W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie.
Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić”.
Mt 11,25-27
Tygodnika POLITYKA: "Typowy amerykański protestant w oczach Polaka musi być jak Bush albo Palin. Musi więc sprzeciwiać się aborcji, negować ewolucjonizm Darwina, potępiać gejów i kochać broń. Do tego obrazu nie pasuje jednak nowy prezydent USA, który też jest protestantem – wyznawcą Zjednoczonego Kościoła Chrystusa.
Biała, strzelista wieża First Church of Christ w New Haven góruje nad miastem i starym kampusem Uniwersytetu Yale. W środku surowego kościoła uwagę przykuwa kolorowy witraż od Tiffany’ego, przedstawiający Johna Davenporta, purytańskiego pastora i założyciela miasta. Wielebny w prawym ręku trzyma Biblię, a lewą unosi ku górze, wskazując palcem ku niebu. W tym obrazie kryją się symboliczne wartości, które doprowadziły pierwszych surowych protestanckich osadników do sukcesu: praca, Biblia i Bóg.
Ale dziś kościół w New Haven żyje zupełnie czym innym. Po raz pierwszy w historii na ślubnym kobiercu stanęli tutaj dwaj mężczyźni, a ceremonię poprowadziła pastorka Sandra Olsen. Czy nie sądzi ona, że wielebny Davenport przewraca się w grobie, patrząc, jak jego Kościół odczytuje dziś Boże przykazania? – Nie ma nic dziwnego w tym, że kobiety zostają pastorkami ani że błogosławimy małżeństwa gejowskie – wyjaśnia Olsen. – Ciągła reforma, postęp i krytyczne patrzenie na siebie samych jest wpisane w istotę naszego wyznania.
O Zjednoczonym Kościele Chrystusa (UCC – patrz ramka), do którego należy pastorka Olsen, cały świat dowiedział się, gdy wyszło na jaw, że jego członkiem jest także Barack Obama. Jednak droga do przekroczenia przez obecnego prezydenta USA progów tego Kościoła była kręta. Urodził się jako syn niewierzącego muzułmanina z Kenii (stąd imię Hussein) i niewierzącej białej Amerykanki. Gdy miał trzy lata, rodzice rozwiedli się, a matka później wyszła za mąż za obojętnego religijnie muzułmanina z Indonezji. Młody Barack mieszkał z matką i ojczymem przez kilka lat w Indonezji, gdzie uczęszczał najpierw do katolickiej, a później świeckiej szkoły.
Co przyciągnęło go do UCC? Jeszcze przed rozpoczęciem kampanii prezydenckiej, na synodzie Kościoła w Hatford, Obama podkreślał, jak ważne dla jego rozwoju duchowego było chrześcijańskie świadectwo UCC: zaangażowanie chicagowskiej parafii prowadzonej przez wielebnego Jeremiego Wrighta na rzecz pojednania, sprawiedliwości społecznej i pokoju; te wartości ostatecznie przyczyniły się do nawrócenia Obamy i przyjęcia przez niego chrztu.
Jednak w czasie kampanii okazało się, że Wright, duchowy przewodnik Obamy, jest nie tyle dla niego wsparciem, co obciążeniem. Republikanie z nieskrywaną satysfakcją na światło dziennie wyciągnęli i podrzucili mediom przemówienia pastora, w których zarzucał Ameryce rasizm, imperializm i podwójną moralność w polityce zagranicznej. Nikt nie zwracał uwagi, że wypowiedzi duchownego z Chicago były wyrwane z kontekstu. Dla religijnej prawicy Wright był świadectwem, że Afroamerykanie nie mogą być ani dobrymi chrześcijanami, ani dobrymi patriotami. Jednak władze UCC broniły pastora. Podkreślały, że ten głosił niemal to samo co wielbiony w Ameryce Martin Luther King jr kilkadziesiąt lat wcześniej: że kraj, który nie szanuje swoich obywateli z powodu ich koloru skóry, sam nie może domagać się szacunku od innych; że rabunkowa polityka zagraniczna, powodowana popytem na ropę naftową, musi się spotkać z oporem i niechęcią krajów najbiedniejszych; że czas rozpocząć w Ameryce dyskusję o rasie i rasizmie, a nie chować się za banałami o równości zapisanej w amerykańskiej konstytucji.
W pierwszej chwili Obama stanął po stronie pastora. Jednak szum medialny wokół Wrighta sprawił, że ostatecznie odciął się od niego i wystąpił z chicagowskiej parafii. Ale nie z Kościoła.
Jak ważna dla Obamy jest wiara, pokazuje fakt, że na swoje prezydenckie zaprzysiężenie zaprosił dwóch pastorów. Ale, co ciekawe, można by ich ustawić po przeciwnych stronach barykady. Bo z jednej strony modlitwę otwierającą odczytał biały, konserwatywny duchowny Rick Warren ze słynnego Kościoła Saddleback w Kalifornii, zaciekły przeciwnik małżeństw gejowskich i aborcji. (Czym Obama ściągnął na siebie fale krytyki ze strony środowisk homoseksualnych). Ale z drugiej, formułę błogosławieństwa wygłosił czarnoskóry, liberalny pastor metodystyczny z Alabamy Joseph Lowery, który był jednym ze współpracowników zamordowanego w 1968 r. doktora Kinga. Lowery jest znany nie tylko jako zwolennik związków cywilnych dla par jednopłciowych, ale także krytyk wojny w Iraku i tortur w Guantanamo. Podczas zaprzysiężenia, na osobiste zaproszenie Obamy, obecny był także gej i anglikański biskup New Hampshire Gene Robinson.
Surowi i nietolerancyjni
Intrygujące, że poglądy Obamy w kwestii aborcji, gejów, sprawiedliwości społecznej czy tortur są w dużym stopniu odbiciem stanowiska, jakie w tych sprawach zajmuje jego Kościół. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dzisiejsi członkowie Zjednoczonego Kościoła Chrystusa są duchowymi córami i synami pierwszych purytańskich osadników.
Nazwa purytanie pochodzi od angielskiego słowa purify (oczyścić, wyklarować), gdyż chcieli oni oczyścić Kościół Anglikański, powstały w XVI w., z papistycznych (tzn. rzymskokatolickich) naleciałości. Domagali się zniesienia urzędu biskupa, który – ich zdaniem – nie miał uzasadnienia biblijnego. Gdy królowie angielscy nie wykazali entuzjazmu dla ich poglądów, wyemigrowali najpierw do kalwińskiej Holandii, a potem na ówczesny kraniec świata – do Ameryki Północnej. I tak w 1620 r. wylądowali na ziemi Nowej Anglii.
Założyli pierwszą kolonię Plymouth Plantation. Życie w niej było trudne i pełne niebezpieczeństw – stąd też ustawodawstwo kolonialne było niezwykle surowe. Cudzołożników karano chłostą, a kobietom na znak ich hańby przyszywano literę „A” (od ang. adultery – cudzołóstwo). Z tą praktyką skończono dopiero w połowie XVII w., gdy okazało się, że jedną z niewiast do grzechu przywiódł jej duszpasterz. Co ciekawe, wykazała ona dużo większą odwagę cywilną niż duchowny i przez kilka lat odmawiała podania nazwiska ojca swojego pozamałżeńskiego dziecka. Nie uległa presji nawet, gdy wyrzucono ją z kościoła i zakazano wstępu do osady. Na kanwie tej historii Nathaniel Hawthorne napisał słynną powieść „Szkarłatna litera”.
Purytanie, literalnie czytając Stary Testament, karali homoseksualizm, podobnie jak zabójstwo, śmiercią (choć, jak złośliwie zauważył jeden z historyków, łamanie zakazu z tej samej Księgi Kapłańskiej, noszenia ubrań z mieszanych tkanin, już nie). Zadanie kobiet polegało na rodzeniu dzieci i milczeniu w kościele. Wysoka śmiertelność noworodków sprawiała, że rodziny starały się mieć ich jak najwięcej. Gdy w 1739 r. umierała np. Mary Hazard w wieku 100 lat, jej dzieci, wnuki, prawnuki i praprawnuki szacowano na 500 osób, z czego żyło zaledwie 205. W chwili swojej śmierci jedna z wnuczek Mary Hazard była już od piętnastu lat babką.
Kongregacjonaliści, jak nazwano ich potem z racji nacisku na przynależność do konkretnej parafii (kongregacji), wykazywali początkowo małą tolerancyjność w stosunku do inaczej wierzących. Największe prześladowania z ich strony spotkały kwakrów, których karano grzywną, chłostą i wygnaniem. (Kwakrzy, od. ang. quakers, drżący, sami siebie nazywający Towarzystwem Przyjaciół, to grupa chrześcijańska założona w 1646 r. przez George’a Foxa jako skrajny odłam angielskiego purytanizmu; silnie akcentują rolę osobistego wewnętrznego objawienia – patrz ramka). Gdy w 1660 r. kwakierka Mary Dyer, wcześniej dwukrotnie skazana na wygnanie, wróciła do Bostonu, została skazana na śmierć i powieszona. „Wisi tam na drzewie jak flaga dla innych z jej sekty ku przestrodze” – zanotował pewien świadek, a jej pomnik stoi dziś w centrum Bostonu. Pod koniec XVII w. urządzono nawet proces o czary, w wyniku którego powieszono kilka bogu ducha winnych ludzi. Jak napisał jeden z historyków: „Purytanizm – to okropne, duszące, przerażające uczucie, że ktoś, gdzieś się dobrze bawi”.
Lek na głupotę duchownych
Jest i druga strona medalu. Społeczeństwo Nowej Anglii należało do najbardziej oczytanych w ówczesnym świecie. Czytano nie tylko „Biblię”, ale i klasyków starożytnej Grecji i Rzymu. Od swoich duchownych wymagano biegłości nie tylko w subtelnych niuansach kalwińskiej teologii, ale także i znajomości hebrajskiego, greki i łaciny. Dlatego w czasie edukacji w Yale, w zależności od dnia tygodnia, przyszli duchowni na dziedzińcu mogli mówić tylko po hebrajsku, grecku lub łacinie. Nigdy po angielsku.
Zaledwie 16 lat po założeniu kolonii w 1636 r. purytanie postanowili ufundować Uniwersytet Harvarda, by „nasi duchowni nie byli tak głupi jak psy”. Tylko do połowy XVIII w. kongregacjonaliści założyli jeszcze Uniwersytet w Yale i Dartmouth College, nie licząc wielu szkół średnich. Prezydentami Yale do 1899 r. byli zawsze kongregacjonalni pastorzy, ale bynajmniej nie oznaczało to klerykalnej kontroli nad treścią nauczania. Przeciwnie, doskonale wykształceni i znający języki duchowni dbali o najwyższy poziom, nawet jeśli oznaczało to czasami konflikt z fundamentalistami religijnymi. Dzięki temu wyznaniu powstało w USA ponad 56 uczelni, z czego kilkanaście zalicza się do najlepszych uniwersytetów na świecie.
Solidna edukacja sprawiała, że fanatyzm z czasem ustępował pola rozumowi i tolerancji. Prym w tym wiedli duchowni, którzy jako najlepiej wykształceni ludzie w osadach brali na siebie obowiązek kształcenia i edukowania swoich wiernych. Jeden z pastorów, który bronił procesów o czary, pod koniec życia był wielkim zwolennikiem pionierskich wtedy szczepień przeciwko ospie. Od końca XVIII w. prawie każda parafia w Nowej Anglii posiadała bibliotekę dostępną dla wszystkich mieszkańców osady.
Równość wiernych i parafii, czym cechował się kongregacjonalizm, sprzyjał demokracji politycznej. I już w 1699 r. jedna z parafii w Bostonie pozwoliła głosować kobietom, a w 1785 r. – w czasach, gdy niewolnictwo było uznawane za coś normalnego i bronione jako „odwieczny stan znany z Biblii” – ordynowali (wyświęcili) na duchownego pierwszego Murzyna Lemuela Heynes’a.
W XIX w. kongregacjonaliści wkroczyli nie tylko jako wielcy zwolennicy amerykańskiej niepodległości, ale także domagali się, by Kościół ciągle się reformował. Na początku XX w. z kongregacjonalizmu wyodrębnili się ultraliberalni unitarianie (w okolicy Bostonu), którzy negowali boskość Chrystusa i podkreślali rolę rozumu w religii i do połowy XX w. sprawowali kontrolę nad Harvardem. Ci bardziej konserwatywni skupili się wokół Uniwersytetu w Yale i tamtejszego wydziału teologii – Yale Divinity School.
Przeciw homofobii
Kongregacjonaliści szybko stali się też zwolennikami równouprawnienia. W 1839 r. dzięki ich zaangażowaniu uwolniono przywiezionych nielegalnie do Ameryki Murzynów ze statku „Amistad”. Pod nieformalnym przewodnictwem rodziny Beecherów (Harriet Beecher-Stowe, autorka „Chaty Wuja Toma”) rozpoczęli też walkę z niewolnictwem, alkoholizmem i o prawa kobiet.
Już w 1853 r. ordynowali Antoniettę Brown Blackwell na pierwszą kobietę pastorkę. I choć nie wzbudziło to entuzjazmu wszystkich wyznawców, to gdy umierała w 1921 r., pracowało już kilkaset kobiet duchownych. Dawni purytanie nie tylko zaakceptowali teorię Darwina, ale także zaangażowali się w walkę o sprawiedliwość społeczną, bezpłatną i świecką edukację chłopców i dziewcząt, a także ekumenizm czy prohibicję (do dzisiaj w wielu kościołach Nowej Anglii podczas komunii podaje się chleb i sok z winogron zamiast wina).
W XX w. zasłynęła pastorska dynastia Coffinów, związana z Uniwersytetem w Yale i słynnym Riverside Church w Nowym Jorku, przez dziesiątki lat zaangażowana w walkę o równość rasową, równouprawnienie płci, rozbrojenie jądrowe i wspierająca prawa gejów. William Sloan Coffin jr (1924–2006), prywatnie zięć Artura Rubinsteina, doskonale podsumował kiedyś wizję swojego Kościoła: „Odrzucając niewolnictwo i ordynując kobiety na pastorów miliony protestantów odrzuciło literalizm biblijny. Czas zrobić to samo, gdy chodzi o homofobię”. Innym razem do kończących studia na Yale żaków powiedział: „Pamiętajcie, że nawet jeśli wygracie wyścig szczurów, to ciągle będziecie szczurem”.
Kongregacjonaliści, którzy w 1957 r. przekształcili się w Zjednoczony Kościół Chrystusa, już w 1972 r. ordynowali na pastora pierwszego geja przyznającego się do swojej orientacji – Williama R. Johnsona, który do dziś pracuje we władzach Kościoła. UCC ufundowało stypendium jego imienia dla seminarzystów przyznających się do swojej homoseksualnej orientacji.
Diabelscy deformatorzy ewangelii
Kościół Obamy należy do najbardziej liberalnych w USA. Dziś UCC liczy ponad 1,2 mln wiernych. Na jego czele stoi pięcioosobowe kolegium: trzy to kobiety, w tym Murzynka i Latynoska. Głową Kościoła (nazywaną prezydentem pastorem) jest biały, heteroseksualny mężczyzna pastor John Thomas. W kilka dni po wyborze napisał list do Baracka Obamy, w którym wezwał go do zajęcia się najbardziej palącymi kwestiami moralnymi, przed którym stoi USA. Czy na tej liście znalazła się aborcja albo kwestia in vitro, jak można by sądzić z polskiej perspektywy? Nic z tych rzeczy. Za palące kwestie moralne wielebny Thomas uznał walkę z biedą i epidemią AIDS oraz powrót do dyplomacji jako głównego sposobu prowadzenia polityki zagranicznej. Jednocześnie zapewnił Obamę i jego rodzinę o modlitwach oraz o gotowości wiernych UCC do pomocy w rozwiązywaniu tych problemów.
Zwycięstwo Obamy to dla UCC przede wszystkim znak, że głoszone przez Kościół wartości zyskują prawo obywatelstwa w konserwatywnej Ameryce. Kościół bowiem krytykował Bushowską administrację za jej poczynania w polityce zagranicznej. Potępiał stosowanie tortur w czasie przesłuchań i domagał się zamknięcia więzienia w Guantanamo. Dlatego Allie Perry, pastorka UCC i członkini Narodowej Kampanii Przeciwko Torturom, nie kryje radości: – Mam nadzieję, że Obama przywróci w Ameryce funkcjonowanie państwa prawa, podejmie działania, których celem będzie zamiana mieczy na lemiesze. (Pierwszą decyzją prezydenta Obamy było zarządzenie likwidacji w ciągu roku więzienia Guantanamo oraz podpisanie zakazu torturowania przesłuchiwanych więźniów).
Ale płynięcie UCC pod prąd w kwestiach politycznych to nic nowego. W 1942 r., gdy USA ogarnęła antyjapońska histeria i amerykańskich obywateli pochodzenia japońskiego internowano w specjalnych obozach w głębi kraju, kongregacjonaliści byli jedynym związkiem wyznaniowym, który wyraźnie zaprotestował przeciwko tym praktykom: „Za każdym razem, gdy większość pozbawia mniejszości należnych jej praw obywatelskich, jednocześnie sama podważa swoje prawa oraz jedność kraju”. Amerykański Kongres i prezydent przeprosili za te internowania dopiero w 1988 r.
Jak kontrowersyjna bywa działalność UCC także na płaszczyźnie społecznej, pokazuje reakcja na kampanię reklamową Kościoła z 2004 r. pod hasłem „Still Speaking” („Bóg ciągle przemawia”). Jej przesłanie sprowadzało się do tego, że Kościół powinien się nieustannie zmieniać i że wszyscy – niezależnie od rasy, płci, wieku czy orientacji seksualnej – są mile widziani w jego świątyniach. Fundamentaliści religijni byli tak oburzeni, że kampanię nazwali diabelską deformacją ewangelii.
Homoseksualizm to nie grzech
O liberalizmie UCC świadczy i to, że już w 2005 r. jako pierwszy (i dotąd jedyny) Kościół chrześcijański w USA wezwał władze świeckie, by umożliwiły parom jednopłciowym zawieranie małżeństw cywilnych. Tłumaczono, że sam UCC już od ponad 30 lat nie uważa homoseksualizmu za grzech. Ponadto świeckie państwo, jakim jest Ameryka, powinno zapewniać swoim obywatelom, niezależnie od orientacji seksualnej, prawo do świeckiego małżeństwa i odrzucić naciski konserwatywnych grup religijnych. Było to zaledwie rok po reelekcji George’a W. Busha. I po tym, jak w 13 stanach na fali konserwatywnej ofensywy przegłosowano poprawki do stanowych konstytucji chroniące tradycyjne małżeństwo.
Czy może więc dziwić, że Obama, wierny syn UCC, chce, by wszystkie „nieheteroseksualne związki miały te same prawa co małżeństwo”? Uznanie praw LGBT (skrótowiec określający społeczność lesbijek, gejów, biseksualistów i osób transgenderycznych) wiąże się z samą amerykańską tożsamością. „To kwestia tego, kim jesteśmy jako Amerykanie, czym ten naród jest i czy chce on spełniać obietnicę swoich założycieli. Zgodnie z tą obietnicą, wszystkich obywateli powinno traktować się z godnością i szacunkiem” – czytamy w oficjalnym dokumencie zamieszczonym na stronie internetowej Obamy, jeszcze jako prezydenta-elekta.
Zaś sam Kościół zaangażował się w gorący spór wokół małżeństw jednopłciowych w Kalifornii. Władze wezwały swoich wiernych, by zagłosowali za odrzuceniem poprawki delegalizującej małżeństwa homoseksualne. Gdy jednak zwolennicy zmiany konstytucji minimalnie zwyciężyli w referendum, UCC nie złożyło broni. Razem z burmistrzami Los Angeles, San Francisco, grupą liberalnych rabinów oraz dwoma anglikańskimi biskupami z Kalifornii, zarówno Synod Generalny UCC, jak i synody regionalne Północnej i Południowej Kalifornii zaskarżyły wyniki głosowania do Sądu Najwyższego tego stanu. Jak powiedział pastor John Thomas: „Wierzymy, że nasze wspólnoty będą wzbogacone, a nasza wolność religii potwierdzona poprzez zapewnienie równości do małżeństwa, a nie poprzez mnożenie barier”. To właśnie w dwóch matecznikach UCC: stanach Massachusetts i Connecticut małżeństwa jednopłciowe można zawierać bez przeszkód.
Czy nie ma jednak żadnego problemu z pogodzeniem purytańskiej i konserwatywnej historii Kościoła ze współczesnym jego liberalizmem? Pastorka Sandra Olsen wyjaśnia: – Przeciwnie. Gdy czytam, jak prześladowaliśmy innowierców, jak źle traktowaliśmy kobiety i niewolników, zawsze sobie mówię, by nie ulegać ułudzie, że wszystko wiem najlepiej albo że najlepiej interpretowali Biblię biali heteroseksualni mężczyźni w XVII w. Historia Kościoła, w tym także UCC, pokazuje, że częściej nam się nie udaje, niż udaje się dobrze ją odczytać. Ale nie zwalnia to nas z obowiązku czytania jej wciąż na nowo.
Jak widać, w Stanach Zjednoczonych żyją protestanci, którzy akceptują ewolucjonizm, nie uważają homoseksualistów za zarazę i brzydzą się militarną obsesją Ameryki. Ich najsłynniejszym przedstawicielem jest dziś 44 prezydent USA.
(Kazimierz Bem Jarosław Makowski)
Mapa religijna Ameryki
Prawie 80 proc. Amerykanów deklaruje, że są > chrześcijanami. 16 proc. to osoby > bezwyznaniowe. Z religii niechrześcijańskich najliczniejsi są wyznawcy > judaizmu (różnych odłamów), w sumie ok. 5 mln osób.
Protestanci stanowią nieco ponad 51 proc. populacji, a > katolicy 24 proc. Liczba katolików rośnie nie tylko ze względu na konwersje, ale przede wszystkim na skutek imigracji ludności z krajów Ameryki Łacińskiej. Tym samym największym związkiem wyznaniowym jest > kościół rzymskokatolicki – liczy 68 mln wiernych. Drugim pod względem liczebności związkiem jest protestancka, ultrafundamentalistyczna > konwencja południowych baptystów licząca 16 mln wiernych.
Protestantów zasadniczo można podzielić na dwa główne nurty: pierwszy tworzą kościoły głównego nurtu (mainline churches), czyli siedem tradycyjnie najstarszych, które określa się też mianem siedmiu sióstr. Te kościoły to:
• kościół episkopalny (anglikanizm), • ewangelicko-luterański kościół ameryki, • zjednoczony kościół metodystyczny, • amerykańscy baptyści, a także trzy kościoły o tradycji kalwińskiej: • disciples of Christ, • kościół prezbiteriański oraz u zjednoczony kościół chrystusa (ucc). Razem liczą prawie 20 mln wiernych, ale ich liczba od lat 60. XX w. spada. Wszystkie święcą kobiety na duchownych i życzliwym okiem spoglądają na homoseksualnych duchownych, choć debata – momentami bardzo zacięta – wciąż na ten temat trwa.
drugi nurt stanowią tzw. • ewangelikałowie (ang. evangelicals, nazywani też chrześcijanami ewangelicznymi, nie mylić z ewangelikami!). Choć nie stanowią oni osobnego wyznania, to są nimi chrześcijanie, którzy przywiązują wagę do osobistego nawrócenia (born-again – narodzić się na nowo), osobistej relacji z Bogiem oraz poparcia dla konserwatywnych norm obyczajowych. Bardzo trudno określić ich liczebność, ale stanowią ok. 20 proc. społeczeństwa i zdecydowanie dominują na południu USA. Od połowy lat 90. XX w. określani są jako religijna prawica i postrzegani jako żelazny elektorat partii republikańskiej. Rekrutują się przeważnie – choć nie wyłącznie – z ruchów zielonoświątkowców, mormonów oraz baptystów. Ewangelikałowie sprzeciwiają się aborcji, małżeństwom homoseksualnym, teorii ewolucji oraz badaniom na komórkach macierzystych.
Jednak ostatnio mówi się o zmierzchu ich siły politycznej. Przyczyniła się do tego seria skandali finansowo-obyczajowych. Przykładowo: jednego z jej liderów, pastora Teda Haggarda, przyłapano na korzystaniu z usług męskiej prostytutki, a inny duchowny Jerry Falwell tropił kryptogejów wśród teletubisiów.
Najpopularniejsze odłamy protestanckie w USA (w porządku alfabetycznym):
ANGLIKANIZM > swoimi korzeniami sięga czasów kolonii brytyjskich, od XVIII w. istnieje w USA jako niezależny Kościół Episkopalny. Liczy 2,3 mln wiernych i jest uważany za najbardziej prestiżowe wyznanie – wydał 11 prezydentów USA, w tym George’a Busha seniora. Od 2006 r. na jego czele stoi kobieta biskupka Katharine Schorri. Wyznanie ma oblicze liberalne – np. wyświęcił pierwszego biskupa homoseksualistę Gena Robinsona.
BAPTYZM > bardzo zdecentralizowana grupa religijna, uznająca niezależność każdej parafii i chrzest dorosłych. Ruch powstały w XVII w., obecnie liczy ponad 80 związków religijnych (tzw. konwencji). Przeważnie dość konserwatywnych albo nawet fundamentalistycznych, jak Konwencja Południowych Baptystów. Skupiają one razem 38 mln wiernych. Baptystą jest były prezydent USA Jimmy Carter.
KALWINIZMt; wywodzi się z tradycji imigracji holenderskiej, szkockiej (prezbiterianizm) i angielskiej. To właśnie kalwiniści, nazywani kongregacjonalistami, przybyli do Nowej Anglii i są uważani za ideowych prekursorów Ameryki. Do kilku większych Kościołów tej tradycji należy 5,8 mln wiernych. Wydali 13 prezydentów USA – w tym Ronalda Reagana i Dwighta Eisenhowera. Kalwińskie kościoły mają różny charakter: od liberalnych (np. UCC, którego członkiem jest Barack Obama), poprzez umiarkowane (prezbiterianie), po skrajnie konserwatywne, które nie ordynują (święcą) kobiet.
KWAKRZY; wyznanie powstałe w połowie XVII w. w Anglii, głosiło radykalną równość płci, likwidację hierarchii kościelnej, pacyfizm i walkę z niewolnictwem. Ich nabożeństwa polegają na siedzeniu w zupełnym milczeniu i wsłuchiwaniu się w słowa Boga w głębi duszy. W USA założyli obecny stan Pensylwania. Choć są grupą dość nieliczną (ok. pół miliona wiernych), to niezwykle wpływową i zamożną. Wydali dwóch prezydentów – w tym Richarda Nixona. Są wyznaniem liberalnym.
LUTERANIZMt; jego wiernymi są przeważnie potomkowie osadników z Niemiec i Skandynawii oraz Słowacji. Rozwój luteranizmu w USA datuje się od połowy XIX w. Skupiają ponad 7,8 mln wiernych w trzech Kościołach: od ultrakonserwatywnego po centrowy. Jak dotąd żaden luteranin nie został prezydentem USA.
METODYZM; wywodzący się z próby odnowy anglikanizmu w XVIII w., a u progu XIX w. przekształcił się w osobne wyznanie. Sporą grupę jego wiernych stanowią Afroamerykanie. Kościół liczy ok. 5,5 mln wiernych. Metodystą był prezydent George W. Bush. Generalnie metodyści są umiarkowanymi konserwatystami.
MORMONI; wyznanie powstało w XIX w. w USA i poprzez swoje niektóre praktyki (poligamia) wzbudzili do siebie niechęć. Większość do dziś odmawia im miana chrześcijan. Ich największe skupisko znajduje się w stanie Utah (gdzie jest siedziba władz Kościoła). Liczą ponad 6,3 mln wiernych na terenie całego USA. Są zdecydowanie konserwatywną grupą religijną.
ZIELONOŚWIĄTKOWCY; ruch, który powstał na początku XX w., rozszerzył się na całe USA. Zielonoświątkowcy podkreślają potrzebę przebudzenia i osobistego nawrócenia, wierzą w dar mówienia językami (jak apostołowie w dniu Zielonych Świątek). Niezwykle rozdrobnieni i w większości fundamentalistyczni. kościoły o tej tradycji skupiają prawie 14 mln wiernych. Członkiem jednego z nich była Sarah Palin, kandydatka na wiceprezydenta w ostatniej kampanii z ramienia republikanów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz