sobota, 8 maja 2021

Jacek Dehnel o Dominiku Szymańskim z Bieżunia



Sześć lat temu czternastoletni Dominik Szymański z Bieżunia popełnił samobójstwo, zaszczuty przez swoich rówieśników z gimnazjum. Już po jego śmierci "koledzy" założyli na fejsie grupę "Dominik dobrze, że zdechł", w której pisali np. że "hańbił Białą Rasę" oraz żalili się, że "teraz nie ma kogo gnoić". Dominik dziś miałby dwadzieścia lat - nadal bardzo, bardzo mało - a przed sobą całe życie, pełne miłości, rozczarowań i oczarowań, smutków i radości.

I rówieśników, i nauczycielkę oskarżaną o to, że go sekowała, sądy uniewinniły. Nie ma winnych. Tymczasem w 2015 roku napisałem o felieton o tym, że winni chodzą wokół, często otaczani powszechnym szacunkiem i traktowani jako "autorytety moralne". W tej kwestii nic się nie zmieniło, chyba, że na gorsze.

Dobrzy ludzie

Nie wiedziałem nawet, gdzie jest Bieżuń. W powiecie żuromińskim, na Mazowszu. Mieszkał tam Dominik Szymański, lat 14. Mieszkał, już nie mieszka, powiesił się na sznurówkach, bo w szkole koledzy urządzili mu festiwal hejtu. Zasłużenie: w końcu nosił rurki, układał włosy i był "pedziem". Nie trzeba chyba lepszego dowodu na to, że homofobia to nie jakaś oderwana od życia sprawa, jakiś "pogląd" (który można przyjmować, można się z nim nie zgadzać, ale ma swoje miejsce w społeczeństwie), lecz zwykła podłość, podłość, która zbiera konkretne ofiary.

Ale nie, niektórym to nie wystarczy. I myślę nie tylko o bieżuńskich i pozabieżuńskich gimnazjalistach, na których wcale nie padł blady strach, że oto mają na rękach krew swojego kolegi, a którzy, przeciwnie, jeszcze po jego śmierci, jak przywabione zapachem tej krwi posokowce, zorganizowali w internecie festiwal nienawiści. Nie myślę też o tej gromadzie, która o tragedię obwiniła wszystkich (począwszy od ofiary, bo Dominik „był za słaby, zadziałała selekcja naturalna, wolał śmierć niż zmienić styl ubierania, przez jego rodziców, aż po równościowców z parad, bo to przez tę nachalną propagandę i promocję homoseksualizmu te prześladowania; to normalne, akcja rodzi reakcję!”), tylko nie homofobicznych prześladowców, którzy zmienili życie chłopca w piekło. Myślę o tak zwanych dobrych ludziach.

Dobrzy ludzie reagują z troską. Udostępniają na fejsie zdjęcia ofiary, wklejają świeczki. I opowiadają, jakie to straszne, że rzecz się sprowadza do homofobii. Bo przecież to nie o to chodzi, w ogóle nie o to chodzi.

Po pierwsze: Dominik nie był gejem, co poświadcza jego matka. Pomijam już, ile matek jest świadomych nieheteroseksualnej orientacji syna, kiedy ma on ledwie czternaście lat. Ale nawet gdyby nim nie był – cóż to zmienia? Można być ofiarą homofobii nie będąc gejem bo logika prześladowań jest swoista. Polacy, których wzięto za Żydów w czasie pogromu kieleckiego, ucierpieli z powodu antysemityzmu, a nie antypolonizmu. Hermann Goering miał powiedzieć: „O tym, kto jest Żydem, decyduję ja!” i na tej samej zasadzie to homofob decyduje, kto jest „pedałem” czy „lesbą”. Po drugie – wedle dobrych ludzi – powodem tragedii była nie jakaś tam homofobia (co to w ogóle niby jest? Jakiś wymysł homopropagandy!), a szeroko pojęta przemoc w szkole. Przecież mogli go prześladować za to, że był gruby, rudy, nosił okulary.

Ale nie był i nosił. Był prześladowany jako „pedzio”. Podobnie jak tysiące, dziesiątki tysięcy jego rówieśników. Młodość jest trudna, 12% nastolatków myśli o samobójstwie. Wśród nastoletnich gejów i lesbijek – 62%. I nie bierze się to znikąd, bowiem – w przeciwieństwie do prześladowań rudych, niskich, grubych i okularników – nienawiść, pogarda i przemoc jest uświęcana potęgą rozmaitych dobrych i godnych szacunku ludzi: polityków, redaktorów gazet, biskupów, sędziów, katechetów, nauczycieli.

Czy Andrzej Krauze narysowałby, a „Rzeczpospolita” wydrukowałaby karykaturę, na której przed urzędnikiem stanu cywilnego stoi biały mężczyzna i czarna kobieta, a obok zoofil mówi do kozy, czy może małpy: „Jeszcze tylko ci państwo wezmą ślub i zaraz potem my”? I czy zostaliby uniewinnieni przez Sąd RP, gdyby pozwało ich stowarzyszenie walczące z rasizmem?

Czy gdyby red. Terlikowski publicznie twierdził, że działaczom organizacji żydowskich „chodzi o zburzenie cywilizacji zachodniej”, Korwin-Mikke – że Żydzi to „opłacani funkcjonariusze antyeuropejskiej krucjaty”, a ks. Oko – że „Kiedy do szpitala przychodzi taki starszy Żyd, to jest alarm dla lekarzy i pielęgniarek, żeby uważać, bo można się zakazić chorobą zakaźną” (i kolportowałby rzekome zdanie lekarza, że „w krwi Żyda płynie rozcieńczona bo rozcieńczona, ale jednak gnojówka”) – czy w ogóle byłoby dla nich miejsce w dyskursie publicznym? Czy Monika Olejnik i Tomasz Lis zapraszaliby ich ochotnie do swoich programów, bo przecież mamy pluralizm i warto poznać te cenne poglądy (koniecznie z tą mantrą: „przecież wasze środowisko mówi o tolerancji, więc musi tolerować homofobów”. Nie, nie musi. Więcej: nie powinno, bo to prowdzi do konkretnych śmierci, jak jazda po pijanemu)?

Czy gdyby bp Zawitkowski spod Matki Boskiej Częstochowskiej skandował, że czarni „nie potrafią normalnie kochać”; gdyby bp Pieronek perorował o czarnych nauczycielach: „To jest trochę tak, jak z chorobą zakaźną. Nikt normalny nie będzie dyskryminował takich ludzi, ale ze względu na swoje bezpieczeństwo będzie domagał się jakiś barier, pewnej izolacji. Ja myślę, że nauczyciel Murzyn po prostu nie spełnia podstawowego warunku wykonywania tego zawodu. Tu nie chodzi o zakaz pracy, tylko o niedopuszczenie do pewnych zajęć ze względu na brak stosownych kompetencji”; gdyby Lech Wałęsa powiadał, że jeśli do sejmu wybrany zostanie czarnoskóry poseł, to „powinien siedzieć w sali plenarnej gdzieś pod ścianą, za murem”, a posłanka Pawłowicz dowodziła, że „zjawisko związków międzyrasowych jest sprzeczne z naturą oraz obraża poczucie estetyki i moralności” – to czy nie skompromitowaliby się zupełnie?

A wszystko to powiedzieli o gejach i lesbijkach. Wszystko to o nich mówią nieustannie: oni i inni dobrzy ludzie: biskupi i posłowie, katechetki i publicyści, nauczyciele i rodzice; a także widzowie, słuchacze, parafianie, którzy przyjmują to bez sprzeciwu. Dopiero co prokuratura nie dopatrzyła się nawoływania do nienawiści w słowach rapera o gejach: „To nie uprzedzenie, tylko czysta nienawiść. Nie używam słowa >>leczyć<<, preferuję kurwy zabić”. Homofobia bowiem nie istnieje, a każdy ma przecież prawo wyrażać swoje poglądy.

Wieczorem wszyscy ci dobrzy ludzie zdejmą swoje garnitury i sutanny, garsonki i komże, klękną i zmówią paciorek. Może również za Dominika, tak potwornie zaszczutego przez złą młodzież, w której to zło nie wiadomo skąd się wzięło, pewnie z komputerów, internetu i niedoboru religii w szkołach. I będą spali snem sprawiedliwych, z rękami na kołdrze, z rękami we krwi po łokcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz