Modeli rodzin jest nieskończenie wiele, ale w Polsce od stu lat przyzwyczailiśmy się kurczowo trzymać wiary (bo nie jest to naukowe twierdzenie), że najlepsze dla dzieciątka jest, gdy wychowują go dwie osoby i do tego heteroseksualne. Inność przeraża i ten fakt nie zmiania się od lat. Wyobrażam sobie, że gdybym urodziła się sto lat temu, na podwórku wołano by na mnie „bękart“, gdyż moi rodzice nigdy ślubu nie wzięli.
Legalizacja związków partnerskich dla wielu ludzi nie jest zwykłym efektem zmian społecznych, tylko rewolucją moralną na miarę rezygnacji z małżeństw przymusowych. Jeszcze nie tak dawno para młoda była kojarzona przez bliskich i panna czy pan młody musieli wyjść za kogoś, kogo wskazała rodzinka. Zwykły biznes. Trzeba było wżenić się w plantację kawy albo ziemię żonusi. Panienka, które wybierała się za mąż wbrew woli tatusia, była wyklęta, trędowata. Dziś nikt już o takich breweriach nie pamięta. Teraz to gej pragnący wyjść za geja jest wyklętą panienką.
Tymczasem wszyscy ci, którzy gejom i lesbijkom pragną uprzykrzać życie i zabraniać dostępu do wszystkich praw, powinni pomyśleć o tym, że małżeństwo i rodzicielstwo obfituje w trudy i problemy. Statystyki rozwodowe wśród heteryków wciąż rosną! Małżeństwa gejów oznaczają zatem rozwody gejów. Starzejący się mężaty gej będzie opuszczany przez męża dla młodszego kochanka. Płacz, sceny zazdrości.
Powstaną gejowskie trójkąty małżeńskie—wszak małżeństwa heteryków pełne są zdradzanych żon I mężów. Nie tylko królowie czy prezydenci Francji miewali legalne kochanki. I tu w Polsce zapewne setki małżeństw funkcjonuje wspaniale, gdyż żony przymykają oko na mężowskie skoki w bok, delegacje, weekendy lub po prostu akceptują tzw. białe małżeństwo i już. Mąż co prawda miewa kochanki, ale jest dobrym przyjacielem i wspaniałym tatuśkiem. Niedługo lesbijki będą w sądzie kłócić się o alimenty na adoptowane dzieciątko. Wdowiec gej po śmierci męża odpieczętuje testament, a tam może przeczytać, że mąż zapisał wszystko na malutką wiejską parafię (hi,hi,hi) lub jakąś fundację zajmującą się ratowaniem kotów.
Legalizacja związków gejowskich oznacza, że geje nie tylko będą się rozwodzić, ale też będą znosić trudy monogamicznych związków. Po piętnastu latach małżeństwa mąż będzie spoglądał na męża, widział zwisający brzuszek, kłopoty z małżeńskim seksem, erekcją i cellulit na gejowsich udach partnera. Adoptowana kruszynka będzie po nocach budzić męża geja, który będzie musiał wstawać i karmić z butelki na żądanie.
Przeciwnicy legalizacji gejowskich związków powinni zatem pocieszyć się, że małżeństwo to nie tylko przywilej i wesołe bara bara, ale obowiązek bycia partnerem na dobre i na złe. Kraj zaludnią rozwiedzeni geje z podkrążonymi oczymi, niedospani, porzuceni. Lesbijskie stare panny albo lesbijskie rozwódki po przejściach. Skoro wielu z nas życzy gejom źle, można pocieszać się wizją, że legalizacja związków gejowskich sprawi, iż będą oni wreszcie cierpieć tak samo, jak miliony rozwiedzionych heteryków. Rozwiedziony gej będzie łatwiejszy do zaakceptowania niż gej singiel, który w tej chwili przeraża tylu „normalnych“ Polaków…
Możliwość dziedziczenia, wspólnego opodatkowania, odmowy składania zeznań przeciwko partnerowi - takie rozwiązania przewiduje projekt ustawy o umowie związku partnerskiego, który sejmowe komisje skierowały w środę do dalszych prac w podkomisji nadzwyczajnej.
Możliwość zawarcia umowy związku partnerskiego, w której dwie osoby żyjące razem - heteroseksualne lub homoseksualne - określą wzajemne zobowiązania o charakterze majątkowym lub osobistym w celu organizacji wspólnego życia, wprowadza projekt ustawy, który w środę przedstawiono posłom z sejmowych komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka oraz Polityki Społecznej i Rodziny.
Jak mówił w imieniu wnioskodawców Ryszard Kalisz (SLD), projekt został przygotowany przez organizacje pozarządowe zrzeszone w tzw. grupie inicjatywnej i jest projektem obywatelskim przejętym przez posłów SLD.
Wiceminister sprawiedliwości Zbigniew Wrona poinformował, że rząd nie przygotował jeszcze opinii do projektu, zaznaczył jednak, że dotyczy on ważnych zagadnień, które nie mają jeszcze odniesienia w polskim prawie, a powinny być uregulowane. Opowiedział się za dalszymi pracami nad projektem, deklarując współpracę.
Projekt podzielił posłów z komisji. Zgłoszono wniosek o skierowanie go do podkomisji, a także - odrzucenie w pierwszym czytaniu.
Andrzej Czuma (PO) przekonywał, że już teraz są instrumenty prawne, które osobom żyjącym w związkach niebędących małżeństwami umożliwiają uregulowanie pewnych spraw. Także Iwona Arent (PiS) podkreślała, że na gruncie obecnie obowiązującego prawa nie ma z tym problemu. 'Wystarczy się tym zainteresować i pójść do dobrego prawnika' - mówiła.
Zbysław Owczarski (PJN) sugerował, że projekt może być niezgodny z art. 18 konstytucji, który mówi, że 'małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej'. Jerzy Kozdroń (PO) przekonywał, że wprowadzając związek alternatywny dla małżeństwa można 'rozsadzić cały system prawny'.
Teresa Wargocka (PiS) ostrzegała, że kolejnym krokiem po uchwaleniu ustawy o związkach partnerskich będzie zezwolenie na adopcję dzieci przez pary homoseksualne. Jej zdaniem projekt nie służy umacnianiu więzi rodzinnych, skoro tego typu związek będzie można rozwiązać na podstawie oświadczenia jednej ze stron. Marzena Wróbel (PiS) uznała projekt za 'haniebny i szkodliwy', jej zdaniem powinien on nazywać się 'o promowaniu homoseksualizmu albo pseudorodziny'. Wielu posłów sugerowało, że projekt tylko pozornie dotyczy par hetero- i homoseksualnych, a w istocie skierowany jest przede wszystkim do par jednopłciowych.
'Powiedzmy sobie jasno, ustawa będzie dotyczyć głownie par homoseksualnych, ale co z tego? Dlaczego mamy uniemożliwiać homoseksualistom legalizację związku? Przecież łączy ich to, co najpiękniejsze - miłość' - przekonywał Marian Filar (niez.).
Iwona Guzowska (PO) mówiła, że konstytucja gwarantuje godność każdemu obywatelowi, bez względu na orientację seksualną. 'Jeśli odrzucimy ten projekt, nie zmienimy rzeczywistości, tysiące ludzi nadal będą żyć w takich związkach, bez pełni praw, choć pracują i płacą podatki' - apelowała.
Kalisz przekonywał, że 14 lat po uchwaleniu konstytucji jej zapisy powinny dotyczyć wszystkich obywateli i każdemu gwarantować prawo do normalnego życia.
Robert Biedroń z Kampanii Przeciwko Homofobii przekonywał, że obecnie - wbrew temu, co sugerowała część posłów - nie ma możliwości, by osoby żyjące w związku partnerskim mogły załatwić szereg spraw inaczej niż w sposób, jaki proponuje projekt. 'Od 9 lat żyję w trwałym, monogamicznym związku, ale nie mogę się rozliczyć wspólnie z partnerem, nie mogłem też decydować o jego zdrowiu, gdy trafił do szpitala' - mówił, zachęcając posłów do poparcia projektu.
Posłowie skierowali projekt do podkomisji. Arent zadeklarowała, że jej klub nie będzie brał udziału w jej pracach.
W myśl projektu umowy o związku partnerskim nie mogłyby zawrzeć osoby niepełnoletnie, krewni, osoby pozostające w związku małżeńskim lub innym zawiązku partnerskim. Umowa zawierana byłaby pisemnie, z podpisami poświadczonymi notarialnie, a następnie rejestrowana w urzędzie stanu cywilnego. Zawarcie umowy nie skutkowałoby zmianą stanu cywilnego, ale dawałoby możliwość przejęcia nazwiska partnera. Umowa wygasałaby z chwilą śmierci partnera, a rozwiązana mogłaby być na mocy wspólnego pisemnego oświadczenia, a także po upłynięciu sześciu miesięcy od złożenia przez jedną ze stron wypowiedzenia umowy. Rozwiązanie, podobnie jak zawarcie umowy, byłoby rejestrowane w USC.
Projekt zakłada, że po upływie roku od rejestracji umowy partnerzy mogliby m.in. dziedziczyć po sobie (zaliczeni byliby do pierwszej grupy spadkowej), mieliby prawo do pochówku partnera, wspólnego rozliczania dochodów, urlopu opiekuńczego w celu opiekowania się chorym partnerem, ubiegania się o rentę rodzinna po zmarłym, a także odmowy zeznań przeciwko partnerowi.
Pierwsze czytanie projektu podczas wspólnego posiedzenia sejmowych komisji: Polityki Społecznej i Rodziny oraz Sprawiedliwości i Praw Człowieka trwało półtorej godziny. Przewodniczący Ryszard Kalisz (SLD) przedstawił główne założenia projektu: możliwość zawierania związków dla osób zarówno przeciwnej, jak i tej samej płci. Projekt przewiduje także prawo do wspólnoty majątkowej, wspólne opodatkowanie i dziedziczenie po zmarłym partnerze.
Z przebiegu obrad widać było, że wyraźnie przeciw są posłowie PiS, za SLD. Natomiast wśród parlamentarzystów PO zdania są różne. Poseł PO, Andrzej Czuma już na wstępie zaznaczył, że nie widzi powodów, żeby tym projektem się zajmować: - Małżeństwo to forma mocno w polskim prawie ugruntowana i nie ma potrzeby jakichkolwiek zmian w tym aspekcie - mówił. Podobnie sprawę skwitowała posłanka PiS Iwona Arent. - Projekt nie jest godny uwagi, co więcej jest szkodliwy społecznie, bo podważa fundamentalne funkcje rodziny.
Pytania i uwagi zgłosił także nowy nabytek PO, poseł Jan Filip Libicki (kiedyś PiS, potem Polska Plus i PJN): - Dlaczego nie powiedzą państwo wprost, w otwartej przyłbicy, że chodzi o możliwość zalegalizowania związków homoseksualnych? A co złego jest w konkubinacie? Rozmawiam z ludźmi, którzy twierdzą, że nie wchodzą w związek małżeński, bo to za dużo formalności, a przecież w tym projekcie jest ich więcej!
Posłanka PO, Iwona Guzowska: - Homofobia nie powinna odbierać nam zdrowego rozsądku. Przyjmijmy wreszcie do wiadomości, że ci ludzie też płacą podatki, pracują, są Polkami, Polakami i nie powinniśmy im tego prawa do bycia razem w legalnym związku zabraniać.
Anna Bańkowska, SLD: - Nie mamy prawa decydować o innych, nie możemy cały czas zamykać oczu na rzeczywistość. Homoseksualizm to nie choroba i czas się z tym wreszcie pogodzić - dodała.
Poseł Węgrzyn chce zalegalizować 'trójkąciki'
Poseł PO, Jerzy Kozdroń: - A jak będę chciał sobie zalegalizować pięć takich związków jak będę miał wzięcie, to co? Kto mi zabroni wedle tego projektu? Rozumiem, że będę mógł, tak? - pytał.
Na sali zapanowało lekkie rozbawienie. Siedzący w ostatnich rzędach, poseł Robert Węgrzyn (wyrzucony z PO za żarty o lesbijkach) ściszonym głosem rzucił: - Ja jestem za tym, żeby zalegalizować trójkąciki. Odpowiedział mu na to poseł Libicki: - Uważaj Robert, bo jeszcze ci to przegłosują.
Panowie i kilka osób siedzących z tyłu sali wybuchło gromkim śmiechem.
Za wygraną nie dała też posłanka PiS, Iwona Arent: - Wyobraźmy sobie trzy wyspy. Na jednej umieścimy dwie kobiety, na drugiej dwóch mężczyzn, na trzeciej kobietę i mężczyznę. I pojedziemy tam za 100 lat i sprawdzimy, gdzie przetrwało życie. To oczywiste - odpowiada, bo natura to kobieta i mężczyzna.
Posłanka PiS, Marzena Wróbel: - Wiele zostało już na ten temat powiedziane, ale muszę dodać coś od siebie. To projekt skandaliczny, haniebny, szkodliwy prawnie i moralnie. I dziwię się, że PO w swojej obłudzie aprobuje ten projekt. Ta ustawa uderza w porządek moralny, społeczny, konstytucyjny i w prawa człowieka. Ten projekt powinien się nazywać pseudomałżeństwem albo promowaniem pseudorodziny.
Posłowie z końca sali przerzucają się półszeptem pomysłami: - A może wprowadzimy przepis, żeby u notariusza sprawdzać, kto jest chłopcem, a kto dziewczynką? Siedzący obok siebie mężczyźni wybuchają śmiechem.
- Taki rentgen na przykład? - pyta jeden z parlamentarzystów. - No chyba tak, bo przecież do majtek nie będziemy im zaglądać. To dopiero byłoby łamanie praw człowieka.
'Trzeba się z tym pogodzić, to właśnie jest natura'
Robert Biedroń, szef Kampanii Przeciw Homofobii, był jednym z gości zaproszonych na posiedzenie komisji: - Cały czas czekam na ten projekt - mówił. - Żyję w takim związku dziewięć lat (posłanka PiS Iwona Arent z sali: 'no to brawo, brawo'). Ale to jest związek, który w obliczu polskiego prawa jest niewidoczny. To nie jest kwestia moralności, chciałbym, żebyśmy rozmawiali o prawie. Bo to nie jest problem marginalny, dotyczy około dwóch milionów osób w Polsce.
I zwrócił się do posłanki Arent: - Pani poseł, poznaliśmy się kilka lat temu. Pochodzimy z Olsztyna, mamy wspólnych znajomych, także homoseksualistów i pani o tym wie. Homoseksualiści są także w Prawie i Sprawiedliwości, wiemy o tym, prawda? Ale nie mieli odwagi, żeby tutaj być, bo byliby narażeni na słuchanie takich wypowiedzi.
Przy stole jeden z posłów siedzących kilka krzeseł od posła Libickiego rzucił ucieszony: - O, Filip, dobrze, że się stamtąd wypisałeś. Libicki z uśmiechem: - Nie ma co.
Ryszard Kalisz apelował: - Zwracam się teraz do przeciwników tego projektu. Mówię zwłaszcza do pani poseł Arent. Trzeba się z tym pogodzić, to właśnie jest natura, oni się tacy rodzą. Musimy, powinniśmy dać im żyć tak jak chcą. To nasz obowiązek.
PiS rezygnuje z dalszych prac
Posłowie w głosowaniu zdecydowali, że projekt trafi do dalszych prac w podkomisji nadzwyczajnej. Za było 29 osób, przeciw 10, wstrzymało się 3. Decyzja oburzyła posłów PiS. - W takim razie rezygnujemy z posiedzeń podkomisji - mówiła posłanka Arent. - Nie będziemy uczestniczyć w żadnym jej posiedzeniu.
Komisja powinna teraz pracować nad projektem, a w efekcie przekazać go do Sejmu. Z wypowiedzi posłów wynika jednak, że prace nie skończą się w tej kadencji Sejmu i projekt trafi do kosza.