poniedziałek, 29 listopada 2010

"Zakazane miłości": Czerwony Kapturek w lesie LGTB

Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta
Marta Konarzewska na Europride 2010
Po publikacji głośnego listu 'Jestem nauczycielką, jestem lesbijką' Marta Konarzewska, nauczycielka z IX LO w Łodzi, odeszła ze szkoły. Wspólnie z Piotrem Pacewiczem, redaktorem 'Gazety Wyborczej', napisała książkę 'Zakazane miłości'

Izabella Adamczewska: Używasz w książce określenia 'homoseksualne plemiona'. Właśnie: nie obawiasz się, że 'Zakazane miłości' będą przez niektórych czytane z wypiekami na twarzy, jak 'Życie seksualne dzikich' Bronisława Malinowskiego?

Marta Konarzewska: Chciałam tego uniknąć. Dlatego napisałam, że nie ma czegoś takiego jak 'plemię homoseksualistów', które można wziąć pod lupę i opisać. Nie ma kogo z wypiekami podglądać. Zróżnicowana seksualność charakteryzuje nas wszystkich. Parafrazując Tomka Kitlińskiego: 'obce jest w nas'.

Piszecie, że 'seksualność jest wyborcza'. Co to znaczy?

- Dziennikarz 'Gościa Niedzielnego' poświęcił nam prześmiewczy artykuł. Użył tego określenia ironicznie - że teraz wszystko można sobie wybierać, również seksualność. Zawłaszczyliśmy to sformułowanie, bo chcemy, żeby świat płci rzeczywiście taki się stał. W 'Zakazanych miłościach' jest historia Ani, która wzięła ślub z Gretą. W dokumentach Ania jest mężczyzną, ale czuje się kobietą. Nie jest więc ani, ani - ani homo, ani hetero. Publicysta 'Gościa Niedzielnego' bawił się też tym słowem - i je również zapożyczyliśmy, dając mu walor dodatni. Chcemy, żeby świat był pełen 'Ań' - ani taki, ani taki.

'Młoda lesbijka, feministka, nauczycielka i niemłody heteryk, publicysta 'Gazety Wyborczej' - tak się przedstawiacie czytelnikom. Ty reprezentujesz wewnętrzny punkt widzenia, piszesz również książkę o sobie. Pacewicz - zewnętrzny. Czyli tubylka i badacz turysta.

- Kiedy Piotr Pacewicz wpadł na pomysł napisania tej książki, szukał do współpracy kogoś, kto ma inną perspektywę, inną płeć i inną seksualność. Pracując nad 'Zakazanymi miłościami', odkrywaliśmy też inne różnice: wynikające z odrębnych doświadczeń, również lekturowych. Ja nie traktuję płci esencjonalnie, tylko jako konstrukcję kulturową. Jestem teoretyczką queer. A Pacewicza interesowało bardziej namacalne życie. Byłam zachwycona rozmową z Elegantem, który powiedział, że płeć jest dla niego ubraniem, kostiumem. Opowiadałam o tym Pacewiczowi, kiedy redagowaliśmy tekst, a on zasugerował: - Musimy sobie wszystko lepiej wyobrazić, zobacz, jak on mieszka.

Myślę, że nasze odmienności są wartością tej książki. Bo 'Zakazane miłości' są polilogiem, a nie monolitem myślowym. Widać, że ścierają się w tej książce punkty widzenia.

Byłaś cicerone Pacewicza, jego przewodniczką po - jak to określa w waszej książce Magdalena Środa - kolorowym świecie. Chodziłaś z nim po klubach? Na Europride go zabrałaś.

- Niektórzy nawet pytali, czy to ja go ubrałam w sukienkę, w której pojawił się na paradzie. I czy to była moja sukienka Pacewicz podkreślał, że wiele mu dało to oprowadzanie po świecie LGTB. Czułam się trochę jak Czerwony Kapturek w lesie. Albo przewodnik w wyprawie do Afryki. Nie prowadziłam za rękę, raczej pokazywałam drogę.

Domyślam się, że pomysł na napisanie książki pojawił się po twoim liście, który opublikowała 'Gazeta': 'Jestem nauczycielką i jestem lesbijką'. Opisujesz w nim swoje doświadczenia z IX Liceum im. Jarosława Dąbrowskiego w Łodzi.

- A właśnie nie! Poznałam Pacewicza na panelu dyskusyjnym zorganizowanym z okazji ukazania się pierwszego numeru pisma 'Furia'. Pracowałam wtedy jeszcze w szkole. Opowiadałam na tym panelu o homofobii i lansowaniu heteronormatywnego, patriarchalnego porządku w edukacji. W kuluarach Pacewicz zaproponował: gdybyś chciała kiedyś o tym napisać, daj znać. Tylko że będzie się to wiązać z coming outem

Więc kiedy nadszedł odpowiedni moment, napisałam. A do współpracy nad książką poleciła mnie Anna Laszuk, zupełnie niezależnie.

Co zmieniło się w twoim życiu po opublikowaniu tego listu? Przeprowadziłaś się z Łodzi do Warszawy

- Jeszcze pracując w łódzkiej szkole, jeździłam często do Warszawy, bo studiowałam tam gender studies [studia o płci kulturowej - przy. red.] i zaczęłam współpracować z 'Furią'. Artykuł był, owszem, zapalnikiem. W Łodzi już nic więcej nie mogę zrobić, nie znajdę pracy - w żadnej szkole. Nie przewidziałam, że mój tekst o IX LO będzie miał taki oddźwięk, że stanę się tak rozpoznawalna.

Rozpoznają cię ludzie na ulicy? Stałaś się autorytetem dla dziennikarzy?

- Bardziej to drugie. Nie chciałam być znana prywatnie, jako osoba. Traktuję się jako ikonę pewnej sytuacji. Niestety, kiedy dzwonią do mnie dziennikarze, chcą mnie jako mnie, bo to podobno interesuje ludzi. Pytają: czy możemy ci zrobić zdjęcie z dziewczyną? Jak robisz obiad?

Na ogół się nie zgadzam. Jeśli pokazuję trochę prywatności, to symbolicznie albo tak, żeby była pretekstem do wypromowania konkretnej działalności. Na przykład kampanii 'Miłość nie wyklucza'.

Skoro poruszyłaś temat prywatności Coming out to ostatnio bardzo modne zjawisko. Dokonał go nawet prof. Michał Głowiński w 'Kręgach obcości'. Ale jednak wyznanie Głowińskiego jest w innym stylu niż te zgromadzone w Waszej książce.

- Bo ta książka nie jest o coming outach, tylko o seksualności! Zresztą nasi rozmówcy nigdy nie mówią wyłącznie o seksie. Jeśli padają szczegóły, to w relacji do miłości.

Polska to kraj pruderyjny - jeśli chodzi o inne seksualności. Bo 'tradycyjny' seks jest wszędzie: w byle komedii romantycznej, na billboardach, w każdej reklamie. Seks politycznie poprawny to u nas seks monogamiczny, sentymentalny, romantyczny, kojarzący się z małżeństwem i prokreacją. Dlatego rozmowa z Gosią, która lubi BDSM (seks sadomasochistyczny) tak bulwersuje - kiedy mowa jest o inspekcji ciała i niecodziennych pragnieniach kobiety.

Rozmawiacie m.in. z lesbijkami i gejami, osobami transseksualnymi i biseksualnymi. Żonami Afrykańczyków i kobietą, która kocha księdza. Jak znaleźliście rozmówców?

- Niektórych znałam. Innych szukaliśmy po uzgodnieniu, na jakich odmiennościach nam zależy. Tak właśnie było z Gosią i BDSM. Żeby znaleźć kochającą księdza, daliśmy ogłoszenie w internecie. O niektórych osobach wiedziałam, że istnieją. Elegant to znana postać - transgenderowa, ani gej, ani bi. Albo Jej Perfekcyjność

znana z opisywanej w plotkarskich pismach publicznej bijatyki z Dodą. Nie ma natomiast rozmowy z parą niepełnosprawnych umysłowo. A przecież ją przeprowadziliście.

- Ukazała się w 'Gazecie' jako zapowiedź książki. Ale po publikacji rodzina zadzwoniła do nas i poprosiła, żeby nie umieszczać jej w książce. Uszanowaliśmy to.

Jest i niespodzianka: wywiad z Romanem Giertychem. Rozmawia Pacewicz. Ty nie chciałaś?

- Pacewicz miał z nim już wcześniej kontakt. Bardziej też było prawdopodobne, że Giertych zgodzi się na rozmowę z Pacewiczem niż z nauczycielką lesbijką. Pewnie by pomyślał,że to prowokacja. Chyba bym nie chciała wystawić się na odstrzał.

Pierwszy pomysł był taki, żeby w 'Zakazanych miłościach' pojawił się Orzechowski - jako pomysłodawca wyrzucenia ze szkół homoseksualnych nauczycieli. Poza tym - o ironio - kończył IX LO, to, w którym pracowałam. Ale w końcu uznaliśmy, że to Giertych jest polską ikoną homofobii.

Z 'Zakazanych miłości' można się dowiedzieć sporo o homoseksualnej Łodzi lat 80. Wrocław rozsławił pod tym względem Michał Witkowski w 'Lubiewie', o Łodzi opowiada w waszej książce Jacek Rzońca ('Gdzie są geje z tamtych lat?').

- Spotkaliśmy się z Jackiem w Ganimedesie, porozkładał stare gazety i zdjęcia. Pikiety były w parku Moniuszki koło Dworca Fabrycznego. Słyszałam już wcześniej o łaźni miejskiej na rogu ul. Rzgowskiej i Dąbrowskiego. Homoseksualiści spotykali się w Teatralnej w Teatrze Wielkim i Orfeuszu w Domu Aktora. A pierwszym gejowskim klubem w Łodzi była Bazarowa 6, oficjalnie działało tam Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Amerykańskiej.

Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz