środa, 17 listopada 2010

Chcę, aby ludzie uwierzyli, że mogą sobie pomóc



Fot: Agencja Gazeta
Rozmowa z Anną Grodzką, prezeską fundacji Trans-Fuzja, zajmującej się upowszechnianiem wiedzy o transpłciowości i pomocą osobom transseksualnym i transwestytom. Niedawno miała miejsce premiera filmu dokumentalnego "Trans-akcja" opowiadającego historię procesu zmiany przez nią płci. Obecnie kończy scenariusz filmu fabularnego poświęconego tematyce transseksualizmu.

16 listopada obchodzimy Międzynarodowy Dzień Tolerancji. Podoba ci się to święto?
Bardzo mi się nie podoba. Tolerancja powinna być czymś zakorzenionym w naszym społeczeństwie i ten dzień pokazuje tylko tyle, że jej nie ma. Nie chcę, żeby jej brak było uznawany za coś normalnego. Nie ma tolerancji, ale obchodzimy Dzień Tolerancji, nie ma równości kobiet i mężczyzn, za to mamy Dzień Kobiet. Z drugiej strony, choć nie zamierzam go czcić, to na pewno jest to okazja do mówienia może nie o tolerancji, ale o akceptacji dla każdej odmienności, która nie szkodzi innym ludziom.

Użyłaś słowa akceptacja. Czy chodzi o to, że tolerancja to za mało?
Rzeczywiście jest tak, że różne grupy walczące o swoje prawa często mówią, że żądają nie tylko tolerancji, ale i akceptacji. Są też i ludzie, którzy mówią: "ja mogę tolerować, ale nie muszę akceptować". W moim przekonaniu tolerancja wobec drugiego człowieka, jeżeli nie czyni on krzywdy innym, pozytywnie funkcjonuje w społeczeństwie, to za mało. Każda osoba zasługuje na szacunek.

A tolerancja to nie szacunek?
Tolerancja to jeszcze nie jest szacunek. Szacunek zaczyna się w momencie jakiejś akceptacji wobec człowieka, choć niekoniecznie wobec tego, co on robi. Nie muszę być gejem czy osobą transseksualną, żebym akceptowała to, że ktoś nią jest. Bo ja akceptuję jej człowieczeństwo. A ona ma prawo żyć tak, jak żyje, ponieważ tym, co robi, nikomu nie szkodzi.
Na pewno spotkałaś się ze stwierdzeniami, że akceptacja jest równoznaczna z przyjęciem czyichś poglądów czy stylu życia. Czy o to w niej chodzi?
To nietrafione zarzuty. To, czego każdy ma prawo wymagać, to szacunek. Nie żądam, żeby ktoś przejął moje poglądy, wręcz przeciwnie, wolę różnorodność. To, że są ludzie, którzy widzą świat inaczej, prowadzą inny tryb życia, ubierają się inaczej, mówią innym językiem, mają inny kolor skóry. Niech każdy ma prawo być wolny. Ale niech też szanuje drugiego człowieka, akceptuje, nie tylko toleruje.

Sama należysz do grupy osób, którym wielu ludzi odmawia prawa do szacunku.
Tak. Jestem osobą transseksualną.
Co to oznacza?
Że nie akceptuję swojej płci metrykalnej oraz biologicznej. I ta nieakceptacja jest u mnie silna i trwała.

Transseksualizm często jest mylony z transwestytyzmem. Na czym polega różnica?
Osoby, które naukowo zajmują się sprawami transseksualności i transwestytyzmu, używają na ich określenie szerszego znaczeniowo słowa transpłciowość. Lekarze - nieładnego określenia dysforia płciowa, czyli nieakceptacja własnej płci. A ludzie akceptują swoją płeć na różnym poziomie. Jedni cieszą się, że są danej płci i czują się w tym świetnie, inni czują się tak sobie, a jeszcze inni woleliby ją zmienić. Ale jeśli to nie jest silne i trwałe, to jeszcze nie są transseksualistami. Transseksualizm jest skrajnym nieakceptowaniem swojej płci, takim, które jest trwałe i powoduje duże cierpienie. Transwestytyzm, a właściwie, według nomenklatury medycznej, transwestytyzm podwójnej roli też jest stanem dysforii płciowej, tylko mniej nasilonym niż transseksualizm. Transwestyta to osoba, która w sumie akceptuje swoją płeć, ale nie do końca się w niej czuje dobrze, czasem tęskni, żeby być osobą przeciwnej płci i coś robi w tej sprawie. Transwestytyzm jest mylony z fetyszyzmem transwestytycznym, który jest parafilią.
Najczęściej ludzie myślą, że transwestyta to mężczyzna, który włożył buty na wysokich obcasach, siatkowe rajstopy, minispódniczkę i pomalował twarz na siedem kolorów. A tak naprawdę może to być zarówno transseksualista, jak i transwestyta lub jeszcze ktoś inny. Ale dowiemy się tego, dopiero patrząc od wnętrza tej osoby.

Fot: HBO
Czyli środowisko osób transpłciowych jest bardzo różnorodne. Czy zdarza się, że jesteście nietolerancyjni wobec samych siebie?
Jak najbardziej. Zauważ, że społeczeństwo ma wypaczony obraz transpłciowości, często lokuje ją w kategoriach zboczeń, parafilii. Nic więc dziwnego, że są osoby transseksualne, które próbują stworzyć swoje własne getto i twierdzą, że one nie mają nic wspólnego z transwestytami. W ten sposób wchodzą w stereotyp społeczny, bo jest to dla nich wygodne. Kłopot w tym, że jest też nieprawdziwe. Często spotykam się z zarzutem, że moje podejście do transpłciowości, polegające na przygarnianiu również transwestytów, szkodzi osobom transseksualnym. A ja myślę, że nie szkodzi. Bo wiem z praktyki, że transwestyci mają dokładnie ten sam problem co transseksualiści - nieakceptację swojej płci. Z drugiej strony rozumiem osoby transseksualne, które starają się bronić przed kojarzeniem ich ze wszystkimi innymi odmiennościami. Po pokazie przedpremierowym filmu "Trans-akcja" podeszła do mnie jakaś pani, aby mi podziękować i pogratulować. I powiedziała, że chciałaby tylko, aby się zmieniło myślenie o nas, to, że ludzie kojarzą nas z tym wszystkimi zboczeńcami. 

Odpowiedziałam, że to jest temat na inną rozmowę. Ale uważam, że nikt nie ma prawa fałszować rzeczywistości w imię obrony swoich interesów. My, osoby transpłciowe, musimy przyjąć do wiadomości, że ten świat jest bardzo skomplikowany. Więc przekazujmy po prostu wiedzę o tej komplikacji, zamiast oceniać i wykluczać.

Zdarza się, że osoby, na rzecz których działasz, twierdzą, że ta działalność jest bez sensu? Bo przecież są takie osoby transseksualne, które po korekcie płci chcą po prostu zapomnieć o tym, że kiedyś były kimś innym. I nie przyznają się do tego nawet w swoim najbliższemu otoczeniu.
Rozumiem takie osoby. One po prostu żyją w takim świecie, w jakim żyją i chcą w nim po prostu żyć. Nie chcą niczego więcej i mają do tego prawo. To jest postawa zachowawcza. One sobie zmieniły płeć, środowisko i dla nich jest po sprawie. Kłopot w tym, że nie załatwiły sprawy akceptacji społecznej dla tego zjawiska. A przecież lepiej by było, gdyby mogły po prostu śmiało się przyznać, że są, kim są. Wiem, że to nie jest proste. Jestem jedną z zaledwie kilku osób w Polsce, które się jawnie do tego, że miały inną płeć, przyznają, i rozumiem problemy innych. Ja też boję się kłopotów, które mogę przez to mieć, niektóre mam, ale z jakiegoś powodu biorę to na siebie. Zawsze byłam blisko harcerstwa, próbowałam zmieniać świat i nadal próbuję. Zresztą uważam, że przez te kilka lat działalności Trans-Fuzji stało się wiele dobrego dla osób transpłciowych i spory procent tego wynika z naszej działalności.
Co udało się wam osiągnąć?
Do niedawna było tak, że raz na kilka lat ukazywał się artykuł o tym, że ktoś zmienił płeć. I ten ktoś mówił w nim o tym, jaki ten świat jest podły dla osób, które rodzą się w nieswojej płci. I że trzeba dać im żyć. W tej chwili liczba tekstów czy programów w mediach na temat transpłciowości jest dużo większa. I, co ważne, coraz częściej pisze się o tym nie w kategorii sensacji, ale merytorycznie. I to jest właśnie efekt tego, co my robimy - daliśmy mediom żer, one sobie żrą i o to chodzi. A ja mam szansę ci powiedzieć to, co mówię.

Jeden z przykładów waszej obecności w mediach to film "Trans-akcja", którego premiera miała miejsce na początku listopada. Co chciałaś osiągnąć, pozwalając sfilmować przemianę, którą przeszłaś w ciągu ostatnich lat?
Głównym problemem osób transpłciowych jest niezrozumienie, nieakceptacja społeczna. Fundacja Trans-Fuzja, której prezeską jestem, powstała, by szerzyć wiedzę na ten temat i pomagać osobom transpłciowym. Można to robić na dwa sposoby. Albo mówić o tym, jak to w tym kraju jest ciężko, że praktycznie nie ma prawa regulującego nasze problemy, że polityka medyczna sprawia, że zmiana płci odbywa się na nasz własny koszt. No i że osoby transpłciowe muszą się liczyć z ostracyzmem społecznym w momencie, gdy ujawnią swoją tożsamość. Można też zrobić coś innego. Pokazać inną prawdę: że da się dokonać korekty płci, że nie jest aż tak źle. I ten film to pokazuje. Mówi też oczywiście o problemach, z jakimi się spotykam, bo o tym nie wolno nie mówić. Ale z drugiej strony ja nie chcę pokazywać, że to trauma, coś strasznego, przerażającego. Nie chcę straszyć ani bliskich osób transpłciowych, ani ich samych. Co tydzień na grupie wsparcia, którą prowadzę, walczę z uwewnętrznioną transfobią, z tym, że ludzie nie chcą sobie pomóc. I pokazuję im, że trzeba walczyć, że jeżeli ktoś cierpi, to powinien coś z tym zrobić. Taka miała być wymowa tego filmu. Bo często jest tak, że problemy, strachy, lęki przeważają nad możliwością zmiany.

Wspomniałaś, że polskie prawo praktycznie nie zauważa osób transseksualnych. Próbujecie to zmienić?
Tak. Najważniejsze jest to, że możliwość zmiany tożsamości płciowej dla osób transseksualnych po prostu musi istnieć, ponieważ nie ma innego sposobu pomocy im niż zmiana prawna, zmiana płci społecznej i zmiana medyczna. Inna droga nie istnieje. I w prawie powinien być ujęty nie tylko sam proces przechodzenia prawnej zmiany płci, ale także standardy, których po prostu nie ma. Teraz jest tak, że wszystko zależy od tego, do którego sądu czy lekarza trafisz. Nieuregulowana prawnie jest też sytuacja osób po zmianie płci. Jeżeli robi to ktoś, kto na przykład gdzieś już pracował i chce, by jego CV uwzględniało jego doświadczenie zawodowe, to ma problem. Bo tej osoby, która tam pracowała, już nie ma, to jest inna osoba, ma wprawdzie tę samą osobowość prawną, ale w dokumentach jest już inny PESEL.

Czyli prawo tego nie reguluje i wszystko zależy od dobrej woli pracodawcy?
Jedynie ustawa o uczelniach wyższych mówi, że w takiej sytuacji należy zmienić dokumenty. Prawo pracy już nie. Kolejna rzecz: kim jest ta osoba dla swojego ewentualnego dziecka - matką, ojcem? W polskim prawie zazwyczaj używa się właśnie tych dwóch słów, rzadziej - słowa rodzic, które byłoby odpowiedniejsze w tej sytuacji. Następny problem to sytuacje, kiedy osoba transseksualna jeszcze przed zmianą dokumentów przychodzi do apteki z receptą na środki hormonalne. I nagle się okazuje, że dla niej te leki nie są refundowane, choć ma na nie legalną receptę, bo ma męski czy żeński PESEL. Z tych powodów i z wielu, wielu innych potrzebna jest zmiana prawa na takie, które dostrzega osoby transpłciowe.

Dnia Tolerancji nie obchodzisz, ale za to 20 listopada fundacja Trans-Fuzja organizuje Dzień Pamięci Osób Transpłciowych. W jakim celu?
Chcemy w ten sposób upamiętnić ofiary transfobicznych zbrodni z nienawiści. Kilkaset osób rocznie jest na świecie zabijanych, maltretowanych z powodu swojej transpłciowości. Chcemy, żeby ludzie o tym wiedzieli i chcemy się sprzeciwić traktowaniu inności jako czegoś złego. Dlatego co roku w ramach obchodów Dnia Pamięci Osób Transpłciowych na całym świecie urządzane są marsze i pikiety ze świecami oraz debaty poświęcone przestępstwom z nienawiści. W tym roku spotykamy się o godzinie 13 pod bramą Uniwersytetu Warszawskiego.

Rozmawiała: Ewa Tomaszewicz gazeta.pl


3 komentarze:

  1. widać w tym wywiadzie, że Anna jest bardzo spokojną i mądrą osobą, być może rzeczywiście ludzie zrozumieją, że różnorodność jest piękna, a osoby transseksualne zyskają trochę odwagi i wyjdą z cienia. dobrze, że powstał ten film "trans-akcja" moim zdaniem powinno się robić wszystko by docenić to, że jesteśmy różni ale to nie oznacza, że gorsi

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieje, że ten chory świat się niebawem skończy. Takie patologie wynikają tylko z zakompleksienia i depresji osób, które nie potrafiąc sobie poradzić z "normalnym" światem. Nieudane małżeństwo, powoduje ucieczkę w zmianę płci, zwrócenie na siebie uwagę ma poprawić samopoczucie i wypełnić urojone kompleksy. W XVII wieku za coś takiego wieszali, lub palili na stosie. Niestety czasy honoru i patriotyzmu nie wrócą. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. To mam propozycje wróćmy do XVII wieku. Smutny mamy ten kraj, bo walczyliśmy o wolność, a co mamy?
    Odznaczamy się pruderią(edukacja seksualna przypomina tę z XVIII w) i ignorancją w stosunku do wszystkich, którzy mają odwagę pokazać,że są inni. Proponuje nie tylko tolerować tę inność , ale poznawać, a drogą do poznawania jest dialog, który zakłada poznanie "innego"Wtedy te masy agresji jakie posiadamy w sobie w stosunku do tych ludzi zaczną znikać.Takie rozmodlenie narodu polskiego widzę,walkę na rzecz chrześcijaństwa, krzyża,życia nienarodzonego, bo narodzone nie ma dla nas żadnej wartości(wysyłanie ludzi na śmierć, na toczące sie wojny) a gdzie te pokłady miłości i tolerancji drodzy chrześcijanie, gdzie to dobro, przebaczenie, zrozumienie innych? Czy nie uważacie, że to hipokryzja?

    OdpowiedzUsuń