wybory lokalne w
regionach dotkniętych trzęsieniem. Miały się one odbyć 10 i 24
kwietnia.
W nadanym przez japońską telewizję orędziu do narodu
premier Japonii Naoto Kan podziękował rodakom za to, że pomimo
niespotykanej skali katastrofy zachowywali się spokojnie. Szef rządu
wezwał też do dalszej współpracy i pomocy przy odbudowie kraju.
Dodał,
że trzęsienie, tsunami i spowodowana przez nie awaria w elektrowni
atomowej Fukushima I 'są wielką próbą dla Japończyków'. Wyraził
przekonanie, że Japonia przezwycięży największy, jak to określił, kryzys
od czasu drugiej wojny światowej.
Oświadczył, że po tygodniu
sytuacja w siłowni Fukushima I wciąż nie pozwala na optymizm. Dodał
jednak, że wierzy, iż problemy te zostaną wkrótce rozwiązane. Premier
zapewnił też, że rząd ujawnia wszystkie informacje na temat wypadku w
tej siłowni.
Onet.pl: Król Arabii Saudyjskiej Abd Allah ibn Abd al-Aziz as-Saud nakazał
wydanie miliardów dolarów na rzecz obywateli oraz rozbudowanie aparatu
bezpieczeństwa, by zabezpieczyć królestwo przed niepokojami, jakie
przetaczają się przez kraje regionu.
Przed odczytaniem tych
dekretów król osobiście wystąpił w telewizji z krótkim oświadczeniem, w
którym dziękował Saudyjczykom za lojalność, jedność narodową i stosunek
do wrogów religii.
Wydatki na rzecz ludności obejmą miesięczne
zapomogi dla bezrobotnych, budowę 500 tysięcy nowych mieszkań, bonusy
dla pracowników sektora publicznego i dofinansowanie opieki zdrowotnej.
W
lutym król Abd Allah as-Saud ogłosił pakiet gospodarczych posunięć
wartości 37 mld dolarów; był to pierwszy krok mający na celu
załagodzenie napięć społecznych. Ogłoszone dzisiaj decyzje są znacznie
kosztowniejsze: na samo tylko ożywienie mieszkalnictwa ma pójść 66,7 mld
dolarów.
Oprócz tego król nakazał utworzenie 60 tys. nowych miejsc pracy w aparacie bezpieczeństwa podległym MSW.
Władca zadekretował też, że media muszą szanować duchownych, w przeciwnym raziebędą płacić kary.
Arabii
Saudyjskiej udało się uniknąć protestów, jakie występują w regionie,
ale i tak doszło do demonstracji, zwłaszcza na zamieszkanym głównie
przez szyitów wschodzie kraju.
Z ponad 400 mld dolarów w
rezerwach zagranicznych Arabia Saudyjska ma o wiele dogodniejsze niż jej
sąsiedzi warunki do złagodzenia napięcia społecznego, związanego m.in. z
bezrobociem wśród młodych ludzi.
W Arabii Saudyjskiej zwolennicy
reform żywią jednak nadzieję na ruch w kierunku demokratyzacji: nowe
wybory do rad miejskich, a nawet wybory do Rady Konsultacyjnej (Madżlis
asz-Szura) powoływanej przez króla na 4-letnią kadencję.
W
konserwatywnym królestwie nie spieszono się jednak z przeprowadzeniem
reform obiecywanych od czasu objęcia władzy w 2005 roku przez obecnego
króla. Zdaniem dyplomatów król Abd Allah as-Saud musi liczyć się z
opozycją ze strony i książąt, i duchownych.
W tym tygodniu Rijad
wysłał 1000 żołnierzy do sąsiedniego Bahrajnu, by powstrzymać protesty
szyickiej większości, które rządząca tam sunnicka monarchia zdławiła
siłą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz