niedziela, 22 maja 2016

Prawda o Panama papers, to nie tylko uciekanie od podatków, wiele par jednopłciowy robi zabezpieczyć się


Fot Miłość Nie Wyklucza
"Panama papers" to przede wszystkim historia ukrywania: przychodów, własności, działalności. Ale też dramatu ludzi dyskryminowanych przez państwo. Oto jeden z nich.

Nie wiemy, ile spośród 11,5 mln dokumentów, które wyciekły z panamskiej kancelarii Mossack Fonseca, kryje skutki dyskryminacji mniejszości seksualnych. Znaleźliśmy jeden taki przypadek w Polsce. Dla bohaterów tej historii fundacja w Panamie jest jedyną możliwością zabezpieczenia majątku dla partnera na wypadek śmierci.

Nie dokonali coming outu, dlatego nie zgodzili się na ujawnienie swoich danych. Zmieniliśmy ich imiona i inne szczegóły umożliwiające identyfikację.

Gdy skończył się w Polsce komunizm, Adam miał 22 lata. Jak wielu jego rówieśników jeszcze na studiach zaczął pracować w polskiej filii wielkiego zagranicznego koncernu. Znał angielski i marzył o karierze. Wtedy to wystarczyło. Po wielkim koncernie był inny, jeszcze większy, a potem seria międzynarodowych agencji reklamowych. Właśnie tam poznał o sześć lat starszego Krzysztofa, wówczas menedżera w firmie zajmującej się dystrybucją filmów.

Zamieszkali razem, ich związek trwa do dziś. Adam piął się po służbowej drabinie i bywały w jego życiu okresy, kiedy połowę czasu pracy spędzał w samolotach. Tymczasem Krzysztof zmienił branżę i założył własną firmę IT, której udało się zgromadzić solidny portfel zamówień. Zmienili mieszkanie i z warszawskiego Gocławia przenieśli się do starej kamienicy na Żoliborzu.

Tam poznali sąsiadów, czyli inną parę gejów - artystę i naukowca, którzy mieli po 80 i 89 lat. "Chłopcy" - pieszczotliwie nazywała ich sąsiadka w ich wieku. Na początku zeszłego roku starszy "chłopiec" zmarł. Po otwarciu testamentu okazało się, że zapisał miłości swego życia warte 1,5 mln zł mieszkanie, w którym obaj panowie mieszkali.

I zaczął się koszmar. Nie, nie pojawili się krewni, którzy żądali unieważnienia testamentu, bo zmarły ich nie miał. Zamiast tego pojawił się urząd skarbowy, który zażądał zapłacenia podatku w wysokości 20 proc. wartości mieszkania. Gdyby byli małżeństwem, nie musieliby płacić podatku. Gdyby mieszkali w kraju, w którym można zarejestrować taki związek, także nie byłoby problemu. W Polsce nie mogli tego zrobić, więc w świetle prawa byli dla siebie obcymi ludźmi.

A problem był poważny: skąd wziąć prawie 300 tys. zł? Zawsze można sprzedać mieszkanie i wyprowadzić się do mniejszego, ale konkubent chciał zachować swoją własność i wspomnienia. Sprzedał zabytkowe meble, obrazy i sprzęt. - Jeszcze musieliśmy zrobić sąsiedzką zrzutkę, żeby mu wystarczyło. Udało się - opowiada Adam. I przyznaje, że ta historia nim wstrząsnęła.

Dlatego Adam i Krzysztof jesienią zeszłego roku pojawili się w biurze jednej z polskich kancelarii prawnych. Doradcy, który ich przyjął, opowiedzieli historię sąsiadów i zadali jedno pytanie: "Co zrobić, żeby nie znaleźć się w takiej sytuacji?". Założyć fundację - powiedział prawnik.

Fundacja jest jedną z najskuteczniejszych form ochrony majątku i ustalenia takiej ścieżki dziedziczenia, na której zależy jej twórcom, a nie takiej, jaką przewiduje polskie prawo. Wniesiony do niej majątek jest nietykalny, nawet jeśli fundator czy beneficjent ogłasza bankructwo. - Testament można podważać w sądach, a atak na fundację przypomina natarcie z ołówkiem na zbroję rycerza. Można go dźgnąć, ale co z tego? - tak opisywał skuteczność fundacji w wywiadzie dla "Wyborczej" Krzysztof Kubala, udziałowiec i dyrektor cypryjskiej firmy Taxways, której polski oddział pomagał Pawłowi Piskorskiemu w założeniu spółki w Panamie.

To, że Adam i Krzysztof chcą być rodziną, wspierać się nawzajem, otaczać miłością i opieką, jest wyłącznie kwestią ich wyboru. Ucieczka z oszczędnościami to kwestia braku wyboru - Gazeta Wyborcza.

Dodam to nie pierwszy taki przypadek że wiele par jednopłciowy musi tak prawo żeby chronić swoi partnerów i partnerki, podobnie zrobił Jerzy Waldorf chronić swojego partnera Mieczysława Jankowskiego.

Osoby homoseksualne, mimo przeżytych razem lat, nie miały żadnych wynikających z tego uprawnień. Bał się, że kiedy go zabraknie, Mietek zostanie pozbawiony wszystkiego.

„W tej sytuacji zapisu mojego w akcie notarialnym nie można traktować jako spadku na rzecz Mieczysława Jankowskiego, lecz jako częściową tylko spłatę długu, z tytułu jego należności za pracę w moim domu przez tak długi czas. Na co zwracam uwagę władz podatkowych!” – podsumował wyliczenia. W testamencie było jeszcze post scriptum. Waldorff prosił wykonawców testamentu, by wyjednali u władz Kurii Warszawskiej zgodę na pochowanie go na Powązkach. „Niechaj też wraz ze mną spocznie Mieczysław Jankowski” – napisał.

Oto po co nam związki partnerskie, małżeństwa to nie tylko kawałek papieru, ale zabezpieczenie możemy widywać w szpitalu, pochować, być w trudnych i dobry chwilach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz