niedziela, 28 października 2012

Dzień z Krystyna Modrzewska


W swoim życiu miała trzy nazwiska. W testamencie poprosiła, aby jej prochy zostały rozsypane w morzu. Tak też się stało.

"Przy każdorazowym spotkaniu z tą fotografią nawiedza mnie obsesyjna myśl, czy gdyby matka, która była mocnym człowiekiem, wiedziała w tamtym czasie, jakiemu życiu wysyła mnie na spotkanie, zdobyłaby się na położenie też poduszeczki z falbankami na moją twarz, na dłuższą chwilę" - takim komentarzem Krystyna Modrzewska opatrzyła rodzinne zdjęcie z czasów swojego niemowlęctwa, jest na nim z matką.

Modrzewska napisała kilka książek autobiograficznych, w których wspomnienia z przeszłości układały się w różne konfiguracje.

Historia zaczyna się w 1929 roku, gdy dziesięcioletnia Krysia przyjeżdża z mamą do Lublina. W Warszawie został jej nastoletni brat. W Lublinie matka i córka miały zostać na stałe. Tutaj od lat mieszka ojciec dziewczynki i jej babcia. Hersz Henryk Mandelbaum jest wziętym lekarzem, leczącym przede wszystkim Żydów. Jego stałym pacjentem jest nie byle kto, bo sam rabin Majer Szapiro, założyciel Jeszywas Chachmej Lublin.

Krysia nie czuje się zadowolona z przeprowadzki, Lublin w porównaniu z Warszawą wydaje jej się miastem prowincjonalnym. Ze swoją babką nie jest emocjonalnie związana, a zapracowany ojciec w domu przy ul. Bernardyńskiej bywa rzadko. "Podświadomie czułam obcość otoczenia i tymczasowość pobytu" - napisze po latach. Jednak kilkadziesiąt lat później pamięta przedwojenny Lublin doskonale. Wylicza z nazwiska kupców prowadzących sklepy przy Kapucyńskiej czy Krakowskim Przedmieściu. Skórzaną teczkę kupioną przed wojną w sklepie papierniczym braci Kestenberg ma jeszcze wiele lat po wyzwoleniu.

Nazwisko wybrała z książki telefonicznej

Wybuch wojny zastaje Krystynę w Lublinie. Jej ojciec zostaje zmobilizowany i nigdy już nie wraca. 1 grudnia 1939 roku Krystyna i jej matka dostają piętnaście minut na wyniesienie się ze swojej kamienicy przy Bernardyńskiej. Przenoszą się do małego pokoiku przy szpitalu żydowskim przy ul. Lubartowskiej, w którym pracuje Krystyna. Dla jej matki ciosem jest informacja o śmierci ukochanego syna, który studiując w Niemczech, należał do Niemieckiej Partii Komunistycznej. Został zamordowany w więzieniu w Dreźnie. Niemcy każą pani Mandelbaum pójść do lubelskiej siedziby gestapo i odebrać osobiste rzeczy syna.

Krystyna wyjeżdża do Warszawy, gdzie wydaje się, że szansa na przeżycie jest większa. Udaje jej się potem wydostać z warszawskiego getta, a ksiądz z Lublina znajduje kryjówkę dla jej matki - w zakonie pod Warszawą. Tam kobieta przetrwa wojnę.

Będąc już po aryjskiej stronie, Krystyna z książki telefonicznej wybiera sobie nowe nazwisko, od teraz nazywa się Modrzewska. W Warszawie wyrabia sobie fałszywe aryjskie papiery.

W czasie okupacji pracuje w urzędach na prowincji. Nie może wyjść z roli. Tak zapamiętała opowieść koleżanki z pracy o Warszawie, w której rozgrywa się dramat powstania w getcie: "- Taka czarna, rozkudłana, cała w płomieniach, skoczyła z balkonu... Mówię wam, istna komedia. - A ja za biurkiem, rozparta wygodnie, słuchająca uprzejmie".

Modrzewska do końca życia w domu będzie trzymać oprawione w ramki zdjęcie swojej ukochanej ciotki. Siostra matki, malarka Helena Frenkiel, poszła z getta warszawskiego do jednego z transportów śmierci. Modrzewska napisze później, że miała szansę ją wyciągnąć, ale spóźniła się o jeden dzień.

Z całej rodziny Holokaust przetrwają tylko Krystyna i jej matka.

Krystyna mimo wszystko ma w sobie dość odwagi, żeby wstąpić do Armii Krajowej. Zaprzysiężona zostaje w Garwolinie w lutym 1941 roku. W jej osobistych papierach znalazło się "zaświadczenie weryfikacyjne" wystawione w 1985 roku w Londynie. Czytamy w nim, że Krystyna Modrzewska "prowadziła sabotaż gospodarczy" i "dostarczała karty zaopatrzenia dla Oddziałów Leśnych AK".

- O tożsamości żydowskiej Krystynie przypominała historia. Nie znała jidysz, w domu rodzinnym nie obchodziła świąt żydowskich, podobnie jak matka przeszła na katolicyzm - mówi Wioletta Wejman z Ośrodka Brama Grodzka - Teatr NN.

Po raz drugi o tym, że jest Żydówką, przypomni Modrzewskiej antysemicka nagonka z marca 1968 roku. Wtedy już jest pracownikiem naukowym UMCS, szefową Katedry Antropologii. Jej podróż w jedną stronę zakończyła się w Szwecji.

W swoich książkach Modrzewska nie oszczędza nikogo, nie waha się pisać źle ani o swojej rodzinie, ani o współpracownikach na uczelni. Jest szczera także wobec siebie, bo nie przemilcza wątku swojej tożsamości seksualnej.

Krystyna bardzo wcześnie odkrywa, że nie czuje się dobrze w swoim ciele. Dojrzewanie jest dla niej koszmarem, nie akceptuje tego, że jej figura się zmienia. Rosnące piersi nazwie później "wstrętnymi nowotworami".

Kiedy ma czternaście lat, obcina warkocz, żeby już nigdy nie zapuścić włosów. Krótką fryzurę zaczesuje do tyłu, nie nosi biżuterii, nie maluje się. Jeszcze przed wojną ubiera się po męsku: w garnitury z krawatem. W swoich wspomnieniach napisze: "Czułam się zawiedziona, zdradzona przez własne ciało".

Dla rodziny jej transseksualizm jest tabu. Modrzewska opisuje taką scenę: ojciec siedzi ze znajomymi w ogródku kawiarni Rutkowskiego przy Krakowskim Przedmieściu. Dostrzegłszy Krystynę, woła ją do stolika. Jeden z lekarzy, widząc dziewczynę przebraną za mężczyznę, pyta: "Czy ta postać to pacjentka pana doktora?".

W domu Hersz Mandelbaum obraca tę scenę w żart, co Krystynę bardzo zaboli. Tak samo stanie się, gdy do Mandelbaumów przyjdzie z awanturą matka dziewczyny, do której ich córka wysyłała miłosne listy.

Krystyna nigdy nie wyjdzie za mąż, nie będzie też miała dzieci. Napisze po latach: "Od zarania świadomości czułam się uwięziona w inności (...)". Już w Szwecji zmienia nazwisko po raz drugi, na Frenkiel. Przyjmuje panieńskie nazwisko swojej matki.

W testamencie poprosi swoich szwedzkich przyjaciół, żeby ją skremowali, a prochy rozsypali w morzu. Uroczystość jest skromna: przyjaciele wypływają na morze łódką i otwierają urnę nad taflą wody. Stało się to wiele lat po tym, jak Krystyna Modrzewska napisała na płycie nagrobnej swojej matki: "Tutaj leży moja matka. Moje popioły wiatr rozwieje po obcej ziemi".

Korzystałam z książek Krystyny Modrzewskiej: "Trzy razy Lublin", "Dom przy Bernardyńskiej", "Czas przedostatni" i "Zabłąkani w rzeczywistości". (źródło gazeta.pl)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz