 |
Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta
Marta Konarzewska na Europride 2010
|
Po publikacji głośnego listu 'Jestem nauczycielką, jestem lesbijką'
Marta Konarzewska, nauczycielka z IX LO w Łodzi, odeszła ze szkoły.
Wspólnie z Piotrem Pacewiczem, redaktorem 'Gazety Wyborczej', napisała
książkę 'Zakazane miłości'
Izabella Adamczewska: Używasz w książce określenia 'homoseksualne
plemiona'. Właśnie: nie obawiasz się, że 'Zakazane miłości' będą przez
niektórych czytane z wypiekami na twarzy, jak 'Życie seksualne dzikich'
Bronisława Malinowskiego?
Marta Konarzewska: Chciałam tego
uniknąć. Dlatego napisałam, że nie ma czegoś takiego jak 'plemię
homoseksualistów', które można wziąć pod lupę i opisać. Nie ma kogo z
wypiekami podglądać. Zróżnicowana seksualność charakteryzuje nas
wszystkich. Parafrazując Tomka Kitlińskiego: 'obce jest w nas'.
Piszecie, że 'seksualność jest wyborcza'. Co to znaczy?
-
Dziennikarz 'Gościa Niedzielnego' poświęcił nam prześmiewczy artykuł.
Użył tego określenia ironicznie - że teraz wszystko można sobie
wybierać, również seksualność. Zawłaszczyliśmy to sformułowanie, bo
chcemy, żeby świat płci rzeczywiście taki się stał. W 'Zakazanych
miłościach' jest historia Ani, która wzięła ślub z Gretą. W dokumentach
Ania jest mężczyzną, ale czuje się kobietą. Nie jest więc ani, ani - ani
homo, ani hetero. Publicysta 'Gościa Niedzielnego' bawił się też tym
słowem - i je również zapożyczyliśmy, dając mu walor dodatni. Chcemy,
żeby świat był pełen 'Ań' - ani taki, ani taki.
'Młoda lesbijka,
feministka, nauczycielka i niemłody heteryk, publicysta 'Gazety
Wyborczej' - tak się przedstawiacie czytelnikom. Ty reprezentujesz
wewnętrzny punkt widzenia, piszesz również książkę o sobie. Pacewicz -
zewnętrzny. Czyli tubylka i badacz turysta.
- Kiedy Piotr
Pacewicz wpadł na pomysł napisania tej książki, szukał do współpracy
kogoś, kto ma inną perspektywę, inną płeć i inną seksualność. Pracując
nad 'Zakazanymi miłościami', odkrywaliśmy też inne różnice: wynikające z
odrębnych doświadczeń, również lekturowych. Ja nie traktuję płci
esencjonalnie, tylko jako konstrukcję kulturową. Jestem teoretyczką
queer. A Pacewicza interesowało bardziej namacalne życie. Byłam
zachwycona rozmową z Elegantem, który powiedział, że płeć jest dla niego
ubraniem, kostiumem. Opowiadałam o tym Pacewiczowi, kiedy redagowaliśmy
tekst, a on zasugerował: - Musimy sobie wszystko lepiej wyobrazić,
zobacz, jak on mieszka.
Myślę, że nasze odmienności są wartością
tej książki. Bo 'Zakazane miłości' są polilogiem, a nie monolitem
myślowym. Widać, że ścierają się w tej książce punkty widzenia.
Byłaś
cicerone Pacewicza, jego przewodniczką po - jak to określa w waszej
książce Magdalena Środa - kolorowym świecie. Chodziłaś z nim po klubach?
Na Europride go zabrałaś.
- Niektórzy nawet pytali, czy to ja go
ubrałam w sukienkę, w której pojawił się na paradzie. I czy to była
moja sukienka Pacewicz podkreślał, że wiele mu dało to oprowadzanie po
świecie LGTB. Czułam się trochę jak Czerwony Kapturek w lesie. Albo
przewodnik w wyprawie do Afryki. Nie prowadziłam za rękę, raczej
pokazywałam drogę.
Domyślam się, że pomysł na napisanie książki
pojawił się po twoim liście, który opublikowała 'Gazeta': 'Jestem
nauczycielką i jestem lesbijką'. Opisujesz w nim swoje doświadczenia z
IX Liceum im. Jarosława Dąbrowskiego w Łodzi.
- A właśnie nie!
Poznałam Pacewicza na panelu dyskusyjnym zorganizowanym z okazji
ukazania się pierwszego numeru pisma 'Furia'. Pracowałam wtedy jeszcze w
szkole. Opowiadałam na tym panelu o homofobii i lansowaniu
heteronormatywnego, patriarchalnego porządku w edukacji. W kuluarach
Pacewicz zaproponował: gdybyś chciała kiedyś o tym napisać, daj znać.
Tylko że będzie się to wiązać z coming outem
Więc kiedy nadszedł odpowiedni moment, napisałam. A do współpracy nad książką poleciła mnie Anna Laszuk, zupełnie niezależnie.
Co zmieniło się w twoim życiu po opublikowaniu tego listu? Przeprowadziłaś się z Łodzi do Warszawy
-
Jeszcze pracując w łódzkiej szkole, jeździłam często do Warszawy, bo
studiowałam tam gender studies [studia o płci kulturowej - przy. red.] i
zaczęłam współpracować z 'Furią'. Artykuł był, owszem, zapalnikiem. W
Łodzi już nic więcej nie mogę zrobić, nie znajdę pracy - w żadnej
szkole. Nie przewidziałam, że mój tekst o IX LO będzie miał taki
oddźwięk, że stanę się tak rozpoznawalna.
Rozpoznają cię ludzie na ulicy? Stałaś się autorytetem dla dziennikarzy?
-
Bardziej to drugie. Nie chciałam być znana prywatnie, jako osoba.
Traktuję się jako ikonę pewnej sytuacji. Niestety, kiedy dzwonią do mnie
dziennikarze, chcą mnie jako mnie, bo to podobno interesuje ludzi.
Pytają: czy możemy ci zrobić zdjęcie z dziewczyną? Jak robisz obiad?
Na
ogół się nie zgadzam. Jeśli pokazuję trochę prywatności, to
symbolicznie albo tak, żeby była pretekstem do wypromowania konkretnej
działalności. Na przykład kampanii 'Miłość nie wyklucza'.
Skoro
poruszyłaś temat prywatności Coming out to ostatnio bardzo modne
zjawisko. Dokonał go nawet prof. Michał Głowiński w 'Kręgach obcości'.
Ale jednak wyznanie Głowińskiego jest w innym stylu niż te zgromadzone w
Waszej książce.
- Bo ta książka nie jest o coming outach, tylko o
seksualności! Zresztą nasi rozmówcy nigdy nie mówią wyłącznie o seksie.
Jeśli padają szczegóły, to w relacji do miłości.
Polska to kraj
pruderyjny - jeśli chodzi o inne seksualności. Bo 'tradycyjny' seks jest
wszędzie: w byle komedii romantycznej, na billboardach, w każdej
reklamie. Seks politycznie poprawny to u nas seks monogamiczny,
sentymentalny, romantyczny, kojarzący się z małżeństwem i prokreacją.
Dlatego rozmowa z Gosią, która lubi BDSM (seks sadomasochistyczny) tak
bulwersuje - kiedy mowa jest o inspekcji ciała i niecodziennych
pragnieniach kobiety.
Rozmawiacie m.in. z lesbijkami i gejami, osobami transseksualnymi i
biseksualnymi. Żonami Afrykańczyków i kobietą, która kocha księdza. Jak
znaleźliście rozmówców?
- Niektórych znałam. Innych szukaliśmy po
uzgodnieniu, na jakich odmiennościach nam zależy. Tak właśnie było z
Gosią i BDSM. Żeby znaleźć kochającą księdza, daliśmy ogłoszenie w
internecie. O niektórych osobach wiedziałam, że istnieją. Elegant to
znana postać - transgenderowa, ani gej, ani bi. Albo Jej Perfekcyjność
znana
z opisywanej w plotkarskich pismach publicznej bijatyki z Dodą. Nie ma
natomiast rozmowy z parą niepełnosprawnych umysłowo. A przecież ją
przeprowadziliście.
- Ukazała się w 'Gazecie' jako zapowiedź
książki. Ale po publikacji rodzina zadzwoniła do nas i poprosiła, żeby
nie umieszczać jej w książce. Uszanowaliśmy to.
Jest i niespodzianka: wywiad z Romanem Giertychem. Rozmawia Pacewicz. Ty nie chciałaś?
-
Pacewicz miał z nim już wcześniej kontakt. Bardziej też było
prawdopodobne, że Giertych zgodzi się na rozmowę z Pacewiczem niż z
nauczycielką lesbijką. Pewnie by pomyślał,że to prowokacja. Chyba bym
nie chciała wystawić się na odstrzał.
Pierwszy pomysł był taki,
żeby w 'Zakazanych miłościach' pojawił się Orzechowski - jako
pomysłodawca wyrzucenia ze szkół homoseksualnych nauczycieli. Poza tym -
o ironio - kończył IX LO, to, w którym pracowałam. Ale w końcu
uznaliśmy, że to Giertych jest polską ikoną homofobii.
Z
'Zakazanych miłości' można się dowiedzieć sporo o homoseksualnej Łodzi
lat 80. Wrocław rozsławił pod tym względem Michał Witkowski w
'Lubiewie', o Łodzi opowiada w waszej książce Jacek Rzońca ('Gdzie są
geje z tamtych lat?').
- Spotkaliśmy się z Jackiem w Ganimedesie,
porozkładał stare gazety i zdjęcia. Pikiety były w parku Moniuszki koło
Dworca Fabrycznego. Słyszałam już wcześniej o łaźni miejskiej na rogu
ul. Rzgowskiej i Dąbrowskiego. Homoseksualiści spotykali się w
Teatralnej w Teatrze Wielkim i Orfeuszu w Domu Aktora. A pierwszym
gejowskim klubem w Łodzi była Bazarowa 6, oficjalnie działało tam
Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Amerykańskiej.
Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź