Tygodnik Przekrój: Benedykt XVI mówi „nie” małżeństwom jednopłciowym. A w USA to katoliccy politycy prowadzą skuteczną walkę o ich legalizację, odwołując się właśnie do zasad moralnych swojej religii
Dziś małżeństwa jednopłciowe są ważne w siedmiu stanach i Waszyngtonie. Wiele wskazuje, że w tym roku dołączą co najmniej trzy nowe. Co zaskakujące, wśród polityków zmierzających do legalizacji takich związków dominują katolicy.
Pierwsze legalizacje małżeństw jednopłciowych w USA nastąpiły na drodze orzeczeń stanowych sądów najwyższych, które uznawały zgodnie, że nie ma żadnych naukowych badań, które by potwierdzały zarzuty pod ich adresem. A zatem odmawiając legalizacji ślubów jednopłciowych, stany bezpodstawnie dyskryminują pewną grupę społeczną, to zaś narusza zasadę równego traktowania. W innych stanach ustawy przegłosowywały parlamenty. Prawdziwa batalia rozegrała się jednak w stanie Nowy Jork.
W samym mieście żyje spora grupa wykształconych, zamożnych i wpływowych gejów, od lat zabiegających o prawne uregulowanie związków jednopłciowych. I choć od dawna większość mieszkańców stanu była tej idei przychylna, tamtejsi republikanie skutecznie blokowali głosowanie nad ustawą. Gdy w 2009 r. ówczesny gubernator wymusił wreszcie głosowanie, zabrakło wymaganej większości. I choć zwolennicy małżeństw jednopłciowych wygłaszali bardzo elokwentne przemowy w Senacie – konserwatyści wspierani przez Kościół katolicki wstawali, cedzili przez zęby „nie" i siadali. „Nie, bo nie" wystarczyło. Ale tylko do czasu.
Parada radości
Wszystko zmieniło się w 2010 r. Nowy gubernator, demokrata Andrew Cuomo, w kampanii ogłosił, że zrobi wszystko, by takie małżeństwa wreszcie wprowadzić. Gdy objął urząd, słowa dotrzymał – zabiegał o niezbędne głosy wśród republikanów, w czym pomagał mu republikański burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg. W czerwcu zeszłego roku stan Nowy Jork zalegalizował wreszcie śluby homoseksualne. O tym, jak bardzo popularna była ta decyzja, przekonałem się osobiście, gdy 25 czerwca razem ze swoimi parafianami i tysiącami innych szedłem w gigantycznym radosnym pochodzie z tej okazji Piątą Aleją. Oprócz przedstawicieli mojego Kościoła maszerowali reformowani i konserwatywni żydzi, prezbiterianie, anglikanie, baptyści, unitarianie, metodyści, a nawet świeckie grupki katolików. Obserwowało nas i wiwatowało ponad 2 mln osób. Gdy burmistrz Bloomberg i gubernator Cuomo pojawili się na pochodzie, aplauz, jaki dostali, był dosłownie ogłuszający.
Co ciekawe, Andrew Cuomo jest politykiem niekryjącym swoich związków z katolicyzmem. Zdobywał wykształcenie na katolickich uczelniach. Jego żoną była przedstawicielka rodziny Kennedych, a więc katolickiej arystokracji USA. Ale wielokrotnie powtarzał, że jako gubernator w świeckim stanie nie może narzucać nauczania moralnego swojej wspólnoty religijnej innym. A zwłaszcza nauczania, z którym zupełnie się nie zgadza.
Stanowego senatora Jamesa Alesiego (republikanina) do głosowania „za" przekonała jego matka, praktykująca katoliczka. – Zagłosuj „za" – miała mu powiedzieć przed swoją śmiercią. – Stań po stronie sprawiedliwości i zrób to, co sprawiedliwe!
Inny republikanin i katolik Mark Grisanti akurat z nauczaniem swojego Kościoła się zgadzał, ale zagłosował „za", bo – jak powiedział – skoro Kościołom dano gwarancje prawne, żeby nikt ich do takich ceremonii nie zmuszał, to nie ma powodu, by odmawiać świeckich cywilnych ślubów parom jednopłciowym: „To kwestia równego traktowania".
Zarówno Cuomo, jak i Alesi oraz Gristanti doskonale też wyczuli nastroje wśród amerykańskiego społeczeństwa. W tym roku liczba Amerykanów, którzy popierają małżeństwa jednopłciowe, przekroczyła magiczne 50 proc. Co ciekawe, katolicy stanowią grupę najbardziej im sprzyjającą – ponad 60 proc. Więcej poparcia geje i lesbijki mają już tylko wśród reformowanych żydów! Wśród katolików poniżej 30. roku życia „za" małżeństwami opowiada się już prawie trzy czwarte.
Biskupi w obronie związków partnerskich
W tym roku kolejną batalię otworzyła gubernator stanu Waszyngton Christine Gregoire. W bardzo emocjonalnym wystąpieniu powiedziała, że z tą kwestią zmagała się przez wiele lat, gdyż jest wierzącą i praktykującą katoliczką. Jednak teraz doszła do wniosku, że używanie argumentów religijnych do dyskryminacji pewnej grupy społecznej jest w świeckim państwie niedopuszczalne.
Podkreśliła też, co bardzo znamienne, że na zmianę jej zdania wpłynęły także rozmowy z własnymi dziećmi, które namawiały ją do zagłosowania „za". Skoro Kościoły i związki wyznaniowe otrzymają stosowne gwarancje prawne, nie ma powodu, by dalej dyskryminować obywateli GLBTQ w jej stanie. Dzięki jej postawie obie izby stanowego parlamentu przegłosowały stosowną ustawę, a gubernator Gregoire podpisała ją w obecności kamer. Jeśli przeciwnicy nowego prawa nie wymuszą referendum, pary jednopłciowe będą mogły zawierać małżeństwa już w czerwcu. Co znamienne, sporą grupę polityków, którzy zagłosowali „za", stanowią katolicy: zarówno demokraci, jak i republikanie.
Jeszcze ciekawiej jest w stanach New Jersey i Maryland. W New Jersey gubernatorem jest republikanin i katolik Chris Christie, który po uchwaleniu ustawy o małżeństwach jednopłciowych szybko ją zawetował. Jednak w ostatniej chwili zrobił woltę i zaproponował referendum w tej sprawie. Większość mieszkańców stanu New Jersey małżeństwa jednopłciowe i tak poprze, ale Christie liczy, że w ten sposób uniknie odium homofoba i zachowa twarz. A to mogłoby mu w przyszłości zaszkodzić – marzy bowiem o wiceprezydenturze. Sytuacja w stanie jest taka, że nawet do katolickich biskupów dotarło, iż muszą zmienić strategię i język, bo ich argumenty nikogo już nie przekonują. Zamiast straszyć małżeństwami gejowskimi, zaczęli podkreślać, że istniejące w stanie związki cywilne w zupełności wystarczą i są wręcz wyśmienite. Jest to o tyle znamienne, że wcześniej je zawzięcie krytykowali.
Dyskryminacja nieuzasadniona
Zacięta debata odbyła się także w stanie Maryland. Założony w XVII w. jako schronienie dla angielskich katolików stan ten prawie zalegalizował małżeństwa jednopłciowe w 2011 r. Wtedy ustawa jednak ugrzęzła w komisji. W tym roku gubernator Martin O'Malley, wierzący i praktykujący katolik, zapowiedział, że tak jak Andrew Cuomo ustawę przepchnie przez parlament. Biskupi i wspierający ich czarni pastorzy prowadzili zawziętą walkę w obronie status quo, ale w lutym tego roku ustawa większością jednego głosu przeszła przez stanową niższą izbę parlamentu. Co ciekawe, decydujący głos oddała wierząca i praktykująca katoliczka, która powiedziała, że jest osobiście przeciwna takim małżeństwom, biorąc jednak pod uwagę gwarancje dla Kościołów, nie może swoimi wierzeniami uzasadniać dyskryminacji współobywateli. Po uchwaleniu tej ustawy przez senat gubernator O'Malley zapowiedział, że podpisze tę ustawę jak najszybciej.
Oczywiście nie wszyscy katoliccy politycy są tak progresywni. O nominację na prezydenta stara się ultrakonserwatywny katolik Rick Santorum, który – jak drwił popularny program telewizyjny „SNL" – tak bardzo nienawidzi gejów, że nawet ubiera się fatalnie. Nawrócony na katolicyzm Newt Gingrich też stoi na straży tradycyjnej definicji małżeństwa – choć jego wiarygodność podważa fakt, że wielokrotnie zdradzał swoje kolejne żony, a w najbardziej stabilnym związku w jego rodzinie jest lesbijka.
Jak widać, w USA pojawia się coraz większa grupa polityków, którzy zdają sobie sprawę z tego, że żaden z argumentów „przeciw" małżeństwom jednopłciowym nie ma uzasadnienia: ani naukowego, ani moralnego, ani prawnego.Pozostały już tylko uprzedzenia i bigoteria, które coraz trudniej uzasadnić przed wyborcami.
Kazimierz Bem jest pastorem ewangelicko-reformowanym (UCC) w USA, publicystą protestanckim i współpracownikiem Instytutu Obywatelskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz