sobota, 19 marca 2011

Libia, Japonia, Arabia Saudyjska, Kościół katolicki,

Świadectwo ukończenia liceum bez chodzenia do szkoły? Taką możliwość miał dawać prywatny Zespół Szkół Katolickich im. Świętej Teresy w Lublinie. Świadectwa miały być wystawiane za pieniądze. Jak dowiaduje się TOK FM, trwa właśnie zakrojone na bardzo dużą skalę śledztwo w tej sprawie. Od Prokuratury Rejonowej przejęła je Prokuratura Okręgowa. Jest już jest kilkanaście tomów akt - mówi Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej, Beata Syk-Jankowska. - W szkole została zabezpieczona bardzo szeroka gama dokumentów. Wymaga to żmudnej, benedyktyńskiej pracy, aby zweryfikować kwestię ewentualnych świadectw wystawionych niezgodnie z prawdą - mówi Syk-Jankowska. Znowu afera z kościołem katolickim.

Premier Donald Tusk jest zdania, że w sprawie sytuacji w Libii Polska powinna prezentować 'rozsądek i powściągliwość'. Jak deklarował, w ramach swoich możliwości nasz kraj może rozważyć udział w humanitarnej akcji ogólnoeuropejskiej dla ludności cywilnej w Libii.

Deutsche Welle: Rada Bezpieczeństwa ONZ wprowadziła natychmiastowy zakaz lotów nad Libią. Za przyjęciem rezolucji głosowało dziesięciu członków Rady; pięciu, w tym Niemcy, Rosja i Chiny, wstrzymało się od głosu.

Tym samym Rada Bezpieczeństwa upoważniła kraje członkowskie do zastosowania 'wszystkich koniecznych środków' potrzebnych do ochrony ludności cywilnej w Libii przed atakami z powietrza wojsk dyktatora tego kraju, Muammara Kaddafiego. Oznacza to także zgodę na ataki z powietrza. Mandat nie obejmuje użycia wojsk lądowych. Decyzja ONZ została przyjęta przez libijskich powstańców z radością. Wiceminister spraw zagranicznych Libii, Chalid Kaim, zasygnalizował gotowość do rozmów na temat zawieszenia broni.

Stany Zjednoczone, Francja i Wielka Brytania chcą natychmiast przystąpić do egzekwowania zakazu lotów. Premier Francji, Francois Fillon, powiedział, że Paryż przystąpi do działania 'w ciągu kilku godzin'. Także politycy w Londynie dają do zrozumienia, że brytyjskie siły powietrzne gotowe są do bombardowań. Bardziej powściągliwi są Amerykanie. Z informacji z kręgów rządowych w Waszyngtonie wynika, że pierwsze samoloty będą gotowe do akcji w najbliższą niedzielę (20.03) lub poniedziałek (21.03). Szef amerykańskich sił powietrznych gen. Norton Schwartz powiedział, że wyegzekwowanie zakazu lotów może potrwać nawet około tygodnia. Obserwatorzy spodziewają się, że także wiele państw arabskich pomoże Amerykanom i Europejczykom w akcji.
Zawieszenie broni?

Po ogłoszeniu decyzji Rady Bezpieczeństwa ONZ media cytują wiceministra spraw zagranicznych Libii. Według niego Trypolis gotowy jest do zawieszenia broni w walce z powstańcami. Najpierw muszą zostać jednak wynegocjowane warunki rozejmu. Na kilka godzin przed sesją Rady Bezpieczeństwa w sprawie Libii Kaddafi oświadczył, że jest zdecydowany w krótkim czasie odbić z rąk rebeliantów zajęte przez nich tereny. W czwartek wieczorem (17.03.11) dyktator oświadczył w telewizji, że decyzja w tej sprawie zapadła.

UE zadowolona, Niemcy sceptyczni

Unia Europejska z zadowolenie powitała rezolucję ONZ w sprawie Libii. Daje ona 'jednoznaczny mandat członkom wspólnoty międzynarodowej, by zapewnić ochronę ludności cywilnej' - oświadczyli wspólnie prezydent Rady Europejskiej Herman van Rompuy i szefowa dyplomacji UE Catherine Ashton.

Sceptyczni wobec rezolucji pozostają natomiast Niemcy. Szef niemieckiej dyplomacji Guido Westerwelle oświadczył w piątek rano (18.03.11) w Berlinie, że niemieccy żołnierze nie wezmą udziału w akcji wojskowej w Libii. Niemcy popierają zaostrzenie sankcji wobec Libii, ale 'jesteśmy sceptyczni co do przewidzianej w tej rezolucji opcji interwencji wojskowej w Libii' - powiedział Guido Westerwelle.

Stanowisko to poparł także przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Bundestagu Ruprecht Polenz. Odrzucił przy tym zarzuty, jakoby Niemcy byli odpowiedzialni za zwłokę w podjęciu decyzji w sprawie strefy zakazu lotów. 'Gdyby Zachód chciał na własną rękę utworzyć taką strefę, zostalibyśmy oskarżeni o kierowanie się naszymi interesami'. Polityk CDU dodał, że przy uchwaleniu rezolucji decydującą rolę odegrało stanowisko innych państw arabskich.

Deutsche Welle: Lecz dynamika operacji wojskowej - nawet jeżeli byłaby to tylko operacja powietrzna - narzuca kilka pytań.

Które z państw, które popierają interwencję zbrojną, gotowe jest do wojskowego zaangażowania w Afryce Północnej na dłuższą metę? Ze strefy zakazu lotów nad Północnym Irakiem, która chronić miała Kurdów, Francja wycofała się dość szybko w latach 90. XX wieku. W Stanach Zjednoczonych nawet w kręgach wojskowych nie odczuwa się większego zapału do prowadzenia nowej wojny, także po nauczkach trudnych misji w Iraku i Afganistanie, tym bardziej, że skomplikowane wycofanie się z misji na Hindukuszu dopiero się rozpocznie.

Już kilkakrotnie fatalną omyłką okazywały się nadzieje, że operacje wojskowe można ograniczyć do kilku 'chirurgicznych' ataków powietrznych. Każda interwencja zbrojna - nawet jeżeli uzasadniona jest moralnie - powoduje śmierć niewinnych ludzi.

A co stanie się, kiedy oddziały żołdaków Kaddafiego przypuszczą atak na powstańców tylko na lądzie. Pomimo wszelkich sankcji wobec libijskiego reżimu wojenna kasa Kaddafiego jest wciąż jeszcze nabita. A mandat ONZ wyklucza interwencję wojsk lądowych dla ochrony libijskich rebeliantów.

Czy kraje arabskie naprawdę na serio chcą wspierać tę misję? Jak do tej pory do ewentualnego udziału w niej gotowe są tylko Emiraty Arabskie i Katar. Jeżeli doszłoby do podziału Libii, na wschodzie tego pustynnego kraju musiałby powstać swego rodzaju protektorat dla powstańców - enklawa wolności, którą można byłoby utrzymać tylko poprzez zmasowane wsparcie z zewnątrz.
Lecz dynamika operacji wojskowej - nawet jeżeli byłaby to tylko operacja powietrzna - narzuca kilka pytań.

Które z państw, które popierają interwencję zbrojną, gotowe jest do wojskowego zaangażowania w Afryce Północnej na dłuższą metę? Ze strefy zakazu lotów nad Północnym Irakiem, która chronić miała Kurdów, Francja wycofała się dość szybko w latach 90. XX wieku. W Stanach Zjednoczonych nawet w kręgach wojskowych nie odczuwa się większego zapału do prowadzenia nowej wojny, także po nauczkach trudnych misji w Iraku i Afganistanie, tym bardziej, że skomplikowane wycofanie się z misji na Hindukuszu dopiero się rozpocznie.

Już kilkakrotnie fatalną omyłką okazywały się nadzieje, że operacje wojskowe można ograniczyć do kilku 'chirurgicznych' ataków powietrznych. Każda interwencja zbrojna - nawet jeżeli uzasadniona jest moralnie - powoduje śmierć niewinnych ludzi.

A co stanie się, kiedy oddziały żołdaków Kaddafiego przypuszczą atak na powstańców tylko na lądzie. Pomimo wszelkich sankcji wobec libijskiego reżimu wojenna kasa Kaddafiego jest wciąż jeszcze nabita. A mandat ONZ wyklucza interwencję wojsk lądowych dla ochrony libijskich rebeliantów.

Czy kraje arabskie naprawdę na serio chcą wspierać tę misję? Jak do tej pory do ewentualnego udziału w niej gotowe są tylko Emiraty Arabskie i Katar. Jeżeli doszłoby do podziału Libii, na wschodzie tego pustynnego kraju musiałby powstać swego rodzaju protektorat dla powstańców - enklawa wolności, którą można byłoby utrzymać tylko poprzez zmasowane wsparcie z zewnątrz.Lecz dynamika operacji wojskowej - nawet jeżeli byłaby to tylko operacja powietrzna - narzuca kilka pytań.

Które z państw, które popierają interwencję zbrojną, gotowe jest do wojskowego zaangażowania w Afryce Północnej na dłuższą metę? Ze strefy zakazu lotów nad Północnym Irakiem, która chronić miała Kurdów, Francja wycofała się dość szybko w latach 90. XX wieku. W Stanach Zjednoczonych nawet w kręgach wojskowych nie odczuwa się większego zapału do prowadzenia nowej wojny, także po nauczkach trudnych misji w Iraku i Afganistanie, tym bardziej, że skomplikowane wycofanie się z misji na Hindukuszu dopiero się rozpocznie.

Już kilkakrotnie fatalną omyłką okazywały się nadzieje, że operacje wojskowe można ograniczyć do kilku 'chirurgicznych' ataków powietrznych. Każda interwencja zbrojna - nawet jeżeli uzasadniona jest moralnie - powoduje śmierć niewinnych ludzi.

A co stanie się, kiedy oddziały żołdaków Kaddafiego przypuszczą atak na powstańców tylko na lądzie. Pomimo wszelkich sankcji wobec libijskiego reżimu wojenna kasa Kaddafiego jest wciąż jeszcze nabita. A mandat ONZ wyklucza interwencję wojsk lądowych dla ochrony libijskich rebeliantów.

Czy kraje arabskie naprawdę na serio chcą wspierać tę misję? Jak do tej pory do ewentualnego udziału w niej gotowe są tylko Emiraty Arabskie i Katar. Jeżeli doszłoby do podziału Libii, na wschodzie tego pustynnego kraju musiałby powstać swego rodzaju protektorat dla powstańców - enklawa wolności, którą można byłoby utrzymać tylko poprzez zmasowane wsparcie z zewnątrz.Lecz dynamika operacji wojskowej - nawet jeżeli byłaby to tylko operacja powietrzna - narzuca kilka pytań.

Które z państw, które popierają interwencję zbrojną, gotowe jest do wojskowego zaangażowania w Afryce Północnej na dłuższą metę? Ze strefy zakazu lotów nad Północnym Irakiem, która chronić miała Kurdów, Francja wycofała się dość szybko w latach 90. XX wieku. W Stanach Zjednoczonych nawet w kręgach wojskowych nie odczuwa się większego zapału do prowadzenia nowej wojny, także po nauczkach trudnych misji w Iraku i Afganistanie, tym bardziej, że skomplikowane wycofanie się z misji na Hindukuszu dopiero się rozpocznie.

Już kilkakrotnie fatalną omyłką okazywały się nadzieje, że operacje wojskowe można ograniczyć do kilku 'chirurgicznych' ataków powietrznych. Każda interwencja zbrojna - nawet jeżeli uzasadniona jest moralnie - powoduje śmierć niewinnych ludzi.

A co stanie się, kiedy oddziały żołdaków Kaddafiego przypuszczą atak na powstańców tylko na lądzie. Pomimo wszelkich sankcji wobec libijskiego reżimu wojenna kasa Kaddafiego jest wciąż jeszcze nabita. A mandat ONZ wyklucza interwencję wojsk lądowych dla ochrony libijskich rebeliantów.

Czy kraje arabskie naprawdę na serio chcą wspierać tę misję? Jak do tej pory do ewentualnego udziału w niej gotowe są tylko Emiraty Arabskie i Katar. Jeżeli doszłoby do podziału Libii, na wschodzie tego pustynnego kraju musiałby powstać swego rodzaju protektorat dla powstańców - enklawa wolności, którą można byłoby utrzymać tylko poprzez zmasowane wsparcie z zewnątrz.
Onet.pl: Tydzień po potężnym trzęsieniu ziemi, które nawiedziło północno-wschodnią Japonią, powoli przywracana jest niezbędna infrastruktura. Policja informuje o 17 603 ofiarach śmiertelnych i osobach zaginionych, a premier wzywa rodaków do pomocy przy odbudowie kraju.

Osoby ewakuowane, ratownicy oraz przedstawiciele władz w najbardziej dotkniętych trzęsieniem ziemi prefekturach Miyagi, Iwate i Fukushima uczcili minutą ciszy pamięć ofiar trzęsienia ziemi, które tydzień temu o godz. 14.46 czasu miejscowego (godz. 6.46 czasu polskiego) nawiedziło północno-wschodnią część Japonii. Po minucie ocaleli z katastrofy złożyli ręce na piersiach i głęboko się pokłonili.

Oficjalna liczba ofiar wstrząsów, najsilniejszych jakie odnotowano w historii Japonii, wynosi już 6911, co oznacza, że przekroczyła liczbę zabitych w trzęsieniu ziemi w Kobe w 1995 roku, kiedy zginęło 6434 ludzi. Ponad 10 tys. ludzi wciąż uznaje się za zaginionych.

Tymczasem ok. 90 tys. ratowników, w tym policjantom i przedstawicielom sił samoobrony, udało się dotrzeć do 26 tys. ocalałych.

Jak wynika z badań Instytutu Badań Japońskich Portów i Lotnisk, opublikowanych w piątek w dzienniku 'Yomiuri Shimbun', fala tsunami, która zdewastowała północno-wschodnie wybrzeże Japonii, w leżącym w prefekturze Iwate mieście Ofunato osiągnęła wysokość 23 metrów. Wcześniej informowano, że fala miała wysokość 10 metrów.

Władze informują, że w wyniku tsunami pod wodą znalazł się teren o powierzchni co najmniej 400 km kwadratowych.

Powoli w rejonach najbardziej dotkniętych trzęsieniem przywracana jest niezbędna infrastruktura. Otwarta dla pojazdów ratunkowych jest autostrada łącząca północno-wschodni region Tohoku z regionem Kanto oraz aglomeracją Tokio. Lotnisko w mieście Sendai, które zostało podtopione przez falę tsunami, przyjmuje już samoloty oraz śmigłowce uczestniczące w akcji ratunkowej. Superszybki pociąg 'Shinkansen' ponownie połączył północne miasta Morioka i Akita. Linia kolejowa przez tydzień - po raz pierwszy w historii - była nieczynna.

Jednak w związku z brakiem paliwa i niewystarczającą liczbą pojazdów transportowych dostarczanie podstawowych artykułów dla osób ewakuowanych oraz ocalałych nadal jest trudne. Ok. 380 tys. ludzi wciąż pozostaje w ponad 2 tys. schronisk.

Brak prądu spowodował, że władze lokalne w prefekturze Miyagi pozwoliły na chowanie ofiar kataklizmu bez kremacji.

Gubernator Miyagi zaapelował do mieszkańców, by w związku z trudnymi warunkami mieszkaniowymi na kilka miesięcy - aż do wybudowania nowych domów i mieszkań - przenieśli się do innych prefektur.

Japoński parlament postanowił o dwa do sześciu miesięcy przesunąć wybory lokalne w regionach dotkniętych trzęsieniem. Miały się one odbyć 10 i 24 kwietnia.

W nadanym przez japońską telewizję orędziu do narodu premier Japonii Naoto Kan podziękował rodakom za to, że pomimo niespotykanej skali katastrofy zachowywali się spokojnie. Szef rządu wezwał też do dalszej współpracy i pomocy przy odbudowie kraju.

Dodał, że trzęsienie, tsunami i spowodowana przez nie awaria w elektrowni atomowej Fukushima I 'są wielką próbą dla Japończyków'. Wyraził przekonanie, że Japonia przezwycięży największy, jak to określił, kryzys od czasu drugiej wojny światowej.

Oświadczył, że po tygodniu sytuacja w siłowni Fukushima I wciąż nie pozwala na optymizm. Dodał jednak, że wierzy, iż problemy te zostaną wkrótce rozwiązane. Premier zapewnił też, że rząd ujawnia wszystkie informacje na temat wypadku w tej siłowni.

Onet.pl: Król Arabii Saudyjskiej Abd Allah ibn Abd al-Aziz as-Saud nakazał wydanie miliardów dolarów na rzecz obywateli oraz rozbudowanie aparatu bezpieczeństwa, by zabezpieczyć królestwo przed niepokojami, jakie przetaczają się przez kraje regionu.

Przed odczytaniem tych dekretów król osobiście wystąpił w telewizji z krótkim oświadczeniem, w którym dziękował Saudyjczykom za lojalność, jedność narodową i stosunek do wrogów religii.

Wydatki na rzecz ludności obejmą miesięczne zapomogi dla bezrobotnych, budowę 500 tysięcy nowych mieszkań, bonusy dla pracowników sektora publicznego i dofinansowanie opieki zdrowotnej.

W lutym król Abd Allah as-Saud ogłosił pakiet gospodarczych posunięć wartości 37 mld dolarów; był to pierwszy krok mający na celu załagodzenie napięć społecznych. Ogłoszone dzisiaj decyzje są znacznie kosztowniejsze: na samo tylko ożywienie mieszkalnictwa ma pójść 66,7 mld dolarów.

Oprócz tego król nakazał utworzenie 60 tys. nowych miejsc pracy w aparacie bezpieczeństwa podległym MSW.

Władca zadekretował też, że media muszą szanować duchownych, w przeciwnym raziebędą płacić kary.

Arabii Saudyjskiej udało się uniknąć protestów, jakie występują w regionie, ale i tak doszło do demonstracji, zwłaszcza na zamieszkanym głównie przez szyitów wschodzie kraju.

Z ponad 400 mld dolarów w rezerwach zagranicznych Arabia Saudyjska ma o wiele dogodniejsze niż jej sąsiedzi warunki do złagodzenia napięcia społecznego, związanego m.in. z bezrobociem wśród młodych ludzi.

W Arabii Saudyjskiej zwolennicy reform żywią jednak nadzieję na ruch w kierunku demokratyzacji: nowe wybory do rad miejskich, a nawet wybory do Rady Konsultacyjnej (Madżlis asz-Szura) powoływanej przez króla na 4-letnią kadencję.

W konserwatywnym królestwie nie spieszono się jednak z przeprowadzeniem reform obiecywanych od czasu objęcia władzy w 2005 roku przez obecnego króla. Zdaniem dyplomatów król Abd Allah as-Saud musi liczyć się z opozycją ze strony i książąt, i duchownych.

W tym tygodniu Rijad wysłał 1000 żołnierzy do sąsiedniego Bahrajnu, by powstrzymać protesty szyickiej większości, które rządząca tam sunnicka monarchia zdławiła siłą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz