poniedziałek, 26 lipca 2010

Homofobia? to się nie opłaca; Syn znanego piłkarza jest teraz kobietą; IGLHRC w ONZ

Wychodźcie, wychodźcie, gdziekolwiek jesteście! Tak w latach 70. Harvey Milk, legenda ruchu emancypacji gejów i lesbijek, nawoływał do otwartego przyznawania się do swojego homoseksualizmu.
Wygląda na to, że zaczyna go słuchać coraz więcej osób

Może wydać się dziwne, że zekranizowana opowieść o Milku wywołała złość znacznej części środowiska gejowskiego w Stanach Zjednoczonych. Przecież wyreżyserowany przez Gusa Van Santa „Obywatel Milk” (w Polsce od 23 stycznia) święci triumfy w amerykańskich kinach. Krytycy i widzowie podziwiają wirtuozerię grającego tytułową rolę Seana Penna (niemal murowany Oscar – czytaj s. 38) i wzruszają się historią głównego bohatera, z którym niezależnie od orientacji nie sposób się nie identyfikować.
O co więc chodzi? O datę premiery. Niektórzy z rozgoryczeniem przekonują, że gdyby film pokazano widzom przed 4 listopada 2008 roku, amerykańscy homoseksualiści byliby dziś o krok dalej na drodze walki o równouprawnienie. W dniu, w którym cały naród wybierał pierwszego czarnoskórego prezydenta USA w dziejach, Kalifornijczycy odpowiadali dodatkowo w referendum, czy chcą zmienić stanową konstytucję, tak aby zawężała ona definicję małżeństwa do związku kobiety i mężczyzny (tak zwana „propozycja 8”).

Mleko się rozlało
Ponad 52 procent wyborców odpowiedziało „tak”, tym samym unieważniając wcześniejszą decyzję stanowego Sądu Najwyższego, który orzekł, że nieudzielanie małżeństw parom homoseksualnym jest niezgodne z konstytucją. Niektórzy aktywiści lamentują, że gdyby premiera „Milka” odbyła się w październiku, a nie w grudniu, szala zwycięstwa w referendum przechyliłaby się na ich stronę. Ale inni – w tym sam Van Sant – przekonują, że nie ma co płakać nad „rozlanym Milkiem”. „Przesłanie mojego filmu nie jest doraźne” – mówi reżyser i wyjaśnia, że robiąc go, pragnął czegoś więcej niż wygrania jednego referendum. I chyba ma rację, bo przejście „propozycji 8” w połączeniu z sukcesem „Milka” dało amerykańskiemu ruchowi emancypacji ogromnego kopa. Organizacje praw gejów i lesbijek przeżywają oblężenie – zgłaszają się ludzie, którzy nie mieli do tej pory do czynienia z żadną działalnością. Sukcesem był zorganizowany 10 grudnia „Dzień bez geja”. Homoseksualiści, żeby pokazać, jak ważni są dla społeczeństwa, nie poszli do pracy ani na zakupy. Nie ma danych pokazujących, jaki wpływ miało to na gospodarkę, ale temat równouprawnienia dominował przez cały dzień w największych amerykańskich mediach. Bitwa z „propozycją 8” została przegrana, ale wojny przegrać się już nie da – ekscytują się aktywiści. Panuje przekonanie, że nie tylko amerykański, ale i światowy ruch emancypacji jest w szczytowej fazie. Masa krytyczna została przekroczona i teraz homofobów będzie coraz mniej. Aż nadejdzie dzień, kiedy ostatecznie znikną z powierzchni ziemi. Jak dinozaury.

Różowa rewolucja
Palm Springs w stanie Kalifornia. Panuje tu czystość i dobrobyt. Prawie 50 tysięcy obywateli to ludzie uśmiechnięci i wysportowani. Dobrze zarabiają i nie awanturują się. 40 procent z nich to homoseksualiści. Podobnie jest w Brighton pod Londynem. Może tylko nieco zimniej i zamiast „różowych” dolarów generuje się tu „różowe” funty.
Palm Springs, Brighton i kilka innych miejsc na ziemi to ekstremalne przykłady tego, co nazywa się różową ekonomią – czyli zjawiska ekonomicznego rozkwitu obszarów, do których masowo wprowadzają się homoseksualiści. Z reguły nie są to całe miasta, tylko dzielnice – jak Chelsea w Nowym Jorku, Soho w Londynie czy barcelońskie Eixample. Według amerykańskich organizacji gejowskich roczny wkład mniejszości seksualnych w gospodarkę USA to 700 miliardów dolarów. Z „różowych” pieniędzy żyją też setki, jeśli nie tysiące kurortów ukierunkowanych na homoseksualnych klientów.
Socjologowie przekonują, że zjawisko „różowych” pieniędzy ma szerszy kontekst. Miasta przyjazne gejom zajmują czołowe lokaty w rankingach najlepszych miejsc do życia, bo dzięki swojej otwartości szybciej się rozwijają, stają się bezpieczniejsze i bardziej konkurencyjne ekonomicznie.
W bestsellerze „The Rise of the Creative Class” profesor Richard Florida z Uniwersytetu w Toronto pisze o powstaniu nowej klasy, która jest motorem zmian społecznych i ekonomicznych. „Klasa twórcza” to według niego ludzie wolni od uprzedzeń, którzy maszerują przez życie napędzani swoją kreatywnością. Bardziej niż jakakolwiek inna grupa wykorzystują oni umiejętność odróżniającą człowieka od zwierząt – twórczego i oryginalnego myślenia. Jako przykłady miast, o których charakterze decyduje klasa twórcza, Florida wymienia między innymi Nowy Jork, Toronto czy Dublin i przekonuje, że ośrodki nietolerancyjne, które nie przyciągną do siebie kreatywnej siły, są skazane na stagnację.
Homoseksualiści są bardzo często przedstawicielami klasy twórczej, ale powstanie ich skupisk i wpływ na lokalną gospodarkę nie byłyby faktem, gdyby wcześniej nie zaczęli wychodzić z ukrycia. Dzielnica Castro w San Francisco była jedną z pierwszych „wiosek gejowskich” na świecie. Tam na początku lat 70. sprowadził się Harvey Milk i szturmem wkroczył do polityki. W 1977 roku został wybrany na radnego San Francisco, a tym samym stał się pierwszym zdeklarowanym homoseksualistą w USA, który objął wysokie stanowisko w administracji państwowej. Przykłady takich jak on doprowadziły do wielomilionowego coming outu i przyspieszyły zmiany w kodeksach prawnych państw i w mentalności społeczeństw. Małżeństwa osób tej samej płci są dziś dopuszczalne w Holandii, Belgii, Hiszpanii, Kanadzie, RPA, Norwegii i w kilku stanach USA. Większość krajów Unii Europejskiej rejestruje związki homoseksualne, nie nazywając ich małżeństwem. Podczas gdy Polska jest w mniejszości państw UE, które nie mają takich rozwiązań, w niektórych krajach można już mówić o fazie postemancypacyjnej. Geje mają tam takie same prawa jak reszta społeczeństwa, więc teraz państwo – jak w przypadku innych mniejszości – stara się ich otoczyć opieką. W ostatnim wydaniu rankingu najbardziej przyjaznych gejom pracodawców w Wielkiej Brytanii drugie miejsce zajęła komenda policji z hrabstwa Hampshire (wygrał bank Lloyds TSB). Dwie pozycje niżej wylądowała policja Kentu. W pierwszej setce rankingu aż roi się od instytucji publicznych. Jak tłumaczy komendant z Hampshire Alex Marshal, nie jest to przypadkowe: – Od siedmiu lat trwa u nas program wsparcia dla pracowników o orientacji homoseksualnej.

Parlamentarne koło gejów
Proces emancypacji przyspiesza nie tylko dzięki wychodzeniu gejów z ukrycia, ale też dzięki ich wchodzeniu w sferę publiczną – zauważa w rozmowie z „Przekrojem” profesor Mirosława Marody, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.Milk i San Francisco są tego doskonałym przykładem. Dziś obecność w polityce osób jawnie homoseksualnych jest w krajach Zachodu zjawiskiem powszechnym. Volker Beck z Partii Zielonych to jedna z najaktywniejszych postaci na niemieckiej scenie politycznej. Prezydent Finlandii Tarja Halonen – choć sama jest heteroseksualna – przez wiele lat szefowała SETA, największej fińskiej organizacji walczącej o prawa gejów. Jej zwycięstwo w 2000 roku organizacje gejowskie ogłosiły również swoim triumfem. Gejem jest mer Paryża Bertrand Delanoë i burmistrz Berlina Klaus Wowereit.
W Polsce homoseksualni politycy wolą pozostać w ukryciu, ale Robert Biedroń, prezes Kampanii Przeciw Homofobii, zapewnia, że w parlamencie mogliby utworzyć całkiem pokaźne koło.
– Politycy mają taki sam problem jak homoseksualni górnicy, tramwajarze czy nauczyciele – tłumaczy. – Boją się wychodzić, bo klimat ku temu nie jest jeszcze przyjazny. Ale to się zmieni.
Biedroń nie ma wątpliwości, że w ujęciu globalnym proces emancypacji przekroczył próg, za którym pełne równouprawnienie stało się nieuchronne. – Teraz pójdzie z górki – zapewnia.
Profesor Marody też uważa, że ruch emancypacji jest dziś niezwykle prężny i stanowi jedną z najważniejszych sił napędowych zmian, które zachodzą w wielu społeczeństwach. Do optymistów należy również Peter Ta-tchell, ikona światowego ruchu praw gejów. Za kamień milowy w walce o równouprawnienie Tatchell uważa wspólne stanowisko ONZ w sprawie zaprzestania karania homoseksualizmu. Dokument podpisało w grudniu 66 krajów, członków Zgromadzenia Ogólnego (w tym Polska).
– Po raz pierwszy w historii ONZ organizacja wypowiedziała się w sprawie praw gejów – cieszy się Tatchell. – To otwiera drogę do nowych inicjatyw w jej wszelkich agendach, przede wszystkim w Radzie Praw Człowieka.

Przeszkadza religia i polityka
Do końca różowo oczywiście nie jest. A na pewno nie wszędzie. W 86 krajach stosunki homoseksualne są wciąż zakazane przez prawo. W siedmiu z nich – Iranie, Mauretanii, Arabii Saudyjskiej, Sudanie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Jemenie i Nigerii – grozi za nie kara śmierci. Wszystkie siedem to państwa muzułmańskie (w Nigerii homoseksualistów karze się śmiercią tylko w 12 prowincjach północnych, czyli tam, gdzie obowiązuje szariat).
Jeśli nie do końca podzielam entuzjazm niektórych aktywistów, którzy przekonują, że jesteśmy bliżej niż dalej – komentuje Tatchell – to właśnie ze względu na sytuację w świecie muzułmańskim.
W lipcu 2008 roku na głównym placu irańskiego miasta Maszad powieszono dwóch nastolatków, którzy zostali przyłapani na stosunku homoseksualnym. – Odkąd na sile zyskuje religijny fundamentalizm, w niektórych krajach muzułmańskich można dostrzec eskalację brutalnej, państwowej homofobii – mówi dalej Tatchell.
Do szerokiej koalicji państw muzułmańskich, które nie podpisały się pod wspólnym stanowiskiem ONZ, dołączył między innymi Watykan. Kościół katolicki w sprawie homoseksualizmu prezentuje nieprzejednaną postawę. Podczas bożonarodzeniowej mowy do członków Kurii Rzymskiej papież Benedykt XVI porównał zagrożenia wynikające z akceptacji homoseksualizmu do tych, które wiążą się z degradacją środowiska. Akt homoseksualny niesie według niego „zniszczenie Bożego Dzieła”. Złośliwi komentowali, że papież ma pretensje do gejów o to, że nie robią dzieci, bo to zagraża przetrwaniu Homo sapiens, ale nie zauważa, że doktrynalna ochrona celibatu księży też nie sprzyja przedłużeniu gatunku. Poważni krytycy Watykanu, coraz częściej także katoliccy, piszą jednak przede wszystkim o tym, że takimi wypowiedziami papież zamyka Kościół przed ogromną rzeszą wiernych. Nie tylko przed samymi homoseksualistami, ale także przed coraz większą liczbą katolików najzwyczajniej nieakceptujących homofobii. „Niedługo z homofobią będzie tak jak z rozwodami, antykoncepcją i seksem przedmałżeńskim – przewiduje na łamach tygodnika „The Observer” Cristina Odone. – Opinia i praktyka większości wiernych będą odmienne od tego, czego chce Rzym”.
Robert Biedroń zwraca z kolei uwagę na coraz częstsze wykorzystanie homofobii w polityce. – Efektem ubocznym emancypacji jest polaryzacja postaw – wyjaśnia. – Część tych, którym kiedyś nie przeszkadzali homoseksualiści, bo nie widzieli ich dookoła siebie, teraz – gdy ich widzą – zaczyna się ich bać. To objaw strachu przed „innym”, ale zadaniem polityków jest go neutralizować, a nie eskalować dla politycznej korzyści.
Jako przykłady zbijania na homofobii politycznych punktów Biedroń podaje rządy PiS w Polsce czy George’a W. Busha w USA.
Wychodźcie!
Kula śniegowa praw dla mniejszości homoseksualnych toczy się jednak coraz szybciej i gejowscy aktywiści na całym świecie wierzą, że już nikomu ani niczemu nie uda się jej zatrzymać.
Pełne równouprawnienie i świat bez homofobii staną się kiedyś faktem – nie ma wątpliwości Biedroń, choć nie chce spekulować, kiedy to nastąpi. Co innego mówi Peter Tatchell: – Myślę, że za nie więcej niż sto lat homofobia zniknie, tak jak zniknęło niewolnictwo.
Profesor Mirosława Marody na pytanie, czy świat w stu procentach wolny od homofobii z socjologicznego punktu widzenia jest możliwy, odpowiada: – Tak. Istnieje mechanizm umieszczania różnych zjawisk i zachowań w kategorii „innego”. Stąd się biorą wszelkie fobie. Historycznie homoseksualizm jako w pełni akceptowany wzorzec kulturowy był normą choćby w starożytnej Grecji. Dziś ciągle należy do kategorii „innego”, ale to się radykalnie zmienia.
Tatchell zauważa, że nawet Iran ma swoich działaczy praw człowieka – jak noblistka Szirin Ebadi – którzy protestowali przeciw lipcowej egzekucji. A Biedroń zwraca uwagę na coś innego: – My sobie sami praw nie dajemy, tylko daje nam je heteroseksualna większość. Jeśli w tak wielu miejscach na świecie ta większość staje się dla nas coraz bardziej łaskawa, to nie sposób nie być optymistą.
Najskuteczniej homoseksualiści mogą jednak pomóc sobie sami. Świetnie rozumiał to Harvey Milk. Aż do 27 listopada 1978 roku, czyli do dnia, w którym został zamordowany, nie przestawał wołać: „Wychodźcie, wychodźcie, gdziekolwiek jesteście!”.

Przekroj
-------------------------------------------
Kobieta na zdjęciu była niegdyś mężczyzną - synem brazylijskiego piłkarza Toninho Cerezo. Obecnie Lea T. jest popularną modelką. Ojciec jej nienawidzi i nie chce jej znać. Wielokrotnie jej zdjęcia pojawiały się na łamach francuskiego "Vogue'a". Plotek





---------------------------------------------
Po wyczerpującej batalii w ostatniej chwili, 19 lipca International Gay and Lesbian Human Rights Commission (Międzynarodowa Gejowsko-Lesbijska Komisja Praw Człowieka) zdobyła status doradczy przy Radzie Społeczno-Gospodarczej Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Po trzech latach opozycji na poziomie komisji, IGLHRC z silnym poparciem rządu USA, Komisji udało się otrzymać status doradczy przy 23 głosach za, 13 przeciw , 13 wstrzymujących się i 5 nieobecności.

IGLHRC jest dziesiątą organizacją LGBT, która z powodzeniem pokonała ONZ-owskich homofobów i osiągnęła status doradczy przy ONZ.

Ambasador USA przy ONZ Susan Rice, razem z 14 członkami Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych i czterema senatorów USA, w tym senatorem John Kerry, przewodniczącym senackiej komisji spraw zagranicznych, i kongresmanem Howard Berman, przewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych Izby publicznie wspierała kandydaturę IGLHRC.
więcej informacji GAY.PL

1 komentarz:

  1. Przypadkowo wszedłem na twojego bloga.
    Bardzo dobrze piszesz. Bądę cię czasami odwiedzał.

    OdpowiedzUsuń