środa, 26 lutego 2014

Dlaczego nie brakuje mi „Odwagi”?


Miłość Nie Wyklucza: Gdyby to zależało ode mnie rozwiązałabym lubelską grupę „terapeutyczną”. Wiem że to niemożliwe więc może napiszę do nich list, żeby zmienili nazwę.

Siedziałam, myślałam, aż w końcu dotarło do mnie jak niefortunna jest ich nazwa. Bo czyż nie odwagi potrzeba gejom, lesbijkom i wszystkim osobom nieheteroseksualnym?

Kiedy słyszę coming out myślę odwaga, kiedy słucham o perypetiach moich znajomych myślę odwaga, kiedy przypominam sobie mój własny coming out przed rodzicami też paradoksalnie myślę, że byłam wtedy odważna.
Dlatego, pomijając już zupełnie fakt że lubelska grupa robi źle skazując rzeszę chłopaków na terapię która nie może się udać, to czy fair jest wmawianie tym wszystkim zagubionym ludziom, ze modlitwa, asceza, wstrzemięźliwość zrobi z nich „normalnych”?

Jak okrutnym trzeba być aby wmawiać komukolwiek, że Bóg który jest miłosierny, go nie kocha, bo nie jest taki jak należy? Kiedyś dziwiłam się, że tylu moich nieheteroseksualnych znajomych jest wrogo nastawionych do kościoła. Uważałam, że przesadzają, ze nie jest tak źle. Myślałam, że to może wszystko dlatego że nie spotkali odpowiednich duszpasterzy i dlatego ich stosunek do kościoła jest tak negatywny. A potem dotarło do mnie, że to co przytrafiło się mnie było wyjątkiem. Ci księża którzy stanęli na mojej drodze nie sponiewierali mnie za to, jaka jestem. Wydawało mi się, że inni też tego doświadczają. Okazało się ze byłam chlubnym wyjątkiem, który powinien być regułą, ale niestety nie jest.

Oczywiście rozumiem dlaczego biskupi, księża podczas niedzielnych kazań, a niektórzy w mediach mówią to co mówią – muszą. Tak nakazuje im doktryna, nauczanie, ale nie rozumiem, dlaczego w ich słowach tak wiele jest pogardy.

Pod sztandarowym tekstem „potępiamy akty homoseksualne, ale nie homoseksualistów” kryje się jednak głębokie niezrozumienie tego, że relacja między ludźmi, którzy darzą się uczuciem rodzi się i rozgrywa nie tylko na wspólnych zakupach, imprezach, mieszkaniu ale też w łóżku. Wiem, że według kościoła seks jest tylko dla małżeństw, a małżeństwo to relacja kobiety i mężczyzny. Skoro więc taką wykładnię proponuje kościół, to po co się miesza w relacje, których nie obejmuje zarówno rozumem jak i dobrą wolą? Jeśli duszpasterze nie są w stanie poradzić sobie z seksem przedmałżeńskim, to skąd to żywe zainteresowanie tym co w łóżku robią (i jak!) osoby homoseksualne? Nie przekonuje mnie argument o tym, że jesteśmy kościołowi swoją grzesznością tak bliscy i tak bardzo kościół chce nas wyprowadzić na drogę cnoty.

Pochodzę z religijnej rodziny, wychowana na tzw. dobrych wzorcach. Byłam animatorką spotkań religijnych i rekolekcji, udzielałam się, powinnam być „normalna”. Pan Terlikowski, powszechnie znany jako obrońca tradycji i prawdziwej rodziny wielokrotnie mówił, że dzieci które wyniosą odpowiednie wychowanie z domu, w którym brak patologii, rodzice się modlą, rozmawiają ze sobą i z dziećmi nie są narażone na homoseksualizm, że to niemożliwe. Ciekawa jestem, co powiedziałby moim rodzicom? Według niego powinnam stać się i być tym szczególnym dobrem, pokoleniem JPII.

Wychodzi jednak na to, że nie jestem. Jestem biseksualna. Żyję z kobietą. I nikogo z moich „starych” znajomych nie interesuje mój los. Jako wierząca jestem dla nich kłamcą.

Tak wygląda prawdziwe oblicze kościoła wobec osób nieheteroseksualnych – współczują i nie rozumieją. Chcą nawracać mając sami wiele za uszami.

Lubelska „Odwaga” prowadzona przez Ruch Światło – Życie łudzi się, że komukolwiek pomoże wierząc głęboko, że tylko bycie osobą heteroseksualną zapewnia szczęście. Że tylko w ten sposób można wypełnić swoje prawdziwe powołanie. Jestem jednak pewna, że powołanie człowieka to coś więcej niż prokreacja. To coś więcej niż małżeństwo. To coś więcej niż pociąg do odmiennej płci.

Ostatecznie uważam, że trzeba być w zgodzie z sobą i własnym sumieniem. Mnie jako osobie wierzącej trudno żyć bez sakramentów, bez pewnego uporządkowania jakie dawało mi bycie we wspólnocie. Jeszcze trudniej byłoby mi jednak przyznać przed sobą, że nie podobają mi się kobiety i zostawić tą, z którą jestem, bo podobno Bóg tego ode mnie wymaga. W to nie uwierzę nigdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz