poniedziałek, 10 lutego 2014

Globalny spisek i obrona konieczna przed homoseksualistami


Warto się czegoś nauczyć od biskupów czy Zespołu Stop Ideologii Gender – tego, że jeśli chce się zmiany, trzeba wykazać wzrastające poparcie społeczne dla niej.

W Parlamencie Europejskim odbyło się wczoraj czytanie raportu Ulrike Lunacek o dyskryminacji osób LGBT w krajach Unii. Stosunkiem głosów 394 za, 176 przeciw i 72 wstrzymujących się Parlament przegłosował rozpoczęcie prac nad dokumentem dotyczącym „przeciwdziałania homofobii i dyskryminacji ze względu na orientację seksualną i tożsamość płciową”. Wokół tego raportu skupiło się z końcem stycznia epicentrum paniki genderowej w Polsce. Tygodnik „Wprost”, podsycając histerię za pomocą analogii: raport o dyskryminacji = dążenie do przywilejów = spisek, zachęcał do przyłączenia się do protestu. Oczywistym się stało, że jeśli Polacy dyskryminację przyjmą do wiadomości, to zgodzą się tym samym na homomałżeństwa, a wtedy zginą. Wiadomo – trzeba się bronić.

Katolicka Agencja Informacyjna podgrzała atmosferę, na pół godziny przed reklamowanym przez „Wprost” protestem w obronie dzieci (działania są przemyślane i zgrane w czasie jak zamach na Kutscherę) publikując wywiad, którego udzielił ksiądz prof. Piotr Mazurkiewicz z Papieskiej Rady ds. Rodziny. Wywiad warto polecić każdemu, kto lubi wyobrażać sobie, że polski episkopat działa samowolnie, wbrew „reformatorskim tendencjom” Franciszka.

Regnerus (który, niczym Episkopat, a to odżegnuje się od swojej publikacji, a to pojawia się przed sądami stanowymi, by zeznawać na niekorzyść małżeństw jednopłciowych) nie nadąża ze sprostowaniami. Zaprotestował przeciwko wykorzystaniu jego raportu do rozpatrywanego w Rosji prawa, na mocy którego rząd mógłby odbierać dzieci gejom i lesbijkom. Dane z raportu, przekłamane i zawyżone, pojawiły się w ukraińskiej proreżimowej gazecie, a wyjaśnienie, napisane przez Regnerusa (w odpowiedzi na list zaalarmowanego ukraińskiego naukowca), że przeinaczono jego badania, przyszło zbyt późno, by zmniejszyć panikę, którą posłużył się reżim, żeby zniechęcić Ukraińców do Unii. Raport wciąż maszeruje przez świat. Poza USA cytowano go w Anglii, Walii, Francji, żeby zablokować ustawy o małżeństwach jednopłciowych, w Rosji z wiadomym skutkiem, oraz w Chorwacji – w celu dopisania zakazu małżeństw jednopłciowych do konstytucji.

Wrażenie robi solidne przygotowanie bardzo zróżnicowanych działań. Wystąpienia Beaty Kempy i prof. Pawłowicz w polskim sejmie można by potraktować jako rodzaj niekończącego się spontanicznego happeningu. Ale już polskiego tłumaczenia Raportu Regnerusa, dołączonego do artykułu w „Rzeczpospolitej”, nie można było przygotować z dnia na dzień. Towarzyszący mu komentarz przedstawiający sytuację w amerykańskiej psychologii tak, jakby w efekcie równorzędnego konfliktu pomiędzy Amerykańskim Towarzystwem Psychologicznym (APA) a obrońcami terapii konwersyjnej, czyli nakierowanej na zmianę orientacji seksualnej, APA, zdyskredytowane, przegrywało, też wymagał sporego nakładu pracy. Tymczasem w USA coraz częściej podkreśla się nieetyczność i szkodliwość społeczną terapii reparatywnych.

Zakładając, że istnieje coś takiego jak „filozofia afrykańska” (bo Afryka to państwo), kardynał pisze: „Myśl afrykańska nie może dopuścić do swego ponownego skolonizowania. Po okresie niewolnictwa i kolonizacji przybywamy tam ponownie, by upokarzać i niszczyć Afrykę, narzucając jej gender”. Namiętność motywująca następstwo akapitów przypomina pasję ugandyjskich pastorów krzyczących do oniemiałej publiczności, że homoseksualizm to „Zło! Zło! Zło!”. Konwencja jest batalistyczna: „wytoczono przeciwko nam potężne mechanizmy”. Jeśli wytoczono, to przecież trzeba się bronić.

Kardynał Sarah niedawno doczekał się afrykańskiej odpowiedzi: kenijski pisarz Binyavanga Wainaina w dokumencie wideo We Must Free Our Imagination odpowiada tak (w wolnym tłumaczeniu, zachęcam do obejrzenia oryginału): „W Afryce z punktu widzenia kolonizatorów międzyludzkie relacje zawsze były postrzegane jako queer. Afrykanie w nocy szli tańczyć i kto wie, co jeszcze uprawiali razem. Prawa »zakazujące sodomii« w poszczególnych koloniach były wyrazem niepokoju, że podbite ludy kryją w swych zwyczajach coś, co mogłoby stanowić zarzewie buntu, jakiś wyraz niepodporządkowania kolonizacji – nienormatywną seksualność. Obecne akcje przywracania tych praw kolonialnych, jak podpisany z początkiem 2014 roku zakaz małżeństw homoseksualnych w Nigerii, są niezgodne z duchem wolnych Afrykańczyków”.

Gdyby w grudniu 2013 Episkopat rozpoczął systematyczną kampanię skierowaną przeciwko gejom i lesbijkom (to znaczy gdyby spróbował zniechęcać ludzi do Biedronia, Raczka, Poniedziałka, Witkowskiego, Kostrzewy), mogłoby dojść od razu do silniejszego oporu społecznego. Tak wysoki poziom złorzeczenia konkretnym osobom, często lubianym, wydałby się Polakom nieludzki i niedorzeczny. Złorzeczenia przeciwko abstrakcji trudno było jednak traktować poważnie.

Oba te dyskursy łączy patrzenie na homoseksualizm jako na skłonność, którą należy kontrolować i leczyć, tak jak leczy się alkoholizm, bo niekontrolowana zacznie grozić porządkowi społecznemu. Tempa dodaje tu panika – konieczność ochrony dzieci, a bajkowości – ludowa demonologia. Potwór gender to wszak nie kto inny jak barokowy inkubus, demon uwodzący mnichów i mniszki, zmieniający płeć na życzenie, po raz pierwszy wymieniony w Młocie na czarownice, i od tej pory, przez stulecia niezmiennie już cieszący się popularnością.

Nie posunę się chyba zbyt daleko w analogii, wskazując, że podobny zespół skutecznie przeprowadził ustawę zakazująca „propagandy homoseksualnej” w rosyjskim parlamencie. Jak w déjà vu, na czele Komitetu do Spraw Rodziny, Kobiet i Dzieci, stoi tam Jelena Mizulina, nazywana „moralnym krzyżowcem”. Warto dodać, że gdy Mizulina poddała pod dyskusję w Dumie projekt ustawy o zakazie „propagandy homoseksualnej”.

Tymczasem katolicy z całego świata zachęcają Franciszka, żeby potępił homofobię. Nie będzie mógł w nieskończoność udawać, że ich nie słyszy. Tym bardziej, że arcybiskup Canterbury właśnie to zrobił w odniesieniu do kościołów afrykańskich.

Amerykańscy predatorzy rozsiewają homofobię w peryferyjnych krajach, żeby tak wzbudzona nienawiść rykoszetem zniszczyła Amerykę. Scott Lively wcale tego planu nie ukrywa. Polscy biskupi gotowi są podważać kompetencje nauczycieli, zachęcać polityków do lekceważenia konwencji i odgrywania roli Rejtana, Wallenroda i piątej kolumny naraz w ustawionej w charakterze wroga (jeśli akurat nie daje dotacji) Unii Europejskiej.

Całość polecam na Krytyka Polityczna. Szkoda że polacy tylko wolą słuchać głupi swoi biskupów i polityków prawicowy niż dowiedzieć się prawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz