czwartek, 17 grudnia 2020

Rocznica śmierci Bartosza Niedzielskiego który zginął w zamachu w Strasburgu



16 grudnia 2018 roku w Strasburgu zmarł Bartosz Niedzielski - polski dziennikarz radiowy pracujący w Parlamencie Europejskim, który 11 grudnia 2018 roku udaremnił próbę zamachu terrorystycznego przed strasburskim barem Les Savons d’Helene. Według relacji świadków Bartosz, wraz z przyjacielem 28-letnim włoskim dziennikarzem Antonio Megalizzim, uniemożliwili wejście uzbrojonego w rewolwer terrorysty do baru, w którym miał odbyć się koncert, ratując tym samym znajdujących się w środku ludzi. Napastnik, a był nim znany policji z kryminalnej przeszłości 29-letni Francuz algierskiego pochodzenia Chérif Chekatt otworzył, około godziny dwudziestej, ogień do zgromadzonego podczas jarmarku bożobnarodzeniowego tłumu, mordując na miejscu dwie osoby (kolejne trzy zmarły w szpitalu). Ofiar mogło być więcej, gdyby nie ofiarność Bartosza i Antonio, którzy poświęcili własne życie dla ratowania innych. Dzięki próbie obezwładnienia terrorysty udało się zatarasować wejście uniemożliwiając napastnikowi dostanie się do środka lokalu.

Obaj mężczyźni zmarli w wyniku odniesionych ran postrzałowych w głowę.

Napastnik wpadł w obławę policyjną i został zastrzelony 13 grudnia 2018 roku.

Bartosz Niedzielski pochodził z Katowic. Od 16 roku życia mieszkał we Francji. Z zawodu był dziennikarzem. Zajmował się również działalnością społeczną na rzecz mniejszości seksualnych i kultury żydowskiej. Był gejem. Pasjonował się tańcem i śpiewem. Znał kilka języków obcych.
W chwili śmierci miał 36 lat.

Jacek Dehnel komentarz: Mało co na świecie jest tak imponujące, jak odwaga mężczyzn hetero, kiedy opowiadają o tym, co by zrobili, gdyby ktoś (zwłaszcza ktoś z ich bliskich) znalazł się w niebezpieczeństwie. Ich cojones rosną wówczas do wielkości arbuzów, o jakich nie śniło się radzieckim naukowcom. Przy czym należy powiedzieć, że dotyczy to zarówno ich osobistych mniemanych zasług, jak i zasług wszystkich heteryków. Ileż razy słyszałem, że kiedy przyjdzie co do czego i zaleje nas taka czy śmaka horda, to obronią nas nie geje w rurkach, tylko zdrowy heterokwiat narodu, który ćwiczy na siłkach jak Polska długa i szeroka, żeby potem własnej piersi nadstawiać. Po pierwsze: ludzie, wygłaszający takie sądy, nigdy chyba nie odpalili Grindra na siłowni, po drugie: tak się składa, że odwaga, zarówno ta cywilna, jak i bojowa, jest rozmieszczona w społeczeństwie zupełnie niezależnie od orientacji seksualnej.

W niedzielę zmarła kolejna ofiara zamachu w Strasburgu – 36-letni Bartosz Niedzielski. Nic nie wskazuje na to, żeby w towarzystwie chwalił się, jakim to będzie chojrakiem i jak powstrzymałby zamachowców, gdyby przyszło co do czego; bardziej interesowały go języki obce, sprawy LGBT, język jidysz, wolność Palestyny. Na jego zdjęciach nie widać strojów moro ani koszulek z żołnierzami wyklętymi. A jednak to on pobiegł ze swoim znajomym, Antonio Megalizzim, żeby powstrzymać uzbrojonego napastnika, który dzięki ich bohaterstwu nie zdołał dostać się do wnętrza klubu, gdzie liczba jego ofiar z pewnością byłaby znacznie większa.

11 września 2001 roku Mark Bingham, PRowiec z Phoenix, był jedną z osób, które wpadły do kokpitu porwanego samolotu i, choć same poniosły śmierć, udaremniły atak na Kapitol lub Biały Dom.

Wesley Mercer, lat 70, wiceszef ochrony banku Morgan Stanley, odznaczony weteran wojen w Korei i Wietnamie, pił kawę na parterze World Trade Center, kiedy samolot uderzył w wieżowiec. Od razu ruszył na 44 piętro, żeby nadzorować ewakuację 3700 pracowników banku. Wszyscy przeżyli. Następnie wrócił na 44 piętro żeby sprawdzić, czy nikt nie został w pomieszczeniach – i tam zginął. Partner, z którym żył od 26 lat, nie miał wówczas – 17 lat temu – prawa do odszkodowań dla bliskich ofiar zamachu.

Geje (i lesbijki) są ochroniarzami, policjantami, żołnierzami, a także – czasem – bohaterskimi cywilami, którzy ratują innym życie, narażając lub tracąc życie własne. Walczyli w I i II wojnie światowej, w narodowych powstaniach, działali w konspiracji. I to w konspiracji podwójnej: kryjąc się przed wrogami i, w inny, bardziej osobisty sposób, przed sojusznikami. Jeśli nie znamy dziś tych historii, a raczej: tego oblicza tych historii, to po pierwsze dlatego, że zakonspirowali się tak dobrze, a po drugie – bo najdrobniejsze sugestie, że mogło być inaczej, są witane z furią, jak było to w przypadku „Zośki” i „Rudego”.

Ale Bartosz Niedzielski żył w innych czasach i dziś możemy powiedzieć, że był nie tylko bohaterskim Polakiem, ale również bohaterskim gejem, który za ocalenie zupełnie obcych ludzi, chroniących się w strasburskim klubie, zapłacił najwyższą cenę. Więc na drugi raz, koledzy heterycy, darujcie sobie te heheszki o rurkach.

Jeśli szukamy zupełnego moralnego pogubienia i etycznej kloaki – zawsze możemy liczyć na polskich narodowców. Udowodnili to po raz kolejny swoim komentarzem do odznaczenia Bartosza Niedzielskiego. Cóż im zawinił? Był gejem i kochał ludzi bez względu na rasę. Oto zbrodnia!

Niedzielski okazał się być gejem. Nie tylko gejem, ale i lewakiem. Nie tylko lewakiem, ale i takim który w miłości nie kierował się rasą czy religią – ale tylko i aż sercem. Już po jego śmierci pojawił się piękny i wzruszający wpis jego przyjaciela Slecuka Balamira, Turka, który wspominał ich wspólną randkę i pierwszy pocałunek.

I zaczęło się piekło. Wizja Turka i jego języka w buzi Polaka doprowadziła polskich narodowców do białej gorączki. Jak to?! Potomek husarii, Jana III Sobieskiego? Polak z Turkiem?! Hańba! Targowica. Grupka „patriotów” z Wrocławia opublikowała oświadczenie, że „mają mieszane odczucia” po odznaczeniu Niedzielskiego. Tak! Jakieś moralne karły w rzekomo chrześcijańskim kraju, napisały, że po tragicznej i bohaterskiej śmierci człowieka, który zginął broniąc innych – oni „mają mieszane uczucia.” Na drugi dzień, niby się trochę wycofali, ale z nowego przekazu wynikało, że sam był sobie winny – bo gej, bo lubił Arabów.

Ale zastanówmy się na poważnie: w jakiej to moralnej kloace trzeba się znaleźć i żyć, żeby coś takiego w ogóle pomyśleć? „Mamy mieszane uczucia” - jakimż to moralnym zerem trzeba być by coś takiego napisać? Jaką klęską jest tyle lat katechezy, że na którymkolwiek etapie od pomyślenia do opublikowania takiego syfu na Facebooku, nie zapaliła się żadna moralna, etyczna, czy religijna czerwona lampka?

Od kilku lat piszę, że polskie społeczeństwo systematycznie brunatnieje. Proces ten uległ przyspieszeniu i wzmożeniu po wyborach w 2015, gdy z milczącym poparciem kościoła rzymsko-katolickiego PiS, nabożny Andrzej Duda i Beata Szydło rozpętali festiwal nienawiści do obcych, w szczególności muzułmanów i uchodźców.

I nie chodzi tylko o ten margines. W dyskusję o Bartoszu Niedzielskim włączył się także „Gość Niedzielny”, podobno najpoczytniejszy tygodnik w kraju. Jego publicysta pouczył czytelników, że możemy o Niedzielskim mówić, ale nie należy wspominać o jego orientacji seksualnej i potem bzdurzył coś o „radzeniu sobie z chorobą.” Sfrustrowani brakiem „radzenia sobie” własnego kościoła z problemem księży pedofilów, polscy katoliccy publicyści jak zawsze urządzają życie innym z pozycji moralnej wyższości. (...) duchowny protestancki Kazimierz Bem dla Newsweek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz