Fot: Monika Bereżecka/Gazeta Wyborcza |
Piotr Wiśniewski, 39 lat, socjolog, fotograf, tłumacz
Mieszkają w Berlinie, są w związku partnerskim od 9 lat. W Polsce ich związek jest nieważny Piotr: W Berlinie do urzędu stanu cywilnego można przyprowadzić 30 osób, więc tyle było gości. Byliśmy ubrani w białe koszule, krawaty, marynarki, zakupiliśmy obrączki. Włączyliśmy piosenkę z płyty ?Treasure? Cocteau Twins. Goście sypali ryż, my rzucaliśmy bukietem. Potem był brunch w knajpie na rogu, a wieczorem impreza na 80 osób na Alexanderplatz, na tarasie z widokiem na miasto. Przyjechała cała rodzina Davida ? babcia z narzeczonym, mama, tata, drugi tata, siostra, nasi znajomi z Berlina.
David: Pochodzę z rodziny hipisowskiej. Nasz ślub to nie był dla nich żaden temat, liczyło się, że jesteśmy szczęśliwi. Urodziłem się w zachodnich Niemczech. Jak miałem osiem lat, matka poznała innego faceta, wprowadził się do nas. I tak mieszkaliśmy przez lata: mój ojciec, drugi ojciec, jego córka, ja i moja matka. Rodzina patchworkowa, wszyscy się przyjaźnili.
Piotr: Moja mama jest nauczycielką i kuratorką, ojciec oficerem. Nasza rodzina trzyma się razem, bardzo się kochamy. Tylko że ja swoich rodziców postawiłem w sytuacji podbramkowej, przyznałem się, że jestem gejem, dopiero trzy tygodnie przed ślubem. Przyjechałem do domu i pytam matkę: ?Gdzie jest moja metryka urodzenia??. ?Po co ci??. ?Będę się żenił??. ?Jak to żenił??. ?Z Davidem w Berlinie?. To był dla nich szok, na ślub nie przyjechali. Ale potem nas odwiedzili, zobaczyli, że żyjemy normalnie, jesteśmy zakochani, że David nie jest 60-letnim niemieckim zbereźnikiem, który mnie zbałamucił. Teraz jest już normalnie. Jak się przy nich pokłócimy, to krzyczą, że to David ma rację. Prawie 20 lat temu pojechałem na koncert Lisy Gerrard do Berlina, zakochałem się i przepadłem. Porzuciłem wszystko w Szczecinie i po kilku miesiącach byłem tutaj. Zacząłem pracować w kinie ? miałem ubezpieczenie, dostęp do świeżych filmów. Tamten związek trwał dwa lata. Pewnego jesiennego wieczoru poszedłem do sauny dla facetów. W jacuzzi zobaczyłem Davida. Myślałem, że to będzie znajomość na jedną noc, ale wpadliśmy po uszy.
Byliśmy jedną z pierwszych kilkuset par, które zawarły związek partnerski. To był ślub z miłości, ale także akt polityczny.
David: W podróż poślubną pojechaliśmy do Laponii, w góry. Piotrek lubi takie wyprawy ? na przykład na lodowiec. To był test, czy to dźwignę ? żeby się nie myć przez tydzień, spać na kamieniach. Na szczęście mi się spodobało. Lubię to, że Piotrek jest zaangażowany w tyle spraw, ma tysiące pomysłów, pcha nasz związek do przodu. Zawsze szuka kłopotów, pakuje się w dziwne sytuacje. Każdy dzień jest ekscytujący.
Piotr: W Niemczech ustawa o związkach partnerskich jest tylko dla par homoseksualnych. Nie mamy prawa do wspólnego rozliczania się, jak małżeństwa, ale mamy ulgi. Ja więcej zarabiam, więc mogę odjąć utrzymanie Davida od podatku. Takie prawo mają też pary heteroseksualne, które razem mieszkają. Wystarczy, że podpiszą oświadczenie, że razem prowadzą gospodarstwo. Kiedy David leżał w szpitalu, powiedziałem lekarce, że jestem jego partnerem, i udzieliła mi informacji o jego stanie, ale gdyby w grę wchodziły poważniejsze decyzje, to musiałbym pokazać umowę. Nie możemy złożyć wniosku o adopcję, ale gdybym miał dziecko z poprzedniego związku, moglibyśmy wychować je razem. Na razie nie planujemy dzieci.
David: Gdybyśmy chcieli się rozstać, musielibyś-my być 1,5 roku w separacji i wnieść o rozwiązanie związku partnerskiego. Obowiązują nas też alimenty. Gdybyśmy się rozstali, a on byłby chory, musiałbym go utrzymywać. Mamy mniej praw niż małżeństwa, ale takie same obowiązki. Piotr: W Polsce i w innych krajach, w których nie ma takiej ustawy, nasze małżeństwo jest nieważne. Gdybym w Polsce leżał w szpitalu, David nie miałby prawa dowiedzieć się o stanie mojego zdrowia. Kiedyś zatrzymała mnie policja, kiedy jechałem jego samochodem. Pokazałem papiery, a policjant spytał, kto to jest David Schumm. Powiedziałem, że mój partner, ale nie zareagował. Pewnie myślał, że chodzi o partnera w interesach.
**
Anna Modzelewska, 23 lata, fryzjerka psów
Katarzyna Kurkowska, 28 lat, politolożka i dekoratorka Są razem od roku
Anna: Szukamy mieszkania. Od pół roku bujamy się, albo u mojej mamy, albo znajdujemy coś, co nie wypala. Chciałybyśmy kupić mieszkanie na spółkę, bo na wynajem idzie dużo kasy. Ale sama kredytu nie dostanę, Kaśka też nie. To co, mam prosić mamę, która dostanie, ale na 20 lat mniej? Bez sensu, bo albo kredyt będzie mniejszy, albo masakrycznie duże raty. M.in. dlatego chcemy zawrzeć związek partnerski. Nie żeby było fajnie i żeby się pochwalić przed znajomymi, tylko żeby żyć normalnie. Bo w razie różnych nieprzyjemnych sytuacji jesteśmy w dupie. Kompletnie. Katarzyna: Np. żebyśmy mogły korzystać z jednego ubezpieczenia.
Anna: Dzieci nie chcę. Nie lubię. Są fajne, jak mają od razu siedem lat i nie są moje. Ale dwie kobiety są w stanie wychować dziecko równie dobrze jak para heterycka. Mnie wychowywały dwie kobiety: mama i babcia. Klasycznie.
Katarzyna: Moi rodzice są ze sobą od 30 lat. Naprawdę fajna rodzina. Mój tata nie wie o moim związku, ale to wynika z jego złej sytuacji zdrowotnej. Mama mówi, że musi to sobie sama przegryźć. Ale nie pyta: ?Co u ciebie??, tylko ?Co u was??. Mama Anki ? świetna! Dla mnie druga mama.
Anna: Powiedziałam jej, że jestem lesbijką, mając lat 13. W kuchni, odsmażając kotleta. Znała wszystkie moje dziewczyny. Kasię poznałam na imprezie. Była współlokatorką mojej koleżanki. Co mi się spodobało? Spójrz na jej oczy!
Katarzyna: Ania jest moją pierwszą dziewczyną na stałe. Przez osiem lat byłam z facetem. Teraz mężczyźni mnie nie kręcą. Z Anią ciągle coś się dzieje.
Anna: Nie ma takich dni, że tylko telewizor, ?Kuchenne rewolucje? i Olivier Janiak. Katarzyna: Uwielbiamy usiąść razem wieczorem, wypić po piwie, pogadać. Myślałyśmy, żeby zawrzeć związek partnerski za granicą. Ale tu będzie nieważny.
A ja nie chcę wyjeżdżać z Polski. Głównie ze względu na mamę i babcię.
Anna: Ja też nie chcę. Mieszkałam w Niemczech i wróciłam, mimo perspektywy obywatelstwa. Zostajemy i czekamy, aż wszystko się poukłada.
Cały tekst na Gazeta Wyborcza- Duży Format
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz