Mt 8, 18-22
Elondyn.co.uk: W Wielkiej Brytanii pary homoseksualne mogą zawierać cywilne związki partnerskie już od siedmiu lat. Partnerzy mają te same prawa cywilne co małżonkowie heteroseksualni, związki takie nie mogą być jednak nazywane małżeństwami. Rząd Camerona tę niby mało znaczącą kwestię chciał zmienić. Ustawodawczy zabieg kosmetyczny wywołał jednak dużą debatę publiczną, która pokazała przy okazji absurdalną argumentację przeciwników zmian.
W społecznym odbiorze związki jednopłciowe już dawno przestały kogokolwiek dziwić, gorszyć albo peszyć. W 2002 r. akceptację dla homoseksualizmu wyrażało 72 proc. Brytyjczyków. Stale rośnie także poparcie dla homoseksualnych małżeństw. W 2003 r. za prawem do zawarcia związku małżeńskiego osób tej samej płci opowiadało się 47 proc. Wyspiarzy, a w 2010 już 55 proc. Obok systematycznie zwiększającej się społecznej tolerancji i akceptacji zmianie ulega także brytyjskie prawodawstwo. Jeszcze na początku lat sześćdziesiątych XIX wieku za aktywność homoseksualną groziła w Wielkiej Brytanii kara śmierci.
Akty antydyskryminacyjne były wprowadzane systematycznie, począwszy od zmian w kodeksie pracy (2003), a kończąc na zbiorczym dokumencie „Akt o równości”, który wprowadza ogólny zakaz dyskryminacji pod względem orientacji seksualnej. W 1996 w końcu zalegalizowano konkubinaty zarówno par heteroseksualnych, jak i jednopłciowych, które przyznawały tylko kilka podstawowych praw małżeńskich. Rewolucja nastąpiła trzy lata później, kiedy to ostatecznie przyznano związkom jednopłciowym praktycznie takie same prawa jak heterykom. Nie mogli jedynie mówić, że są w związku małżeńskim. Rząd Camerona tę drobną niedogodność językową pragnie zmienić, na co środowiska katolickie, część Kościoła Anglikańskiego oraz wspierana przez niego Koalicja na rzecz małżeństwa (Coalition for Marriage – C4M) zareagowały histerią.
Na rządową propozycję zmian odpowiedział najpierw zwierzchnik katolików w Szkocji, kardynał i arcybiskup Edynburga Keith O’Brien, który w artykule dla „Sunday Telegraph” nazwał plan rządu „szaleństwem” i „aberracją”, a próbę wprowadzenia małżeństw jednopłciowych do brytyjskiego prawodawstwa porównał do niewolnictwa.
Tradycyjne małżeństwo, czyli co?
Najbardziej absurdalnie brzmią jednak argumenty przeciwników związków par jednopłciowych, które mówią o „ważnej społecznej roli, jaką pełni tradycyjne małżeństwo”, i to nie tylko dlatego, że dla wczesnego kościoła chrześcijan małżeństwo było „aktem hańby” i „obrzydliwym przymierzem dwóch ciał, będącym niemal plugastwem” (John Milton, „The Doctrine and Discipline of Divorce”, 1643), ale głównie dlatego, że na przestrzeni dziejów instytucja małżeństwa przybierała różnorakie formy, trudno więc mówić o jakiejkolwiek „tradycji”. W starożytnym Rzymie za akt małżeński wystarczało jedynie słowo „tak”, odpowiadane na prośbę proszącego. W Chinach przez tysiące lat była to prywatna umowa zawierana między rodzinami, bez ingerencji władz i żadnej oficjalnej rejestracji.
Kontrakt zawierany był także w Egipcie i przez długi czas dostępny był jedynie klasom wyższym, a związki kazirodcze były wręcz zalecane. Tradycja małżeńska zmieniała się również w samym chrześcijaństwie. Na początku biblijne małżeństwa były poligamiczne (Księga Wyjścia 21:10), a prawo mojżeszowe dawało możliwość ukamienowania żony, która podczas nocy poślubnej okazała się nie być dziewicą (Księga Powtórzonego Prawa 22:21).
Praktycznie też do 1754 r. brytyjska ceremonia ślubna rzadko odbywała się w kościele i była prowadzona przez duchownego. Zazwyczaj odbywała się przed jakimkolwiek urzędnikiem państwowym. W Londynie największą liczbę małżeństw zawierano w więzieniu Fleet. Dokładnie 300 tygodniowo, co stanowiło 50 proc. małżeństw zawieranych wówczas w stolicy.
Teza o małżeństwie jako koncepcie niezmiennym i tradycyjnym jest więc nieprawdziwa. Na przestrzeni dziejów idea instytucji małżeństwa zmieniała się, ewoluowała i dostosowywała do aktualnych czasów i procesów społecznych. Kiedy społeczeństwa były poligamiczne, sankcjonowała poligamię. Kiedy chodziło o zwykłą umowę ekonomiczno- sojuszniczą, małżeństwo było jedynie przypieczętowaniem kontraktu. Paradoksalnie więc „tradycja małżeńska”, do której włączone zostają w końcu pary jednopłciowe, idealnie wpisuje się w dzisiejszą rzeczywistość, odzwierciedlając nowoczesne, różnorodne, otwarte społeczeństwo, w którym każdy może zawrzeć związek małżeński bez względu na rasę, wyznanie i płeć.
** Wiele razy pisałem absurd kościołów na temat małżeństwa, przejęli je ale sami je nie wymyślili. Tylko ludzie są durni nie chcą wiedzieć prawdę, wierzą jak może ksiądz kłamać on zawsze prawdę mówi. Duża część duchowny do hieny którzy nie mają nic wspólnego z nauczaniem Chrystusa.
Naprawdę czas normalną debatę o związkach homoseksualny, pokazać prawdę. Czas wyjdź do ludzi i rozmawiać z nimi. Po dzięki rozmowie i edukacji coś zmieni się inaczej nic nie zmieni się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz