Gazeta Wyborcza: Z poszanowaniem różnorodności w PiS-ie jest tak jak z fordem T: możesz wybrać dowolny kolor, pod warunkiem że będzie to czarny - mówi Remek, gej, który miał być żywą książką w Resursie Obywatelskiej
Remigiusz jest radomianinem, mieszka i studiuje w Warszawie. Interesuje
się marketingiem internetowym. Jest gejem. Miał być jedną z żywych
książek w imprezie Żywa Biblioteka w Resursie Obywatelskiej w Radomiu.
Zaprotestował przeciwko temu radny Sławomir Adamiec z PiS-u,
wiceprezydent Ryszard Fałek domagał się wyjaśnień od dyrekcji Resursy,
dyrekcja na spotkanie z gejem się nie zgodziła. Co sądzi o zamieszaniu,
którego mimowolnie stał się głównym bohaterem? Czy często ludzie
postrzegają go tylko przez pryzmat jego orientacji seksualnej?
Rozmawiamy o tym z Remigiuszem, jedną z żywych książek.
Anna Jurek: Na Facebooku zawiązała się przeciwko tobie grupa.
Remigiusz:
Przez chwilę poczułem się bardzo słabo. Te niecenzuralne wpisy, które
się pojawiły, trochę mnie przestraszyły, pomyślałem sobie, że ci ludzie
są nieobliczalni.
Spodziewałeś się, że twoja obecność w Żywej Bibliotece wywoła tyle kontrowersji?
-
Początkowo wszystko wyglądało bardzo przyjaźnie. Nie było żadnych
sprzeciwów i to nawet pozytywnie mnie zaskoczyło jako mieszkańca
Radomia. Wszystko zaczęło się po tym, jak radny Adamiec wypowiedział
się. Czytałem te informacje, które ukazywały się na mój temat, wiem, co
mówił o mnie ten radny.
Powiedział, że gej w miejskiej placówce to propagowanie dewiacji, że to promocja homoseksualizmu, skandal edukacyjny.
-
Tak, Ryszard Fałek najwyraźniej poparł te słowa. To mój sąsiad.
Wychowywałem się obok. Widziałem plakaty wyborcze, jak jeszcze byłem
małym chłopcem. Właściwie to był lubiany. Nawet się nie spodziewałem, że
spotka mnie taka reakcja z jego strony. Z poszanowaniem różnorodności w
PiS-ie jest tak jak z fordem T: możesz wybrać dowolny kolor, pod
warunkiem że będzie to czarny. Zastanawiam się, na ile pan Adamiec jest
homofobem, a na ile to polityczna gra z jego strony. Wykreował mnie na
wroga. Powiedział: patrzcie, to są homoseksualiści, dewianci, trzeba się
przed nimi bronić. Tu chyba chodzi bardziej o zbijanie politycznego
kapitału, stworzenie fałszywego wroga, przed którym można bronić
społeczność Radomia. Takim podejściem można nieźle zagrać, to może dać w
Radomiu sukces wyborczy. W Radomiu o gejach się milczy, dlatego można
stworzyć ich dowolny wizerunek, który będzie funkcjonował w ludzkiej
świadomości.
Dlaczego właściwie zdecydowałeś się wziąć udział w Żywej Bibliotece?
-
Bo chyba nikt inny by się nie zdecydował (śmiech ). To, że nie
znaleziono żadnej lesbijki z Radomia, wydawało mi się trochę dziwne,
dopóki nie zobaczyłem tej grupy na Facebooku, pod którą z nienawiści
podpisało się 500 osób, i są to osoby od małego do dużego i nawet
niewyglądający jak skinheadzi czy neonaziści, a tyle w nich tego jadu.
Nie przyszło ci do głowy, żeby sobie odpuścić, wycofać się z projektu?
-
Nie, to byłby duży krok wstecz. Chciałem pokazać mieszkańcom Radomia,
jak mało jest różnic, a jak dużo płaszczyzn porozumienia pomiędzy
osobami heteroseksualnymi a homoseksualnymi. Zależy mi, żeby znaleźć
wspólny mianownik, wspólny język. Pokazać, że człowiek z człowiekiem
może porozmawiać.
Radom nigdy nie słynął zbytnio z tolerancji. Dziwi cię to zamieszanie?
-
Z jednej strony dziwi. Bo ludzie tworzą sobie taki wyimaginowany
wizerunek homoseksualisty jako kogoś, kto jest zboczeńcem, dewiantem.
Mają wizerunek homoseksualisty z piórami w dupie, wymalowanego i
przebranego za kobietę. A to przecież zupełnie co innego. Ludzie, którzy
tak krytykują homoseksualistów, nawet nie wiedzą, kim taki człowiek
jest, a obrzucają go błotem. A to dziwi. Ale z drugiej strony Radom jest
specyficzny. Zresztą kiedyś sam byłem homofobem, bo otoczenie tę
homofobię wmawia od małego. W szkole w podręczniku mogłem wyczytać, że
homoseksualizm to coś podobnego do nekrofilii i pedofilii. To był
podręcznik, z którego się uczyłem wiedzy o społeczeństwie.
Często spotykasz się z tym, że jesteś postrzegany przez pryzmat swojej orientacji?
-
Mam duże poczucie humoru, wydaje mi się, że roztaczam pozytywną
energię. Pasjonuję się marketingiem, a ostatnio marketingiem
internetowym. Skupiam się na nauce i na zaliczeniu statystyki, bo mam do
niej wielką awersję. Postrzeganie mnie przez innych to suma każdego z
czynników, także bycia gejem.
Co chciałbyś powiedzieć jako żywa książka?
-
Chciałbym odpowiedzieć na pytania czytelników związane z
homoseksualnością, a także porozmawiać o rzeczach, które są istotne dla
radomskiej społeczności, niezwiązanych z orientacją seksualną. Bycie
gejem to jedna z części osobowości, ale w Radomiu nieakceptowana.
Chciałem pokazać, że gej to nie jest ktoś, kto porywa dzieci albo
promuje jakieś produkty. Ważne jest też to, że osoby homoseksualne nie
chcą być nazywane pedałami, zboczeńcami. Krytyka jest dobra, ale
konstruktywna i nie wulgarna. A teksty typu 'pedały do gazu', 'zrobimy z
wami to, co Hitler z Żydami' są nie do przyjęcia. Zresztą jako
radomianin mogę rozmawiać na wiele tematów, począwszy od komunikacji
miejskiej, która nie jest za dobra, a skończywszy na tym, że w biały
dzień dochodzi tu do rozbojów. To są realne problemy miasta, nad
rozwiązaniem których trzeba się skupić, a nie straszyć gejami.
Tak to odebrałeś, że tobą straszą?
-
To tak, jakby rozmowa z kimś, miała zmieniać w geja. To niedorzeczne.
Przecież w Radomiu żyją osoby homoseksualne, są na przykład lekarzami.
Ale tu jest taka zasada: nie wyróżniaj się, bo jak się wyróżnisz, to cię
wytkną palcami. To nie jest dobra zasada.
Masz żal do władz miasta?
-
Z jednej strony, z praktycznego punktu widzenia. Moja mama płaci tu
podatki, a ja jestem wyrzucany z miejsca, które moi rodzice pośrednio
wspierają finansowo. Kiedy przyjechał Paul Cameron i opowiadał, że gejów
trzeba tępić, to władze problemu nie widziały. Z drugiej uważam granie
na fobiach społecznych za skrajnie nieetyczny sposób uprawiania
polityki.
Czy jest jakaś żywa książka, z którą chciałbyś się spotkać?
-
Z księdzem z parafii ewangelicko-augsburskiej. Pamiętam, jako dziecko
babcia spacerowała ze mną ulicą Reja i ten kościół, który tam stoi, był
dla mnie taką wielką tajemnicą. Ciągle stał pusty. Do dziś się
zastanawiam, jak on funkcjonuje. O to chciałem zapytać. Żałuję, że ten
ksiądz zrezygnował.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz