niedziela, 11 grudnia 2011

Słowo Boże na dziś Scenariusze końca świata

Pojawił się człowiek posłany przez Boga, Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o Światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz posłanym, aby zaświadczyć o Światłości.  Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: „Kto ty jesteś?”, on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: „Ja nie jestem Mesjaszem”. Zapytali go: „Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?”. Odrzekł: „Nie jestem”. „Czy ty jesteś prorokiem?”. Odparł: „Nie!”. Powiedzieli mu więc: „Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?”.  Odpowiedział: „Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz”. A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: „Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?”. Jan im tak odpowiedział: „Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała”. Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.
J 1,6-8.19-28 

The Guardian - Onet: Czy apokaliptyczne wizje końca świata powinny nas martwić, zwłaszcza w czasach poważnego kryzysu?

Sądząc po kasowych sukcesach filmów katastroficznych w ostatnich latach, jesteśmy szczerze zafascynowani ideą końca świata. W obrazie "28 dni później" Danny Boyle’a wirus pustoszy Wielką Brytanię i inne kraje. W "Dniu zagłady" i "Armageddonie" Ziemi zagraża asteroida. Z kolei w filmie "Pojutrze" główną rolę grają zmiany klimatyczne.

W rzeczywistości jednak nie wiemy, jak będzie wyglądać koniec świata (bądź ludzkości), ani kiedy może nastąpić. Rozpatrywanie i przewidywanie tego zdarzenia było zazwyczaj domeną wielkich religii: każda z nich głosi jakąś wizję spotkania ludzi ze stwórcą. "Koniec" (lub sąd ostateczny) jest zazwyczaj decyzją bóstwa, które pragnie oczyścić naszą planetę i umożliwić nowej rasie moralnie czystszych ludzi zasiedlenie jej na nowo. Kataklizm jest z reguły karą za nadmierną rozpustę oraz grzechy, a zarazem zwiastuje nowy początek.

Opowieści o ogniu, siarce i bogach są bardzo pouczające i skutecznie napawają wiernych lękiem oraz poczuciem zagrożenia. Zmyślone historie zagłady bledną jednak w porównaniu z realistycznymi scenariuszami. Jeżeli spojrzymy na sprawę z perspektywy nauki, "koniec" stanie się dużo bardziej frapujący.

Kruchej ziemskiej egzystencji, która rozpoczęła się około 3,5 miliarda lat temu, zawsze groziło unicestwienie. Wymieranie to norma na naszej planecie – spośród około 4 miliardów gatunków, które wyewoluowały, wyginęło 99 procent. Na przestrzeni ostatnich 500 milionów lat tempo wymierania było relatywnie stałe, ale pięciokrotnie wzrosło na pewien krótki okres. Ziemia zamieniała się wówczas – z niewyjaśnionych do końca przyczyn – w niekorzystne dla życia środowisko. W owych momentach, z geologicznego punktu widzenia będących mgnieniem oka, wymierało ponad 75 procent żyjących gatunków.

Co najmniej jedna z tych masowych zagład nastąpiła na skutek zdarzenia, które moglibyśmy nazwać wielkim scenariuszem końca świata w hollywoodzkim stylu. Gdyby odpowiednio duża asteroida uderzyła w Ziemię, efektem byłyby potężne trzęsienia ziemi i tsunami na całej kuli ziemskiej. W powietrzu uniosłoby się dość pyłu, by na kilka lat całkowicie zasłonić słońce. Zniknęłyby globalne zapasy żywności, co doprowadziłoby do klęski głodu. Podobnie bywało już wcześniej: dinozaury (wraz z około połową innych ziemskich gatunków) zostały unicestwione 65 milionów lat temu przez asteroidę o średnicy 10 kilometrów, która uderzyła w tereny obecnego Meksyku.

Monica Grady, specjalistka od meteorytów z Open University, podkreśla, że pytanie nie powinno brzmieć czy, ale kiedy tak zwany obiekt bliski Ziemi (NEO) zderzy się z naszą planetą. „Wiele mniejszych obiektów rozpada się, kiedy wchodzi w atmosferę ziemską, więc siła ich uderzenia jest znikoma. NEO o średnicy większej niż kilometr uderza w Ziemię średnio raz na kilkaset tysięcy lat, a obiekt o wielkości ponad 6 kilometrów, który jest w stanie spowodować masową zagładę, co kilkaset milionów lat. Wielki meteoryt może więc pojawić się w każdej chwili.

Do kataklizmów naturalnych zaliczają się także nagłe zmiany klimatu oraz potężne erupcje wulkanów. Mogą one spowodować globalną katastrofę i zniszczyć znaczną część życia na planecie, ale zważywszy, że zagrożenie to jest nam znane już od kilkuset tysięcy lat, zagłada spowodowana tego typu naturalnym kataklizmem wydaje się mało prawdopodobna w perspektywie kilku najbliższych stuleci.

Naszej egzystencji zawsze zagrażały także katastrofy kosmiczne, mimo że upłynęło trochę czasu, zanim to dostrzegliśmy. Przykładem może być hipotetyczne zderzenie naszej galaktyki, Drogi Mlecznej, z najbliższym sąsiadem, Andromedą, bądź pojawienie się czarnej dziury. Powyższe scenariusze mają wspólną cechę: mimo świadomości niebezpieczeństwa nie możemy wiele na nie poradzić, poza próbami przewidywania, jak przeżyć następstwa takiego wydarzenia.

W rzeczywistości jednak najgroźniejsze dla ludzi są skutki ich własnej działalności. Nasz gatunek jest jedynym w historii życia na Ziemi, który nauczył się przekształcać swój świat – a zarazem potrafi go zniszczyć.

Wywołane przez ludzi zagrożenia – zmiany klimatu, zanieczyszczenie środowiska, kurczenie się zasobów naturalnych i koszmar broni jądrowej – stały się aż nazbyt realne. Na własne ryzyko manipulujemy genami i atomami. Nanotechnologia, biologia syntetyczna i modyfikacje genetyczne mają spory potencjał, zapewniają nam bowiem lepszą żywność, bezpieczniejsze leki i czystsze otoczenie, ale mogą także doprowadzić do tragedii, jeżeli wykorzystamy je niewłaściwie lub nieostrożnie.

Martin Rees, brytyjski astronom i były prezydent Royal Society, wieszczy w swej książce "Our Final Century?" z 2003 roku, że szanse ludzkiej cywilizacji na przetrwanie do 2100 roku wynoszą nie więcej niż 50 procent. Naszą zgubą ma być łatwy dostęp do technologii o globalnym rażeniu, w rodzaju broni biologicznej, a także potencjalne niepożądane efekty molekularnej nanotechnologii.

Jak wskazuje Bostrom, pierwszą wywołaną przez człowieka sytuacją zagrożenia ziemskiej egzystencji była prawdopodobnie detonacja pierwszej bomby jądrowej. – Obawiano się wówczas, że wybuch może doprowadzić do reakcji łańcuchowej, "podpalając" atmosferę. Choć dziś wiemy, że byłoby to fizycznie niemożliwe, wtedy liczono się z realnym ryzykiem zagłady.

Kolejne potencjalne niebezpieczeństwa są skutkiem ubocznym naszych największych sukcesów ostatnich lat. Globalne społeczeństwo jest skomputeryzowane i zespolone ze sobą jak nigdy wcześniej, co przynosi nam duże korzyści w dziedzinie handlu, dostępu do wiedzy, edukacji i komunikacji. Jednak za sprawą tych samych współzależności szybciej niż kiedykolwiek rozprzestrzeniają się wirusy (komputerowe i tradycyjne). Zdolni terroryści (lub inteligentne maszyny) mogą zaatakować kluczowe systemy dowodzenia, przejąć lub usunąć dane finansowe i udaremnić transakcje handlowe, niszcząc podstawy funkcjonowania współczesnego świata. Awaria cyfrowego systemu w USA może przenieść się do Chin lub Australii w kilka sekund.

Na ironię losu zakrawa, że im lepiej poznajemy nasz wszechświat, tym większe wydają się potencjalne zagrożenia.

Wyobraźmy sobie, że pytamy najwybitniejszych uczonych okresu Oświecenia w zachodniej Europie – na przykład Isaaca Newtona, Francisa Bacona lub George’a Berkeleya – o to, jak ich zdaniem wyglądać będzie koniec świata. Mogliby oni roztoczyć wizje boskiej interwencji (Newton wierzył, że dzień apokalipsy nadejdzie w XXI wieku, co wyliczył na podstawie wskazówek w Biblii), albo spekulować, że krwawa wojna przyniesie mnóstwo ofiar, a narody upadną i wyginą. Niewykluczone, że uczeni ci przedstawiliby inne fantastyczne teorie, ale żaden z nich na pewno nie wspomniałby o potencjalnym zagrożeniu ze strony bomb jądrowych, czarnych dziur, czy też podnoszącego się w następstwie zmian klimatycznych poziomu oceanów.

Nie wpadlibyśmy na to, że świat może przestać istnieć w ułamku sekundy na skutek rozpadu próżni, gdybyśmy nie wiedzieli nic o cząsteczkach kwantowych i ewolucji kosmosu od momentu Wielkiego Wybuchu. Zaczynamy też wysuwać hipotezy, że "czas" w obecnym rozumieniu może kiedyś zniknąć z naszego wszechświata, pozbawiając nas poczucia ruchu i kierunku.

Miejmy nadzieję, że nigdy nie natkniemy się w kosmosie na zabójcze "dziwadełko". Substancja ta teoretycznie zbudowana jest z tej samej materii, co wszystko wokół nas, a mimo to bezwzględnie niszczy znane nam formy życia.

Jason Matheny, koordynator programu amerykańskiej rządowej agencji Intelligence Advanced Research Projects Activity, stale rozważa potencjalne scenariusze zagłady ludzkości. W artykule dla magazynu "Risk Analysis" z 2007 roku opisał nieuchronny proces gaśnięcia Słońca. – Gdy za miliard lat Słońce wejdzie w fazę czerwonego olbrzyma, temperatura na Ziemi wzrośnie powyżej 1000 stopni, a atmosfera zagotuje się. Utworzy się mgławica planetarna, a Ziemia przestanie nadawać się do zamieszkania – podkreśla. – Jeżeli skolonizujemy inne układy słoneczne, przeżyjemy dłużej niż nasze Słońce, być może kolejne 100 bilionów lat, dopóki wszystkie gwiazdy nie zaczną się wypalać. Moglibyśmy przetrwać jeszcze dłużej, gdybyśmy nauczyli się wykorzystywać inne niż gwiezdne źródła energii. To wszystko brzmi bardzo optymistycznie, ale wszechświat może sprawić nam jeszcze niejedną niespodziankę. Według Matheny’ego ludzkość nie ma szans na przeżycie rozpadu materii jądrowej, spodziewanego w okresie od 1032 do 1041 lat. – Fizyka zdaje się potwierdzać spostrzeżenie Kafki, że nadzieja jest nieskończona, ale nie dla nas. Choć ludzie lub ich potomkowie hipotetycznie mogliby przeżyć jeszcze 1041 lat, wydaje się mało prawdopodobne, by ludzkość przetrwała tak długo. Homo sapiens żyją już 200 tysięcy lat. Nasz najbliższy krewny, Homo erectus, wymarł po około 1,8 miliona lat. Średnia długość trwania gatunków ssaków wynosi około 2,2 miliona lat.

Czy owe apokaliptyczne wizje powinny nas martwić, zwłaszcza w czasach poważnego kryzysu? Owszem, odpowiada Bostrom. "Próby oceny ryzyka zagłady zawsze wiążą się z dużą dozą subiektywnego osądu. Mamy do czynienia z pewną stronniczością, bowiem ci, którzy oceniają zagrożenia jako poważniejsze, mają większe szanse na publikację swych książek" – pisze Bostrom w Global Agenda. "Mimo to każdy, kto dogłębnie poznał ten temat, zgodzi się, że ryzyko jest znaczące. Nawet gdyby prawdopodobieństwo wymarcia ludzkości wynosiło tylko 5 procent lub 1 procent, i tak należałoby je potraktować poważnie, zważywszy, jak wielka jest stawka".

To smutne, konstatuje Bostrom, że niezbyt często zastanawiamy się, jak zwiększyć nasze szanse przeżycia w starciu z zagrożeniami, którym jesteśmy w stanie częściowo zapobiec (nie licząc rozpadu próżni i gaśnięcia słońca). Przemawiając podczas panelu Światowego Forum Ekonomicznego w 2006 roku, wygłosił on następującą radę: "Dobry przywódca przyjmuje w swych działaniach szerszą perspektywę i bierze odpowiedzialność za długofalowe konsekwencje swojej polityki. Jeżeli chodzi o zagrożenia dla egzystencji ludzkości, wyzwanie polega na tym, by nie ignorować ich ani nie pogrążać się w apatii i depresji, ale postarać się zrozumieć problem i podjąć najbardziej opłacalne kroki, służące zwiększeniu bezpieczeństwa naszego świata". Krótko mówiąc, lepiej dmuchać na zimne.

Najdziwniejsze scenariusze

Śmiertelna euforia

Wielu z nas przyjmuje codziennie substancje takie jak kofeina czy nikotyna. Dzięki badaniom z dziedziny fizjologii opracowujemy nowe specyfiki, które potrafią poprawić nastrój i koncentrację lub pozwalają funkcjonować przez kilka dni bez snu. Ile czasu minie, zanim będziemy używać tylu "dopalaczy", że stracimy kontrolę nad sobą? Być może cywilizacja nie skończy się z hukiem, ale rozpłynie się w mgiełce otumanienia.

Znak ostrzegawczy: Specyfiki stają się zbyt tanie, ale my jesteśmy zbyt naszprycowani, by to zauważyć.

Rozpad próżni

Jeżeli Ziemia faktycznie znajduje się w regionie wszechświata zwanym fałszywą próżnią, to w każdym momencie może nastąpić degradacja do poziomu jeszcze niższej energii. Spadek ten dokonałby się z prędkością światła, a atomy nie przetrwałyby uwolnionej fali silnej energii – wszystko zostałoby rozerwane na strzępy.

Znak ostrzegawczy: Nie będzie żadnych znaków. Może się to zdarzyć choćby za chwilę.

Dziwadełka

Mechanika kwantowa roztacza przed nami mnóstwo przerażających wizji. Jedna z nich dotyczy cząsteczki zwanej dziwadełkiem, która potrafi zamienić każdą inną molekułę w kopię samej siebie. Niewielka ich liczba w zaledwie kilka godzin byłaby w stanie przeobrazić planetę w bezładną masę dziwadełek. Ziemia w znanej nam postaci przestałaby istnieć.

Znak ostrzegawczy: Wszystko wokół nas zaczyna gotować się i parować.

Koniec czasu

Co by się stało, gdyby czas, zgodnie z prawami fizyki, jakimś cudem dobiegł końca? Hiszpańscy naukowcy zaproponowali w 2007 roku alternatywne wyjaśnienie genezy tajemniczej, ciemnej energii, która stanowi 75 procent masy wszechświata i działa jako swoista antygrawitacja, odpychając od siebie galaktyki. Zasugerowali oni, że obserwowane przez nas zjawiska są rezultatem spowolnienia czasu, odpływającego z naszego wszechświata.

Znak ostrzegawczy: Być może dzieje się to właśnie teraz. I tak się nie dowiemy.

Wielkie tsunami

Geologowie alarmują, że hipotetyczna erupcja wulkanu w La Palma na Wyspach Kanaryjskich może spowodować wyrzucenie do Atlantyku fragmentu skały dwukrotnie większego od wyspy Man. Powstałe wówczas fale byłyby wysokie na kilometr, przemieszczałyby się z szybkością odrzutowca i uderzyły z ogromną siłą w wybrzeża USA, Europy, Ameryki Południowej i Afryki.

Znak ostrzegawczy: Połowa dużych miast na świecie znajdzie się pod wodą. Nagle, wszystkie naraz.

Przebiegunowanie Ziemi

Pole magnetyczne naszej planety tworzy tarczę przeciw szkodliwemu promieniowaniu słonecznemu, które mogłoby naruszyć DNA i spowodować awarię systemów elektronicznych. Północny i południowy biegun Ziemi co jakiś czas zamieniają się miejscami, a w trakcie tego procesu pole magnetyczne słabnie lub zanika na wiele lat. Ostatnie przebiegunowanie, o którym wiadomo, nastąpiło prawie 780 tysięcy lat temu, a następne może być bardzo bliskie.

Znak ostrzegawczy: Sprzęt elektroniczny przestaje działać.

Promienie gamma z kosmosu

Kiedy supermasywna gwiazda dokonuje żywota, wystrzeliwuje w kosmos dwie wiązki promieni gamma o wysokiej energii. Gdyby trafiły one w Ziemię, potężna siła rozdarłaby cząsteczki powietrza w atmosferze i rozkruszyła ochronną warstwę ozonową.

Znak ostrzegawczy: Niebo przybiera brązową barwę, a wszelkie życie na powierzchni Ziemi powoli wymiera.

Uciekająca czarna dziura

Czarne dziury to obiekty o najsilniejszym we wszechświecie oddziaływaniu grawitacyjnym, zdolnym rozbić Ziemię na pojedyncze atomy. Nawet oddalona o miliardy kilometrów czarna dziura byłaby w stanie wypchnąć naszą planetę z Układu Słonecznego, skazując ją na wędrówkę po czeluściach kosmosu bez źródła energii.

Znak ostrzegawczy: Nasilona aktywność asteroid; skrajne zjawiska pogodowe.

Gatunki inwazyjne

Gatunki inwazyjne to rośliny, zwierzęta lub bakterie, które pojawiają się w niezabezpieczonym przed nimi ekosystemie. Populacja intruzów rośnie, a ekosystem szybko destabilizuje się i upada. Gatunki inwazyjne to poważny globalny problem, pochłaniający duże środki finansowe: niszczą lokalne ekosystemy, przenoszą wirusy, zatruwają glebę i zagrażają rolnictwu.

Znak ostrzegawczy: Lokalne gatunki zaczynają znikać.

Transhumanizm

Co się stanie, jeżeli biologiczno-technologiczne ulepszenia osiągną poziom radykalnie przewyższający wszystko, co widzieliśmy do tej pory? "Postludzie" mogliby wykorzystywać sztuczną inteligencję bazującą na myślach i wspomnieniach przodków, którzy "zapisali" się w komputerze i istnieją jedynie w formie cyfrowych danych w superszybkich sieciach. Osoby, które fizycznie już dawno zmarły, miałyby dostęp do niezliczonej ilości informacji, błyskawicznie i bez problemu dzieląc się swymi myślami oraz uczuciami z innymi cyfrowymi ludźmi.

Znak ostrzegawczy: Cyborgi zaczynają nad nami górować, zarówno fizycznie, jak i mentalnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz