czwartek, 26 maja 2022

Minister ogranicza prawa tęczowy rodzin, mimo rośnie poparcie dla tęczowy rodzin w Polsce


Chcecie podnieść sobie ciśnienie? Spieszymy z pomocą! Niezawodnie homofobiczny zdobywca nagrody pocieszenia w kategorii „sobowtór Lorda Vadera, który zapomniał z domu kostiumu”, sam wszechwładny minister-prokurator Ziobro, wpadł na doskonały pomysł jeszcze większego utrudnienia życia rodzinom osób LGBT+ w Polsce.

Dziecko i jego dwie mamy lub dwóch tatów w obliczu polskiego prawa nie są rodziną. Od polityków słyszymy, że uznanie ich za rodzinę byłoby “zagrożeniem dla rodziny”. To rozumowanie wzbudza Wasze wątpliwości? Trudno, proszę się nie interesować i rozejść do domów.

Inny przykład: dwójka osób tej samej płci z Polski, legalnie uznawana za rodziców w innym kraju Unii Europejskiej. Niestety we własnym kraju nie są rodzicami z automatu, tak po prostu. Taka rodzina najpierw musi przedstawić w urzędzie zagraniczny akt urodzenia dziecka, a dopiero potem Polska podejmuje decyzję, czy dziecko dwóch Polek lub dwóch Polaków w ogóle  dostanie polskie dokumenty. Jeśli tak, to i tak matką lub ojcem może być tylko jedno z jego rodziców. Drugi rodzic formalnie pozostaje dla swojego dziecka obcą osobą, zostaje wymazany. Gdyby dziecko miało dwoje rodziców w dokumentach, to znów – według wielu polityków byłoby “zagrożeniem dla rodziny”. Proste.

Oba te zjawiska stoją w sprzeczności z jedną z podstawowych zasad Unii Europejskiej i dają podstawę do dochodzenia sprawiedliwości w sądach. To właśnie dzięki nieugiętym rodzinom i prawniczkom, które podejmują się takiej walki, polskie urzędy w ogóle zaczęły wydawać dowody osobiste (i numery PESEL) dla dzieci z tęczowych rodzin.

Zmiany więc zachodzą. Zbyt wolno, żeby świętować, ale w sposób nieunikniony, co daje nadzieję.

I wtedy na scenę wkracza wszechwładny minister-prokurator. Składa projekt nowelizacji Prawa o aktach stanu cywilnego, który w swoim zamyśle ma uniemożliwić jakiekolwiek uznawanie tęczowych rodzin, uznanych przez pozostałe kraje Unii.

O komentarz poprosiliśmy mec. Annę Mazurczak, specjalistkę ds. prawa antydyskryminacyjnego, członkinię MNW i naszą przyjaciółkę.

„Proponowana nowelizacja przepisów moim zdaniem jest wyrazem bezsilności polskiego ustawodawcy wobec zmian prawa na poziomie unijnym i międzynarodowym.

Sądy od lat uniemożliwiają nam zarejestrowanie w urzędzie stanu cywilnego aktów urodzenia z dwoma rodzicami tej samej płci czy aktów małżeństw tej samej płci - nowe przepisy tylko to orzecznictwo sądów utrwala, ale w praktyce niewiele zmienia. Dopóki w Polsce nie wprowadzimy równości małżeńskiej i uznania rodziców tej samej płci, niewielkie mamy szanse na uwzględnienie tęczowych rodzin w aktach stanu cywilnego i to bez względu na to, czy ta nowelizacja zostanie uchwalona czy nie.

To natomiast nie zmienia faktu, że UE coraz bardziej naciska na przynajmniej częściowe uznanie przez wszystkie państwa członkowskie - także Polskę - małżeństw jednopłciowych i rodzicielstwa dwóch osób tej samej płci. Ta nowelizacja ma zresztą tęczowym rodzinom pomóc w ten sposób, że będą one mogły uzyskać w USC "zaświadczenie" umożliwiające wykonywanie swobody przepływu.

To zaświadczenie nie jest jednak dokumentem tożsamości - w tej chwili w TSUE w Luksemburgu prowadzę sprawę, której celem jest nałożenie na Polskę obowiązku wskazania w dowodzie osobistym dwóch matek albo dwóch ojców. Moim zdaniem to z obawy przed wyrokiem w tej sprawie stworzono propozycję nowego prawa. Nawet uchwalenie tej nowelizacji nie zmieni natomiast obowiązku wdrożenia wyroku TSUE.

Nowelizacja natomiast - chyba wbrew założeniom - może doprowadzić do zablokowania wydawania dokumentów tożsamości dzieciom urodzonym za granicą w tęczowych rodzinach. Dziś są one wydawane na podstawie zagranicznych aktów urodzenia - nowe prawo miałoby te akty urodzenia pozbawiać mocy dowodowej, co jest oczywiście niezgodne z wiążącym Polskę prawem międzynarodowym i może spowodować, że te dokumenty znowu w ogóle nie będą wydawane.”

Jeśli zastanawiacie się zatem, o co w tym wszystkim chodzi i dlaczego Ziobro właśnie teraz znów postanowił małpować najgorsze wzorce z przybornika Putina i Orbana, pamiętajcie o słowach Przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, która w oficjalnym orędziu o stanie Unii w 2020 roku:

“(...) będę również dążyć do wzajemnego uznania związków pokrewieństwa w UE. Jeżeli jest się rodzicem w jednym kraju, jest się rodzicem w każdym kraju.”

Czyżby minister sprawiedliwości szukał sposobu na rozkręcenie dodatkowego konfliktu między Unią a Polską? Niemożliwe! Przecież wiadomo, komu jest na rękę osłabiona Europa… 


Prawie połowa Polek i Polaków chciałaby równych praw dla par jednopłciowych wychowujących wspólnie dziecko. Dlaczego więc przez lata słupki poparcia dla „adopcji dzieci przez pary homoseksualne" nie chciały drgnąć? Może problem tkwi w pytaniu, które fałszuje rzeczywistość?

Zazwyczaj polskie badania skupiają się na sprawdzaniu stosunku do — abstrakcyjnej w polskich warunkach — „adopcji przez pary homoseksualne”. Gdy w sierpniu 2019 roku zadaliśmy pytanie o przyznanie prawa do adopcji parze kobiet lub mężczyzn, za była – odpowiednio – co czwarta i co piąta osoba badana. Poparcie dla adopcji nigdy wcześniej, ani nigdy później nie było wyższe (np. w badaniach CBOS z 2021 roku za adopcją przez pary jednopłciowe opowiedziało się zaledwie 16 proc. Polek i Polaków). Mimo że w 2019 roku uzyskano znacznie wyższy wynik, podejrzewaliśmy, że naszym badaniom wciąż wymykała się rzeczywistość.

W najnowszym sondażu Ipsos dla OKO.press sprawdzono, co Polki i Polacy myślą o prawach tęczowych rodzin. Podczas gdy poparcie dla związków partnerskich i równości małżeńskiej stale rośnie, wciąż najmniej akceptowane jest rodzicielstwo osób LGBT.


Z szacunków Kampanii Przeciw Homofobii sprzed 12 lat wynikało bowiem, że już wtedy w tęczowych rodzinach wychowywało się co najmniej 50 tys. dzieciaków. Informacja o tym, że pary jednopłciowe są już rodzicami, nawet jeśli nie rozpoznaje ich polskie prawo, okazała się wpływać na wynik. Akceptacja dla równych praw wzrosła do 48 proc. Tyle samo było przeciwników.

Takie wyniki pokazują, że jeśli o osobach LGBT przestajemy mówić abstrakcyjnym językiem, poparcie dla uznania ich praw rośnie. Osoba badana przechodzi od abstrakcyjnych reguł ideologicznych co wyobrażeń o konkretnych ludziach, co sprawia, że odrzucenie w imię np. „wartości chrześcijańskich” ustępuje miejsca empatii. Na tej samej zasadzie uprzedzenia (nie tylko homofobiczne) słabną, gdy człowiek poznaje konkretną osobę z dyskryminowanej grupy.

W 2021 roku podobny eksperyment przeprowadziło Stowarzyszenie „Miłość nie wyklucza”. Okazało się wówczas, że 56 proc. badanych zgodziłaby się, by para jednopłciowa wzięła ślub, aby zapewnić bezpieczeństwo swoim dzieciom – np. aby uniknąć zabrania do domu dziecka, kiedy umrze rodzic biologiczny. Przeciwko było 29 proc. ankietowanych (...) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz