wtorek, 17 kwietnia 2012

Gej zgłosił się do konkursu na miss uniwersytetu

Fot. Michał bedner/Agencja Gazeta 
 Gazeta Wyborcza: Tegoroczna Miss Studentek Uniwersytetu Zielonogórskiego mogła być najbardziej nietypową pięknością w dziejach uczelni. Marcel Lelo, zdeklarowany gej, zgłosił się na eliminacje. Zupełnie serio. - Zgłosiłem się do konkursu nie po to, by zdobyć koronę. Chciałem pokazać, że każdy może osiągnąć swoje cele i zostać tym, kim chce - tłumaczy Marcel

Co roku konkurs Miss Studentek Uniwersytetu Zielonogórskiego obfituje w piękności z akademickich ław. Do imprezy dziewczyny szykują się już na parę miesięcy przed startem. Niektóre z nich - nawet parę miesięcy przed zgłoszeniem. W eliminacjach liczy się kilka aspektów. Wygląd, aparycja, intelekt i niezdefiniowane "to coś". Co, jeśli kandydatem jest mężczyzna i to zupełnie serio?

Chłopak od wykręconego nadgarstka

Do tegorocznego konkursu Miss Studentek zgłosił się Marcel Lelo, student pierwszego roku animacji kultury. Marcel od pięciu lat jest zdeklarowanym gejem. Pochodzi z Lubina. Ma blond włosy do ramienia i duże, niebieskie oczy. Na spotkanie z nami przychodzi w wielkiej, hip-hopowej bluzie i szerokich spodniach. Na głowie zawadiacka czapka. Na uczelni wszyscy kojarzą go jako chłopaka "od wykręconego nadgarstka".

Marcel po raz pierwszy pomyślał o sobie jako o geju w drugiej klasie gimnazjum. Chodził do katolickiej szkoły. Początkowo chciał go w sobie zwalczyć, próbował nawiązać bliższy kontakt z dziewczynami. Skończyło się na tym, że dla koleżanek stał się ciuchowym doradcą. Koledzy przestali traktować go poważnie. Jeden z jego najlepszych kumpli wyrzucił go z szatni. Nie chciał się przebierać w towarzystwie geja.

- Nie miałem z kim o tym rozmawiać, więc zacząłem czytać. Poradniki, czasopisma, artykuły w internecie, książki popularno-naukowe. Co rusz natykałem się na teksty w stylu: "homoseksualizm to choroba", "bycie gejem jest obrzydliwe i ohydne". Postanowiłem nie udoskonalać się na siłę. Tak zostałem gejem - opowiada.

Pierwszą osobą, która dowiedziała się o homoseksualizmie chłopaka, była jego mama. Marcel, już licealista, miał dwa miesiące do matury. Nie chciał jednak dłużej czekać. - Nie wiedziałem, do której szkoły i gdzie się dostanę na studia. Wolałem jej to powiedzieć osobiście - dodaje. Wiadomość przyjęła chłodno. "Muszę to przemyśleć" - odparła po długiej ciszy, przerywanej jątrzącym wzrokiem. - I przemyślała, ale i tak miała okres buntu. Krzyczała na mnie, że nie wie, dlaczego ją to spotkało, nachalnie wypytywała, czy jestem pewien swojej orientacji. Do dziś mam wrażenie, że nie do końca wszystko kmini.

Mama Marcela była jedną z niewielu kobiet w jego rodzinie, która choć trochę pogodziła się z homoseksualizmem chłopaka. Z ojcem chłopak prawie w ogóle nie rozmawia. Dziadkowi boi się powiedzieć. Największą tolerancją wykazała się jedynie ponad 80-letnia babcia.

Szpilki kolegi

Marcel ma szafę pełną kolorowych, wzorzystych ubrań. Śmieje się, że jest tak samo otwarta, jak on. Raz przebiera się za emo, raz za skejta, raz za hipstera. W liceum szczególnie upodobał sobie kontrasty. Nie ważne było, czy kurtka ma setki ćwieków, czy spodnie są obcisłe i wściekle zielone. Chciał się rzucać w oczy i czuć dobrze w swojej skórze. Lubińskie ulice nie pozostawiły tego bez echa. Kilka razy dostał porządny łomot. Zaczepiali go dresiarze, wyzywali od ciot. Jak coś odpyskował, dostawał w twarz albo w brzuch. Ludzie nie przepuszczą tak łatwo. W ciągu dnia popychają, plują. Dlatego dziś Marcel woli dopasować swój ubiór do rozmówcy.

- Gdy idę na spotkanie, najpierw rozmawiam ze znajomymi i pytam o to, kto ma się pojawić. Z czystego szacunku. Wolę wiedzieć, czy mogę się bezpośrednio ujawnić, czy lepiej powściągać swoje zachowania - opowiada.

Uniwersytet zna Marcela ze strojów przywołujących na myśl Lady Gagę. Chłopak nie stroni od powłóczystych rękawów, wysokich kapturów czy wysokich butów. - W szpilkach chodzę lepiej niż niejedna dziewczyna w tipsach. Najlepiej chodziło mi się w szpilkach kolegi...

- Kolegi...?

- Tak, kolegi. Jest crossdresserem [osobą, która przebiera się w ubrania odmiennej płci nie dla zaspokojenia potrzeb seksualnych - red.]. Byliśmy razem na imprezie, a on miał wysokie, czarne szpilki. Były piękne. Nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności - śmieje się Marcel.

Środowisko uczelniane okazało się o wiele bardziej tolerancyjne niż lubińskie zakątki. Nikt nie zwraca mu tu uwagi. Choć mieszka w akademiku, ani razu nie spotkał się z alienacją czy wyzwiskami. Ani razu nikt nie spuścił mu łomotu.

- Sam na siebie mówię ciota, pedał czy panienka. Nie czuję się ani trochę skrzywdzony przez los, jak głosi stereotyp geja. Wiem z czym muszę się zmierzyć. Chciałbym, żeby inni członkowie LGBT (środowiska lesbijek, gejów, biseksualistów i transeksualistów) też byli odważni. Bo na uczelni ich nie brakuje - dopowiada.

Facet w miss? To są jakieś jaja

Gdy portal Uzetka.pl ogłosił eliminacje do konkursu Miss Studentek Uniwersytetu Zielonogórskiego, nie wahał się ani chwili. Zrobił zdjęcia, solidnie przygotował i przyszedł na casting. Zaakceptował wszystkie punkty regulaminu. Nawet te, w których wymieniane są stroje przyszłych kandydatek, m.in. sukienki i stroje kąpielowe.

- Zgłosiłem się do konkursu nie po to, by zdobyć koronę. Chciałem pokazać, że każdy może osiągnąć swoje cele i zostać tym, kim chce. Mam w sobie dużo pierwiastków kobiecych. Jestem wrażliwy, lubię estetyzm, nie boję się obiektywnie opiniować. Byłbym idealnym kandydatem na przyszłą miss - zapewnia.

Jury długo głowiło się, co zrobić z nietypowym miss. Wreszcie zdecydowało nie przyjąć go do ścisłej szesnastki.

- Wiem, że byłaby to dość kontrowersyjna decyzja. Wiele osób pomyślałoby pewnie: "to są jakieś jaja". Inni, że niszczę konkurs albo zabieram miejsce utalentowanym, pięknym dziewczynom. Nie mam jednak za złe sędziom, że mnie nie przyjęli. W pełni rozumiem, że to zwyczajnie trudne i szokujące - komentuje.

- Nie boisz się opinii chłopaka, który robi wszystko wedle zasady: "niech mówią, byleby mówić"?

- Skąd. Chciałbym z całego serca, żeby po moim przejściu po wybiegu ktoś pomyślał: "skoro on nie boi się ludzkich opinii, to może mi też się uda" i wreszcie wyszedł z szafy. Lepsze to niż skórka pseudoheteryka - broni się Marcel.

Chłopak na przyszłość planuje wyjechać do większego miasta. Grać w musicalach, śpiewać, a przede wszystkim - działać w Lambdzie, jednym ze stowarzyszeń burzących nienawiść do homoseksualistów. Na UZ-ecie planuje jeszcze kilka akcji. - Z pewnością będzie o mnie głośno - zapewnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz