Wywiad pochodzi z 29. numeru papierowego Magazynu Kontakt, zatytułowanego „Niebezpieczne związki”, który ukazał się jesienią 2015 roku.
Fragment: Cezary Gawryś: Niewiele, choć ze Starego Testamentu możemy na przykład wyczytać, że akt homoseksualny jest obrzydliwością, którą należy karać śmiercią. Ale pomysł dosłownego interpretowania przepisów moralnych zawartych w Starym Testamencie jest kontrowersyjny. Musielibyśmy wtedy przyjąć za słuszne choćby to, że kobiety cudzołożne powinno się kamienować.
Rozszerzenie pojęcia „małżeństwo” na związki jednopłciowe odbierałoby sens słowom „mąż” i „żona”, bo dwie osoby tej samej płci nie mogą spłodzić dziecka, a każdy człowiek w naturalnym porządku rzeczy ma ojca i matkę, i tego nie da się zmienić żadnymi ustawami. Nie da się zrównać ontologicznie małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety ze związkami przyjaźni, a nawet miłości, dwóch osób tej samej płci. W takim razie pojawia się jednak pytanie o to, jaką postawę ma zająć Kościół w stosunku do tych osób homoseksualnych, które zgodnie z najgłębiej rozumianą ludzką naturą – a jej integralnym elementem jest potrzeba miłości – pragną angażować się uczuciowo i móc dzielić życie z drugą osobą.
Miłość niejedno ma imię. Może ona być relacją nie tylko między mężem a żoną czy między rodzicami a dziećmi, ale także między przyjaciółmi. Przyjaźń bywa bardzo silnym uczuciem, prowadzącym aż do oddania życia za drugiego, ale zasadniczo nie ma wymiaru seksualnego. Kościół uznaje taką formę miłości i akceptuje to, że osoby żyjące w związku przyjaźni dzielą ze sobą codzienność. No, ale co zrobić, jeśli te bliskie sobie osoby są homoseksualne i mają potrzebę okazywania sobie czułości? Co z ich naturalną potrzebą ekspresji seksualnej? Jak wiadomo, nauka moralna Kościoła odnosząca się do seksualności zbudowana jest na założeniu, że akt seksualny jest „zasługujący moralnie” jedynie jako wyraz miłości oblubieńczej, miłości między kobietą a mężczyzną żyjącymi w sakramentalnym małżeństwie. Skoro wierny i trwały związek dwóch osób homoseksualnych nie może być uznany za małżeństwo, to ich współżycie zawsze będzie niemoralne. Zostało to wyraźnie napisane w Katechizmie.
Sformułowanie katechizmowe, które głosi, że skłonność homoseksualna jest „obiektywnie nieuporządkowana”, budzi mój opór. Wynikałoby stąd, że również osoby orientacji homoseksualnej jako takie są „wewnętrznie nieuporządkowane”. Choć Kościół w innych dokumentach twierdzi, że sama homoseksualność nie jest grzechem, to jednak ostrzega, że ona do grzechu prowadzi. Czy w tym przypadku da się po prostu oddzielić, według znanej zasady, grzech od grzesznika? Czy mamy prawo domagać się od osoby homoseksualnej odczuwania żalu za to, że przeżywa miłość w jedyny sposób, do jakiego jest zdolna? To określenie moim zdaniem stygmatyzuje homoseksualistów, bo czy osoby heteroseksualne są „wewnętrznie uporządkowane”?! Doświadczenie pokazuje, że wszyscy jesteśmy „nieuporządkowani wewnętrznie”, co jest – jak poucza doktryna chrześcijańska – skutkiem grzechu pierworodnego. Jest w nas dziwne pęknięcie, które powoduje, że choć jako istoty rozumne rozróżniamy, co jest dobre, a co złe, to często wybieramy zło. Jezus swoją śmiercią na krzyżu nas odkupił, to znaczy przywrócił nam możliwość trwania w przyjaźni z Bogiem. Droga do nieba ponownie została przed nami otwarta, ale nie trafiamy tam prostą drogą, nie doświadczywszy dramatycznej walki wewnętrznej. Ten dramatyzm jest też udziałem osób homoseksualnych, które muszą wybierać w sumieniu swoją własną, niepowtarzalną drogę.
Katechizm wzywa osoby homoseksualne do życia w czystości. Trzeba jednak pamiętać o tym, że czystość to nie to samo co celibat, do czystości wezwani są także małżonkowie. Ich miłość ma być czysta w tym sensie, że ma zawsze liczyć się z dobrem drugiej osoby, której nie wolno traktować instrumentalnie. Wymaga to empatii, panowania nad sobą, w czym pomaga modlitwa. W małżeństwie, tak samo jak w relacji – nazwijmy to – homoseksualnej przyjaźni, miłość nie może polegać na zaspokajaniu potrzeb seksualnych. Wymaga to gotowości do bycia z drugim niezależnie od tego, jaki los nas czeka: „Nie opuszczę cię nawet wówczas, gdy będziesz stary, chory i nieatrakcyjny”.
Zaraz po tym wezwaniu jest w Katechizmie dobra wiadomość: osoby homoseksualne mogą i powinny „przybliżać się – stopniowo i zdecydowanie – do doskonałości chrześcijańskiej”. Doskonałość chrześcijańska to daleko więcej niż poprawność moralna, to życie pełnią ludzkiego powołania, a więc w miłości do ludzi i do Boga. Musimy być stale otwarci na zadania, które Bóg przed nami stawia, odsłaniając je przed nami na modlitwie, i stale nad sobą pracować. Słowem – dążyć do świętości. „Doskonałości chrześcijańskiej” żyjących w związku jednopłciowym na pewno nie da się sprowadzić do tego, że powstrzymują się od współżycia. To byłby w moim przekonaniu jakiś straszny redukcjonizm.
Stanowisko Kościoła w kwestiach obyczajowych ewoluuje. Przecież jeszcze niedawno w upokarzający sposób traktowano w Kościele nie tylko rozwodników, ale też samotne matki z nieślubnymi dziećmi, które heroicznie dźwigały swój los, dając świadectwo szacunku dla świętości życia „od poczęcia aż do naturalnej śmierci”. Przez całe wieki Kościół uważał, że przyjemność aktu seksualnego jest usprawiedliwiona jedynie prokreacją. Osobiste doświadczenie św. Augustyna, jego bujne życie erotyczne w nielegalnym związku, wpłynęło na jego wizję człowieczeństwa i małżeństwa. Augustyn był obciążony skazą manichejską – uważał, że cielesność jest czymś jednoznacznie złym. W średniowieczu doszło do tego, że przyjemność związaną z aktem seksualnym uznawano za coś, czego należy unikać za wszelką cenę. Ten spaczony sposób myślenia zaczął się zmieniać w Kościele dopiero w XX wieku, w dużej mierze za sprawą teologii ciała Jana Pawła II.
Kościół musi się pozbyć ignorancji i arogancji, odejść od języka oskarżeń i pogardy. Postulat ten znajduje, jak myślę, mocne oparcie w Ewangelii, w postawie samego Jezusa, który dużo uwagi i solidarności okazywał różnym kategoriom wykluczonych. Katechizm również nakazuje podchodzić do osób homoseksualnych „z szacunkiem, współczuciem i delikatnością”.
Mam znajomego, człowieka głębokiej wiary, który twierdzi, że za sto lat, podczas kolejnego jubileuszu, Kościół będzie przepraszał ludzkość za to, jak traktował przez wieki osoby homoseksualne. To gorzka refleksja. (...) - Całość na Magazyn Kontakt
Katarzyna Jabłońska i Cezary Gawryś w kampanii „Przekażmy sobie znak pokoju”
Tweet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz