sobota, 19 grudnia 2020

Smutna wiadomość na dziś zmarła Kim Lee (Andy Nguyen) - Polska ikona drag queen



Dzisiaj budzą nas okropne wieści. Zmarła Kim Lee (Andy Nguyen), legenda polskiej sceny dragowej. Przyczyna - koronawirus.

Nie ma opowieści o polskim dragu bez Kim Lee. Debiutowała na scenie w 2002 r. i od tamtej pory wytrwale pracowała na miano najaktywniejszej polskiej drag queen. Jej występy były przygotowane z bajecznym rozmachem i dbałością o każdy szczegół.

Wspierała organizacje LGBT+ i Marsze Równości. Pomogła również nam - w 2015 przyjechała poprowadzić warsztaty z dragu odbywające się w ramach pierwszej edycji Poznań Pride Week. Swoją wiedzę przekazywała profesjonalnie, cierpliwie i z uśmiechem. Tak, jakby wcale nie była najsłynniejszą polską drag queen.

Andy Nguyen pochodził z Wietnamu. Do Polski trafił w latach dziewięćdziesiątych. Studiował fizykę jądrową. Po studiach postanowił tutaj zostać, w 1998 r. uzyskał polskie obywatelstwo. Wkrótce potem narodziła się Kim Lee. Zapytany o swój pseudonim tłumaczył, że Kim Lee znaczy "mały kwiatek".

Będziemy tęsknić - spoczywaj w pokoju.


Andy (Kim Lee) nie żyje. Zmarł w szpitalu w wyniku COVID-19. O pobycie w szpitalu jego partner napisał na FB miesiąc temu, od tego czasu nosiłem się z zamiarem zadzwonienia do niego, żeby sprawdzić czy czegoś im nie potrzeba. Zadzwoniłem dopiero 3 dni temu. Andy leżał pod respiratorem miesiąc. W zeszłym tygodniu była poprawa, nadzieja. W tym tygodniu znaczne pogorszenie.

Wczoraj późnym wieczorem partner Andiego zadzwonił, że ten jest w stanie agonalnym, że nie ma już nadziei, pozostaje czekać. O 00:07 dostałem smsa "Andy nie żyje".

Andy był radosnym, zawsze (przynajmniej przy mnie) uśmiechniętym i pełnym energii, niesamowitym człowiekiem. Mimo bardzo "dojrzałego" wieku dawał pełne energii występy, które wyśmienicie bawiły publiczność, wśród której, swego czasu, bywałem regularnie. Pod względem strojów, które szył sam w swojej garderobie (na Pradze, potem na Woli), był dla mnie Drag Queen no. 1. Zawsze chętnie pożyczał mi elementy swojej garderoby, akcesoria czy peruki w których brylowałem na Parada Równości czy imprezie integracyjnej. Zawsze byłem mile widziany w jego garderobie.

Andy był Drag Queen przez ogromne D i jeszcze większe Q. Poza dragiem zajmował się też burleską, występował na niezliczonej liczbie scen w Polsce, nie tylko w klubach LGBTQIA. Jego serdeczność i profesjonalizm przyciągał tłumy na swoje występy. Prawie nigdy żadnego nie odmawiał. W przedostatniej rozmowie jego partner powiedział mi, że jak już był w szpitalu, ale zanim stracił przytomność dostał propozycję kolejnego występu, na którą odpowiedział "oczywiście, za dwa tygodnie będę na nogach". Cały Andy, cała Kim Lee.

Andy wspierał środowisko osób trans, współpracował z Fundacja Trans-Fuzja, był zaangażowany w organizację wyborów Miss Trans. Aktywnie uczestniczył w życiu społeczności LGBTQIA występując na imprezach charytatywnych, promując wydarzenia. Zorganizował 11 edycji "Kim Lee Drag Queen Festiwal", na których zadebiutowało wiele wspaniałych drag queen, z których cześć do dzisiaj odnosi sukcesy na polskich i zagranicznych scenach.

Andy był niesamowitą osobą. Żałuję, że nie mieliśmy okazji widzieć się częściej i z reguły niestety tylko w przelocie. Żałuję, że nie pożyczę od Ciebie tej blond peruki, ani naszyjnika z pereł. Żałuję, że już więcej się nie spotkamy, nie będziemy śmiać się z Twojego partnera, nie będziemy wspólnie pozować do zdjęć w jego obiektywie. Twoja śmierć kończy pewną epokę na polskiej scenie drag queen.

Jestem rozbity, łzy napływają mi do oczu. A pisząc to ostatnie zdanie właśnie postanowiły spłynąć mi po policzkach. Andy/Kim pozostaniesz na zawsze w mojej pamięci i postaram się, abyś pozostał jak najdłużej w pamięci innych.

Swoje myśli kieruję w stronę Twojej rodziny - partnera, syna, żony i matki, którzy stracili Cię zdecydowanie za wcześnie, bez możliwości ostatniego pożegnania przez jebaną pandemię. I Was też o to proszę, pomedytujcie, pomódlcie się, pomyślcie chwilę o osobach, które straciły najbliższego.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz