środa, 25 listopada 2020

Kolumna Zygmunta, jeden z symboli Warszawy, kryje opowieść o homoseksualnej miłości


Kolumna Zygmunta, jeden z symboli Warszawy, kryje opowieść o homoseksualnej miłości i konflikcie między księciem Władysławem i jego ojcem, królem Zygmuntem III.

Tylko nieliczni wiedzą, że Kolumna Zygmunta - najstarszy zabytek w mieście, został wzniesiony po konflikcie między ojcem ultra-konserwatystą katolickim i jego homoseksualnym synem. Istnieje sporo dowodów na homoseksualizm króla Władysława IV Wazę. Powiązanie emocjonalne syna króla z Adamem Kazanowskim odnotowano kilku znanych osób, na początku 17 wieku.

Król Zygmunt III Waza chciał jego niesforny syn był jego następcą. I aby ułatwić jego wybór na króla, kupił dworską posiadłość Boboli w pobliżu Krakowskiego Przedmieścia w Warszawie i przebudowano budynek do godnego zamieszkania, i trafił do jego syna. Z kronik, można stwierdzić, że był to jeden z najpiękniejszych i najdroższy pałaców w Europie w tym czasie. Młody Władysław oddał go jako prezent dla jego ukochanemu Adamowi Kazanowskiemu, tak piękny prezent stanowił wyraz miłości Władysława. Od tego czasu budynek ten został nazwany pałac Kazanowskiego. Kiedy król Zygmunt dowiedział się o tym, oszalał. Było wiele konfliktów między ojcem i synem, ale to był największy. Król nakazał uszczelnienie zamku. Nikt nie mógł przewidzieć, jak ta sytuacja by się podtoczyła się szczególnie dla Kazanowkiego, jeśli król nie umarł nagle. Podobno Władysław Waza miał "wyrzuty sumienia", a ze względu, że nie pogodził z ojcem przed śmiercią.

Więc postanowił upamiętnić go jakoś. Pomysł zbudować kolumnę, które upamiętnia Zygmunta III Wazę, spotkał się z niespodziewanym oporem. Polska szlachta nie chciała. I z tego powodu, że nie są zadowoleni z rządów króla. Kościół katolicki twierdził to pogańskie zwyczaj rzymski zbudował kolumnę i w chrześcijańskim kraju nie powinno taki kolumn budować. Odporność kościoła miał większą wagę, ponieważ klasztor bernardynów był właścicielem ziemi, gdzie planowano zbudować kolumnę. Jednak po wielu próbach, Władysław wzniósł kolumnę. Dziś jest symbolem Warszawy, który też jest związany bardziej z katolickiego konserwatyzmu niż z skandalem rodzinnym, powiązanym homoseksualizmem.

Więcej o historii króla homoseksualiście, to nie tylko był Adam ale trójkąt miłosny: Waza-Kazanowski-Ossoliński przypomina działacz LGBT z Poznania Sergiusz Wróblewski, jak pisze fragment:

Władysław IV Waza, jego młodzieńcze upodobanie do przystojnych rówieśników zostało zaświadczone znacznie obszerniej w źródłach z epoki i trafiło do poważnych opracowań historycznych. Poważnych, czyli, jak łatwo zgadnąć, nie ma o tym ani słowa w Wikipedii, choć poświęcone Władysławowi IV hasło zajmuje kilka ekranów. Stwierdza się tam tylko, że w życiu osobistym król nie zaznał szczęścia i długo zwlekał z zawarciem małżeństwa.

Gdy w 1617 r., tuż przed wyprawą królewicza Władysława na Moskwę, Jerzy Ossoliński, późniejszy Kanclerz Wielki Koronny, podejmował służbę na dworze młodego Wazy, natknął się w otoczeniu królewicza na człowieka, o którym wiele i zawsze z niechęcią pisze w swojej autobiografii. Był to niejaki Stanisław Kazanowski. Wszyscy trzej mieli więc w czasie wyprawy po 22 lata. Polski historyk Ludwik Kubala („Jerzy Ossoliński", 1883,1924) opisując rywalizację obu dworaków o łaski królewicza, jakby mimochodem, z iście dziewiętnastowieczną naiwnością (ale kto wie?), rzuca ciekawe światło na stosunek łączący młodego Władysława z jego rówieśnikiem Kazanowskim. Oto, co pisze m.in.:

Ten młody człowiek... złączony był już od dawna ścisłą przyjaźnią z królewiczem. Wychowali się razem i kochali się jak bracia. Wybierając się na wyprawę moskiewską, królewicz wyprosił, a raczej wymógł na ojcu, że dano mu przyjaciela do pokoju i do jego sypialni. Było coś cygańskiego w tym młodzieńcu. Czarne kręcone włosy, śniada cera, lubieżnie wyrzucone usta, uśmiech dwoma rzędami pereł ozdobiony, wielkie i niespokojne oczy, ruchy kocie, przymilające się, gdy się chciał komuś podobać, a pełne leniwej pogardy, kiedy kogo lekceważył. Mienił się jak brylant w różne kolory: raz był uprzejmy i miękki, to znów szorstki w obejściu, raz żywy, dowcipny i pełen niewyczerpanych pomysłów, to znów leniwy i śpiący; raz bojaźliwy i grzeczny, to znów zuchwały i gbur - jak mu było wygodnie. Kochał swego królewskiego przyjaciela, nie miał wielkiej ambicji, lubił przepych i zabawy, a pewny wzajemności Władysława, drwił sobie z Ossolińskiego, z senatorów i komisarzy Rzeczypospolitej, którzy go za złego ducha młodego pana uważali.

Problem homoseksualizmu w polskiej literaturze tego okresu nie istnieje. Polska - szlachecka świadomość nie przyjmowała faktu istnienia takiej inności.

Tymczasem obóz Władysława IV stał się uczestnikiem najbardziej niespotykanych zdarzeń w historii polskiego homoerotyzmu. W otoczeniu królewicza jawnie toczono spory o to, kto zostanie jego kochankiem. Jednym z pretendentów był Jerzy Ossoliński przyszły kanclerz koronny, który był młodzieńcem niezwykłej piękności. Był on tłumaczem tekstów z języka niemieckiego i jednym z pokojowych królewicza. Król wybrał jednak na swojego towarzysza Stanisława Kazanowskiego chłopca o czarnych kręconych włosach, śniadej cerze, pięknych perłowych zębach oraz dużych niespokojnych oczach. Zawiedziony w swych oczekiwaniach Ossoliński usiłował pocieszyć się wojewodzicem lubelskim Jakubem Sobieskim, ojcem Jana III. Do końca wyprawy pozostali już razem. Zanim Ossoliński został definitywnie odsunięty od boku Władysława, miał szansę stać się faworytem królewicza.

Przerażony swoim stanem zdrowia Stanisław wybłagał u Władysława, aby jego miejsce zajął młodszy brat Adam. Król początkowo nie chciał go przyjąć, ale później, jak pisze Bohomolec, tak się w Adamie zatopił, iż o Stanisławie całkiem zapomniał.

Tak kończy się wielki romans polskiego króla, a jednocześnie zaczyna nowy z Adamem, którego kochał już do końca życia, obdarowując najwyższymi urzędami państwowymi i najbogatszymi starostwami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz