środa, 5 stycznia 2011

Praca Davida Wojnarowicza ''A Fire in My Belly''

Państwowa galeria w obawie, że rząd obniży jej budżet pod naciskiem katolickich działaczy, usunęła z wystawy kontrowersyjną pracę. Zaprotestowali prywatni sponsorzy. Jeśli praca nie wróci na swoje miejsce - to oni cofną dotacje na wystawy czasowe

Na początku grudnia dyrektor National Portrait Gallery w Waszyngtonie Martin E. Sullivan zdjął z wystawy 'Hide/Seek: Difference and Desire in American Portraiture' wideo Davida Wojnarowicza 'A Fire in My Belly'. Był to wynik nacisków przewodniczącego Ligi Katolickiej Billa Donahue, który powiedział, że 'ta praca obraża chrześcijan'.

David Wojnarowicz jako jeden z pierwszych wprowadził do sztuki problematykę AIDS, sam zmarł na tę chorobę w 1992 r. Praca, która wzbudziła oburzenie katolickiego działacza, to wideo, które ukazuje m.in. krucyfiks, po którym wędruje gromada mrówek. Donahue uznał ten obraz za 'mowę nienawiści'. Zaraz potem odezwali się przedstawiciele Kongresu, deputowani z partii republikańskiej, m.in. Eric Cantor ze stanu Virginia, który nazwał wystawienie tej pracy 'wielkim nadużyciem pieniędzy podatników' i 'oczywistą próbą obrażenia chrześcijan podczas świąt'.

National Portrait Gallery to część słynnej placówki naukowej Smithsonian Institution utrzymywanej z budżetu federalnego. Dlatego Donahue mógł wezwać rząd, by 'zmniejszył finansowanie dla Smithsonian'. Przypomina to sytuację sprzed lat dwudziestu, kiedy pod naciskiem konserwatywnych polityków odwołano wystawę Roberta Mapplethorpe'a w Corcoran Gallery w Waszyngtonie. A następnie wytoczono proces dyrektorowi Muzeum w Cincinnati, który odważył się zorganizować wystawę tego artysty eksponującego w sztuce wątki gejowskie. Dyrektor proces wygrał, ale debata w Kongresie i nacisk konserwatywnych deputowanych spowodował, że środki publiczne na sztukę współczesną zostały poważnie ograniczone. Błyskawiczna reakcja dyrektora National Portrait Gallery na atak katolickiego działacza może wynikać z tamtych doświadczeń.

Mapplethorpe jest obecnie jednym z bohaterów wystawy 'Hide/Seek' obok m.in. Warhola, Thomasa Eakinsa, Annie Leibovitz, Wojnarowicza i setki innych amerykańskich artystów od XIX wieku do dzisiaj. To pierwsza duża wystawa w amerykańskim muzeum poświęcona problemowi reprezentacji homoseksualizmu w sztuce.

Dyrektor Martin E. Sullivan, zdejmując pracę Wojnarowicza z wystawy, starał się jej jednocześnie bronić, tłumacząc, że nie miała być obrazą chrześcijaństwa, tylko próbą wyrażenia cierpienia chorego na AIDS człowieka. Świadomość autocenzury nie uchroniła go jednak przed krytyką. Zareagowała prasa artystyczna, potępiło go amerykańskie Stowarzyszenie Dyrektorów Muzeów (AAMD), zaś praca 'A Fire in My Belly' natychmiast znalazła się w lobby New Museum w Nowym Jorku prowadzonego przez prywatną fundację.

Dyrektor wśród setek e-maili otrzymał także protest od polskich historyków sztuki Tomka Kitlińskiego z UMSC w Lublinie i Pawła Leszkowicza z UAM w Poznaniu (kurator wystawy 'Ars Homo Erotica'). 'Potępiamy ten akt cenzury - napisali w liście do Sullivana - jesteśmy zmuszeni wyrazić naszą niezgodę na ustępstwa wobec fobii i uprzedzeń. Nawet w komunistycznej Polsce muzea zachowały niezależność, a wolność była udziałem tegorocznej wystawy Ars Homo Erotica w Muzeum Narodowym w Warszawie'. Polacy ujawniają, że w czasie trwania wystawy dyrektor Muzeum Piotr Piotrowski spotkał się z naciskiem Episkopatu, by usunąć jedną z prac (instalację Aleksandry Polisiewicz). Nie poddał się tym naciskom. Choć nie znaczy to, że w Polsce nie zdarzają się akty autocenzury.

Dyrektor National Gallery odpisał Polakom zdawkowo, że na wystawie pozostały jeszcze dwie inne prace Wojnarowicza.

Na tym jednak się nie skończy. Deputowani zapowiadają rozpoczęcie w Kongresie rewizji finansowania publicznych instytucji sztuki. Może być to doskonały sposób by uderzyć - teraz na poziomie polityki kulturalnej - w powszechnie dziś krytykowany rząd Obamy.

Ale sprawa finansowania Smithsonian nie jest taka prosta. Owszem, National Portrait Galllery jest instytucją państwową i żyje z rocznej dotacji (6 mln dol.), jednak już wystawy czasowe są finansowane przez sponsorów. Np. aż 100 tys. dol. zostało przekazane na wystawę 'Hide/Seek' z fundacji Andy'ego Warhola. I teraz ta właśnie fundacja oświadczyła, że jeśli wideo Wojnarowicza nie wróci do muzeum, to ona wycofuje finansowanie Smithsonian. Nie chodzi tylko o jedną wystawę. Fundacja w ciągu ostatnich trzech lat przekazała na rzecz placówki niebagatelną kwotę 375 tys. dol.

Jak widać, argument finansowy jest także w rękach innych graczy, nie tylko państwa. Teraz ruch nie należy już do dyrektora. Nawet jeśli przywróci pracę Wojnarowicza, problem pozostanie. Czy w kraju słynącym z wolności naprawdę tak łatwo zagrozić wolności artystycznej? I to jeszcze w państwowej instytucji? A czy publiczne sumienie uspokaja to, że wolność można kupić, kiedy ma się prywatne środki?

USA to przypadek szczególny, bo tam w sprawie kultury i sztuki wyjątkowo mało ma do powiedzenia państwo, wyznaje się politykę, że za prywatne pieniądze można robić wszystko, ale już do sztuki finansowanej za publiczne pieniądze może się wtrącić właściwie każdy.

Jednak na straży wolności sztuki stoi tam coś więcej niż pieniądze mianowicie Pierwsza Poprawka do Konstytucji gwarantująca wolność słowa i ekspresji artystycznej. To ona pomogła wygrać proces dyrektorowi w Cincinnati i ona nakazała burmistrzowi Nowego Jorku Giulianiemu oddać pieniądze Brooklyn Museum, kiedy ukarał tę placówkę ucięciem dotacji za kontrowersyjną jego zdaniem wystawę 'Sensation'.

Ciekawe, w którym kierunku potoczy się sprawa Wojnarowicza.

My, obserwatorzy wydarzeń wokół Doroty Nieznalskiej, powinniśmy wstrzymać oddech.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Oto jego praca, którą usunęli (sceny mogą urazić oraz dla pełnoletnich):

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz