Gazeta Wyborcza: Czy geje, lesbijki, transseksualiści mają czego szukać w Kościele katolickim? Czy teologia queer to idea przyszłości, czy niszowy wymysł grupki katolickich liberałów skazany z góry na klęskę?
Dyskusja nad problemem homoseksualizm versus katolicyzm w „Znaku” (grudzień 2011) jest prowokacyjna i nowatorska, bo po raz pierwszy stawia pytanie nie tylko o to, jak homoseksualistów wtłoczyć w teologiczne ramki, ale co na teologii queer może skorzystać tradycyjny heteroseksualny katolik. „Problemem wyjściowym nie jest żaden »pobożny gej” ani »pobożna lesbijka « i ich »przesłanie «, ale ważne pytanie: Kim jest Bóg chrześcijańskiego odmieńca, »Innego wśród nas” i czy »normalni” powinni się go obawiać?” - pisze filozof i historyk religii Marek Woszczek. Jego zdaniem „dla chrześcijanina, celebrującego naiwnie swoją »normalność” jako codzienną cnotę, jest to jedno z najbardziej podstawowych pytań, na które musi on odpowiadać”.
Co takiego wnosi do katolicyzmu świadomość obecności obok nas Innego - geja, lesbijki? „Jest to ciągle aktualizowane pytanie o kształt Kościoła: myśląc o Bogu odmieńców, »pedałów «, »lesb” i »dziwadeł «, których nie uwzględniają wzniosłe ekonomie świętości, musimy myśleć o Bogu Jezusa, czyli współczującym Bogu wyrzutków, który wyda niebieską ucztę dla kochających Go »żydowskich kolaborantów « i »prostytutek « wbrew wszelkim prawom i sankcjom Jego własnej Świątyni.( ) Odmieniec i obcy - zdecydowanie psujący swoim sąsiedztwem kody świętości i prawdy - jest w tym sensie niezastępowalną obecnością, najcenniejszym skarbem chrześcijańskiej praktyki teologicznej, jeśli ma ona rzeczywiście pretensje do ukazania jakiegokolwiek uniwersalizmu swojej formuły agape”.
Dzieje teologii queer, które przybliża w "Znaku" Marzena Zdanowska, związane są z dwoma byłymi jezuitami Johnem McNeillem i Robertem Gossem. McNeill wydał w 1976 r. książkę "Kościół a homoseksualizm", w której stawia tezę, że istnieją relacje homoseksualne moralnie dobre. Efekt: zakaz występowania w mediach nałożony przez Kongregację Doktryny Wiary. Ostatecznie McNeilla z zakonu wyrzucono. Goss odszedł sam dwa lata po święceniach, pracował m.in. wśród grup walczących z przemocą wobec homoseksualistów. Jak relacjonuje Zdanowska, Goss miał swoją wizję chrystologii queer: "To chrystologia pisana pośród prawdziwego cierpienia i prześladowań, natomiast chrystologia tradycyjna tworzona jest przez ludzi posiadających władzę i przywileje". Nietrudno więc zrozumieć, co w teologii proponowanej przez Gossa bulwersowało Kościół: uważał, że koncepcja Chrystusa oparta na współczuciu, ignorowaniu konwenansów i hierarchicznej struktury to dobry przykład queerowania w teologii.
Zdanowska słusznie zauważa, że "przez swoją radykalną otwartość na każdego człowieka nurt queer rzuca katolicyzmowi istotne wyzwanie - stawia pytanie o to, w jaki sposób teologia katolicka pozwala na tworzenie tak wielu grup ludzi wierzących, którzy nie mogą w pełni uczestniczyć w życiu Kościoła".
Chociaż katechizm Kościoła katolickiego mówi jasno, że wobec homoseksualistów trzeba unikać "niesłusznej dyskryminacji" (notabene, czy może być dyskryminacja słuszna?), raz po raz z ust księży czy świeckich katolików można usłyszeć, że geje to po prostu "ludzie chorzy" (to i tak stosunkowo delikatne określenie). Dlatego zgadzam się z ks. Jackiem Prusakiem, który mówi w "Znaku", że teologia queer będzie "zawsze teorią marginalną w Kościele". Chociaż ks. Prusak dostrzega także jej pozytywne strony: "Ludzie uprawiający teologię queer to osoby wierzące, które próbują znaleźć język opisu dla własnego doświadczenia i przeżywania wiary. To jest dla mnie ważne. Dziś Kościół wzywa do szacunku dla osób homoseksualnych, ale jeszcze niedawno mówił, że należy ich nie tylko marginalizować, ale karać - włącznie z wymierzaniem kary śmierci" - przypomina jezuita.
Mówi też o transseksualistach: "Kościół nie zabrania takim osobom podejmować leczenia. Jeśli transseksualizm jest chorobą, to mamy do czynienia z jakimś cierpieniem. Nie można w takiej sytuacji odmówić komuś prawa do pomocy". To cenna uwaga, zwłaszcza w kontekście kpin z transseksualistów, na jakie pozwalają sobie także duchowni - niedawno na przykład przeczytałam w felietonie pewnego księdza, że Anna Grodzka z Ruchu Palikota to "ani kobieta, ani mężczyzna".
Chyba jednak nie tylko teologia queer, ale i poglądy ks. Prusaka nie mają w Kościele wielkiej siły przebicia.
Tygodnik Powszechny - ks Adam Boniecki: Jeszcze słowo do tematu „Geje i krzyż” z ubiegłego numeru: z jednej strony Kościołowi zarzuca się dyskryminację i przemoc, z drugiej z lubością feruje się wyroki potępienia. Niedawno ktoś czynił mi wyrzuty, że publicznie nie potępiłem związków homoseksualnych!
Najpierw cytat: „W cywilizowanych krajach uprawianie homoseksualizmu nie jest karalne (jeśli, oczywiście, chodzi o ludzi dorosłych i jeśli nie ma gwałtu). Kościół uważa praktyki homoseksualne za moralnie niedozwolone, odwołując się do Starego i Nowego Testamentu, własnej tradycji i własnej teologicznej interpretacji seksualności. Otóż, gdyby Kościół chciał powrócić do prawnego zakazu homoseksualizmu, mógłby być oskarżony o karygodną nietolerancję. Ale organizacje homoseksualistów żądają, żeby Kościół swoje nauczanie odwołał, a to jest przejawem karygodnej nietolerancji w drugą stronę. W Anglii były przypadki demonstracji i ataków na kościoły w tej sprawie. Jeśli niektórzy homoseksualiści twierdzą, że Kościół błądzi, mogą z niego wystąpić, nic im nie grozi; ale gdy chcą własne opinie hałaśliwie i agresywnie Kościołowi narzucać, nie bronią tolerancji, lecz nietolerancję propagują. Tolerancja jest skuteczna, gdy jest obustronna” (Leszek Kołakowski „Mini wykłady o maxi sprawach”, rozdział „O tolerancji”).
Chciałbym, żeby spokojne spojrzenie filozofa spłynęło jak oliwa na wzburzone umysły. Niestety bowiem w dyskusji na ten temat z reguły dochodzą do głosu złe emocje. Z jednej strony Kościołowi zarzuca się dyskryminację i przemoc, z drugiej (nie tyle kościelnej, co uważającej się za stronę kościelną) z lubością feruje się wyroki potępienia. Niedawno ktoś czynił mi wyrzuty, że w publicznej rozmowie na ten temat nie potępiłem związków homoseksualnych!
Tymczasem Kościół, wypowiadając się dziś na temat homoseksualizmu, jest w słowach powściągliwy. W jego dokumentach (przedstawił je w poprzednim numerze ks. Jacek Prusak) nie znalazłem słowa „potępienie”. Ks. Prusak pisze m.in. o przyjętym w Kościele rozróżnieniu między „byciem homoseksualistą”, co nie jest grzechem, a „uprawianiem seksu homoseksualnego” (co jest grzechem) oraz o tym, że Kościół się sprzeciwia homofobii, ale też jest przeciwny równouprawnieniu homoseksualistów w prawie cywilnym. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o „nieuporządkowaniu” i uznaje, że dla większości z osób, które przejawiają „głęboko osadzone skłonności homoseksualne” stanowią one „trudne doświadczenie”. „Powinno się traktować te osoby z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji”
(KKK 2358). „Brak akceptacji życia w związkach homoseksualnych nie jest ze strony Kościoła przejawem dyskryminacji, lecz wierności porządkowi społecznemu, jaki wskazuje Biblia” – powiedział w rozmowie z redaktorami „Znaku” (grudzień 2011) ks. Jacek Prusak. W tej rozmowie, jak i w cytowanym artykule w „Tygodniku”, ks. Prusak ukazuje stanowisko Kościoła, nie kryjąc, że „przeciwstawia się [on] inżynierii społecznej, jaką uprawiają protagoniści teorii społecznych domagających się pełnej akceptacji wszystkich postulatów płynnych tożsamości seksualnych. Z tego punktu widzenia nie zgadza się na dyktaturę »poprawności politycznej«, którą jest ideologia genderowa szukająca prawnej legitymizacji w demokracji liberalnej. To są – stwierdza ks. Prusak – fundamentalne rozstrzygnięcia”.
Wymogi moralności katolickiej, zresztą nie tylko w tej materii, bywają trudne do przyjęcia. Jeżeli niektóre z nich w miarę rozwoju nauk o człowieku podlegają ewolucji, to zasady pozostają niezmienne. Kościół – pozostając społecznością ludzi sprowadzonych z rozstajnych dróg (Mt 22, 9), ludzi nie świętych, raczej grzeszników, aspirujących, czasem dość nieporadnie, do świętości – nie ma złudzeń. Nie zacierając różnicy między złem a dobrem, nie ekskomunikuje, to znaczy nie wyklucza ze swojej wspólnoty grzeszników. Wzywa do nawrócenia, choć może się wydawać anachroniczny w swoim nawoływaniu do pełnienia woli Bożej, we wzywaniu osób homoseksualnych do wstrzemięźliwości płciowej.
Zasada potępiania zła, a niepotępiania człowieka na pierwszy rzut oka wydaje się prosta. Prosta jednak jest wtedy, gdy odnosimy ją do siebie („Nie potępiajcie mnie. Owszem, grzeszę, ale w istocie nie jestem złym człowiekiem”). Kiedy mamy do czynienia z innym, okazuje się jednak dość trudna.
Dodatkowo list od Wiary i Tęczy też umieścili na swojej stronie Tygodnik Powszechny.
Nawet nie skomentuje szkoda moi słów, nie mam sił na kościół katolicki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz