sobota, 31 marca 2018

Najnowsza Replika - Nie nas zobaczą, Robert Motyka, Mariola Dyńdo i Marta Gajerska, Trans Tomek ...


Mija właśnie 15 lat, jak w marcu 2003 r. na billboardach w kilkunastu miastach Polski zawisły zdjęcia jednopłciowych par trzymających się za ręce.

O akcji Kampania Przeciw Homofobii „Niech Nas Zobaczą”, która przeszła do historii polskiego ruchu LGBT, pisze w najnowszej "Replice" specjalnie dla Repliki ówczesny prezes organizacji – Robert Biedroń

Fragment tekstu: "Przedstawiając swój pomysł, fotografka Karolina Breguła opowiedziała, że niedawno spędziła jakiś czas w Szwecji, gdzie dzieliła mieszkanie z polską parą gejów. Gdy rodzice jednego z nich zapowiedzieli, że przyjeżdżają w odwiedziny, ci faceci wpadli w panikę - zaczęli sprzątać wszystko, co wskazywałoby, że są parą lub że są gejami. Mieli być tylko kolegami! Zniknęły wspólne zdjęcia, z sypialni zrobili pokój jednego z nich, każda „niestosowna” książka czy „kojarzący się” plakat zostały schowane. Karolina była zszokowana - ze swoją homoseksualnością nie mieli problemu, ale nie mieściło im się w głowie, że mogliby żyć jawnie wobec rodziców. Odgrywanie szopki uznali za coś naturalnego. „Co z tą Polską jest, że nasi geje odstawiają taki cyrk? Trzeba to zmienić!” - po czym wyjawiła, że chce zrobić zdjęcia polskim parom homoseksualnym, dodając: „Tych zdjęć musi być dużo, musi być jasne, że to są pary i zdjęcia pokażemy w przestrzeni publicznej”.

Zdjęć było ostatecznie 30. Kampanii Przeciw Homofobii udało się znaleźć 15 par męsko-męskich i 15 par damsko-damskich, które zgodziły się upublicznić swe wizerunki

Akcja zorganizowana bardzo skromnymi środkami (Karolina Breguła nie wzięła złotówki za zdjęcia) przeszła wszelkie oczekiwania. Sukces w postaci rozgłosu medialnego był ogromny. "Niech Nas Zobaczą" to była pierwsza w Polsce wielka debata publiczna o homoseksualności.

"To właśnie zwyczajność par ze zdjęć rozwścieczała homofobów najbardziej. Wielu mówiło, że fotki są wulgarne zanim je zobaczyli. Potem więc, ośmieszeni, oburzali się jeszcze bardziej! Takie reakcje obnażały ich wyobrażenia. Gej wyglądający jak zwyczajny człowiek jest jeszcze gorszy niż gej przegięty i wulgarny!"

"Billboardy z plakatami dewastowano prawie natychmiast. Dostałem mnóstwo strasznych mejli z pogróżkami." "Najbardziej przeraziła mnie „czysta” nienawiść - zobaczyłem ją w ludziach, którzy przychodzili protestować w Warszawie, Krakowie czy Gdańsku. Poświęcali czas i energię, by wykrzyczeć nam prosto w oczy: „Pedały, wypierdalać!”, „Pedały do gazu”.

"W „Tygodniku Powszechnym” Józefa Hennelowa pisała: Organizatorom akcji chodziło tak jasno o zdominowanie bodaj na krótko podświadomości i opinii publicznej, z pełnym zlekceważeniem faktu, że nie każdy sobie tego życzy i nie życzyć sobie ma także prawo. Co to oznacza? Mamy się pochować, bo ktoś sobie nie życzy nas widzieć? Przestrzeń publiczna jest wspólna, pełno w niej przecież wizerunków par hetero. „Nasz Dziennik” pisał o „dewiacyjnej kampanii”, Maciej Rybiński proponował w „Rzeczpospolitej” podobną akcję, tylko z politykami: „Wyobraźmy sobie czas kampanii wyborczej i napisy przy wizerunkach kandydatów: koprofag, fetyszysta, zoofil. Cóż za bogactwo wyboru!”. (...) Na alarm przed ekspansją homoseksualną bił Piotr Semka. Szczególnie krytykowano wsparcie, którego akcji udzieliła Izabela Jaruga-Nowacka. W końcu w obronie akcji powstał list otwarty" (...)

"Największą chyba cenę zapłacili nasi modele i modelki. Jedna dziewczyna została rozpoznana w autobusie, kilku facetów zaczęło ją popychać, wyzywać. Na przystanku wyciągnęli ją na zewnątrz, kierowca ani inni pasażerowie nie reagowali. Została pobita.

Tomek, model z chyba najczęściej pojawiającego się w mediach zdjęcia, przeżył koszmar. To był młodziutki chłopak z niewielkiego miasta. Zdjęcie z nim i z drugim gejem (nie byli parą w życiu) opublikował „Newsweek” na kilka dni przed premierą akcji. Ktoś powielił stronę gazety i rozwiesił na drzewach w mieście Tomka z dopiskiem – cytuję z pamięci – że ten pedał nazywa się tak i tak i mieszka w naszym mieście. Tomek przez kilka tygodni nie wychodził z domu."

"W samej Kampania Przeciw Homofobii mieliśmy przez cały marzec 2003 r. zarządzanie kryzysowe. Adam Biskupiak, Elwira Chruściel, Paweł Osik, Tomek Szypuła (działał w Krakowie, kilka lat później był prezesem KPH) – wszyscy czuliśmy się niemal jak żołnierze na froncie. Patrząc z perspektywy tych 15 lat, myślę bez fałszywej skromności, że „Niech Nas Zobaczą” to było mistrzostwo świata: za ok. 40 tys. zł zafundowaliśmy pierwszą wielką publiczną debatę o homoseksualności. Gdybyśmy chcieli czas i miejsce w mediach wykupić, musielibyśmy płacić miliony." (...) Cały tekst Roberta Biedronia pt. "Zobaczyli nas!" - do przeczytania w najnowszej "Replice".

Robert Motyka od 11 lat mieszka w Szkocji. Od kilku lat ma specyficzne hobby - pomaga polskim jednopłciowym parom przy formalnościach związanych z zawarciem ślubu w Edynburgu.

"Nawet zgłosiła się do mnie jakaś firma z Polski zajmująca się organizacją ślubów, oferowali współpracę, ale nie chciałem. Pomagam za darmo - to jest mój wkład, moja cegiełka na rzecz osób LGBT w Polsce" - mówi w wywiadzie Mariusza Kurca w najnowszej "Replice".

Robert pomógł jak dotąd już około pięćdziesięciu parom. "Ślub z moim partnerem był oczywiście dla mnie wyjątkowy i jedyny, ale ja cały czas przeżywam te emocje na każdym kolejnym ślubie, gdzie jestem świadkiem, gościem, pomocnikiem, obserwatorem.

Często łzy w oczach panów młodych albo pań młodych pojawiają się od razu – ledwo urzędnik się odezwie. Oni już dawno pogodzili się z tym, że nigdy nie będą mieli ślubu, bo są gejami czy lesbijkami, a więc ludźmi „drugiej kategorii”, nawet o tym nie marzyli - a tu proszę bardzo, wszystko, jak należy. Po ludzku.

Krok za nowożeńcami stoją mamy, które zaczynają głośno chlipać. Po nich rozklejają się ojcowie. Też nie przypuszczali, że zobaczą syna czy córkę na ślubnym kobiercu.

Faceci, którzy pięć minut wcześniej jeszcze świetnie grali twardzieli, laski, które dopiero co były na luzie, nagle zaczynają się trząść. Ręce im drżą, nie mogą trafić z obrączkami w palce. Całują się onieśmieleni i z taką miłością, że mogliby chyba roznieść salę.

Tłumaczce ze wzruszenia łamie się głos. Kilka razy widziałem, że nawet urzędnik, w końcu przecież przyzwyczajony, musiał robić pauzy, by opanować wzruszenie. Patrzę na taką scenę, na to morze łez szczęścia, i myślę: „Kurczę, jest jakiś lepszy sposób na spędzenie czasu o godzinie jedenastej w środę?” Nie ma."

Cały wywiad z Robertem Motyką - do przeczytania w najnowszej "Replice", dostępnej już na allegro i w prenumeracie. Premiera numeru: 27 marca br.

Mariola Dyńdo i Marta Gajerska są razem od 11 lat - i od 11 lat organizują u siebie na Śląsku kobiece imprezy. W rozmowie z Ewa Tomaszewicz w najnowszej "Replice" opowiadają o nich, ale również o swym ślubie w Kambodży czy o wizycie księdza w ich mieszkaniu.

Oto fragmenty: 'Na naszych imprezach jest selekcja, ale nie pod względem ubioru. Czy wyglądasz, jakbyś się z wesela urwała, czy jesteś w dresie - wejdziesz. Wejdą osoby trans, facetów też czasami wpuszczamy, tylko w perukach. Mamy na tę okoliczność kilka peruk, ale często przychodzą już przebrani - tak im się podobają te imprezy. Nie wpuszczamy tylko osób, które są pod wpływem alkoholu czy narkotyków oraz agresywnych"

"W zeszłym roku wzięłyśmy ślub w Kambodży. Dostałyśmy stroje ceremonialne, pobłogosławił nas mnich buddyjski." "Wpuściłyśmy do siebie księdza na kolędę. Przyszedł, patrzy na listę i mówi:Tu mieszkają pani Mariola i pani Marta… Panie są siostrami?
Nie. Kuzynkami?. Nie. Jesteśmy razem. Od jedenastu lat”.

Cisza. Przeraził się. Chwilę potem ochłonął i zaczął pytać, jak nam się w ogóle żyje, jak to jest. Nawet nas przeprosił, że nas wypytuje, ale, jak mówił, nigdy takiej pary nie spotkał." Cały wywiad z Mariolą Dyńdo i Martą Gajerską - do przeczytania w najnowszej "Replice".

"Mam na imię Tomasz, mam 24 lata. Jestem osobą transseksualną. Od pięciu lat walczę o siebie, od trzech jestem w trakcie terapii hormonalnej. Dokumenty mam już zmienione" - w najnowszej "Replice" Tomek Janota opisuje swą historię:

"Mama zmuszała mnie do noszenia bluzek z większymi dekoltami, balerinek i innych kobiecych ubrań. Nie znosiłem tego. Zakazała mi capoeiry – twierdziła, że to nie dla mnie, nie dla dziewczynek, tylko dla chłopaków. To złamało mi serce."

„Bądź kobietą!” Próbowałem. Naprawdę. Nikt się nie orientował, jak bardzo ze sobą walczyłem. Mówili: „No, nareszcie masz oczy pomalowane”, a ja w środku darłem się: „To nie ja!”.

"Znaczenie płci jest tak wielkie, że wpływa na całe życie. W końcu, wymęczony, zrobiłem coming out sam wobec siebie: powiedziałem sobie wprost, że jestem chłopakiem w ciele kobiety. Obciąłem włosy, nosiłem za długie bluzy."

"(...) uciekłem z domu. Mamie zostawiłem list, że nie jestem lesbijką, bo nie jestem dziewczyną, że mam dosyć wyrzucania moich „za mało kobiecych” ubrań i poniżania mnie."

"Musiałem być silny również wobec dalszej rodziny. Nawet, gdy mama w ich obecności nagle podwinęła mi bluzkę, by pokazać jakie „świństwo” noszę – chodziło o mój pierwszy binder."

"Zapoznałem się z procedurą prawnej zmiany danych na męskie. Do sądu wszystko robiłem i zbierałem sam. (…) Na pierwszej rozprawie musiała być mama. (…) Gdy sąd zapytał mamę, co sądzi na temat korekty płci, czy wyraża zgodę, odpowiedziała: „No niechętnie, ale tak”.

"Pięć lat po coming oucie mama wciąż zwraca się do mnie, używając żeńskich form. Zacząłem uczęszczać na spotkania grupy wsparcia dla osób trans w Katowicach (organizowaną przez Stowarzyszenie Tęczówka). Dzięki nim bardziej się otworzyłem, poznałem podobne mi osoby, zaprzyjaźniłem się."

Jeśli chcecie wesprzeć mnie w zbiórce na operacje lub zwyczajnie porozmawiać, oto mój email: tomasz.janota23@gmail.com.
Na FB jestem jako Tomasz Artur Czerny, a adres zbiórki to pomagam.pl/zyciebezdepresji

Tomek, dzięki, że zechciałeś podzielić się swoją historią na łamach "Repliki". Cały - wstrząsający - tekst Tomka - do przeczytania w najnowszej "Replice".

Rysownik Bartek Arobal Kociemba opowiada w wywiadzie w najnowszej „Replice” o emigracji w Danii, gdzie mieszka ze swym chłopakiem, o swych rysunkach uznawanych za „kobiece”, o queerowej buddyjskiej medytacji, którą prowadzi, gdy przyjeżdża do Warszawy… Wyjawia także coś, co mało kto wyjawia publicznie: że żyje z wirusem HIV:

„Kiedy zaraziłem się w 2007 r., lekarze wciąż obawiali się, że leki mogą „wypalać się” po jakimś czasie. Czekano, aż odporność spadnie na tyle, że trzeba będzie zacząć leczenie. (…). Bez leków zawsze był lęk, że kogoś mógłbym zarazić. Ten sam lęk paraliżował moich partnerów i fatalnie wpływał na nasze relacje.

Wielu ludzi z HIV boi się odrzucenia, więc nie mówią o swoim statusie. Ci „HIV-minus” boją się zarazić tak, że ignorują lub odrzucają tych z plusem. Błędne koło.

Dużo zmieniło się po rozpoczęciu leczenia. (…) Wcześniej trudno mi było zaakceptować tożsamość bycia osobą HIV+. Miałem poczucie winy i wstydu, że się zaraziłem. (...). Bywa, że wciąż czuję obawy w związku z reakcjami ludzi na HIV, ale świadomość, że moje zdrowie jest pod kontrolą i nie zarażam - daje mi dużo ulgi.”

O queerowej grupie medytacyjnej Buddyzmu Shambhali: Jesienią zeszłego roku poprowadziliśmy pierwsze tego typu spotkanie. (…) Medytowaliśmy i rozmawialiśmy o tym, jak to jest być LGBT+ teraz w Polsce. (…). Spotkania są otwarte również dla osób hetero, które chcą dowiedzieć się więcej o nas i naszych doświadczeniach.”

Najbliższe spotkanie: 18 kwietnia o godz. 19 (Shambhala, ul. Śniadeckich 20/21 W-wa)

O swoim chłopaku: „Mój ukochany Mikkel jest w moim wieku. Ma blond włosy, duże szaroniebieskie oczy. Ma ogromne serce i jest niesamowicie zdyscyplinowany. Sądzę, że jest wizjonerem. Jestem fanem jego talentu (architekt). Lubi rośliny, z wakacji przywozi nasiona i szczepki roślin w plastikowych butelkach. Potrafi zjednać sobie chyba każdego. Po prostu czujesz się przy nim dobrze. Świetnie tańczy i jak ma ochotę, to fantastycznie gotuje.”

Arobal przekazał trzy swoje rysunki, by wesprzeć Kampanię Przeciw Homofobii i zachęcić do przekazywania 1% podatku na rzecz KPH. Każdy prenumerator/ka „Repliki” otrzymuje jeden z tych rysunków w formie dużej pocztówki.

Cały wywiad z Arobalem, z którym rozmawiała Joanna Ostrowska, do przeczytania w najnowszej "Replice".

W najnowszej „Replice” – tekst o Emilia Wiśniewska, która jest dziewczyną trans, i o sprawie jej pracy w warszawskim barStudio, lokalu LGBT-friendly:

"Emilia Wiśniewska nosi się z zamiarem tranzycji w przyszłości. Prawo „widzi” Emilię jako mężczyznę, w jej dokumentach są męskie dane. Dlatego kwestia coming outu – przy rekrutacji do pracy - pojawia się zaraz na początku.

Emilia: Gdy startowałam do pracy, o której wiedziałam na 100%, że jest LGBT-friendly, to podawałam od razu swoje żeńskie dane, jakich na co dzień faktycznie używam. W przypadku baru „Studio” miałam niemal pewność - tak na 80% - więc nauczona doświadczeniem koleżanek trans postanowiłam wysłać dane zgodne z dokumentami, a potem, podczas rozmowy rekrutacyjnej najpierw omówić kwestie merytoryczne (charakter pracy) i organizacyjne (terminy, wynagrodzenie) i dopiero na koniec, jeśli pójdzie dobrze – wyoutować się; powiedzieć, że jestem trans i chciałabym, by zwracano się do mnie kobiecym imieniem - Emilia.

Rozmowa poszła OK, ale bar „Studio” postanowił jednak nie przyjmować Emilii, tłumacząc decyzję m.in. tym, że Emilia jako osoba trans… mogłaby spotkać się z dyskryminacją. Emilia: To przecież ja lepiej wiem, jakie są moje potrzeby i trudności związane z pracą – najpoważniejszą jest samo jej znalezienie, poważniejszą niż z góry założone nieprzyjemne sytuacje

Emilia opisała sytuację na FB i… nastąpił zwrot akcji. Musimy nazwać rzeczy po imieniu. W trakcie rekrutacji dyskryminowaliśmy Emilię. Nie udajemy, że nic się nie stało, nie unikamy odpowiedzialności, chcemy poprawić to, co zepsuliśmy. Spotkaliśmy się z Emilią, przeprosiliśmy – napisali w specjalnym oświadczeniu szefowie „Studia” – Zuzia Mockałło i Grzegorz Lewandowski (https://www.facebook.com/lewandowskiego).

Emilia: To było naprawdę OK. Uważam, że trzeba mieć odwagę, by otwartym tekstem napisać: „dyskryminowaliśmy Emilię”

Ekipa „Studia” przeszła szkolenie antydyskryminacyjne. Emilia została zatrudniona. Cały tekst „Barbeczka” (na takim stanowisku Emi pracuje; chodzi o pomocniczkę ekipy barmańskiej) o Emilii Wiśniewskiej - do przeczytania w najnowszej "Replice".

„PrEP to nie szczepionka, ale szansa” – mówi w najnowszej „Replice” dr. hab. Magdalena Rosińska z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny. Wywiad z dr Rosińską przeprowadził Wojciech Kowalik.

„- Najprościej rzecz ujmując, to przyjmowanie leków przed ekspozycją na potencjalne zakażenie wirusem HIV. Czyli – przed ryzykownym kontaktem seksualnym, bądź przyjęciem narkotyku we wstrzyknięciu. Lek składa się z dwóch składników - emtrycytabiny i tenofowiru, znany jest pod handlową nazwą Truvada. To ten sam lek, który od dawna przyjmuje wielu pacjentów już zakażonych wirusem. Okazuje się, że przyjęcie go przed ekspozycją w dużym stopniu chroni przed zakażeniem. Przyjmujemy go na tyle wcześnie, żeby przed – na przykład – ryzykownym kontaktem stężenie substancji czynnej we krwi i w miejscu ekspozycji było na tyle wysokie, żeby uniknąć zakażenia.

- Miejscu ekspozycji, czyli?
- Albo w błonie śluzowej odbytu, albo w pochwie. Lek lepiej przenika właśnie do błony śluzowej odbytu i dlatego lepiej działa wśród mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami niż w kontakcie dopochwowym.

- Amerykańskie badania mówią, że zmniejsza to ryzyko zakażenia nawet o 90 procent.
- Tak, ale dotyczy to osób ściśle stosujących się do zaleceń lekarskich. Ostatnio zakończone francuskie badania wskazały, że skuteczność może wynosić nawet ponad 90 procent. W jednym z amerykańskich badań na ponad 600 osób przyjmujących, w ciągu ponad 7 miesięcy obserwacji nie zanotowano żadnego zakażenia. Podkreślmy jeszcze jedną ważną rzecz – PrEP to nie jest szczepionka na HIV! Z chwilą przerwania jego stosowania, ryzyko zakażenia wraca do początkowego poziomu.”

„W grupie polskich mężczyzn mających seks z mężczyznami, którzy są zakażeni, o tym zakażeniu może nie wiedzieć od 30 do nawet 50 procent”

„-Stosunek z osobą, która jasno i otwarcie przyzna się, że jest nosicielem HIV, ale się leczy i ma zerową wiremię, jest znacznie bardziej bezpieczny niż z kimś, kto zapewnia, że HIV nie ma, ale jednocześnie przyznaje się, że od dawna się nie badał?

- Myślę, że można tak powiedzieć. Niestety, w środowisku polskich gejów wciąż regularnie bada się zbyt mało osób. Wciąż utrzymuje się stygmatyzacja osób, u których rozpoznano zakażenie HIV” Cały wywiad z dr Rosińską - do przeczytania w najnowszej "Replice".

W stałym dziale „Repliki”, w którym prezentujemy portrety naszych prenumeratorów/ek, w najnowszym numerze para Ludwik Trammer i Adrian Krzywicki.

Ludwik, który jest programistą, prenumeruje „Replikę” od 4 lat. W Adrianie zakochał się trzy lata temu. Ludwik wyoutował się tacie, gdy miał 15 lat, mamie tylko trochę później. Na pierwszą warszawską Paradę Równości poszedł w 2002 r. i od tamtego czasu chodzi rokrocznie.

„Coming outy tak naprawdę nigdy się nie kończą, ciągle spotykasz przecież nowych ludzi" - mówi - "Ja wciąż mam sytuacje, że kalkuluję, czy powiedzieć, czy nie. Przykład: jestem w gronie nowych współpracowników, toczy się luźna rozmowa, oni wszyscy – całkiem nieświadomie – robią swoje hetero coming outy. Ja wiem, że jeśli zrobię mój, to do lekkiej rozmowy wprowadzę kontrowersyjny, „polityczny” temat homoseksualności. Więc zawsze do podjęcia jest decyzja, a jeśli mam się nie outować, to alternatywy są słabe: można zmieniać końcówki i o Adrianie mówić tak, jakby był dziewczyną, albo można uśmiechać się i nic nie mówić, czyli samemu sobie zamknąć buzię.”

Adrian jest menadżerem w Sephora a od listopada również prezesem chóru LGBT Voces Gaudii: "Gdy pierwszy raz byłem w klubie gejowskim, w warszawskiej Galerii, to na namiętnie całujących się chłopaków patrzyłem karcącym wzrokiem – że „no halo, bez przesady”. Miałem jakąś nieuzasadnioną niechęć do drag queens, a Parady kojarzyły mi się z – oczywiście! – „piórami w tyłku”. Teraz idę co roku w Paradzie i prezesuję organizacji, która ma na celu krzewienie kultury LGBT. Ogromną drogę przeszedłem."

Voces Gaudii właśnie zbiera środki, by móc pojechać w maju na wielki festiwal chórów LGBT do Monachium: zrzutka.pl/txvyb9 Cały tekst o Ludwiku i Adrianie – do przeczytania w najnowszej „Replice”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz