poniedziałek, 19 lipca 2010

Szymon Niemiec i Sergiusz Wróblewski, komentarze o paradzie; Prawa pracownicze osób homoseksualny słabo chronione

Minęły dwa dni od EuroPride. Wprawdzie bolą mnie jeszcze wszystkie mięśnie i poparzona przez słońce skóra, ale myślę że czas napisać kilka słów podsumowania. O tym, że Warszawa będzie gościć w 2010 roku największą europejską paradę lesbijek i gejów było wiadomo od 3 lat. W każdym normalnie funkcjonującym kraju czas ten wystarczyłby na przygotowanie naprawdę dobrego wydarzenia będącego nie tylko miejscem zabawy i komercyjnej rozrywki, ale przede wszystkim manifestem politycznym i społecznym. By jednak to osiągnąć potrzeba nie tylko normalnego kraju, ale także dobrej organizacji. Rok temu EuroPride odbywające się w dużo mniejszym od Warszawy mieście pojawiło się ok 250 000 ludzi. Według szacunków Policji i obecnych podczas imprezy dziennikarzy w Warszawskiej paradzie wzięło udział od 8 do 12 tysięcy ludzi. Czyli mniej więcej tyle samo, co w zakazanej w 2005 roku Paradzie Równości. Tak więc frekwencyjnie mieliśmy spektakularną porażkę.

Pierwsze brawa należą się organizatorom PrideHouse – czyli Kampanii Przeciwko Homofobii. Z przyjemnością muszę przyznać, że ich zaangażowanie i organizacja punktu informacyjno, pomocowego, połączonego z centrum wykładowym, seminaryjnym, konferencyjnym i artystycznym w centrum Warszawy okazało się ogromnym sukcesem. Chciałbym również podziękować za zaproszenie do współorganizowania debat i pokazów filmów w ramach PrideHouse. W odróżnieniu od organizatorów EuroPride, KPH stanęło na wysokości zadania i ponad podziałami poprowadziliśmy wspólnie kilka ważnych wydarzeń.

Gratulacje należą się również Łukaszowi Pałuckiemu i grupie Rainbow Rose, którzy pokazali jak polityka może działać na rzecz praw osób LGBTQ.

Specjalne podziękowania należą się Sławkowi Staroście, który pomimo obustronnego zapalenia płuc znalazł siły, by wesprzeć nas w organizowaniu platformy na paradę.
No dobrze, pozostaje pytanie, czy pomimo powyższych peanów, można uznać tegoroczną paradę za sukces?

Moim zdaniem zdecydowanie nie. Obiektywnie rzecz biorąc EuroPride 2010 okazało się spektakularną porażką. Zawiodło wszystko, co mogło zawieść – polityka informacyjna, reklamowa, organizacja, ludzie. Fundacja Równości mając 3 lata na przygotowanie tej imprezy pokazała po raz kolejny, że o ile potrafi liczyć pieniądze i kraść ludziom ich pracę, to w samej organizacji czegokolwiek nie radzi sobie w ogóle. Jeżeli organizatorzy nie byli w stanie porozumieć się z miastem w sprawie zapewnienia uczestnikom parady miejsca na zabawę (brak imprezy kończącej paradę), z klubami w sprawie imprez towarzyszących (wykluczono praktycznie wszystkie warszawskie kluby gejowskie), z zorganizowanymi grupami zagranicznymi w sprawie udziału (dwie duże grupy Gay Christian o paradzie dowiedziały się ode mnie miesiąc przed paradą), to naprawdę trudno mówić o sukcesie. Pycha, brak kompetencji i zadufanie w sobie jak zwykle wygrały z praktyką.
Mam tylko nadzieję, że za rok 11 Paradę Równości organizować będą już inni ludzie. I oby im się udało!

Blog Szymon Niemiec
---------------------------------------
Sergiusz Wróblewski, komentarz o paradzie kto wygrał kto przegrał:

"Wygrali uczestnicy manifestacji, bo z pewnością dobrze się bawili i czuli tę dumę, która towarzyszy uczestnikom parad na Zachodzie.

Wygrali chłopcy z ONR-u i innych organizacji nacjonalistycznych, bo mogli pokazać, że są.

Wygrali politycy SLD, bo znowu zaistnieli medialnie.

Wygrała, mimo wszystko, Warszawa jako miasto, ponieważ wiele serwisów informacyjnych na świecie zaczynało się właśnie od informacji na temat Europride.

Przegrały władze Warszawy, które umyły ręce od współpracy przy organizacji Europride, wystawiając się na pośmiewisko. Jeszcze nigdy w historii Europride żadne europejskie miasto nie odmówiło organizatorom takiej współpracy. Takie zachowanie wyraźnie wskazuje, że na wschodzie Europy mamy do czynienia z innymi standardami cywilizacyjnymi. Nierozsądna była też zgoda na kontrmanifestacje, o których było wiadomo, że nie będą mieć pokojowego przebiegu, a pokrywają się z trasą parady.

Przegrała prezydent miasta Hanna Gronkiewicz-Waltz nie otwierając Europride, tak jak jest to przyjęte w cywilizowanych krajach zachodniej Europy. Przegrała rzeczniczka ds. równości z warszawskiego ratusza, której za kuriozalne tłumaczenie, dlaczego nie pójdzie na paradę, należą się Złote Usta roku. Jednym słowem totalna kompromitacja władz stolicy.

Przegrała SDPL, bo media i tak skupiły się na politykach SLD. Chwała Łukaszowi Pałuckiemu, że przebił się ze swoją wypowiedzią na temat tego, która z partii naprawdę wsparła Paradę i wystawiła własną platformę.

Przede wszystkim przegrali jednak organizatorzy Europride 2010. Czy można za sukces uznać obecność 8 tysięcy uczestników, podczas gdy na dorocznych polskich paradach w szczytowym momencie bywało po 5 tysięcy osób, a chociażby w Zurychu w ub. roku paradowało ponad 100 tysięcy osób! Organizatorzy zrobili jednak wiele, aby zniechęcić do siebie część gejowskich mediów i kompletnie położyć na łopatki politykę informacyjną. Nie było wystarczającej informacji o Europride w kraju ani też za granicą. Nie może więc dziwić, że niewiele osób wiedziało o imprezie, a jeszcze mniej na nią przyjechało. Warszawskie hotele świecą pustkami, nie było też części zapowiadanych jeszcze w ub. roku platform. Nieudolna polityka informacyjna, a właściwie jej brak, to kardynalny grzech organizatorów. Celowo pomijam tutaj kontrowersje dotyczące finansowania Europride 2010, bo na dodatkowe pytania przyjdzie zapewne jeszcze czas. Z drugiej strony zastanawiam się, czy taka niewielka reklama Europride 2010 nie była działaniem zaplanowanym, gdyż dzięki temu organizatorzy uniknęli totalnej katastrofy.

Już wcześniej skonfliktowani z wieloma klubami nie byliby w stanie zapewnić zabawy dla chociażby tych 100 tysięcy osób. Możliwe więc, że ta nieudolność informacyjna była celowa i uchroniła organizatorów przed kompromitacją. Kiedy Tomasz Bączkowski mówił o 20 tysiącach uczestników oraz 20 dodatkowych tysiącach gapiów, to automatycznie słyszałem słowa przewodzącego 200-osobowej grupce Wszechpolaków sprzed kilku godzin, który krzyczał, że „jest nas ponad tysiąc”. Okrzyki nic tu jednak nie zmienią.

Za całkowicie chybioną i niezrozumiałą należy uznać zmianę i skrócenie trasy Parady oraz rezygnację z imprezy plenerowej na Pl. Konstytucji. Trudno to zrozumieć, ponieważ uczestnicy marszu nie deklarowali chęci powrotu do hoteli! Słońce nikomu nie przeszkadzało, choć organizatorzy nie pomyśleli o zapewnieniu chociażby dostępu do wody. Skracanie Parad to już tradycja, bo już wcześniej skrócono czas parady np. po to, aby policjanci zdążyli na mecz. Komu teraz poszli na rękę organizatorzy? To całkowity brak szacunku dla osób, które przyjechały do Warszawy z innych krajów. To przejaw typowego polnische Wirtshaft. Wypada pogratulować organizatorom utrwalaniu stereotypów Polakach i naszej organizacji. Wielokrotnie byłem na paradzie berlińskiej i bez względu na to, czy padał deszcz i było zimno, czy też był ogromny skwar, parada przebiegała zgodnie z planem.

Ale niech tam, było jak było. Na gruntowne podsumowanie przyjdzie czas i oby przyszedł także na pierwsze od 2005 roku rozliczenie organizatorów. " (polgej.pl)

Prawa pracownicze osób o odmiennej orientacji seksualnej w dalszym ciągu są słabo chronione - mówił szef OPZZ Jan Guz podczas konferencji poświęconej traktowaniu osób LGBT (lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transseksualnych) w zatrudnieniu.

W zorganizowanej w Warszawie przez OPZZ międzynarodowej konferencji pt. "Zmierzając ku równemu traktowaniu pracowników LGBT w Europie Środkowo-Wschodniej" uczestniczyło kilkadziesiąt osób z kilku państw Europy.

Guz podkreślił, że OPZZ współpracuje z wieloma ruchami społecznymi. "Omawiana problematyka choć szeroko została ujęta i opisana w wielu konwencjach, dyrektywach, konstytucjach wielu krajów i kodeksach pracy, słabo jest chroniona" - powiedział Guz.

Przypomniał, że w polskim kodeksie pracy jest przepis odnoszący się do równego traktowania w zatrudnieniu. "Zgodnie z jego treścią pracownicy powinni być równo traktowani w zakresie nagradzania, rozwiązania stosunku pracy, warunków zatrudnienia, awansu, dostępu do szkoleń bez względu na orientację seksualną. Naszym zadaniem jest to, aby nie był to przepis martwy" - powiedział Guz.

Dyrektor festiwalu Europride 2010 Tomasz Bączkowski zaznaczył, że organizatorzy sobotniej parady nie otrzymali żadnego wsparcia ze strony polskiego rządu, instytucji czy władz Warszawy. "Sytuacja w wielu krajach Europy Środkowo-Wschodniej jest jeszcze gorsza. Wygląda w ten sposób, że władze trochę ignorują problematykę LGBT" - powiedział Bączkowski.

Leo Hartvelt z holenderskiej Federacji Związków Zawodowych (FNV) mówił, że prawa pracownicze gejów i lesbijek w wielu krajach są łamane. Jego zdaniem związki zawodowe powinny stanąć w obronie tych osób.

Konferencja odbywa się dzięki wsparciu m.in. ze strony Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych oraz europejskiego oddziału Międzynarodowego Stowarzyszenia Gejów i Lesbijek - ILGA-Europe.

WP.PL

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz