Gazeta Wyborcza -Wysokie Obcasy: Środowisko było obojętne na ból mojego syna, gdy oprawca, wraz z grupą samców alfa terroryzowali go i wykańczali psychicznie
Ta wiadomość spadła na nas w gabinecie dyrektora szkoły zaraz po tym, gdy po raz pierwszy w życiu użył siły fizycznej, by przeciwstawić się oprawcy. Dlaczego tego nie zauważyliśmy? Dlaczego nam nie powiedział? On był zawsze spokojnym, wesołym dzieckiem o ujmującej osobowości. Z każdym potrafił odnaleźć wspólny język. Miał masę kolegów, świetne oceny. Wszystko zmieniło się, gdy poszedł do liceum. Pierwszą klasę przeszedł nieźle; powtarzał, że to najlepszy okres jego życia. Nie bywał często w domu, jego głowę zajmowały bez reszty teatr, znajomi i imprezy. Popełniał błędy, ale dawaliśmy sobie nawzajem kolejne szanse. Mógł nam powiedzieć o wszystkim.
Wszystko zaczęło się psuć w drugiej klasie. Stał się ponurawy, mało jadł, rzadziej wychodził. Pytaliśmy, co się dzieje. Udawał, że to chandra. W końcu stał się kimś innym. Oschły, ale jednocześnie jakby silniejszy. Stracił swą łagodność. Przestał się w cokolwiek angażować. Zaczęliśmy naciskać z troski. Powiedział, że przechodził etap nieszczęśliwej miłości. Uwierzyliśmy.
W wakacje odetchnęliśmy z ulgą. Gdy jak co roku wyjechaliśmy w Bieszczady, odzyskał rumieńce. Był tym samym beztroskim chłopakiem i jak zwykle spędzał całe noce, siedząc przed domem z dziadkiem. Wrócił do szkoły w dobrym nastroju. I w tym czasie, gdy całe życie stało się tak świetne jak przedtem, dostaliśmy pilne wezwanie do szkoły. Gdy już siedzieliśmy w gabinecie dyrektora, zastanawiając się, co go pchnęło do tego, by wymierzyć kilka bolesnych ciosów przewodniczącemu szkoły, ani przez myśl nam nie przeszło, co działo się przez ten cały czas, gdy tak uparcie milczał. Okazało się, że mój syn stał się ofiarą homofobii. Wyciekła plotka potwierdzona zasłyszaną rozmową, podpatrzonym gestem. Okazało się, że środowisko, w którym obracał się mój syn, było obojętne na jego ból, gdy oprawca, znany jako syn chirurga i nauczycielki, wraz z grupą samców alfa terroryzowali go i wykańczali psychicznie. Moje policzki były lepkie od łez, gdy opowiadał, jak ciężko mu było w ogóle chodzić do szkoły i jak wszyscy odwrócili się od niego. I w chwili, gdy matka jego oprawcy mówiła, że to nie był powód, by stosować przemoc, ja przytulałam go najmocniej chyba w życiu, jak kiedyś, gdy był mały i przewrócił się na rowerze. Dlaczego nam nie powiedział? Bo nie chciał nas zawieść. Bo to zawsze ma swoje konsekwencje. Bo bał się reakcji ojca. I w chwili, gdy mówił 'przepraszam', wiedziałam już, że to wszystko nieważne. Nieważne, że nie będziemy na jego ślubie, że na Wigilię prawdopodobnie nie przyjdzie ze swoim chłopakiem, dopóki cała rodzina nie dojrzeje do tej wiadomości, że może nigdy nie zostaniemy dziadkami. W tej chwili liczyło się tylko to, że w końcu wiedzieliśmy, kim jest. I chociaż droga przed nami miała być trudna - zwłaszcza dla niego, bo mieszkamy wciąż w Polsce - to był nasz syn, który dzielnie przeszedł coś tak trudnego sam. Tego życzę każdej matce geja - by słysząc te dwa słowa, pomyślała o tym, kim jest jej syn. Pomyślała o tym, że to człowiek, zagubiony, ale potrzebujący najbardziej tego wsparcia, wsparcia matki. A co z resztą kobiet? Życzę im, by każda miała takiego wspaniałego syna. Wrażliwego człowieka o wielkiej odwadze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz